sobota, 14 lutego 2009

Seans filmowy

Mój szwagier wymarzył sobie prawdziwe kino domowe. Przez ostatnie tygodnie rękami ekipy remontowej kuł, wiercił, szpachlował i malował. W efekcie, w małym mieszkaniu w bloku, w największym pokoju powstała w pełni profesjonalna sala kinowa. Dziś byliśmy na projekcji. Wybrałam film pt. "Droga do szczęścia", w świetnej obsadzie: Kate Winslet i Leonardo DiCaprio.




W internecie przeczytałam, że to melodramat, ale to chyba jakaś pomyłka, albo ja zupełnie co innego rozumiem pod tym pojęciem. Dla mnie to był dramat. Dramat w najlepszym wydaniu. Jak "Godziny" sprzed kilku lat. Bardzo podobny klimat i tematyka. Ameryka, lata pięćdziesiąte. Ludzie wtłoczeni w normy obyczajowe, którym nie potrafią sprostać. Frustracja, rozczarowanie i beznadziejna pustka. Gospodyni domowa, która dusi się w swoim pięknym, białym domku na przedmieściach, prowadząc dom i wychowując dwójkę dzieci. Mąż, który codziennie wychodzi do swojej dobrze płatnej, nudnej i znienawidzonej pracy, by zapewnić rodzinie byt. Mają wszystko, czego porządna amerykańska rodzina potrzebuje do szczęścia. Dlaczego więc nie są szczęśliwi?



Biały domek okazuje się ciasny i niewygodny. Nudna praca, choć zapewnia utrzymanie nie daje żadnej satysfakcji. Bohaterowie postanawiają zmienić swoje życie, odnaleźć w sobie to, dzięki czemu się pokochali - pasję, marzenia, bezkompromisowość, wyjątkowość. Planują wyjechać do Paryża i tam, z dala od amerykańskiego mitu o szczęśliwej rodzinie, żyć swoim życiem spełniając się. Ale dzieje się coś nieoczekiwanego - nagle pan Wheeler zostaje doceniony w pracy, dostaje awans i podwyżkę, a pani Wheeler zachodzi w ciążę. Pan Wheeler nie chce już wyjeżdżać. Twierdzi, iż teraz również w Ameryce mogą wieść interesujące życie, będą mieć przecież więcej pieniędzy! Co rezygnacja z nowego życia w Paryżu będzie oznaczać dla Pani Wheeler? Pani Wheeler będzie mogła pochwalić się droższym tosterem, może zmywarką do naczyń, wakacjami w atrakcyjnych miejscach. Może nawet będą mogli przeprowadzić się do lepszej dzielnicy, gdzie domki są większe i bielsze, a trawniki bardziej zielone. Ale jej życie tak naprawdę nie zmieni się. Pani Wheeler uświadamia sobie, że tkwi w pułapce ze złota, z której nie ma ucieczki. Nikogo nie interesuje to, czego ona potrzebuje. Jest elementem wystroju małego białego domku, potwierdzeniem sukcesu zawodowego swego męża. Pani Wheeler widzi swoją przyszłość - każdy kolejny dzień swego życia. Taki sam jak poprzedni. Beznadziejnie pusty.
Nie będę zdradzać zakończenia. Powiem tylko, że jestem głęboko poruszona tym filmem. Co prawda temat nie jest nowy. Opowiedziane w filmie emocje przeżywały miliony kobiet w Ameryce lat pięćdziesiątych i na pewno wielu mężczyzn. Mężczyźni byli niewolnikami nieciekawych lecz dobrze płatnych posad, kobiety były więźniami swojego bezpiecznego lecz pustego życia w domach na przedmieściach. Jedni i drudzy poświęcali niepewne marzenia młodości w zamian za bezpieczeństwo i stabilizację. Ale to kobiety płaciły wyższą cenę za to poświęcenie. Płaciły depresjami, załamaniami nerwowymi, samobójstwami.
Jeżeli dziś ktoś mówi o jedynej, naturalnej roli kobiety - gospodyni domowej, matki, żony - mam ochotę krzyczeć: ludzie, to już było w Ameryce lat pięćdziesiątych! Było i się nie sprawdziło. Precz z konformizmem! Niech żyje odwaga w zachowaniach i poglądach oraz gotowość do przeżycia swego życia według własnej na nie recepty!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz