piątek, 2 maja 2014

Post warzywno-owocowy - podsumowanie

Przede wszystkim muszę powiedzieć jedno - nigdy, przenigdy, nie myślałam o jedzeniu tyle, co w ostatnich dniach diety. Moim problemem nie był głód, ale szalony i nie do zaspokojenia apetyt, o którym nie zapominałam nawet we śnie. Najbardziej ze wszystkiego brakowało mi deserów, nawet nie tych tradycyjnych, pełnych cukru i tłuszczu (w sklepach nie zwracałam uwagi na swoje ulubione michałki, ptasie mleczko, czy czekoladę) - marzyłam o ciasteczkach owsianych, placuszkach z kremem z awokado i miodu, śniłam o musli z suszonymi owocami, bananem i jogurtem naturalnym... Tęskniłam za banalnym chlebem ze zwykłym twarogiem i pomidorem. Żeby unikać pokus i bólu ich niezaspokojenia, starałam się trzymać z dala od wszelkich kulinarnych stron, ale też strasznie mnie do nich ciągnęło - bez przerwy planowałam, co sobie upichcę, gdy już będę mogła:)

Dzięki temu znalazłam absolutnie fantastyczną stronę z przepisami roślinnymi - Jadłonomia - która z pewnością stanie się na jakiś czas moją podręczną książką kucharską, szczególnie, że zamierzam już na stałe trzymać się diety bezmięsnej.

Mój post trwał 26 dni, czyli krócej niż zakładałam, ale ponieważ moje BMI nieprzyjemnie zbliżyło się do granicy wychudzenia uznałam, że to najwyższa pora, by zacząć znów na wadze przybierać. Zresztą, nawet niecałe cztery tygodnie wystarczyły, by pozbyć się głównych problemów zdrowotnych. Mam nadzieję, że trwale;)

Już w pierwszych dniach diety odpuściła mi alergia i oczyścił się nos. Dla mnie to sytuacja absolutnie nowa, by przez cztery tygodnie być całkowicie wolnym od leków przeciwhistaminowych, a przede wszystkim od wziewnych sterydów. A jestem wolna. I normalnie oddycham:) Mimo trzech kotów w domu (mama musiała wyjechać więc my musieliśmy przejąć opiekę nad jej zwierzętami) - zero drapania w gardle, łaskotania na podniebieniu, swędzenia w nosie, uszach i oczach. Nawet podczas sprzątania w szafie i zmiany pościeli. Kichałam i smarkałam tylko z zimna;) Kto alergik, ten wie, że to kolosalna różnica;)

Odpuściła też migrena. Dała mi w kość tylko w pierwszych dwóch dniach. Myślę, że tak mój organizm przyjął nie tyle zmniejszoną ilość kalorii, ile przede wszystkim odstawienie kawy... Po trzeciej tabletce przeciwmigrenowej, w trzecim dniu, nastąpiła poprawa i od tamtej pory nie czułam już nawet najlżejszego bólu. Nawet w weekendy i święta, gdy dłużej pospałam. Nawet po szkole, z której wcześniej ZAWSZE wracałam z migreną. Zero bóli głowy!

Do korzystnych skutków diety mogę również zaliczyć parę niespodziewanych zmian kosmetycznych - poprawiły mi się włosy i cera:) Włosy dużo mniej się przetłuszczają i zdecydowanie mniej wypadają, natomiast na twarzy wyraźnie zmniejszyły się popękane naczynka, szczególnie te najbardziej widoczne, przy nosie. Bardzo poprawił mi się też nastrój. Mam tyle energii i entuzjazmu, że chwili spokojnie nie mogę usiedzieć na miejscu:) Czuję się lekka, szczęśliwa (co oczywiście może też być skutkiem wiosny, która zawsze dobrze wpływała mi na samopoczucie) i bardzo kreatywna - na razie głównie kulinarnie, ale mam nadzieję, że gdy zaspokoję swój wyposzczony apetyt, będę równie twórczo realizować się w innych dziedzinach;)

Czego dieta nie załatwiła? Nie podniosła mi ciśnienia. Nadal mam osłabiające 80/60, w związku z czym dobudzenie się rano wciąż jest dla mnie koszmarem. W ciągu dnia też dopadają mnie momenty ogromnej senności, a większa aktywność fizyczna powoduje wyczerpanie. No i zaparcia.... hm... obawiam się, że chyba jednak nie do uniknięcia będzie bardziej inwazyjna diagnostyka i leczenie... Choć wciąż mam nadzieję, że się poprawi. W końcu sam post to dopiero początek drogi do zdrowia. Post ma na celu oczyszczenie i uaktywnienie w organizmie mechanizmów samoleczących. Teraz te mechanizmy trzeba utrzymać zdrową dietą. Zdrową, czyli w skrócie: bez białego cukru, białej mąki, rafinowanych tłuszczów i innych wysokoprzetworzonych produktów. Zobaczymy:)

Pani dr Dąbrowska pisała w swojej książce, że jedyną wadą proponowanego przez nią postu jest osłabienie. Od siebie dodam jeszcze jedną - wyziębienie. Przez cały czas diety byłam permanentnie zmarznięta. Nawet w temperaturze powyżej dwudziestu stopni musiałam motać się w swetry i kufajki, a ręce i stopy wciąż miałam lodowate. Co prawda ten akurat problem dokuczał mi i przed postem, ale w czasie jego trwania dodatkowo się nasilił.

Podsumowując - obyło się bez cudów, ale i tak oboje z mężem bardzo jesteśmy zadowoleni z przeprowadzonego eksperymentu:). Oboje uzyskaliśmy pewne efekty zdrowotne, dzięki którym mogliśmy odstawić regularnie przyjmowane leki. Zdobyliśmy bezcenne doświadczenie i wiedzę na temat wpływu różnych pokarmów na nasz organizm. Jedzenie, odżywianie i zdrowie stało się naszym wspólnym tematem, działaniem i celem - mnóstwo czasu spędzamy razem na spacerach, zakupach i w kuchni:). Ogólnie rzecz biorąc jest to bardzo przyjemne, ale jest jeden problem - jak dbający o zdrowie człowiek ma wcisnąć w swój rozkład dnia czas na ROBÓTKI???

30 komentarzy:

  1. Ja bez mięsa wytrzymuje parę tygodni, a potem rzucam sie na nie jak zwierz. Moja rodzina zawsze je tradycyjnie i gotowanie dwóch obiadów jest męczące. Na diecie warzywnej z pewnością bym wytrzymała ze trzy dni ( chyba, że bym miała wsparcie rodziny), dlatego podziwiam Wasze zaangażowanie. Życzę zdrówka. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie do mięsa nie ciągnie zupełnie więc będzie mi łatwo, choć mąż twierdzi, że z niego nie zrezygnuje... Cóż, od czasu do czasu będziemy po prostu gotowali sobie obiady osobno;) I moje na pewno będą wtedy lepsze:D
      Buziaki!

      Usuń
  2. Już dawno myślałam o diecie oczyszczającej, ale u mnie wszyscy są mięsożerni a z warzyw to mogły by istnieć tylko ziemniaki, kiszone ogórki, kiszona kapusta, buraczki i ewentualnie pomidory i cebula...czyli innymi słowy PRL - owska klasyka. Jemy tłusto i dużo :(:::. Szukam diety, którą mogłybyśmy stosować wspólnie z córką, która wchodzi w wiek dojrzewania i przybrała co nieco, ja również powinnam się pozbyć paru kilo ;). Mój syn jest właścicielem rewelacyjnej przemiany materii, pochłania ogromne ilości mięcha i...nic, na razie. Gratuluję wytrwałości i pozdrawiam gorąco !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogórki kiszone, kapusta i buraki to bardzo dobra podstawa:) I skoro mój zagorzale mięsożerny mąż odpuścił mięso na 3 tyg. (teraz już cztery, bo mimo że post się skończył, on nadal nie je mięsa i twierdzi, że wcale nie tęskni), to znaczy, że wszystko jest możliwe, trzeba tylko chęci i wiary w zdrowotny efekt zmian:) A tego nam nie brakowało, zresztą wyraźnie odczuwamy korzyści z przeprowadzonej kuracji więc wiem, że było warto.
      Dla zdrowia warto choćby odwrócić proporcje w spożywanych daniach na korzyść warzyw i owoców oraz zrezygnować z produktów wysoko przetworzonych (w tym słodyczy) i na pewno też poczujecie różnicę:)

      Usuń
  3. Pieknie, 26 dni! ja jak pisałam, wytrzymałam niecałe dwa tyg. i muszę Ci powiedzieć, że dokładnie wiem o czym mówisz, kiedy wspominasz o prawie ciągłym myśleniu o jedzeniu. ja też tak miałam, zwłąszcza, podczas przygotowywania posiłków rodznie:) albo wieczorem, kiedy leżałam w łózku i prawie śniłam o jogurtach czy płątkach śniadaniowych.
    Super, że pomogło z alergią!, z migreną(u mnie efekt utrzymał się przez ponad 1,5 roku, kiedy nie nawiedziła mnie żadna) i z zatokami przez jakiś czas. aż mnie zachęciłaś i może jeszcze raz do niej podejde...

    pozdrawiam

    Anka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, ja jestem zachwycona, bo na razie przeżyłam bez migreny 4 tygodnie:) Twoje półtora roku, brzmi dla mnie ogromnie optymistycznie, bardzo bym chciała, żeby i u mnie dieta odniosła taki skutek:)
      Oj, te smaki na diecie były najgorsze, a ja przecież nie byłam wystawiona na działanie pokus bezpośrednio, jak Ty, a i tak było mi bardzo trudno. Tobie należy się podziw za te dwa wytrzymane tygodnie:) Myślę, że w Twojej sytuacji dobry skutek odniósłby taki post 1 dzień w tygodniu. To w sumie aż 52 dni w roku, a jeden dzień łatwo przetrwać:)

      Usuń
  4. Zaimponowałaś mi:))) trzymam kciuki za więcej:) a na robótki musisz czas wytrzasnąć :))) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie! Dobrze, że są te długie weekendy, to jakoś się udaje wytrzaskiwać;)

      Usuń
  5. No patrz, ja nie jem mięsa ponad połowę swojego życia.Teraz staram sie oczyszczać syna, ale im dalej tym trudniej. Ach te wszechobecne słodycze...nawet jak matka nie da, to młody i tak gdzieś dopadnie. Sama powoli odstawiam produkty pochodzenia zwierzęcego, jeszcze tylko ser pleśniowy i kozi mnie trzyma. I zamierzam narwać pokrzyw i coś z nich przyrządzić, ponoć niezły kop po soku z pokrzyw!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, z dziećmi jest najtrudniej... i mówię to jako chorujące dziecko, któremu wiele rzeczy nie było wolno, a i tak robiłam to po kryjomu, a potem zdychałam i płakałam...
      Ja jeszcze upatruję źródła swoich problemów w glutenie - być może w czasie postu tak dobrze się czułam, właśnie z powodu jego wyeliminowania z diety. Do mięsa nie wrócę - do tej decyzji przymierzałam się już od dawna, ale nie byłam gotowa na rewolucję w swojej kuchni. Teraz jestem gotowa:) Nawet na jeszcze większą:)

      Usuń
  6. Renya, wspaniałe rezultaty uzyskałaś! To przecież prawie cud, skoro od dawna się z tymi problemami męczyłaś, a teraz ustąpiły bez śladu:)
    Ja powiem ze swojego doświadczenia, że kiedyś dla mnie jedzenie było koniecznością, czyli trzeba jeść, by żyć, a teraz myślę o nim dużo, ale jest to takie przyjemne kombinowanie w nowych smakach i zestawieniach. Nie tęsknię do białych bułek czy mlecznej czekolady, zmieniły mi się smaki i np. klasyczne słodkie jest dla mnie za słodkie. Choć czasami kupię sobie parę michałków i zjem;)
    Jedzenie mnie cieszy, czego kiedyś zupełnie nie miałam i jest to dla mnie bardzo przyjemne uczucie, czego i Tobie życzę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niby jestem racjonalna, ale gdzieś w głębi serca oczekiwałam większego cudu... Ale faktycznie nasze wyniki, a zwłaszcza męża ciśnienie, to prawdziwe cuda i naprawdę bardzo nas one cieszą:)
      Z jedzeniem miałam dokładnie tak samo jak piszesz, ale w czasie postu wszystko się zmieniło - nowe smaki, nowe potrawy, świadomość, że to co niby tak smaczne, jest tak szkodliwe.... - to nas odmieniło. I nas i nasze podejście do jedzenia i kuchni. A to wszystko Twoja zasługa, bo informacje, które od Ciebie zbierałam były jak krople wody drążące skałę:) Dzięki!

      Usuń
  7. Przeczytałam, zaczynała się już w mojej głowie rodzić myśl podziwu, aż tu nagle mnie olśniło - przecież mam tyle zamrożonych owoców z ubiegłego roku! Ciekawe, czy taki post poprawiłby mi koncentrację i pozytywnie wpłynął na przypominanie sobie spraw zapomnianych?
    Zmotywowałaś mnie do wrócenia do jedzenia warzyw gotowanych na parze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta dieta ponoć odblokowuje wszystko więc jakieś zapomniane klapki w mózgu na pewno też;) Ja się czuję teraz bardzo kreatywna, choć na razie wykorzystuję to tylko w kuchni;) Ale przyznaję, że wpadło mi do głowy parę fajnych innych pomysłów związanych z robótkami i zadanymi projektami fotograficznymi. Niestety, nie zapisałam, i niektóre jak szybko wpadły, tak też prędko i wypadły... Ale może jeszcze wrócą:)
      Warzywa na parze są o niebo smaczniejsze od tych z wody, nie mam pojęcia jak mogłam kiedyś jeść takie, są zupełnie jałowe... A zamrożone ubiegłoroczne owoce już czas najwyższy spożytkować - trzeba robić miejsce na nowe zapasy:)

      Usuń
    2. Nigdy nie byłam fanką ziemniaka, ale taki ugotowany na parze smakuje zupełnie inaczej. Podczas "wodnego gotowania" następuje właśnie to wypłukanie ze smaku. I za dużo się soli.
      Powodzenia w projektach! :)

      Usuń
  8. Duże brawa za wytrwałość. Podziwiam i zazdroszcze i może tez się zdecyduję na jakieś kroki, bo nie wiem czy aż na takie jak ty mnie stać, choć to dzięki Tobie poczytałam o diecie prof. Dąbrowskiej. Na razie zaczęłam biegać. Co do zimna to pora roku też jest zimna i byc może dlatego jest trudniej. Jeszcze ważniejsze i trudniejsze jest podtrzymanie efektu, ale coś mi się wydaje, że po czymś takim nie chce się wrócić do dawnych nawyków. I te słodycze a robótki koniecznie muszą wrócić na swoje miejsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, ja nie tylko męża, ale też teściową i połowę załogi w pracy zmotywowałam do wypróbowania postu, wiec cieszę się, że i wpis na blogu stał się punktem wyjścia do dalszego badania tematu:)
      Masz rację - po takiej rewolucji powrót do stanu wyjściowego jest zupełnie niemożliwy. I potrzeba trochę czasu, żeby się ogarnąć na nowo. A gdy się już ogarnę, to może sztuka kulinarna stanie się jedną z moich ulubionych dziedzin, bo w końcu własnoręczne gotowanie, to chyba też jakaś forma rękodzieła;)
      Powodzenia w bieganiu!

      Usuń
  9. Podziwiam za wytrwałość. Dla mnie takie 26 dni to niewyobrażalnie długo. Moje krótkie diety oczyszczające trwały 2 do 4 dni, lub 1-dniowe głodówki raz na jakiś czas.
    Z uwagą przeczytałam o efektach diety jaką sobie zafundowałaś, zwłaszcza, że połowę twoich dolegliwości pokrywa się z moimi.
    Na taką dietę chyba się nie szarpnę, ale może mi się uda niektóre produkty zastąpić wartościowszymi. Za mięsem nie przepadam, ale z odstawieniem słodyczy byłby problem.
    Na razie za duży sukces uważam wyrzucenie z diety żółtego sera (pochłaniałam go w ogromnych ilościach codziennie,- nie jem go od 4 tygodni). I już czuję lekką poprawę.
    Myślę, że może wystarczyłoby zmienić dietę na mocno owocowowarzywną, a przede wszystkim zmniejszyć porcje na talerzu (nie przejadać się notorycznie) i zakładam, że po paru miesiącach byłaby znaczna poprawa samopoczucia.
    Oj zachęcasz i mobilizujesz do pracy nad swoim zdrowiem.
    Gorąco pozdrawiam Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że eliminacja z diety produktów przetworzonych i zmiana proporcji (na korzyść warzyw) w tradycyjnych daniach wystarczy, by odczuć zdrowotne korzyści, tak więc trzymam kciuki za Twoje zmiany:)
      Problem ze słodyczami jak najbardziej rozumiem, ale na szczęście te tradycyjne łatwo można zamienić na zdrowe, oparte na suszonych (niesiarkowanych!) owocach, orzechach i płatkach - ja właśnie teraz sobie takie desery serwuję i to naprawdę mi wystarcza, a jak smakuje! Bajka po prostu:D
      Z serów też mi było trudno zrezygnować, ale post stawia wszystko na głowie, a gdy się kończy człowiek ma zupełnie inne smaki. Nie tęsknię za serami, kawą, czekoladą. Za to rozkoszuję się rzeczami, na które wcześniej nawet bym nie spojrzała, np polentą (mamałyga z kaszy kukurydzianej) z gruszką i łyżeczką syropu klonowego lub miodu, naprawdę pychota:)
      Bardzo się cieszę, że zachęcam:)

      Usuń
  10. Z tego co piszesz to masz rewelacyjne efekty. Jadłaś same warzywa i owoce ? Przez 26 dni? Naprawdę Cię podziwiam. Mięsa to ja mało jej i to nie byłby dla mnie problem go w ogóle nie jeść. Lubię białe pieczywo zwłaszcza kajzerki takie świeże. Płatki owsiane z jogurtem naturalnym z dodatkiem suszonych owoców to moje ulubione śniadanko, a do kawki coś słodkiego no choć herbatniczek jakiś ;) ciężko mi sobie odmówić takich rzeczy. Z kawy tez mi trudno zrezygnować. Próbowałam było tak, że nie piłam chyba 2 tygodnie kawy, ale potem się poddawałam :) Podobnie jak Ty mam raczej niskie ciśnienie. Może nie aż tak niskie jak Ty, ale tak 90/60 więc po kawie ogólnie lepiej się czuje... Pozdrawiam i życzę dalszej wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do odstawienia kawy, to spodziewałam się większych trudności, a poszło zaskakująco łatwo, w ogóle mi jej nie brakuje:) Ale ze słodyczami to zupełnie inna sprawa - tu było bardzo ciężko... Ale nie ma się co dziwić - cukier ponoć uzależnia osiem razy silniej niż kokaina...

      Usuń
  11. To najpierw chciałam powiedzieć, że podziwiam Cię za 3-tygodniowy post warzywny:) Ja jestem typowym mięsożercą i 2-dniowy post objawia się u mnie nadmierną nerwowością:))) Ale cieszę się że w jakimś stopniu pomogła:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam tak przekonana o słuszności podjęcia tego oczyszczenia, że nic nie było w stanie mnie z tej drogi zawrócić, nawet występująca momentami nerwowość związana z tym, że nie mogłam zaspokoić swoich smaków:) Teraz mogę tylko potwierdzić, że było warto:)

      Usuń
  12. Podziwiam Twoją wytrwałość w kontynuowaniu diety, mi z pewnością przydałaby się taka dietetyczna kuracja, bo przez ostatni rok mocno przytyłam. Ale ja zajadam stresy i właśnie dlatego wszelkie próby wprowadzenia diety kończą się szybko!
    Pozdrawiam i życzę wytrwałości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na stresy robótkuję:) Natomiast jadłam z konieczności, byle szybko mieć z głowy i wrócić do swoich robótek;) Dla smaku i przyjemności jadałam tylko słodycze. Natomiast teraz... o teraz jest zupełnie inaczej, teraz smakuję się dosłownie wszystkim, a jedzenie (a nawet jego przygotowywanie) zdecydowanie przegrywa z robótkami... Mam nadzieję, że mi to przejdzie, bo jeśli nie, to błyskawicznie nie tylko wrócę do swojej starej wagi, ale jeszcze ją przegonię, a nie stać mnie w tej chwili na nowe ciuchy;)

      Usuń
  13. Brawo! Jestem z Ciebie dumna i podziwiam, że wytrwałaś :) Zwłaszcza bez kawy, bo bez mięsa da się żyć ;) Mam nadzieję, że te poztywne efekty utrzymają się jak najdłużej! Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najfajniejsze w tej diecie jest nie tylko to, że okazuje się bez ilu rzeczy daje się żyć, ale też to, że odkrywa się zupełnie nowe produkty, potrawy, smaki... Człowiekowi wydaje się, że rezygnując z czegoś tak wiele traci, a tymczasem w rzeczywistości tak wiele zyskuje:)

      Usuń
  14. Gratulacje!!! Świetne świadectwo, przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem i będę je szerzyć wśród znajomych, tych przekonanych i tych mniej :) Myślę, że kolejne problemy zdrowotne stopniowo też się zmniejszą przy zachowaniu zdrowego odżywiania z dużą ilością błonnika. Pozdrawiam serdecznie i życzę wytrwałości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam jeszcze tylko, że czas, czy raczej jego skąpa ilość, jest moim głównym wrogiem przy zachowaniu na co dzień zdrowej diety :(

      Usuń
    2. Faktycznie, zdrowe jedzenie wymaga nieco więcej czasu, bo wszystko trzeba przygotować samemu... Ale frajda jest przy tym ogromna! Odkryłam zupełnie nowe smaki, nowe produkty, o istnieniu których nie miałam zielonego pojęcia, jak na przykład jarmuż - pychota:)
      Po skończeniu postu, po uzupełnieniu diety w produkty pełnoziarniste oraz suszone owoce, problem z zaparciami też jakby ustąpił. Boję się jeszcze cieszyć, ale chyba naprawdę mam to już z głowy!

      Usuń