sobota, 23 maja 2009

Wyczerpujące majowe weekendy

Ostatnie tygodnie w moim życiu pełne były wydarzeń i ludzi. Zaczęło się od wyjazdu do taty do Wrocławia, potem była feta z okazji czterdziestych urodziny mojego męża, a ubiegły weekend spędziliśmy w Cork w Irlandii na komunii mojego bratanka - Oskarka. To ostatnie wydarzenie było dla mnie najbardziej stresujące, bo nie dosyć, że nie czuję się komfortowo w obecności mojej bratowej, to jeszcze byłam zmuszona udzielać się towarzysko na komunijnej imprezie. Przez chwilę ogarnęła mnie nawet panika, że nie dam rady zejść na dół do gości i przebywać wśród ludzi, których przecież zupełnie nie znam. Najchętniej zamknęłabym się w pokoju dzieci i czytała książkę. Mój niezwykle "empatyczny" mąż zamiast mnie jakoś wesprzeć, to tylko nakrzyczał na mnie, że robię cyrk. On nijak nie może zrozumieć tej mojej, jak to nazywa, "fobii społecznej". Ale jakoś wzięłam się w garść i chyba nie dałam nikomu poznać jak bardzo mnie ta sytuacja męczy. Jednak, gdy wreszcie w poniedziałek nad ranem przyjechaliśmy do domu, czułam się całkowicie wyczerpana. Wciąż jeszcze dochodzę do siebie. Na szczęście powrót do uporządkowanego i znanego mi życia działa niezwykle kojąco. A następny wyjazd do Irlandii czeka mnie dopiero za rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz