piątek, 20 marca 2009

"Parszywy weekend"

W ferworze wydarzeń dnia codziennego umknęła mi jedna książka, którą ostatnio przeczytałam. Była krótka i „połknęłam” ją w zaledwie jeden dzień. To trochę usprawiedliwia fakt, że o niej zapomniałam. Ale zrobiła na mnie wrażenie.

„Parszywy weekend” Helen Zahavi, to, jak przeczytałam na okładce, „opowieść o Belli, która pewnego dnia stwierdziła, że ma dość. Jedni ludzie dobrze sobie radzą w życiu, inni źle. Bella należała do tych drugich. ... ale nauczyła się przegrywać. Chciała tylko, żeby ją zostawili w spokoju... Wiodła nudny, szary żywot. I nic by się nie zmieniło, gdyby nie pewien obserwujący ją mężczyzna. Nie miał dość rozsądku, by zapomnieć o niej, kiedy przestała odsłaniać okno... „.
Na okładce przeczytałam również, że jest to powieść kobiety o kobiecie dla kobiet wyłącznie. Hm, pomyślałam zaintrygowana. Czyli, że co? O miłości będzie? Sądząc z użytego w tytule słowa „parszywy”, może o nieszczęśliwej miłości? Tak, czy inaczej postanowiłam to sprawdzić i wypożyczyłam tę lekturę. Jej treść była dla mnie wielkim zaskoczeniem. W najprostszych słowach jest to historia o przemianie ofiary w drapieżnika. Czytając ją wyraźnie czułam bunt, gniew i desperację głównej bohaterki, a także mściwą satysfakcję, gdy agresorzy orientowali się, jak mylne było ich przekonanie o słabości i bezbronności swojej ofiary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz