wtorek, 22 grudnia 2015

Transferowałam

Po raz pierwszy w życiu. Fajna sprawa i niesamowite wrażenie:-). Nie będę pisać o samej technice, bo w sieci mnóstwo jest informacji na ten temat, pokażę tylko, co udało mi się zrobić. Jako bazę wciąż wykorzystuję drewniane kostki na opał.


Do transferu zaś wykorzystałam: obrazki znalezione w sieci (ogromny wybór TUTAJ), teksty samodzielnie wyedytowane w PhotoScape'ie oraz papier do scrapbookingu.


Te dwie deseczki już w fazie produkcji podobały mi się w komplecie więc skleiłam im grzbiety starym zamszowym paskiem i teraz jest to obrazek składany:


Obrazek poniżej w całości skopiowałam ze strony LenartView, strasznie podobają mi się ich prace - proste hasła, fajna grafika i niebanalne pomysły na wyjątkowe prezenty.


Najwięcej obaw miałam przy papierze do scrapbookingu, bo jest dość gruby. Na szczęście tu również poszło gładko. Tylko pracy było nieco więcej podczas rolowania białej warstwy. 


Czyste skrapbookingowe motywy samodzielnie prezentowały się trochę nijako więc postanowiłam dołożyć do nich krótkie teksty i ostateczny efekt wygląda tak:


Tylko ten zupełnie mi się nie podoba...


...Pójdzie do zamalowania;-)


To mój ostatni wpis w tym roku. Od wczoraj jestem na urlopie i tradycyjnie czas ten spędzać będę bez internetu. Z okazji zbliżających się Świąt życzę wszystkim samych dobroci, najmilszych chwil spędzonych w gronie rodzinnym oraz wystrzałowego Sylwestra i pomyślności w Nowym Roku!

Do zobaczenia:-)

piątek, 18 grudnia 2015

Fotograficznie

Spółka TieViel poprosiła mnie o sesję blogowo-fejsbukową. No to wytargałam swoje amatorskie studio fotograficzne spod łóżka i tak się wykazałam:














Tak po prawdzie, to nie musiałam się mocno wykazywać, wystarczyło ustawić parametry i pstrykać, a obiekty już same pozowały jak chciały i szło im to doskonale. Jak dla mnie prezentują się bardzo profesjonalnie:-)

Tylko że ostrość gubię. Nie potrafię sobie z tym problemem poradzić. Strasznie mnie to wnerwia...

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Na zlecenie

Nie wyrabiam się z blogowymi tematami. Dlatego dziś dwa w jednym. Wspólnym mianownikiem jest to, że oba powstały na zlecenie.

Na zamówienie Dominiki zrobiłam nową kolekcję obróżek dla Milki, bo stare już się całkowicie zużyły.



A na zamówienie przyjaciółki uplotłam makramowe bransoletki ze sznurka woskowanego i koralików, z przeznaczeniem na gwiazdkowe prezenty:




Poza tym mam do pokazania dwa gotowe udziergi (jeszcze nie sfotografowane, bo pogoda!), pierwsze  próby z transferem (strasznie fajna sprawa!), jeden temat fotograficzny oraz jeden kulinarny... Ja się chyba nie wyrobię w tym roku...

czwartek, 10 grudnia 2015

Zaradna

Tytułową książkę Beaty Kępińskiej pożyczyła mi przyjaciółka, bardzo ciekawa mojej opinii, bo na niej lektura zrobiła duże wrażenie.

O czym jest ta fascynująca powieść – czy o ludzkiej bezwzględności, uwikłaniu, samotności czy też o zaradności i umiejętności przystosowania?
Martę poznajemy, kiedy leży na stole operacyjnym. Niegdyś była bardzo atrakcyjną kobietą, przywiązaną do swoich atrybutów kobiecości, którymi, mówiąc w sposób przenośny, torowała sobie drogę w życiu. Operacja budzi potrzebę wspomnień i refleksji. Od tego momentu akcja powieści biegnie dwutorowo – bohaterka przywołuje obrazy najistotniejszych momentów ze swojego burzliwego życia przypadającego na szare lata PRL-u oraz na walkę z chorobą i stawianymi jej przez los nowymi wyzwaniami.
Tytułową ZARADNĄ Marta stała się głównie pod wpływem matki. To za jej sprawą zostaje uwikłana w konszachty z SB. Prowadzenie podwójnego życia doprowadza jednak do pasma nieszczęść. Za namiastkę dobrobytu trzeba drogo zapłacić.
Czy na jej los wpłynie poznana w szpitalu skromna kobieta? Co sprawi, że Marta odkryje w sobie pokłady dobra, o którego istnieniu dawno zapomniała? Wkrótce okaże się, że życie daje jej szansę. A może Bóg?

Moje wrażenia po kilku pierwszych stronach nie były najlepsze. Z miejsca zraziłam się do głównej bohaterki za podejście do własnego ciała i język jakim się o nim wyraża. Szczególnie irytowały mnie fragmenty, gdy mowa była o atrybutach kobiecości. Ale może po prostu nie potrafię tego zrozumieć, bo ja tych... hmm... atrybutów nigdy nie posiadałam w takim rozmiarze, by robiły jakieś wrażenie więc nie wiem jak się można czuć i o nich myśleć, gdy się je ma i widzi ich działanie na męskie otoczenie... Jednak z każdą kolejną stroną, z coraz większym zainteresowaniem wciągałam się w opowieść. Główna bohaterka, zamiast kolejnej banalnej i pustej postaci z tak zwanego nurtu literatury kobiecej, okazała się osobą skomplikowaną, nieszablonową i wymykającą się jednoznacznym ocenom. W pewien sposób przypomina mi moją Mamę (racjonalność, niezależność, brak złudzeń, swoista twardość i chropowatość w obejściu), choć pod innymi względami jest od niej zupełnie różna i chyba to też sprawiło, że książkę odebrałam bardziej osobiście, niż mogłabym przypuszczać.

Beacie Kępińskiej udało się stworzyć bardzo wiarygodną historię z doskonale wykreowanymi postaciami, które muszą radzić sobie z trudami PRL-owskiej rzeczywistości - niedoborem wszelkich dóbr, przewodnią rolą PZPR i agenturalnymi mackami, które wnikały we wszystkie zakamarki życia. Może dziś, z perspektywy czasu, łatwo jest ferować wyroki i poddawać bezwzględnej krytyce ludzi, którzy wówczas, z różnych powodów, uwikłali się w system, ale wtedy... Nawet w chorym systemie trzeba było jakoś żyć. I nie zawsze to "jakoś" było wystarczające. Niektórzy chcieli lepiej... Zresztą, to jest przecież niezależne od systemu. Są ludzie i ludzie. Wszędzie znajdą się jednostki pozbawione skrupułów i sumienia. Egoiści, którzy dla własnej doraźnej korzyści, bez oglądania się na koszty, gotowi są na wszelkie świństwa. Ale na szczęście idealistów też nie brakuje. Choć ci ostatni w świecie "Zaradnej" nie mają lekko. Są albo zbyt słabi by się przeciwstawić i popadają w choroby psychiczne, albo ulegają presji, a potem, nie mogąc poradzić sobie z wyrzutami sumienia, szukają ucieczki w alkoholu, a w końcu w samobójstwie...

Książka Beaty Kępińskiej  pokazała zaradność w zupełnie nowym dla mnie znaczeniu i chyba już nigdy nie użyję tego słowa jako komplementu. Teraz czuję w nim jakąś taką lepkość i zawoalowane podejrzenie nieuczciwości. Nabrałam też wątpliwości wobec źródeł sukcesu innych ludzi... I teraz nie wiem już co myśleć o rodzicach moich szkolnych znajomych, którym w tamtych czasach dobrze się powodziło (i jakże dumna jestem ze swoich, którzy byli tacy niezaradni, choć wówczas tak bardzo mi to doskwierało)... A co myśleć o współczesnych ludziach sukcesu? Czy rzeczywiście osiągnięcie bogactwa, albo choćby zwykłego dobrobytu musi iść w parze z nieuczciwością?  Książkowa zaradna nie ma co do tego żadnych wątpliwości - nie da się zdobyć powodzenia czystymi metodami. A jak sobie radzić z wątpliwościami? Zaradna ma na to sposób: wszelkie nieetyczne posunięcia na swojej drodze do celu traktować jak niewdzięczną pracę, jak noszenie węgla - trzeba się namęczyć i ubrudzić, żeby potem było miło i ciepło... Niby logiczne, ale czy aby cena za tę wygodę nie jest zbyt wygórowana? Czy to, co się w zamian otrzymuje jest warte poniesionych kosztów? Osobistych, moralnych? Takie refleksje nachodzą naszą bohaterkę dopiero w wieku dojrzałym, w chorobie, samotności i pozbawioną swoich najcenniejszych atrybutów. Ale czy rzeczywiście to one były w jej życiu najcenniejsze? I czy po tak niewygodnej przeszłości można jeszcze liczyć na szczęśliwą przyszłość? Co determinuje nasze postępowanie: "wewnętrzny" charakter, którego nie da się zmienić, czy "zewnętrzne" okoliczności i wychowanie, które możemy odrzucić kiedy chcemy i stać się kimś zupełnie innym? Czy możliwe jest odkupienie? A może nasza przeszłość i konsekwencje podejmowanych kiedyś decyzji tak czy inaczej w końcu nas dopadną?

Autorka w zakończeniu nie daje odpowiedzi na te pytania, czym pozostawia lekkie uczucie niedosytu, ale rozumiem jej decyzję. Sama nie wiem jak powinna kończyć się ta historia, żeby było jednocześnie wiarygodnie i bez nadmiernego sentymentalizmu (którego autorce i tak nie udało się uniknąć, ale przymykam na to oko), a z drugiej strony bez dramatycznego fatalizmu... Pozostawienie zakończenia otwartym jest bardzo salomonowym posunięciem, bo zostawia miejsce na nadzieję, że mimo wszystko będzie dobrze (choć głos rozsądku zdecydowanie temu przeczy...).

Polecam!

sobota, 5 grudnia 2015

Uzdatnianie niechodzonych udziergów #2

Sweter z kwadratu bardzo mi się podobał. Naprawdę. Ale fason zupełnie się na mnie nie sprawdził. Miałam wrażenie, że zsuwa mi się z ramion. Bez przerwy go poprawiałam. No i te zwisające poły... Efektownie wyglądają na zdjęciach, jednak w praktyce nie potrafiłam sobie z nimi poradzić. Nie podobały mi się ani puszczone luźno, ani spięte.

No to sprułam! Aż do otworów na rękawy, czyli prawie cały. Początkowo planowałam, że zrobię z niego  TAKIE wdzianko (znalazłam go u Żaby i zakochałam się od pierwszego wejrzenia). To prosta sprawa. Trzeba było tylko kontynuować kwadrat aż do długości boku około 100 cm. Gdy wreszcie ją uzyskałam, zszyłam zgodnie z instrukcją i... Nieeeeeee! Ten fason też mi nie leży! A może 100 cm to dla mnie za dużo? Bo ja mała jestem... 

Postanowiłam, że kiedyś jeszcze potestuję taką formę, a tymczasem dla swojej robótki znalazłam inne rozwiązanie. Żeby już nie pruć kwadratu po obwodzie (bo ileż można?!, szczególnie, że każde okrążenie, to odcięta nitka) - wyprułam środek. Na otwór na głowę. I taki fason wreszcie mnie zadowolił:-). Boki połączyłam szydełkowym sznureczkiem, dorobiłam rękawy i dolną plisę i oto wreszcie jest jak trzeba. Drugi niechodzony udzierg został uzdatniony:-). Czapka do kompletu pozostała bez zmian z pierwszej wersji:-).

 

Włóczka:


W pierwotnej wersji zużyłam 1 motek Soni, 2 Belli i 3 Baśki. Nowa wersja jest trochę lżejsza i to też jest jej zaletą:-).
Szydełko nr 4,5 mm.

środa, 2 grudnia 2015

Dumna jestem

Muszę się tym z Wami podzielić, choć to nic wyjątkowego, w końcu każdego rodzica osiągnięcia dzieci napawają dumą, nawet ja się temu nie oprę, choć macierzyństwo nigdy nie było dla mnie wielką pasją, znaczy obowiązków nie lubiłam, wiecie, tego całego ogarniania spraw związanych z rozwojem dziecka, nauką, zdrowiem, wstawania po nocach, wywiadówek, organizacji czasu wolnego, odwożenia, przywożenia, kupowania koniecznych rzeczy.... bo wszystkie te rzeczy boleśnie odciągały mnie od moich rzeczy ulubionych i ograniczały mój skąpy czas wolny... no taka ze mnie wyrodna matka, nic nie poradzę, choć nie przeszkadza mi to bezgranicznie Dominiki kochać i wraz z nią przeżywać wszystkie jej troski i radości, których jest tak chyba pół na pół, bo choć natura obdarzyła moją córkę zarówno inteligencją jak i urodą, to poskąpiła jej zdrowia, co jest moim niekończącym się zmartwieniem i co o tym pomyślę, to wyrzucam sobie, że gdy ją rodziłam, to zamiast o zdrowie, jak każda normalna matka, ja prosiłam by była ładna, bo wydawało mi się, że to najpewniej pomoże jej w przyszłości, przecież wszyscy wiedzą, że ładnym łatwiej jest w życiu i wszyscy ich lubią, ale młoda byłam, mądrością nie grzeszyłam i własne kompleksy przez mnie przemawiały, to nie rozumiałam, co w życiu najważniejsze, choć oczywiście i tak się cieszę, że mi się spełniło, a w pakiecie Dominika otrzymała jeszcze parę innych cech, które pozwalają jej realizować własne cele, a ich ilość i rozmach niezmiennie mi imponują i mocno zadziwiają, i nie raz już się zastanawiałam po kim ona ma tę energię, przedsiębiorczość i niepojęte zdolności adaptacyjne, dzięki którym, ku mojej wielkiej uldze, tak błyskawicznie odnalazła się w samodzielnym studenckim życiu w Krakowie i bez szkody potrafi łączyć ze sobą tyle różnorodnych zajęć i obowiązków - naukę na studiach dziennych, pracę w wolnych dniach, opiekę nad psem i ogarnianie spraw mieszkaniowych, planowanie własnego ślubu i wesela oraz działalność zmierzającą do założenia własnej firmy w tej branży, w ramach której, wspólnie z przyjacielem, na razie otworzyła blog - na własnej domenie, z własnoręcznie wyedytowanym Css-em oraz osobiście zaprojektowanym logiem, a ja tylko patrzę i nie dowierzam.... skąd ona to wszystko potrafi???!!! I jak daje radę?

www.tieveil.pl


Życzę Jej powodzenia i mnóstwa sukcesów, ale przede wszystkim zdrowia, by nic Jej nie przeszkadzało w realizacji tych wszystkich planów:-).