czwartek, 27 października 2011

"Drugie życie Bree Tanner"

Książkę Stephenie Meyer "Drugie życie Bree Tanner" dostałam od koleżanki, która uznała, że uzupełni w ten sposób moją "Zmierzchową" kolekcję. I bardzo słusznie, bo po pierwsze jestem fanką Sagi o losach Belli, Edwarda i ich przyjaciół (taką już okrzepłą fanką, która co prawda dostrzega mankamenty w powieści i bohaterach, ale przywiązała się do nich przez sam fakt długiego z nimi obcowania), a po drugie jestem też fanką samej autorki, która intryguje mnie, jako osoba i pisarka po prostu.

Wymyślanie i opowiadanie historii nie jest łatwą sztuką. Przekonałam się o tym na własnej skórze, gdy próbowałam, dawno temu, opowiadać mojej córce bajki, które kiedyś opowiadała mi babcia. Niby je znałam, niby pamiętałam, a jednak okazało się, że bajanie nijak mi nie idzie. Co chwilę urywałam, zastanawiałam się, co dalej, nie umiałam wypełnić szczegółami opowiadanej historii. W moim wykonaniu opowieści były krótkie, pozbawione płynności oraz wszelkiej fantazji. Nic więc dziwnego, że od tamtego czasu osoby z fantazją strasznie mi imponują. A właściwie to myślę, że imponowały mi od zawsze, bo niby z jakiego innego powodu moimi trzema ulubionymi postaciami literackimi są: Ania z Zielonego Wzgórza - w przyszłości pisarka, Sara Crewe (Mała Księżniczka) - miłośniczka książek i opowiadaczka historii oraz Laura Shane (Grom) - pisarka?

Być może warsztat pisarski Stephenie Meyer nie charakteryzuje się szczególnymi walorami artystycznymi, a jej styl nie jest specjalnie wyszukany, jednak z pewnością nie można odmówić jej wyobraźni. Stworzenie tak obszernej historii, jaką jest Saga Zmierzchu, w której każdy wątek z czegoś wynika i do czegoś prowadzi, i wszystkie wydarzenia łączą się w logiczną całość, to, jak dla mnie, jest naprawdę wielka rzecz. Na dodatek ma się poczucie, że autorka swoje opowieści snuje z wielką łatwością, lekkością i naturalnością; tak, jakby opowiadała coś, czego naprawdę była świadkiem. Jej bohaterowie naprawdę żyją i mają swoją historię, nawet tacy, którzy pojawiają się tylko na chwilę i zaraz znikają.

Na przykład Bree Tanner.

W Sadze Zmierzchu pojawia się jedynie na okamgnienie. Przestraszoną, zdezorientowaną, boleśnie spragnioną krwi, młodą wampirzycę poznajemy tylko po to, by po kilku stronach być świadkiem jej śmierci - niełatwo jest być wampirem; ten świat rządzi się swoimi własnymi, okrutnymi prawami i zgodnie z nimi Bree musiała zostać unicestwiona. Ale w tym miejscu wyobraźnia podpowiedziała autorce, ze przecież Bree nie pojawiła się znikąd, że zanim stała się wampirem była osobą, czyjąś córką, a zanim została zabita, była nowonarodzoną wampirzycą, miotały nią różne uczucia, wątpliwości i pragnienia.

Co doprowadziło Bree Tanner do miejsca, w którym straciła życie? O tym właśnie opowiada, oparta na trzeciej części zmierzchowego cyklu, powieść pt. "Drugie życie Bree Tanner" i choć zakończenie od początku jest wiadome, to w żaden sposób nie zmniejsza to frajdy  i ciekawości podczas czytania.



Drugie życie Bree Tanner to porywająca opowieść na motywach trzeciej części sagi „Zmierzch”. Doskonale łączy tajemnicę, suspens i romantyczną intrygę. Wielbicieli Stephenie Meyer z pewnością zafascynują niezwykłe losy tytułowej bohaterki. Bree stawia pierwsze kroki w złowrogim świecie nowo narodzonych wampirów. Jej zmysły są wyostrzone, ma nadludzkie zdolności, nieograniczoną siłę fizyczną i dręczy ją nieustające pragnienie ludzkiej krwi. Wcielona do przerażającej armii nowo narodzonych przygotowuje się do decydującej walki. Wynik starcia może być tylko jeden…




Komentarze
 
2011/10/27 19:29:22
Tak, powieści S.M są dobre do czytania. Wchłonęłam - chyba tak to można określić - jej sagę. Kiedy zobaczyłam "Drugie życie..." kupiłam bez namysłu. Z tym, że sama nei wiem czego się spodziewałam po tej części. Też szybko przeczytałam, też zaciekawiła mnie historia, ale po przeczytaniu jakos tak "zniknęła" z mojej głowy, prawie nie zostawiając po sobie śladu.

Anka
 
2011/10/28 08:50:05
Rzeczywiście jest jak mówisz: czyta się z ciekawością i przyjemnością, ale nie jest to historia, która by na dłużej zawładnęła wyobraźnią i myślami czytelnika.
 
2011/10/30 13:43:43
Mnie niestety akurat tematyka "młodocianych sampirów" jakoś nie wciągnęła.
 
2011/10/31 21:10:27
Myślę sobie, że czytelnik musi być w jakiś sposób "kompatybilny" z pisarzem, żeby mu się jego książki podobały. Bo to nie tylko o to chodzi o czym jest książka.
 
2011/10/31 22:27:14
Rzadko książka jest ciekawa jeśli zakończenie jest z góry wiadome a jeśli tak jest to znaczy, że jest dobra a utrzymać wysoki poziom trudniej niż raz zabłysnąć.
 
2011/11/02 14:00:38
Bardzo lubię historie o wampirach, zarówno jako książki, jak i te zekranizowane, a nawet nie mające swych literackich protoplastów. Coś jednak z tą kompatybilnością, o której napisałaś musi być na rzeczy, bo na Meyer chyba jestem uczulona ;) Nic to, tyle fajnych wampirów dookoła :)
 
2011/11/03 15:27:53
Fakt, wampirów mamy urodzaj, nawet w naszej rodzimej kinematografii pojawił się niedawno stosowny film;D

A co do Meyer, to jej opowieści nie bez powodu skojarzyły mi się z babcinym bajaniem - ten sam klimat, przesłanie i dziecięca ciekawość po każdej przeczytanej stronie: "i co dalej..." :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz