czwartek, 19 marca 2009

Tak sobie

Przyjrzałam się dziś swojemu blogowi. Niezupełnie tak go sobie planowałam. Swoje pisanie rozpoczęłam w czasie, gdy więcej tworzyłam, a mniej czytałam. Bardziej żyłam w świecie rzeczywistym niż zmyślonym. W ciągu tych kilku miesięcy zmieniłam się z zapalonej rękodzielniczki w zapaloną czytelniczkę. I biegaczkę. No, robię jeszcze album, to przecież też rękodzieło. Album jest stałą pozycją mojego dnia. Jak zmywanie naczyń po obiedzie. I prawdę mówiąc czuję się już trochę wypalona tym tematem. Być może powinnam sobie zrobić jakiś tydzień przerwy. Przecież mam na tyle czasu. Do 16 maja i tak zdążę go zrobić. Zostały mi jeszcze 54 strony, to jest 27 dni. Muszę przemyśleć kwestię tej przerwy.

Planowałam również, że więcej czasu poświęcę swoim refleksjom i przemyśleniom, tymczasem jakoś tak odechciało mi się w siebie zagłębiać. Płytko ostatnio żyję. Praca, dom, album, bieganie, czytanie... Moje dni są uporządkowane i zaplanowane co do minuty, i póki co tak jest dobrze. Czytanie odrywa mnie od bieżących problemów egzystencjalnych, a bieganie dostarcza niezbędnych dla poprawy nastroju endorfin. Uporządkowany tryb życia korzystnie wpływa w mój stan ducha. Po raz chyba pierwszy w życiu nie myślę o przyszłości. Tak mija mi tydzień za tygodniem. Potrzebuję jeszcze trochę czasu, ale czuję, że będzie dobrze. Powolutku sama wyjdę z zimowej melancholii.

Chciałabym, żeby marzec był bardziej wiosenny, miałabym lepsze warunki do biegania i w ogóle fajnie by było...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz