sobota, 31 stycznia 2009

"Ogród Letni"

Skończyłam trylogię Paulliny Simons!
Czuję się zmęczona, bo czytałam przez ostatnie 11 godzin bez najmniejszej przerwy.
I nie wiem co napisać. Nie wiem co myśleć. Przez ostatnie dni żyłam w świecie Tatiany i Aleksandra, a teraz ten świat się skończył. Już nie będzie dalszego ciągu. Z drugiej strony... zostało już powiedziane wszystko, dalszy ciąg jest niepotrzebny. A jednak przykro mi się z nimi rozstawać.




Jest rok 1946. Tatiana i Aleksander chcą wreszcie żyć jak normalna rodzina. Bardzo kochają swego małego synka Anthony'ego, lecz nie potrafią cieszyć się sobą. Przytłoczeni bagażem tragicznych wspomnień, przemierzają Amerykę mieszkalnym samochodem, uciekając przed demonami przeszłości i "zimną wojną". O Aleksandra, niedawno radzieckiego oficera, pytają już w Waszyngtonie...






 "Ogród Letni" jest książką zupełnie inną niż dwa poprzednie tomy. Tutaj bohaterowie nie walczą o życie, muszą się zmierzyć nie z jakimś zewnętrznym wrogiem, ale z własnymi demonami. Na wojnie przeżyli rzeczy straszne. Trudno im wrócić do normalności. Jak to określił Aleksander - są "skażeni gułagiem". "Ogród Letni" to książka nietypowa również dlatego, że opowiada o miłości, ale już po słowach "i żyli długo i szczęśliwie". Opowiada o codzienności Tatiany i Aleksandra, o ich problemach, wyzwaniach, przed którymi stają, o szacunku, odpowiedzialności, o zależnościach, pragnieniach, pokusach, wychowaniu dzieci.  Dzięki temu ta powieść jest taka prawdziwa i wiarygodna dla mnie.
Oczywiście elementy, które drażniły mnie w poprzednich dwóch tomach występują również i w trzecim. Stereotypowe podejście do męskości i kobiecości (np. ona drobniutka i uległa, on potężny i dominujący), sceny erotyczne z falującymi piersiami, drżącym ciałem, itp., niektóre dialogi jakby żywcem wyjęte z typowych romasideł dla pań znudzonych i marzących o wielkiej, ponadczasowej miłości, i namiętności. Ale w tej części zniosłam to dużo lepiej niż w poprzednich. Nie wiem dlaczego. Może już się przyzwyczaiłam do stylu autorki? W każdym razie w tej książce nie opuściłam ani jednego fragmentu. Czytałam całość z zainteresowaniem i emocjami, choć oczywiście bez łez. Ale ja rzadko płaczę, więc to nie jest żaden wyznacznik.
Jestem pełna podziwu dla autorki, że stworzyła tak wielką historię, która zaczyna się w latach trzydziestych XX w., opowiada o początkach ZSRR, o stalinowskim terrorze, o II wojnie światowej, potem o zimnej wojnie. Z dużą wiedzą kreśli autorka obraz amerykańskiego społeczeństwa lat pięćdziesiątych, potem znów wojna w Wietnamie, kolejne zmiany społeczne, na końcu występuje nawet postać koszykarza z kolczykiem w języku, bowiem powieść kończy się już w nowym millenium.
Jeśli miałabym zakwalifikować tę książkę do jakiejś kategorii miałaby z tym problem. Nie wiem, czy to jest romans, powieść obyczajowa, historyczna, wojenna, czy erotyczna. Wszystkiego tu po trochu. Wiem jednak jedno - bardzo dobrze się ją czyta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz