czwartek, 28 kwietnia 2011

Dla Tymianka:)

Mój najmłodszy bratanek otrzymał już prezent, który dla niego zrobiłam, a to znaczy, że mogę już opublikować swoją pracę.

Kocyk, to prosta robótka, ale lalkę robiłam pierwszy raz w życiu. Trochę się obawiałam, jak mi wyjdzie, ale na szczęście okazało się, że w robocie jest to prostsza rzecz, niż na to wygląda. I powiem jeszcze, że według relacji świadków, na widok dzierganej przytulanki mały Tymi uśmiechnął się od ucha do ucha:D. To podobno jeszcze nie był tak do końca świadomy uśmiech, ale myślę sobie, że razem z przytulanką mój bratanek dostał też wszystkie moje pozytywne i ciepłe uczucia, z którymi ten drobny upominek dla niego szykowałam:).


Przepis na kocyk i lalkę znalazłam w Dropsie.

Przerabiałam podwójną nitką Dalii (Anilux).


Komentarze
2011/04/28 21:06:41
Droga Ren-yu dziwna sprawa, bo właśnie czytałam na blogu Ori -(Pełnia lata w domu Tymianka w moich ulubionych) o psie, którego losy śledziło wiele osób i właśnie napisała, że mu się nie udało, więc ryczę jak bawół a zaraz potem pokazał się Twój wpis z tytułem, że w pierwszej chwili byłam zdezorientowana a jak przeczytałam i zobaczyłam, co zrobiłaś to się rozchmurzyłam, bo Twój chłopaczek jest taki pełen ciepła i radości. Taki fajny zbieg okoliczności. Sama zobacz, bo wasze wpisy są obok siebie.
Pozdrawiam i życzę Ci więcej takich dobrych omenów.
Grażyna
2011/04/28 22:22:46
Grażyno, Tymianek, to od Tymoteusza. Mój brat wymyślił to zdrobnienie, a mnie się strasznie spodobało i z ochotą go podchwyciłam.

Na blogu "Pełnia lata w domu Tymianka" byłam już kiedyś; trafiłam tam właśnie z Twoich linków. Bardzo wzruszający. Prawdę mówiąc nie mam dość sił, by śledzić go na bieżąco. Gdybym to robiła, to z pewnością również ryczałabym dziś jak bawół:(.

Cieszę się jednak, że mój wpis rozchmurzył Cię trochę po tej smutnej wiadomości.
Gość: Daria, 84-203-33-85.mysmart.ie
2011/04/28 22:56:12
W imieniu Tymianka ( pseudonim wymyslony przez twojá bratowa) jeszcze raz dziekujemy za prezent :-)
2011/04/29 07:55:27
No popatrz, a Wojtek mówił, ze to on wymyślił:D
Uzurpator jeden;)
2011/04/30 22:01:34
Lalka jest śliczna!
Aż zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest mój kot (podobna konstrukcja), którego w zamierzchłych czasach podarowała mi moja babcia.
2011/05/01 12:27:00
Podobną lalkę miał mój syn, sypiał z nią do piątego roku życia, choć dziś nie chce o tym słyszeć :) Śliczne rzeczy wyczarowujesz :)
2011/05/02 11:55:16
Miło by było, gdyby Tymiankowa lalka też obrosła w swoją historię:)

Ech..., z wiekiem jakaś taka sentymentalna się robię:P
2011/05/02 23:52:53
Świetny pledzik, a towarzysząca mu maskotka urocza. Na pewno sprawiły dziecku wiele radości.
Gość: jja, h230120.net.pulawy.pl
2011/05/05 20:06:13
Pierwsze skojarzenie: ten ludek wygląda jak "Czesio"! ;)

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Krótki kurs odpoczywania

1. Znaleźć miękkie i ciepłe miejsce do leżenia; najlepiej na świeżym powietrzu.
2. Słońce jest dobre, ale umiarkowny cień jeszcze lepszy.


3. Zwinąć się w kłębuszek, albo wyciągnąć... wszystko jedno, co kto lubi.
4. Zadbać o odpowiednie, nieabsorbujące i nienachalne towarzystwo.


5. Nie myśleć o niczym; wsłuchać się w naturalne odgłosy przyrody (zignorować dobiegający z ulicy hałas przejeżdżających samochodów).
6. Nieśpiesznie i ze smakiem delektować się doskonałością tej krótkiej chwili spokoju, beztroski i błogości.


Koty wiedzą co dobre...
Ja też wiem. Dziś odpoczywam:)


Komentarze
2011/04/26 16:22:22
Ja bym jeszcze dodała:
7. Robić tak co najmniej jeden raz na dzień;P
2011/04/26 20:09:48
No właśnie, Sowo, gdyby tak się dało...
Wczoraj odpoczywałam z kotami, a dziś mogłam tylko popatrzeć na nie z zazdrością;).
I powiem tylko, że najbardziej wkurzającą chwilą poranka jest moment, gdy rano, zmuszona obowiązkami, zwlekam się z łóżka, podczas gdy koty rozkosznie się wówczas przeciągają, patrzą na mnie leniwym rozespanym wzrokiem, po czym na powrót układają się wygodnie w miękkościach i kontynuują błogą drzemkę:P.
I kto tak naprawdę jest panem świata?
2011/04/28 07:48:07
Koty cokolwiek robią działają uspokajająco i bardzo lubię patrzeć jak śpią, jedzą, rozglądają się. Pod warunkiem, że mój wariat nie jest właśnie w transie. Zazdroszczę poważnych, dojrzałych kotów.
Pozdrawiam
Grażyna
2011/04/28 19:45:21
Dojrzałe, ale głupawki wciąż im się przytrafiają. Tygryska czasami walczy i złości się na swój ogon. Przezabawnie to wygląda:). A Fredka, gdy jest w nastroju do zabawy, wyciąga sobie z koszyka dekoracyjne szyszki, biega za nimi i rozrzuca je po całym mieszkaniu. Czasami w środek akcji wkracza Brenda ze swoją psią, niespożytą chęcią do zabawy...
Też uwielbiam patrzeć na swój mały zwierzyniec:), to rzeczywiście bardzo kojące. Najlepszy antydepresant i środek odstresowujący:)

piątek, 22 kwietnia 2011

Stroik

Zwykle nie robię świątecznych dekoracji, ale spodobała mi się skrzyneczka z gałązek znaleziona w tej książce:


W rozdziale poświęconym ozdobom z materiałów naturalnych opisano krok po kroku, jak taką skrzyneczkę wykonać. Nie było to nic skomplikowanego. Potrzebne były zaledwie kilka gałązek, drut i wiertarka.

No to zrobiłam. A ponieważ nie bardzo miałam pomysł, czym moją skrzyneczkę wypełnić, to włożyłam do niej drewniane jaja w szydełkowych koszulkach:


Nie jest to świeża praca, ale dziś bardzo na temat:).

Wesołych Świąt!


Komentarze
2011/04/22 19:23:57
Fajna! Taka zagródka dla jajek:)
2011/04/24 12:18:46
Zagródka? Fajne skojarzenie:) Podobają mi się takie swojskie klimaty:)
2011/04/24 14:27:12
Skrzyneczka bardzo ładna i na wiele dekoracyjnych okazji na pewno się przyda, ale mnie zachwyciły te "sweterki" na jajkach!
2011/04/25 19:28:52
Sweterki powstały przypadkiem, bo jajka drewniane w dekupażowych celach zostały zakupione. Ale szydełkiem jakoś tak łatwiej i szybciej:)
2011/04/25 19:50:07
Bardzo ładna dekoracja wielkanocna - gratuluję pomysłu.
2011/04/25 23:22:21
Dziękuję Antonino:)
2011/04/28 07:43:11
Świetne. Tyle jaj widziałam, ale takich jeszcze nie widziałam.
Grażyna
Gość: aleksandra17-88, 78-131-226-54.tktelekom.pl
2011/05/13 22:03:12
Ślicznie :) PS: Książka fajna, też ją mam :)

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Uwaga na Bucikowo.pl

Zabierałam już na swoim blogu głos jako pasjonatka rękodzieła, matka, żona i obywatelka, a dziś odezwę się jako konsumentka. A konkretnie nabita w butelkę konsumentka.

Historia nabijania w butelkę zaczęła się na początku stycznia kiedy to zachorowałam na te botki:


Niestety, w czasie, gdy postanowiłam je sobie kupić, okazały się być towarem niedostępnym, co spowodowało gwałtowne zaostrzenie mojej choroby. Wymarzonych butów szukałam wszędzie i wszędzie spotykałam ten sam opis: "niedostępne". Już prawie zwątpiłam w sukces i zdawałoby się powoli zaczęłam wracać do zdrowia, gdy nieoczekiwanie znalazłam je - blisko, bliziuteńko, prawie na wyciągnięcie ręki - w polskim sklepie internetowym Bucikowo.pl. Mój model, kolor, rozmiar i opis: dostępne. To były dla mnie wówczas jedyne ważne informacje.

Z wykształcenia jestem ekonomistką ze specjalizacją z marketingu. Wiem jak działa ten mechanizm - towar jest tym bardziej pożądany, im bardziej niedostępny. Uczyłam się o nim. Sama niejednokrotnie stosuję go w swojej pracy. Dlatego naprawdę nie wiem, jakim cudem sama mogłam tak ogłupieć?! - gdy tylko zobaczyłam "swoje" buty na Bucikowie bez wahania kliknęłam "do koszyka" po czym bezzwłocznie wysłałam przelew. Bez sprawdzenia podstawowych informacji o sklepie: adresu, możliwości kontaktu z obsługą i opinii na temat ich działalności.

Na drugi dzień dostałam maila zwrotnego, w którym zawiadamiano mnie, że pieniądze zostały zaksięgowane, a paczka z moimi butami jest już w drodze. Cała uszczęśliwiona niecierpliwie oczekiwałam na dostawę. Tymczasem minęły dwa dni, a paczka nie nadeszła. Zaniepokojona zadzwoniłam, by zapytać co się stało. (Jak się później okazało był to mój jedyny udany kontakt telefoniczny z obsługą sklepu. Później zawsze już tylko słyszałam w słuchawce, że abonent jest nieosiągalny, i że mogę zostawić wiadomość.) Bardzo miła pani poinformowała mnie, że moje buty co prawda były dostępne, ale nie w Polsce, tylko u dostawcy w USA i na moje zamówienie zostaną one stamtąd sprowadzone. Transport, sprawy celne,... itp. mogą zająć do 28 dni roboczych. Poirytowana zwróciłam uwagę, że dla mnie opis "dostępne" nie znaczy wcale, że towar jest dostępny gdzieś na świecie, tylko w tym konkretnym miejscu, w którym składam zamówienie, na co pani udzieliła mi dalszych wyjaśnień, że dostępne w Polsce jest tylko to obuwie, przy których nazwie pisze "w Polsce". Przy nazwie moich botków oczywiście nic takiego nie pisało. Nie tłumaczyłam już pani, że przecież nie przeglądałam oferty całego sklepu, żeby zobaczyć tę "drobną" różnicę w dostępności, że widziałam tylko ten jeden interesujący mnie model z opisem "dostępny", i że byłam tak zaślepiona chęcią zakupu, że nie przeczytałam nawet regulaminu.

Podziękowałam za informację i pomyślałam, że skoro w tak nieodpowiedzialny sposób dokonałam zakupu, to teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko uzbroić się w cierpliwość i czekać. Ale umówiony termin minął, a moje botki nie nadeszły. Próbowałam dodzwonić się do sklepu, ale bezskutecznie. Wysłałam mail. Dostałam grzeczną odpowiedź, że sklep przeprasza, za niezależne opóźnienie, i że zamówiony towar dotrze do kilkunastu dni. Poczekałam kolejne kilkanaście dni i wysłałam kolejny mail. Znów dostałam grzeczną odpowiedź z przeprosinami. Wtedy dopiero zaczęłam szukać w sieci informacji o Bucikowie. Okazało się, że całe mnóstwo osób jest niezadowolonych z transakcji. Niektórzy czekają po pół roku i dłużej na zamówione obuwie i bezskutecznie domagają się zwrotu zapłaconej kwoty. Wielu osobom przychodzą buty zupełnie niezgodne z zamówieniem, jakby jakiś pijany sklepikarz siedział i pakował w paczki co popadnie z magazynu. Z firmą nie ma kontaktu. Podany jest tylko adres w USA, numer skrzynki pocztowej w Sieradzu i numer infolinii, który nie odpowiada. Co prawda jest kontakt mailowy, ale co ludziom po kolejnych grzecznych przeprosinach, gdy mają poczucie wtopionej gotówki? Tak jak ja.

Wysłałam kolejny mail z pytaniem o możliwość zwrotu zapłaconej kwoty. Dostałam grzeczną (a jakże!) odpowiedź z prośbą o podanie numeru konta. Podałam. Minęło kolejne dwa tygodnie ciszy w temacie. I nagle, kilka dni temu, całkiem nieoczekiwanie zadzwonił kurier, że ma dla mnie przesyłkę. A jednak uczciwi - pomyślałam z ulgą. Może i niesolidni, ale przynajmniej uczciwi. Jednak moja radość trwała jedynie do momentu otworzenia paczki, kiedy to okazało się, że z zamawianego przeze mnie modelu, koloru i rozmiaru zgadza się tylko model.

Tak więc u progu wiosny udało mi się zostać właścicielką zeszłosezonowych jesienno-zimowych botków w nieswoim rozmiarze (o niewłaściwym kolorze już nie wspomnę). Oczywiście mogę botki zwrócić. Oczywiście na swój koszt. I oczywiście już poniesiony koszt dostawy nie zostałby mi zwrócony, mimo, że pomyłka leży po stronie sklepu - to oni przysłali mi towar niezgodny z zamówieniem. Jednak, po tych wszystkich doświadczeniach, nie zdecyduję się na egzekwowanie swojego prawa do zwrotu źle wydanego towaru. Nie chcę brnąć w dalsze koszty związane z tą transakcją. Mam zresztą spore i uzasadnione wątpliwości, czy w przypadku odesłania przeze mnie botków, sklep rzeczywiście zwróciłby mi pieniądze. Z dwojga złego wolę już mieć niepasujące buty, niż nic. Posiadanie towaru daje wszak nadzieję, że będzie go można jesienią spieniężyć.

Ale tak naprawdę, to już nie o te pieniądze mi się rozchodzi. Dawno już je odżałowałam i pogodziłam się ze stratą. Chodzi o to dojmujące uczucie bezradności i palący wstyd, że sama dałam tak się nabić w butelkę. Nie jestem zwolenniczką obwiniania ofiar za nieszczęścia, które im się przytrafiają, ale w moim przypadku trudno nie zauważyć, że przy odrobinie rozsądku nie byłabym dziś kolejną, wystrychniętą na dudka klientką Bucikowa.


Komentarze

2011/04/18 20:35:43
Zawsze można zgłosić sprawę do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Dodać do tego dokumentację również cudzego niezadowolenia. Poza tym sklep internetowy ma obowiązek zwracania kosztów przesyłki. Nie można puszczać płazem, bo to tylko podbudowuje ich uczucie bezkarności. A wątpię w nagłe wyrzuty sumienia, skruchę i zmianę postępowania.
Tak już trochę dookoła tematu dodam, że właściwie zamiast w szkołach marnować czas na "podstawy przedsiębiorczości", powinno się wbijać prawa konsumenta i uczyć pisania donosów na sklepy (stacjonarne i internetowe). A numer 800 007 707 powinien być powszechnie znany, jak alarmowe.

2011/04/18 21:20:33
Doskonale Cię rozumiem, bo też tak mam jak się bardzo na coś napalę a szkolna wiedza...Tak ja też coś o tym wiem, ale jesteśmy przede wszystkim ludźmi. Masz jeszcze kilka możliwości i możesz też pomyśleć ile dobrych transakcji w życiu zrobiłaś. Internet to świetna sprawa, ale takie sytuacje to jego minus. A buty są bardzo ciekawe i odważne i podziwiam za taki wybór.
Pozdrawiam
Grażyna

2011/04/19 15:49:57
Rebecca.fierce - masz rację, jesteśmy słabo wyedukowani w swoich prawach konsumenckich, ale też mamy małe zaufanie do instytucji, które naszych praw powinny bronić, bo często są one zwyczajnie wydolne. Nawet policja nie może pomóc - osoby, które skarżyły się tam na działalność Bucikowa dowiadywały się, że szkoda jest zbyt mała, by uzasadniała wszczęcie jakiegoś postępowania.
Sprawa jest jeszcze o tyle skomplikowana, że tak naprawdę nie wiem, czy ten sklep jest w ogóle gdziekolwiek zarejestrowaną działalnością gospodarczą. To wygląda tak, jakby osoba prywatna gdzieś w USA zwyczajnie kupowała obuwie w miejscowym sklepie i wysyłała do Polski pod zamówienia. Za takim wnioskiem przemawia fakt, że w mojej przesyłce nie było paragonu.

Grażyno - rzeczywiście robię dużo zakupów przez internet i są to z reguły udane transakcje, zwłaszcza jeśli chodzi o sklepy internetowe. A moja wpadka z Bucikowem... no cóż... nauka kosztuje. Dostałam przykrego prztyczka w nos i na przyszłość zapamiętam, że trzeba sprawdzić nawet najsolidniej wyglądający sklep internetowy. Zwłaszcza, gdy jedyną opcją płatności jest przedpłata.
A co do botków, to ilekroć spojrzę na ich zdjęcie, to czuję, że wciąż mi ich brakuje;).

2011/04/20 08:02:11
Dopiero teraz zauważyłam błąd w swojej wypowiedzi (i dopiero teraz zauważyłam, że w bloxie nie można edytować komentarzy - co za głupota!). Powinno być "mamy małe zaufanie do instytucji, które naszych praw powinny bronić, bo często są one zwyczajnie niewydolne."

2011/04/24 14:25:07
Przykra sytuacja. Dotychczas udało mi się takich uniknąć, ale ja z drugiej strony jestem nadmiernie ostrożna i z tego powodu zdarzało mi się też zaprzepaścić fajne okazje. O bucikowie czytałam już na blogach, właśnie podobne do Twojej historie. Mimo wszystko warto w takich sprawach interweniować, niezmiernie irytuje mnie poczucie bezkarności niektórych sprzedawców w internecie. Znajoma ostatnio kupiła od "zawodowego" sprzedawcy na allegro torebkę która, delikatnie mówiąc, nie odpowiadała opisowi i zdjęciu. Po oświadczeniu drogą mailową, że odstępuje od umowy (ma na to 10 dni) ponieważ towar jest niezgodny z umową, otrzymała maila, w którym oprócz obraźliwych insynuacji była wiadomość, że zwrotów nie ma, a o prawie odstąpienia od umowy sprzedający nie słyszał bo (cytuję) "takiego głupiego prawa w Polsce nie ma " ... Zobaczymy co z tym allegro pocznie.

Gość: Magda, apn-77-114-136-107.dynamic.gprs.plus.pl
2011/05/07 17:52:07
witam wszystkich poszkodowanych przez bucikowo.pl
Ja również zostałam przez nich oszukana. Zamierzam zwrócić się do policji/prokuratury. Będzie łatwiej coś załatwić, w tym ewentualne odszkodowanie jeśli wystąpimy z pozwem zbiorowym. Dlatego proszę wszystkich zainteresowanych o kontakt na:
magdagirl@hotmail.com

2011/06/04 09:24:48
Doskonale Cię rozumiem, bo również zostałam oszukana przez bucikowo.
Jestem studentką prawa i chcę Ci powiedzieć, że prawda jest taka, że (jeżeli masz czas na toczenie sporu) możesz dochodzić swoich uprawnień na podstawie instytucji "niezgodności towaru z umową", przede wszystkim procedura wymiany obuwia w tym przypadku nie powinna odbywać się na Twój koszt. Dodatkowo sprawa się bardziej komplikuje, bo jeżeli żądałaś zwrotu pieniędzy przed wysłaniem obuwia przez bucikowo które nie dochowało terminu realizacji zamówienia, powinnaś otrzymać zwrot pieniędzy. To jest wg mnie ekwiwalent odstąpienia od umowy z powodu niezachowania zastrzeżonych w umowie terminów realizacji zamówienia. Czy nie napisałaś im słów "odstępuję od niniejszej umowy i żądam zwrotu poniesionych kosztów w postaci ..... zł - koszty obuwia i ..... zł - kosztów wysyłki, łącznie ..... zł,( bez/z należnych odsetek ustawowych")??? Szkoda, że w ogóle odebrałaś tę przesyłkę i nie zdążyłaś sprawdzić jej zawartości przy kurierze. Zostałaś oszukana w sposób bardzo bezczelny i nie jako jedyna, bo przejrzałam już wiele opinii o tym sklepie. To jest najwyraźniej codzienna praktyka tej firmy, dlatego tym bardziej jestem zmotywowana do działania w sprawie złożenia pozwu,i to najlepiej zbiorowego oraz przychylam się do poniższego komentarza zamieszczonego przez magdagirl (do której już wysłałam maila). Pozdrawiam serdecznie

Gość: , dzb64.neoplus.adsl.tpnet.pl
2011/07/23 02:04:59
OSZUŚCI !!!! Zamawiałam tam dwa razy, za pierwszym razem wszystko było OK, chociaż długo czekałam na przesyłkę. Za drugim razem naciągnęli mnie na 400 zł ! Odzyskałam pieniądze po dwóch latach walki, tylko dzięki dziennikarzowi, który robił reportaż do gazety. Pisał o niezadowolonych klientach i przekrętach bucikowa. Znam ich taktykę, za pierwszym razem zdobywają zaufanie klienta, przy kolejnym zamówieniu,oszukują. Dziwi mnie tylko, że jeszcze prosperują i że znane, wydawało by się, poważne gazety reklamują złodziei. MAM NADZIEJĘ, ŻE SPLAJTUJĄ.

Gość: , 093105181243.bialystok.vectranet.pl
2011/10/09 11:03:20
Ludzie, trzeba to zakończyc, piszcie maile do redakcji gazet, w których były te buty. Może to dobry temat na poranny program m.in. DDTVN, który oglądają mamy nie mające czasu na zakupy w sklepach. Im tego więcej tym większe szanse na zrobienie czegoś z tą OSZUSTKĄ !!!!!!!! TO NASZE PIENIĄDZE I NIE MOŻEMY TEGO TAK ZOSTAWIĆ !!!!!!!!!

2011/10/11 17:15:36
Kiedyś jakiś portal, w odpowiedzi na skargi oszukanych klientów, poprosił Bucikowo o wyjaśnienia. Pani stwierdziła, że to klientki oszukują, źle zamawiają, źle składają reklamacje i nie mają cierpliwości do czekania na zamówione obuwie, choć przecież wiedzą, że towar jest sprowadzany z zagranicy....
Eh, szkoda czasu, żeby się z nimi awanturować... i tak odwrócą kota ogonem.
Musimy po prostu bardziej zwracać uwagę na to, gdzie kupujemy. Brak możliwości zakupu za pobraniem i skrytka pocztowa zamiast adresu, powinno dyskwalifikować sprzedawcę, niezależnie od tego, jak cudny towar w atrakcyjnej cenie oferuje.

Gość: , ivd75.internetdsl.tpnet.pl
2011/10/18 23:21:23
Witam,
ja też należe do grona osób oszukanych przez ten sklep internetowych. Czekałam rok czasu na zamówine buty badź zwrot pieniędzy. NIC! CISZA! brak odpowiedzi na maile, telefon nie odpowiada. Dzisiaj wreszcie się zebrałam i złożyłam na Policji zawiadomienie o prawdopodobieństwie popełnienie przestępstwa. Mam juz w nosie te 188zł które wpłaciłam, interesuje mnie tylko to że może wreszcie weźnie sie ktoś za dupsko pani Moniki i ta "ŚWIĘTA KROWA" nauczy sie uczciwego traktowanie swoich klientów.

2011/10/19 08:41:55
Ja myślę, że pani Monika zanim nauczy się uczciwego traktowania swoich klientów, to prędzej ich wszystkich straci. Czego jej z całego serca życzę;)
A Tobie życzę oczywiście powodzenia w dochodzeniu swoich praw.

Gość: , acbd133.neoplus.adsl.tpnet.pl
2011/12/28 17:02:39
A ja od siebie życzę, aby pani Monice ktoś połamał nogi za jej "piękne buciki"

Gość: , ksm.net.pl
2012/01/17 16:48:54
proszę napisać jak się do nich dodzwonić czy jst jakiś telefon w Polsce czy tylko w stanach jaki

2012/02/01 12:37:08
Ja też jestem przez nich poszkodowana. Czekam na buty lub zwrot pieniędzy od czerwca ub. roku! Zapraszam wszystkich poszkodowanych na stronę: www.pozywamy-zbiorowo.pl/

2012/02/01 13:15:25
ja mam teraz drobny dylemat z producentem wózków dziecięcych. Rzecz się rozchodzi o drobne 10 złotych :) w sumie bym to olała, ale potraktowali mnie w taki sposób, że zamierzam się upominać o swoje (no powiedzmy bez ponoszenia kosztów - a pisanie maili nic nie kosztuje :)

2012/02/01 13:24:27
Dovera3, ten adres warto zapamiętać. Dzięki.

Czy jest, no to powodzenia:)

Gość: tunia, host-86-111-112-26.tvk.torun.pl
2012/05/11 11:41:38
Kurczę, za późno znalazłam wszystkie te komentarze...też się dałam zrobić na 200 zł jak mała dziewczynka...

2012/05/13 19:14:24
Tunio, przykro mi:(
Ale jak mówi przysłowie: złodziej tylko raz przez wieś przejdzie;)

Gość: nela, public30971.xdsl.centertel.pl
2012/07/08 16:30:42
Teraz oszukuja pod nazwa STYLE UP!! uwazajcie! do tego aktywnie oglaszaja sie i promuja na Facebooku! dlaczego nic nie da sie z tym zrobic? jak mozna tak bezkarnie oszukiwac ludzi!! www.facebook.com/donelmario - obecny wlasciciel tak mi sie wydaje, i znana juz nam wszystkim pani monika wiela www.facebook.com/monika.wiela i strona www.facebook.com/Styleup.me i www.facebook.com/styleupgirl.footwear UWAZAJCIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

2012/07/08 17:20:00
Dzięki za informację. Najwyraźniej prawo jest bezradne wobec tak kreatywnych oszustów, którzy zawsze znajdą sobie jakąś lukę... 

czwartek, 14 kwietnia 2011

Wdzianko z golfem

Dawno, dawno temu, a konkretnie we wrześniu ubiegłego roku, kiedy to przeglądałam sobie w internecie dzianinowe trendy na jesień, w jednym ze sklepów internetowych natknęłam się na przeurocze wdzianko. Spodobało mi się i postanowiłam wydziergać sobie podobne.

Niełatwo mi było ze zdjęcia zorientować się, jak wdzianko zostało zrobione. Przyglądałam się i próbowałam... Prułam, przyglądałam się znów i znów próbowałam... W końcu udało mi się osiągnąć zadowalający rezultat. Ażurowe rękawki, fason, kolor... Wszystko było tak, jak trzeba. Jednak, gdy zmierzyłam gotową robótkę okazało się, że ma ona jedną, ale kolosalną wadę - gryzie. Nie wiem dlaczego. Przecież to tylko akrylowa Dalia z akrylową Sasanką. Dziergałam już z tych włóczek i wcześniej mnie jakoś nie drapały, w każdym razie nie tak dokuczliwie.

Niepraktyczny ciuszek wylądował więc na dnie szafy, a ja powzięłam postanowienie, że kiedyś przerobię go na coś, w czym ostra włóczka nie będzie mi przeszkadzać. Tymczasem jednak odrzucone wdzianko spasowało córce - ją gryzie jakby mniej. Za każdym razem, gdy patrzyłam, jak ładnie i zgrabnie się na niej prezentuje, to było mi szkoda, że ja go nosić nie mogę. Aż w końcu dziś się skusiłam, przemogłam i ubrałam po raz pierwszy. Gryzło i drapało, ale wytrzymałam. A po pracy poprosiłam o udokumentowanie ciuszka, bo choć pewnie rzadko będę go nosić, to jednak zdecydowałam, że pruć nie będę:).



Komentarze
2011/04/14 21:34:14
Po pierwsze: kolor! Ślicznie to razem wygląda. Golfów nie lubię, ale muszę przyznać, że wdzianko bardzo mi się podoba. A jeśli chodzi o drapanie, koleżanka zachwalała mi kiedyś jakiś płyn do prania, który drapiące swetry zmieniał w potulne i przytulne baranki elegancko i z gracją mięciutkie.
2011/04/15 20:56:13
Znakomicie wygląd asz w tym wdzianku. Kolor także świetny. A drapanie- no cóż, bywa, że i akryl jest dość "ostry".
2011/04/15 22:43:10
Antonino, rebecca.fierce - bardzo dziękuję:)
Rzeczywiście z koloru od początku byłam najbardziej zadowolona.

A co do drapania, no to cóż... będę jeszcze próbowała wdzianko oswoić, może złagodnieje:)
2011/04/16 09:46:45
Ekstra. A jak patrzę na Ciebie jak w tym wyglądasz to myślę, że czas na dietę.
Pozdrawiam
Grażyna
2011/04/16 18:28:52
Grażyno, na razie postanowiłam nie dawać rodzinie powodów do pocieszania mnie;).
2011/04/17 09:56:48
Obawiam się, że drapiąca wełna zniechęciłaby mnie do noszenia wdzianka na amen, więc podziwiam Twoją wytrwałość : ) Z drugiej strony, czego się nie zrobi, żeby ponosić fajny ciuch, czasem warto się i poświęcić . Możliwe, że wdzianko przeżyje swój renesans jesienią i jednak częściej będziesz po nie sięgała, bo teraz to jak nic, w Krakowie wiosna idzie!
2011/04/17 17:17:07
Agnieszko u nas tak samo, co przyjmuję z ogromną radością i z tej okazji powoli przymierzam się do wiosennych porządków w szafie - wszelkie golfy i ciepłe dzianiny do pawlaczy!:).

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Niespodzianka

Ostatnie dni nie były dla mnie fajne. Jakby rozwiązał się worek z niekorzystnymi wydarzeniami. Kilka osobistych nieporozumień, nawrót choroby mamy, urzędowe problemy w związku z przebudową kanalizacji na naszej ulicy... A na dodatek jeszcze, wczoraj odwiedził mnie policjant z moim zdjęciem z fotoradaru i z mandatem. Zadzwonił, gdy akurat siadaliśmy z rodziną do poobiedniej kawy. No jak można z takimi sprawami przychodzić do ludzi w niedzielę?!, bo 5 marca przekroczyłam dopuszczalną predkość?!. Już dawno zapomniałam, że gdziekolwiek tego dnia jeździłam... Ale po chwili zastanowienia przypomniałam sobie, że istotnie jechałam, że rzeczywiście zagapiłam się i nie zwolniłam przed cholernym fotoradarem, o którym przecież wiem, że stoi w tym cholernym miejscu! To mój pierwszy w życiu mandat i pierwsze punkty karne.

Najpierw wściekła, potem już tylko rozżalona na siebie i na cały świat, zamknęłam się w swojej osobistej przestrzeni, skąd postanowiłam już do końca życia nie wychodzić. I za nic w świecie nie wsiąść już nigdy za kierownicę!

Ale, gdy wstałam dziś rano, świat wydał mi się już nieco jaśniejszy. Do pracy poszłam piechotą. Trochę jeszcze z powodu wczorajszego postanowienia, ale głównie dlatego, by wyprodukować sobie nieco endorfin, które właśnie w poniedziałki, u progu całego, ciężkiego, pracującego tygodnia przydają się najbardziej. No i jakoś tak się ten poniedziałek potoczył, że im bardziej chmurzyło się za oknem, tym bardziej ja rozchmurzałam się w środku. A gdy po piątej, już prawie w całkiem dobrym nastroju, znalazłam się w domu, czekała na mnie na stole (prócz obiadu, rzecz jasna) niespodzianka - przepyszny deser przygotowany przez moją córkę specjalnie dla mnie na poprawiene humoru (ona wie, że przepadam za goframi):


Deser miał chyba sto tysięcy kalorii i na pewno pójdzie mi w boczki, ale to była naprawdę przepyszna i przemiła niespodzianka.

Moja kochana dziewczynka; strasznie się cieszę, że ją mam:).




A problemy jakoś rozwiążemy i jakoś przeżyjemy. Wszak nie pierwsze i nie ostatnie. Zaczęłam od zapłacenia mandatu:).



Komentarze

2011/04/12 08:11:18
Faktycznie policja nie ma za dobrych manier, ale jak widać refleksje Cię naszły a ich nigdy dość. Gofry widać, że nie tylko kaloryczne, ale i zdrowe, więc widać, że córka rozsądna i fajna dziewczyna i taki gest rzeczywiście może dodać skrzydeł. Oby reszta tego tygodnia była dla Ciebie radośniejsza a z tym domkiem pod lasem? Nigdy nic nie wiadomo.
Grażyna

2011/04/12 12:32:57
Policjant chyba miał nadzieję, że się na kawę niedzielną załapie;)
Takie dołki, o które się potykamy to może po to, żeby najbliżsi mieli okazję pokazać jak bardzo nas kochają. Tak jak Twoja córa:)

2011/04/12 15:26:42
Swoją drogą, to pan policjant był bardzo miły i próbował mi tę wiadomość przekazać w sposób jak najbardziej delikatny. Nawet sam zaczął mnie usprawiedliwiać, że każdemu może się zdarzyć, że wystarczy tylko chwila nieuwagi..., to tylko ja byłam tak wściekła, że w odpowiedzi na pytanie: "czy przyjmuje pani mandat?" wycedziłam jedynie przez zęby "przyjmuję!", a poza tym to nie odezwałam się więcej ani jednym słowem. Taka wredna byłam, o! A dziś mi głupio, że tego nieszczęsnego policjanta potraktowałam tak obcesowo. Co on winny, że taką głupią robotę dostał? Widziałam, w teczce miał więcej takich ładnych zdjęć...

A na myśl o wczorajszej niespodziance i o mojej kochanej córci, do tej pory uśmiecham się radośnie i ze wzruszeniem:).

2011/11/15 14:23:22
Super Córa! Szczerze powiedziawszy nie wyglądasz na mamę takiej dorosłej latorośli :)

2011/11/15 14:51:50
He, he, bo wcześnie zaczęłam;)

czwartek, 7 kwietnia 2011

Pasty strukturalne

Kiedyś, w komentarzu u Graszynki, wspomniałam, że jakiś czas temu trochę eksperymentowałam z pastami strukturalnymi. Obiecałam wstawić zdjęcia tychże eksperymentów. Czas się wywiązać z obietnicy:).

Pasty strukturalne odkryłam w 2006 r. za sprawą tego magazynu:

(To pierwszy numer tego czasopisma i w sumie jedyny, który kupiłam, bo pozostałe poświęcone były już tylko dekoracjom z użyciem farb window color i wycinankom, a te niespecjalnie mnie kręcą).

I było to dla mnie odkrycie niesamowite. Okazało się bowiem, że podobrazia mogą służyć nie tylko artystom-malarzom. Za pomocą past strukturalnych można stworzyć na nich proste obrazy, które dzięki swojej trójwymiarowości mogą być bardzo efektowne.

Pierwszy wykonałam zgodnie z opisem z numeru, z wykorzystaniem pasty gruboziarnistej zakupionej w internetowym sklepie dla plastyków:


A potem była już tylko moja radosna twórczość wg własnych pomysłów:).

W markecie budowlanym kupiłam gładką pastę strukturalną (bo wydała mi się bardziej przyjazna w pracy) i z przyjemnością oddałam się papraniu w niej, tworząc obrazki z przeznaczeniem głównie na prezenty dla bliskich. A ponieważ nie fotografowałam wtedy jeszcze swoich prac, więc nie zostało mi po nich nic, prócz mglistego wspomnienia. W domu zachowały się te mniej udane. Ot, na przykład ta rybka, która nieustannie przypomina mi o tym, że do malowania to ja się jednak nie nadaję;):


Rybka wisi w łazience. Natomiast do tej pory nie znalazłam żadnej ściany, do której pasowałby ten obrazek (motyw kwiatków naniesiony został pastą strukturalną za pomocą szablonu):


Kwiatki leżą sobie pod łóżkiem z innymi rupieciami i czekają na swoje miejsce. Może kiedyś znajdzie się właściwa ściana;).

Pastę strukturalną wykorzystałam również do zaklejenia znaczków firmowych na zakrętkach od słoików po kawie, które następnie zdekupażowałam (jak teraz oglądam te zdjęcia, to myślę sobie, że szkoda, że nie zamalowałam farbą całych zakrętek - to taki luźny wniosek na przyszłość).

 
Całe słoiczki prezentowałam tutaj.

I to tyle moich przygód z pastami strukturalnymi. Niewykluczone, że jeszcze kiedyś do nich wrócę, bo to naprawdę bardzo wdzięczny i dający fajne efekty środek plastyczny.


Komentarze
2011/04/07 21:37:43
Zostałam wywołana do tablicy, więc się zgłaszam. Na razie moja współpraca z pastami przebiega kiepsko, ale podejrzewam, że do pierwszej rzeczy, z której będę zadowolona.
A jeśli chodzi o Ciebie to naprawdę jesteś kobieta pracującą i wielu ciekawych prac się imasz.
Rybka jest niczego sobie i te muszelki a obrazek potrzebuje właściwego otoczenia żeby zajaśnieć. I rzeczywiście szkoda, że nie malowałaś wiek od słoików po kawie po całości, bo te różowo pastelowe są śliczne. No naprawdę zadziwiasz mnie wielością i rozległością rzeczy, które robisz lub robiłaś.
Pozdrawaim
Grażyna
2011/04/08 19:14:16
Dziękuję Grażyno za miłe słowa i życzę, by pasty strukturalne pod Twoimi palcami zawsze właściwie się układały:).
2011/04/11 19:13:06
Z pastami strukturalnymi nigdy dotąd się nie spotkałam. Głupio się przyznać, ale w ogóle nie miałam o nich pojęcia! Wydają mi się bardzo ciekawe, szczególnie w połączeniu z techniką decoupage - jakby namiastka ceramiki, a może i więcej niż namiastka :) Czy to jest coś w rodzaju gipsu ? Można kłaść na każdej powierzchni ? Najbardziej chyba podoba mi się pomysł pasty + decoupage, to zupełnie nowe możliwości :) Poza tym, malować to ja już z pewnością nie potrafię ;)
Pozdrawiam bardzo serdecznie :)
Aga
2011/04/11 20:51:45
Tak, coś w rodzaju gipsu, tylko bardziej elastyczne i bardziej kleiste; nie kruszy się jak gips i dobrze trzyma się podłoża. Myślę, że sprawdziłyby się na każdej powierzchni, choć osobiście kładłam tylko na podobraziach i tekturowych kubeczkach (z rolek po taśmach klejących) wzmocnionych poprzez oklejenie paskami gazety maczanej w rozwodnionym kleju wikolowym.
2011/04/12 10:16:31
No i na plastiku kładłam jeszcze te pasty; zapomniałam o zakrętkach od słoików. Tutaj nie byłam pewna efektu, bo położona warstwa pasty nie była grubsza niż 2-3 mm, ale na szczęście trzyma się wszystko idealnie, mimo że zakrętki są dość miękkie. Teściowa trzyma w tych słoiczkach herbatę i kawę, i codziennie używa, i urazów w materiale nie stwierdziła:).

piątek, 1 kwietnia 2011

Pierogi rodzinne

Mieliśmy dziś wolny piątek. Ja z powodu ubiegłotygodniowej pracującej soboty, mój mąż zaś wziął sobie urlop dla towarzystwa. I właśnie ten piękny wolny piątek postanowiliśmy przeznaczyć na lepienie pierogów.

Całe dwa tygodnie trwały negocjacje odnośnie farszu. Ja chciałam ze szpinakiem, mąż z mięsem, a córka ruskie. Nie mogliśmy się zdecydować, więc w końcu postanowiliśmy zrobić wszystkie trzy. Najpierw pracowaliśmy we dwójkę, a gdy ze szkoły wróciła córka, jeszcze ona wspomogła nas swoimi rękami. I całe szczęście, bo prawdę mówiąc, z każdą kolejną pierogową godziną, coraz bardziej mieliśmy już dosyć tej roboty. Po siedmiu godzinach wspólnego kucharzenia gotowych było ponad trzysta pierogów.

Teraz, już po wszystkim, trochę zmęczona, ale z błogim poczuciem sytości i satysfakcji stwierdzam, że jednak było warto:).


Przepis na ciasto mam z jakiejś starej gazety: 2 szklanki mąki ze szczyptą soli zalać wrzącą wodą (3/4 szklanki), wymieszać w misce, a potem wyrobić. Zawsze wychodzi.

Natomiast farsze robiliśmy "na oko". Na ruskie to wiadomo: ziemniaki, ser, przysmażona cebulka i przyprawy.

Farsz szpinakowy: opakowanie mrożonego szpinaku ugotowaliśmy z dwoma ząbkami czosnku i przyprawami, do tego dodaliśmy przysmażone pieczarki z cebulką, a gdy całość wystygła zmieloną kostkę twarogu i trochę startego, ostrego żółtego sera.

Farsz mięsny: ugotowanego w rosole kurczaka obraliśmy z kości i zmieliliśmy razem z jarzynkami z rosołu. Do masy dodaliśmy pokrojony szczypiorek i przyprawy.


Komentarze
 
2011/04/01 20:46:06
Cudny piątek miałaś. Ja nigdy nie robiłam pierogów, ale Twój przepis jest jeszcze prostszy niż konstrukcja cepa, więc może się wreszcie zdecyduję.
Grażyna
 
2011/04/01 21:27:13
Także robię pierogi podlewając mąkę gorącą wodą. Tyle, że mąki daję "na oko". Nigdy jednak nie robiłam pierogów ze szpinakiem - interesujący przepis, a smak?
 
2011/04/02 10:32:33
Fajne takie spotkania rodzinne przy stolnicy:)
Ja też mam w zamrażarce zwykle zapas pierogów albo krokietów; jedna taka sesje i jest zapas na dłuższy czas:)
 
2011/04/02 14:10:07
Sowo, my też zrobiliśmy sobie zapasik w zamrażarce, ale pewnie szybko go zużyjemy, bo jesteśmy zapalonymi pierogożercami:).

Antonino, farsz szpinakowy do pierogów robiłam po raz pierwszy - smakował super:) Prawdę mówiąc to najbardziej czułam w nim ten ostry ser żółty i czosnek, ale to dobrze, bo sam szpinak jest bez smaku i potrzeba mu czegoś wyrazistego do pary:). Planowałam dodać jeszcze zielone oliwki, ale w końcu zapomniałam... No w każdym razie, poczęstowałam pierogami moją mamę i jej najbardziej smakowały właśnie te szpinakowe.

Grażyno, rzeczywiście nie ma prostszego przepisu na ciasto, polecam z pełną odpowiedzialnością:).
My rzadko lepimy pierogi sami, bo to strasznie czasochłonne, dlatego najczęściej kupujemy gotowe, ale żadne gotowe nie smakują tak dobrze, jak te własnoręcznie i wspólnie zrobione:)
 
2011/04/11 19:19:03
Trzysta pierogów! Ja najwięcej robię ok 70 i już mam dosyć :) Co nadzienia, to bardzo polecam w tradycyjnych ruskich dodać do farszu miętę. Najlepsza jest świeża, prosto z ogródka. Ponieważ ja takowego nie posiadam, dodaję suszoną miętę z Herbapolu, kupowaną w aptece ( jakoś mam przekonanie, że zawsze jest dobrej jakości). Otóż tę miętę należy dość drobno posiekać, lub rozkruszyć, w ilości "na oko" , może tyle co cebulki (zamiast!) i normalnie jak zwykle zrobić pierogi. Moim zdaniem mają niesamowity, niepowtarzalny smak. Moja babcia zawsze takie robiła :) Na początek, z ostrożności możesz spróbować tylko na kilku sztukach :)
 
2011/04/11 20:43:37
Mięta ZAMIAST cebulki :o? Ruskie bez cebulki :o?
Z pewną dozą nieśmiałości:), ale spróbuję.
Ale po wierzchu można polać tłuszczem z cebulką?
 
2011/04/11 21:23:06
Po wierzchu - co dusza zapragnie :) I odsmażanko, oczywiście :)