poniedziałek, 19 lipca 2010

Półmetek

Wczoraj skończył się nasz tydzień na Mazurach, a jednocześnie przeszłością stała się połowa naszego urlopu. Ta zaplanowana połowa. Nie mam pewności co do tego, jak wykorzystamy resztę wolnych dni. Jeśli nie wymyślimy nic konkretnego, ten czas przecieknie mi pewnie przez palce tak, jak dziś. Poniedziałek minął mi bowiem na rozpakowywaniu się, praniu, spacerze z córką, przejrzeniu przy kawie nowo zakupionych gazetek robótkowych, dzieleniu się mazurskimi wrażeniami oraz na przeglądaniu i edycji zrobionych na wyjeździe zdjęć. A teraz patrzę w okno i nie mogę uwierzyć, że zrobiło się już ciemno. Kiedy to się stało?! Wydaje mi się, że ledwie przed momentem zasiadłam do komputera, a to minęło już kilka godzin!

Ku pamięci kilka fotek z mojego mazurskiego urlopu.

Największa frajda - rowerki! Nieważne, czy pedałowaliśmy po drodze asfaltowej, leśnych bezdrożach, czy jeziorze. Rowerowanie sprawdza się w każdych warunkach i w każdą pogodę:

Największa frajda - rowerki
Zamek krzyżacki w Nidzicy 
A na koniec gorący piątek w Grunwaldzie:

Grunwald 600 lat po bitwie
Właściwie to planowaliśmy być na głównych obchodach w sobotę. W piątek miał być tylko rekonesans, jednak po tym, czego tam doświadczyliśmy tego dnia, stwierdziliśmy, że na więcej nie mamy siły, tym bardziej, iż spodziewaliśmy się, że w sobotę może być jeszcze gorzej. Po pierwsze upał, po drugie tłok, po trzecie korki. W sumie korki w drodze powrotnej były najbardziej dokuczliwe. Ale poza tym było oczywiście wspaniale. Naprawdę czułam ducha historii! Była osada średniowieczna i średniowieczny jarmark, a na nim rzemieślnicy wyrabiający różne rzeczy tradycyjnymi technikami. Czerpano papier, pleciono wiklinę, wyrabiano strzały i biżuterię. Uliczni grajkowie grali na starodawnych instrumentach. Skosztowałam rycerskiego ciemnego kwasu chlebowego i staropolskich obwarzanków, które rozdawano gościom z wielkiego wiklinowego kosza. Całe rodziny chodziły ubrane w stroje z epoki. Na koniec obejrzałam próbę inscenizacji bitwy, która co prawda nie była specjalnie ciekawym widowiskiem, ale gdy z głośników popłynęła "Bogurodzica", to mimo upału dostałam gęsiej skórki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz