niedziela, 15 stycznia 2012

Ostatnia krucjata

Zanim sięgnęłam po trzecią część trylogii Zofii Kossak ("Bez oręża") przeczytałam sobie w internecie opis. Dowiedziałam się z niego, że lektura opowiada o wyprawie krzyżowej dzieci, które jedynie swoją czystą wiarą i miłością do Chrystusa miały oswobodzić Grób Święty z rąk muzułmanów. Pomyślałam sobie wówczas, że to już szczyt naiwności i ciemnoty średniowiecznych władców, żeby dzieci wykorzystywać do takich celów! Jednocześnie ciekawa byłam, w jaki też sposób udało im się przekonać społeczeństwo do takiej akcji? W trakcie czytania okazało się jednak, że książka wcale nie opowiada o tym, czego się spodziewałam (tzn. opowiada, ale w zupełnie inny sposób, niż się spodziewałam), zaś sam tytuł w niewielkim tylko stopniu odnosi się do krucjaty dziecięcej.

Zofia Kossak w trzeciej części swojej trylogii o wyprawach krzyżowych opisuje jedną z ostatnich prób odzyskania Grobu Świętego, a także tragicznie zakończoną krucjatę dziecięcą w XIII wieku. Krucjata dziecięca to mieszanina faktów i fikcji, uwieczniona w średniowiecznych kronikach jako wyprawa krzyżowa dzieci, które przez samą czystość serca miały oswobodzić Ziemię Świętą z rąk muzułmanów. Na kartach powieści przewija się postać św. Franciszka z Asyżu, który daje świadectwo prawdziwej siły ducha, zdolnej osiągać cele w sposób znacznie bardziej skuteczny, aniżeli walka orężna.

Powieść "Bez Oręża" ma dwóch głównych bohaterów. Pierwszym jest Jan de Brienne, którego poznajemy w chwili, gdy wyznaczony został przez króla Francji do objęcia tronu Królestwa Jerozolimskiego. W tym celu Jan - rycerz o znakomitej reputacji i słusznym wieku, który resztę swego życia chciał spędzić według własnych planów - musi zostawić swoją ukochaną (mężatkę) i udać się do Ziemi Świętej, gdzie ma poślubić młodziutką królewnę jerozolimską - Marię (córkę Izabeli, siostrzenicę Sybilli). W tych okolicznościach korona nie jest wcale dla Jana błogosławionym zaszczytem, a wprost przeciwnie. Na kartach powieści bohater wciąż zmaga się ze sobą, miota pomiędzy posłuszeństwem wobec swojego króla, obowiązkami i powinnościami wynikającymi ze swojej pozycji, a chęcią życia tylko dla siebie, realizowania własnych pragnień i namiętności. I muszę przyznać, że zmagania te są niezwykle ciekawie opisane.

(A może tylko mnie się takie ciekawe wydają, bo mnie również zdarzało się przeżywać podobne rozterki?)...

Czy można dążyć do własnego szczęścia kosztem innych ludzi? Czy potrzeba bycia szczęśliwym może być usprawiedliwieniem dla zaniedbań i obojętności wobec innych ludzi, i dziedzin naszego życia? Czy miłość ważniejsza jest od honoru, odpowiedzialności i powinności? Czy w niej leży odpowiedź i uzasadnienie wszystkiego? Życie jest takie krótkie, takie ulotne... czy nie powinno do nas samych jedynie należeć? Dlaczego mamy swoje szczęście poświęcać w imię innych wartości? Kto powiedział, że one ważniejsze?

Snując tego rodzaju rozważania, jakże zniewolony wydaje się sam sobie Jan de Brienne - król...

Drugim bohaterem jest Franciszek - Biedaczyna z Asyżu. Jest nikim i niczego nie ma. Rozterek również. Dla niego życie jest piękne i nieskomplikowane. I tylko dwie są tego przyczyny - ufność w bożą mądrość i opiekę oraz ubóstwo. Wiara w wielkość, dobroć i miłosierdzie boże sprawia, że Franciszek wszędzie czuje się dobrze i bezpiecznie, a choćby i krzywda miała mu się stać, to przecież z woli Boga, którą przyjąć należy z pokorą i radością. Brak posiadania zaś sprawia, że człowiek jest naprawdę wolny - nieprzywiązany do żadnego domu, a więc i miejsca na Ziemi, wolny od strachu przed utratą swoich dóbr, wolny od nieufności wobec innych ludzi.... itd.

Losy tych dwóch bohaterów nie jeden raz przetną się na kartach powieści. Jeden - w imię Chrystusa walczący mieczem i drugi - wierzący, że świat i ludzi odmienić można dobrym słowem i przykładem swojego życia. I to właśnie ta druga postawa znalazła swój wyraz w tytule powieści Zofii Kossak.

Filozofia Franciszka opierała się na dosłownym rozumieniu Ewangelii, a więc z jednej strony była bardzo naiwna, z drugiej zaś logiczna (pomijając parę drobiazgów), konsekwentna i naprawdę trudno było odmówić jej słuszności. Proste wyjaśnienia najbardziej skomplikowanych życiowych i moralnych problemów sprawiały, że Biedaczyny z Asyżu z równym zainteresowaniem słuchali ludzie z nizin społecznych, jak też szlachetnie urodzeni, i wykształceni notable. W czasach, gdy głoszone przez chrześcijan przekonania coraz rzadziej znajdowały pokrycie w uczynkach, Franciszek był żywym przykładem, że życie zgodne z nakazami Ewangelii jest możliwe. Jego szczerość, uczciwość, pełna pogody akceptacja dla ludzkich słabości zawsze i wszędzie zjednywały mu licznych zwolenników oraz ogromną sympatię, choć często zaprawiona ona była sporą dawką pobłażania. Pod wielkim wrażeniem jego postawy był nawet sułtan, który, upokorzony wcześniej przez legata sprawującego w imieniu papieża dowództwo nad wyprawą krzyżową, zaprzysiągł, że nigdy nie będzie mieć litości dla chrześcijan. Jednak pod wpływem spotkania z Franciszkiem postanowił nie tylko puścić wolno kapitulującą armię krzyżowców, ale również uwolnił wszystkich pojmanych wcześniej chrześcijańskich niewolników.

Święty Franciszek z Asyżu, zwany sumieniem chrześcijaństwa, jest do dziś jedną z najbardziej inspirujących postaci historycznych, a jego filozofia wciąż bywa argumentem dla uzasadnienia różnych "dziwnych" idei (prawa zwierząt, ekologia) oraz źródłem natchnienia. I to nie tylko dla osób wierzących.


Komentarze
 
2012/01/17 09:08:34
Rzeczywiście osoby niezbyt albo wcale nie religijne tak jak ja na podstawie nawet niewielkiej wiedzy o Franciszku z Asyżu, myślą, że to niezwykły człowiek, który przerósł swoja epokę o kilka wieków. Wyrzec się wszelkich dóbr materialnych, pomagać najbiedniejszym, chorym no i zwierzętom? W tamtych czasach to było rewolucyjne myślenie wielu do dziś o takie się nie otarło a właściwie mają to gdzieś łącznie z całymi instytucjami nie wymieniając z nazwy. Buddyści mawiają, że to jedyny święty jakiego ma katolicyzm no i kto żyje nie obawiając się niczego i patrząc z ufnością w każde nawet najtragiczniejsze wydarzenie w swoim życiu? Mnie to zdecydowanie przerasta.
 
2012/01/17 13:20:24
Od dłuższego czasu obiecuję sobie, że w końcu to przeczytam. Bo brzmi bardzo zachęcająco :)
 
2012/01/18 21:19:29
Uff, niech no skończę te studia, już mniej niż rok i będę czytała tylko to, na co mam ochotę! Zazdroszczę Ci tej ciekawej lektury ( sama pisałam kiedyś, że zaciekawiłaś mnie recenzją i to prawda) i nie mogę się doczekać uwolnienia umysłu ;)
 
2012/01/19 13:29:37
Kraszynko, a mnie we Franciszku najbardziej podobało się to, że w czasach, gdy radość postrzegana była jako niepoważna, nieprzystojna, a nawet grzeszna, on głosił, że właśnie radością istnienia najlepiej można podziękować Bogu za dar życia. Niby takie proste, a jednak wielu ludziom nie mieściło się to w głowie i uważali oni, że do Boga zbliżyć się można jedynie przez cierpienie i ascezę.
Filozofia życiowa św. Franciszka (pomijając wiarę w Boga) okazała się bardzo zbieżna z moimi poglądami... he, he... nigdy wcześniej nie myślałam, że wyznaję franciszkanizm;).

Rebecca.fierce, bo ja bardzo szczerze zachęcam!

Agnieszko, doskonale Cię rozumiem! Gdy studiowałam, (a zwłaszcza pod sam koniec) też nie mogłam już doczekać się uwolnienia od naukowych obowiązków. Wszystko, co fajne, co ciekawe, odkładałam sobie na "po obronie":). A po obronie jeszcze długo, długo weekendy wydawały mi się takie pojemne!... Teraz znów są skandalicznie krótkie;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz