wtorek, 24 lutego 2015

Resztkowy komplet na resztkę zimy

... zrobiłam z tego, co zostało mi po ubiegłorocznym kołowcu i poncho. Wyrobiłam nitki niemal do ostatniego centymetra.


Żałuję, że nie starczyło na pełnowymiarowe nakrycie głowy...


Gdy miałam dłuższe włosy chętnie nosiłam opaski, teraz niezbyt korzystnie się w nich czuję, ale... najwyżej nie będę nosić. Wystarczy, że komin mnie zadowala:-)

środa, 18 lutego 2015

W środę

...wszyscy piszą o książkach i robótkach więc i ja wykorzystam okazję:-)

Robótkowo - idąc za głosem Waszych sugestii (bardzo dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim wpisem!) oraz własnego serca - rozterkowa dzianina została spruta. Zajęło mi to całe trzy odcinki "Żony idealnej", który to serial z powodzeniem osłodził mi gorycz unicestwiania. Miło też słodził urodzinowy tort córki, upieczony dla niej przez jej przyjaciółki, którego pozostałości wyjadałam z lodówki przez cały weekend. Dzięki tym wspomagaczom, na drutach jest już całkiem spory kawałek, całkiem nowego poncho a la Kuzmina, z którego na razie całkiem jestem zadowolona:-).

Książkowo - przeczytałam "Niebezpieczną fortunę". Jest to kolejna saga historyczna Kena Folletta. Tym razem autor przenosi czytelników w czasy wiktoriańskiej Anglii, w świat londyńskiej finansjery.

Niebezpieczna fortuna", thriller historyczny o miłości, pieniądzach i zemście, rozgrywa się w realiach Anglii II połowy XIX wieku. Majowe popołudnie 1866 roku staje się punktem zwrotnym w życiu kilkorga ludzi, w różny sposób powiązanych z rodziną londyńskich finansistów, Pilasterów. Dwaj kuzyni toczą trwający dwadzieścia lat pojedynek o przejęcie kontroli nad potężnym bankiem rodzinnym, który bogaci się na podejrzanych operacjach finansowych z nękanym wojną domową krajem Ameryki Południowej(...) Szokująca tajemnica z przeszłości wyciśnie piętno na ich losach, doprowadzając do zbrodni...

Opis z okładki niezbyt zachęcający, moim zdaniem. Gdybym nim miała się kierować, to pewnie bym po książkę nie sięgnęła... Szczęśliwie przeczytałam go dopiero po skończeniu lektury. Ale sama nie pokuszę się o lepszy;-). Trudno zmieścić w kilku zdaniach to, o czym jest ta książka. Jak to u Folletta - jest tu wszystko i dużo. Fabuła jest bardzo rozbudowana i łączy w sobie kilka gatunków - powieść historyczna, saga, romans, dreszczowiec... Akcja toczy się przez wiele dziesięcioleci i dotyczy wielu bohaterów, ale jest tak mistrzowsko prowadzona, że czytelnik w żadnym momencie się nie gubi. Nawet szczegóły zagadnień gospodarczo-bankowych są tak wplecione, że nie męczą, wprost przeciwnie - nadają historii wirygodności. Wiadomo kto jest dobry, a kto zły. Przez całe lata wygrywają źli. Albo przynajmniej głupi i ambitni, którzy pragną jedynie władzy i zaszczytów dla siebie. Nie zdradzę tajemnicy, jeśli powiem, że ostatecznie dobro zwycięża - pod tym względem Ken Follett jest bardzo przewidywalny. I dobrze. Bo szczęśliwe zakończenia są potrzebne. Nieczęsto zdarzają się w prawdziwym życiu więc przynajmniej w fikcyjnych historiach miło jest się nimi cieszyć.

piątek, 13 lutego 2015

Jestem w rozterce

Zamarzyło mi się poncho Eleny Kuzminy (dokładnie TO). Postanowiłam zrobić je z melanżowej etno-włóczki z dodatkiem Gucia, ze skromnym wzorem warkoczowym. Zrobiłam nawet próbkę, choć zwykle nie robię, ale tu miały być warkocze, a wiadomo, że warkocze robótkę ściągają... No wiec zrobiłam. Drutami nr 6. Wyszło mi, że na szerokość powinno starczyć 70 oczek, czyli przód i tył razem - 140 oczek....


I za wąskie wychodzi! Przerobiłam już 100 okrążeń, w sumie 14 tysięcy oczek, ponad tydzień pracy i wszystko psu na budę! I co teraz? Pruć??? Wiem, że każdej z nas się to czasem przytrafia i jest to dla mnie ogromnym pocieszeniem, ale tak strasznie tego nie lubię...


Więc może zostawić? Tyle, że nie będzie to już poncho a la Kuzmina, tylko coś zupełnie innego... Krótka sukienka? Długi sweter? Nie wiem jakie rękawy. Czy przerabiać poprzecznie dodając teraz oczka, czy dorobić je osobno wzdłuż i później doszyć? Zresztą i tak dalej pozostaje problem, czy aby nie za wąsko będzie. A może się po praniu naciągnie? Włóczka melanżowa jest w połowie wełniana, ale Gucio to stuprocentowy akryl... Gdy prułam próbkę zauważyłam, że nie pruje się równo - melanżowa nitka zrobiła się dłuższa w porównaniu z Guciem. Znaczy - naciąga się. Fakt ten jednocześnie zniechęca mnie do prucia całości, bo musiałabym rozdzielać włóczki i nawijać je na dwa osobne motki....


Jak na razie robótka od poniedziałku leży na bocznicy, a ja cała jestem w rozterkach. Może i ma to swoje dobre strony, bo dzięki temu zszyłam wreszcie i wykończyłam tiftikowy sweter, który czekał na to już chyba od miesiąca, a wczoraj zaczęłam robić do niego zupełnie nieplanowaną czapkę. Ale w końcu przecież muszę coś postanowić.

Proszę, poradźcie, co robić?

niedziela, 8 lutego 2015

Dla córki koleżanki

... zrobiłam zimowe zestawy z powierzonych włóczek.

Fioletowy składa się z golfiku i dwóch czapek, mniejszej i większej:


Do mniejszej czapki oraz golfu dorobiłam spontanicznie szydełkowe kwiatki. Jakby co, łatwo je odpruć...


Większa czapka może mieć ściągacz odwijany lub nie.


Włóczka, to kupiona w SH stuprocentowa duńska wełna organiczna (Semilla BC Garn, 50g/160m), z której doskonale mi się dziergało. Z ciekawości zmierzyłam sobie golfik... i nawet nie gryzł! A przecież do tej pory każda wypróbowana przeze mnie wełna gryzła. Że też mnie się nigdy w SH takie łakome kąski nie trafiają... Przerabiałam podwójną nitką drutami nr 5 (czapki) i nr 6 (golfik). Na cały komplet zużyłam wszystkie powierzone motki, czyli 200g.

Zestaw czarny - czapka i opatulacz - z włóczki z odzysku, niespecjalnej jakości, ale była potrzeba czarnego kompletu, no to jest czarny komplet:-)


Muszę zainwestować w jakiegoś plastikowego modela, bo czapki na wazonie kiepsko się prezentują...

niedziela, 1 lutego 2015

Pierwsze Podkarpackie

... Spotkanie Robótkowiczek odbyło się wczoraj, w Rzeszowie, w Kawiarni Teatralnej Muza.


Było bardzo miło. Asia wybrała idealne miejsce na taką imprezę - bezpretensjonalne i przytulne, ze smacznym, i przystępnym menu oraz miłą obsługą. W pamięci pozostanie mi przepyszna szarlotka z doskonale chrupką kruszonką i lodami oraz pan kelner, który jakimś cudem, mimo panującego przy stole lekkiego chaosu, zdołał ogarnąć wszystkie nasze zamówienia i wcześniej lub później, ale każda z nas dostała ostatecznie to, co zamawiała:-).

(Mam nadzieję, że na koniec wieczoru udało mu się również zgrać wydane dania z otrzymaną gotówką;-)).

Ale o najmilszych wrażeniach, które z tego spotkania wyniosłam, zadecydowały jego uczestniczki - 17 pełnych entuzjazmu i poczucia humoru pasjonatek, z niesamowitymi umiejętnościami i rękodzielniczymi doświadczeniami. Miałam okazję osobiście poznać nie tylko znajomych z blogosfery, ale też całkiem nowe osoby, które blogów nie prowadzą. 

Ale dość gadania. Niech przemówią zdjęcia! Nie są najlepszej jakości, za co bardzo przepraszam i niech mi będzie usprawiedliwieniem, że przy wszystkich innych zaletach tego miejsca, to warunki do fotografowania były paskudne. 

Od lewej - Małgosia od Mojej Megolandii  oraz Justyna, autorka bloga Zielony Kamyk, spod rąk której wychodzą prześliczne szydełkowe drobiazgi...


... takie jak te poniżej (nie mam zielonego pojęcia jakim cudem można tak precyzyjnie wyszydełkować takie maleństwa!):


Od lewej - Dorota i Ewa:


Dorota, tak jak ja, miłośniczka melanży; nie mogłam napatrzeć się na jej dziergany od góry sweter w odcieniach szarości i różu (lub jak kto woli fuksji:-)):




Asia zresztą też lubi melanże, choć złości się niekiedy, że kolory układają się w plamy... Ale na skarpetkach akurat układają się bardzo udanie:-)


Bernadetta kiedyś dziergała, teraz pochłania ją głównie haft:


Od lewej: Barbara (Robótki z klasą) i Janina:


Ola, która, żeby się z nami spotkać zostawiła w domu 3 tygodniowego maluszka (oraz dwie starsze, ale równie absorbujące pociechy). Nie ma czasu na bloga, ale nie wyklucza w przyszłości:-). Pokazała nam fantastyczną enterlakową chustę z koniczynkowymi frędzelkami:


Od lewej: Edyta, autorka bloga Dziana Baba oraz organizatorka krakowskich spotkań w Amiqusie (każda druga sobota miesiąca!), Dorota od Dzianin Doroty, Marta z Nitek Emerytki oraz Dorota:


Od lewej: Małgorzata, która ma doświadczenia w zakupach włóczek z całego świata i Beata, która wzbudziła sensację swoim sposobem przerabiania oczek (do tej pory coś takiego widziałam tylko na amerykańskich filmach:-)):


Od lewej: Ola, Grażyna, Asia, Beata:


Na stołach wcale nie królowały kawiarniane dania i napoje. Choć pyszne i pięknie podane, to większe emocje budziły porozkładane pomiędzy nimi robótki w różnych fazach wykonania, nitki, motki, próbki:







Było wspólne dzierganie i pogaduchy w grupach...




... prezentacje i zachwyty...


... dzianinki trzeba było dotknąć, pomacać, przytulić....




... Jednym słowem... działo się!

I ja tam byłam,
choć się nie uwieczniłam,
placki jadłam, wodę piłam,
DOSKONALE SIĘ BAWIŁAM:)

Powtórki planujemy w tym samym miejscu w każdą ostatnią sobotę miesiąca:)

ZAPRASZAMY
PS. Mam nadzieję, że niczego nie poplątałam i nie pominęłam, ale jeśli, to proszę o uwagi, będę poprawiać.