piątek, 20 grudnia 2013

Dobrze, że strach

Gdy jest niedobrze, to niedobrze, ale dobrze, bo zwyczajnie. Gdy jest dobrze, to dobrze, ale niedobrze, bo strach, że się pogorszy. A zgodnie z efektem wahadła, pogorszy się tym bardziej, im bardziej było dobrze.

A mnie jest ostatnio bardzo dobrze! Mimo, że grudzień... Mimo, że śpię po sześć godzin na dobę - jestem wyspana. Mimo, że zarobiona - nie czuję się zmęczona:) W brzuchu jakieś ekscytujące łaskotki i na miejscu trudno usiedzieć. I znów śniło mi się, że latam. We śnie to takie naturalne - po prostu odbijam się, macham rękami i już jestem w powietrzu. Jakbym pływała. Uwielbiam ten sen.

I zaliczyłam portrety.

I pejzaże też.

Z portretami to skomplikowana sprawa. Niełatwo ustawić człowieka przed obiektywem. Model nienawykły do pozowania się tremuje, fotograf (znaczy ja), nienawykły do dyrygowania modelem, się stresuje. Tyle rzeczy do skonfigurowania - człowiek, tło, oświetlenie...

Ale jakoś poszło. Styl korporacyjny, bo fotografowałam w pracy. Sportretowałam wszystkich moich współbiurowców. Większość zadowolona, głównie panów; panie, w swojej opinii, zawsze wychodzą nie dość dobrze... Prezentacji nie będzie, bo nie chciałam swoich modeli dodatkowo stresować groźbą publikacji w sieci;)

Za to pejzaże.... To zdecydowanie moja ulubiona dziedzina fotografii. W tym zadaniu to się dopiero wyżyłam:). Po raz pierwszy robiłam zdjęcia całkowicie świadomie i celowo. Jechałam w plener, by uchwycić dokładnie to, co sobie zaplanowałam. I po prostu muszę to uzewnętrznić, bo entuzjazm i satysfakcja z zaliczonego projektu się we mnie nie mieści:) Wybrałam po dwa - moje ulubione - zdjęcia z każdego tematu:

KRAJOBRAZ KSIĘŻYCOWY

Dobre światło i kompozycja. Zdjęcie robione późnym popołudniem, a pomiar światła wzięty z księżyca, dzięki czemu reszta wyszła całkowicie zacieniona.


Widać, o której godzinie zdjęcie zostało zrobione:) Mimo dziury kompozycyjnej w prawej górnej części - do zaakceptowania.

KRAJOBRAZ PRZEMYSŁOWY


Miejsce trudne do sfotografowania, bo leży przy głównej drodze krajowej, z zakazem parkowania i marnym poboczem. Ale niebezpieczeństwo potrącenia nie powstrzymało mnie, by rozłożyć się tam ze swoim sprzętem;) Co prawda chmury nie dopisały i zachód nie jest tak czerwony, jak mógłby być (jak już nie raz widziałam przejeżdżając tamtędy w porze zmierzchu), ale fotografia i tak dostała dobrą opinię, głównie za rytm, który tworzą poszczególne warstwy kadru - trawy, chaszcze, drzewa, słupy.


Kompozycyjnie ok, ale światło bardzo niedobre. Głębia spłycona zbyt mocnym kontrastem. Ogólnie zdjęcie odrzucone... Ale ja i tak je lubię:)

KRAJOBRAZ LEŚNY
(z pierwszym śniegiem w tle)


Dobre światło i kompozycja, choć samo w sobie nie przedstawia niczego wyjątkowego...


Mój najlepszy pejzażowy strzał:) Czułam, że tak jest, ale gdy taką opinię usłyszałam od naszego wykładowcy, poczułam tym większą satysfakcję. Efekt trójwymiarowości uzyskałam biorąc pomiar światła z najjaśniejszego punktu kadru, czyli z rozświetlonych słońcem liści.

KRAJOBRAZ WODNY


Zachód słońca nad wodą... kto się oprze takiemu widokowi? Dodatkowo zdjęcie uatrakcyjniłam efektem "rybiego oka".


Od zachodu słońca ładniejsze są tylko... dwa zachody słońca:). Następnym razem, gdy będę fotografować wodę, mam wydłużyć czas naświetlania, co ma wyrównać taflę wody i dać nieco odrealniony efekt. Będę próbować!

W planach mam jeszcze krajobraz miejski i uchwycenie świtu. Jeszcze nigdy w życiu nie zrobiłam zdjęcia wschodzącemu słońcu, choć wczoraj było już blisko - jadąc do pracy, zatrzymałam się w zaplanowanym wcześniej miejscu, wytaszczyłam z auta sprzęt, ustawiłam, skadrowałam, włączyłam aparat i... przeczytałam komunikat - migawka zablokowana, naładuj akumulator...

Hmmm, to nic, że pierwsza próba nieudana. Grudzień jeszcze trwa, a z moim zamiłowaniem do spania (szczególnie tego rannego), to najlepszy czas dla takiego przedsięwzięcia:)


Poza tym, od jutra WOLNE. Dwa tygodnie pełnej, bezrobotnej rozpusty!

Chwilowo będę offline;) Muszę sobie przypomnieć, jak to jest żyć tylko w realu:) Ale mam nadzieję, że się włączę jeszcze przed końcem roku. Fidrygauka zadała kuszące wyzwanie - chciałoby się wziąć udział...

Tymczasem życzę wszystkim wspaniale spędzonego świątecznego czasu!

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Z tekturowych rolek

... po kordonkach Maxi i taśmie klejącej zrobiłam pojemniczki na domowe drobiazgi. W sam raz na gwiazdkowe prezenty:)


Od rolek odrysowałam na tekturce kółka, wycięłam je i za pomocą wikolu przykleiłam, tworząc denka. Powstałe w ten sposób pojemniczki okleiłam (w środku i na zewnątrz) jedną warstwą papierowych pasków maczanych w rozwodnionym kleju.


Potem pomalowałam, polakierowałam i wyszydełkowałam ze sznurka kubraczki.


Najwięcej problemu sprawiły mi pokrywki, a uparłam się, żeby były.


W pierwszym przypadku wymyśliłam tak, że pokrywka jest na stałe przyklejona do sznurkowego zapięcia i nierozdzielna z szydełkową osłonką. Przy pozostałych skorzystałam z pomocy męża i od wewnątrz przykleiłam Kropelką okrąg ze sznurka, który sprawia, że pokrywka dobrze się na kubku trzyma.


Rolki po taśmie są niższe więc, żeby zrobić kubki musiałam je skleić po dwie i po trzy. Oczywiście wikolem.


Te pojemniki okleiłam dwiema warstwami gazety maczanej w rozcieńczonym kleju, żeby zgubić pod nimi nierówności wynikające z łączenia.


A potem zdekupażowałam:).


Ale to jeszcze nie koniec!  Mam jeszcze całkiem sporo rolek. Produkuję je sobie na bieżąco zużywając kolejne motki kordonka. Natomiast jeśli chodzi rolki po taśmie, to ich niekończące się zasoby mam w pracy:)

Wymiary w cm:


100% recykling:)
_________________________

Uzupełnienie

Wobec tylu pochwał mojej pomysłowości czuję się zobowiązana wyjaśnić, że pomysł na wykorzystanie rolek znalazłam już dawno temu w House of Art. Korzystałam z niego kilka razy, a na swoim blogu zamieściłam link do kursu (o TUTAJ).
Teraz jednak, wśród dostatku rolek, postanowiłam świetny pomysł jedynie twórczo rozwinąć:)

wtorek, 10 grudnia 2013

Malowanie światłem

To jedno z najciekawszych ćwiczeń, które zostały nam zadane do domu. Najpierw nie bardzo wiedziałam jak się za nie zabrać, potem nie mogłam przestać się bawić - takie wciągające:)

Do malowania światłem potrzebne są:
* aparat  z możliwością ustawień manualnych (automat będzie dążył do rozjaśnienia obrazu, a autofokus może nie mieć na czym załapać ostrości),
* statyw, ponieważ korzystamy z długich czasów naświetlania,
* ciemna sceneria,
* źródło światła, np. latarki, świeczki, lampki choinkowe, telefon komórkowy... cokolwiek co świeci; im różnorodniejsze oświetlenie tym ciekawsze efekty.

Malować światłem można na dwa sposoby. Można z ciemności wydobywać określone przedmioty oświetlając je punktowo (ruch oświetleniowca i latarki, o ile nie skierujemy jej w stronę obiektywu, nie będzie widoczny więc swobodnie można spacerować przed aparatem oświetlając dany przedmiot z każdej strony), można też skierować źródło światła w obiektyw i poruszając nim, uzyskać efekt smugi świetlnej i w ten sposób tworzyć rysunek.

Swoją zabawę zaczęłam od oświetlania przedmiotów:


Filiżankę z dymkiem widziałam u koleżanki - była genialna. Próbowałam uzyskać taki sam efekt, ale mi się nie udało... Myślę, że miałam za mocne i za duże światło. Fajne byłyby do tego celu małe latarenki punktowe. Żeby przytłumić ostre białe światło okręciłam swoją latarkę kolorową chustką, dzięki czemu uzyskałam różowe smugi.


Robienie smug okazało się znacznie ciekawszą i bardziej wciągającą zabawą:) Wyposażona w migające światełko na głowie, latarkę okręconą różową chustką w jednej ręce, latarkę okręconą zieloną chustką w drugiej ręce, robiłam trzydziestosekundowe wygibasy przed obiektywem uzyskując takie właśnie zabawne maziaje:)


Wygibasy tak mnie zmęczyły, że postanowiłam popróbować bardziej konkretnych maziajów:


Przeleciałam prawie wszystkie litery alfabetu (nawet z greki) oraz cyfry... aż do nieskończoności...


...i postanowiłam coś namalować:)


Niestety, nie udało mi się wyrazić bardziej zaawansowanej martwej natury, ani nawet żywej, w postaci kota chociażby... Ale udało mi się coś napisać:)


Pisałam stojąc przodem do aparatu więc na zdjęciu napis wyszedł odwrotnie, ale odbiłam go w programie do edycji.

Z powodu warunków atmosferycznych, swoje zdjęcia robiłam w domu, ale w sieci mnóstwo jest przykładów, jak fantastyczne efekty można uzyskać malując na zewnątrz, z wykorzystaniem oświetlenia ulicznego, czy odpowiednio podświetlając elementy krajobrazu.

Zgodnie z zaleceniami ustawiłam najwyższą wartość przysłony (f25), najdłuższy czas naświetlania (30 sec) i najmniejsze ISO (100).


PS. Czy Wam też blogger rozjaśnia zdjęcia???? Już po raz kolejny zauważam, że na blogu mam sporo jaśniejsze zdjęcia niż w oryginale. Na ogół mi to nie przeszkadza, ale przy tej akurat sesji ma to niebagatelne znaczenie. Tymczasem wszystkie publikowane tu zdjęcia wyraźnie odbiegają od tego, co mam w rzeczywistości. Pierwsze natomiast było tak rozjaśnione, że musiałam oryginał mocno przyciemnić, żeby po przesłaniu na blog jako tako wyglądało...

____________________________________________

Dzień później....

Ufff, problem zdiagnozowany i rozwiązany:)

Wszystkiemu winna autokorekta w sieciowym albumie Picasy, do którego trafiają zdjęcia przesyłane na blog. Trzeba ją WYŁĄCZYĆ. Problem jest tylko taki, że w tę funkcję można wejść tylko z profilu na Google+, co jest o tyle wkurzające, że nie miałam najmniejszego zamiaru z tej usługi korzystać. Zaczynam się zastanawiać, czy Google nie wprowadziło tej cholernej przymusowej autokorekty po to właśnie, żeby ludzi zmusić do zakładania konta "Google+", no bo inaczej nie rozumiem jaki jest cel obligatoryjnego "polepszania" zdjęć przesyłanych na blogspota...

Cały problem świetnie opisał Ladaco (KLIK), a Cathy pokazała krok po kroku jak go usunąć (KLIK).

Sprawdziłam - działa!

środa, 4 grudnia 2013

Kocie drobiazgi

Dla przyjaciółki - zapalonej czytelniczki i oddanej kociej mamy - powstała zakładka do książki, a dla naszego rozbrykanego czorta - zabawka:


Zakładkę zrobiłam specjalnie do tej książki, żeby było wszystko na temat.


Na drutach nr 4,5 z resztek Gucia. Korpusik wypełnia prostokąt wycięty z plastikowej podkładki na stół, zaś głowa pełna jest włóczkowych ścinków:)


Zabawka dla Mańka też jest z resztek i wypchana ścinkami. Wisi na gumce przywiązanej do oparcia krzesła.


Obecnie niemal wszystkie krzesła, a także inne wolne przestrzenie obwieszone są najróżniejszymi kocimi zabawkami, bo Maniuś uwielbia szaleństwa - nie przepuści niczemu, co się turla albo dynda. Nieruchome jest zresztą równie interesujące, czasami nawet bardziej, bo nigdy nie można przewidzieć, jak się zachowa w ruch wprawione....


Jak widać na załączonym obrazku, zabawka została zaaprobowana:) Ciekawa jestem, jak długo posłuży...


Maniuś szczęśliwy:)