poniedziałek, 6 czerwca 2016

Wszystko gra

Bardzo dziękuję za Wasze życzliwe zainteresowanie moją przedłużającą się nieobecnością. Mnie samą ta sytuacja uwiera, bo nienawykła jestem do takich długich przerw między wpisami... Ale głowę pochłonęło mi tyle różnych tematów, że brakło już miejsca na blogowanie. Nie wiem, czy miało to coś do rzeczy, czy to tylko zbieg okoliczności, ale od śmierci Felka całkowicie przeorganizowała mi się moja codzienna rutyna. Jest zupełnie inaczej, choć niektóre punkty pozostały bez zmian - wciąż przecież dziergam i czytam:-).

Powstała bluzeczka inspirowana twórczością Any, Trochę ją fasonowo skaszaniłam, ale wybrnęłam. Zaczęłam ją nosić mimo braku premiery blogowej, co jest dla mnie zupełnie nietypowe, ale skoro sesji zdjęciowej wciąż brak, to szkoda, żeby tak leżała nieużywana... Któregoś razu zrobiłam sobie jednak zdjęcia przed wyjściem do pracy:


W drodze do Wrocławia i z powrotem (tak, w drugi długi majowy weekend byłam we Wrocławiu i nie zrobiłam z tej okazji ani jednego zdjęcia, nawet telefonem, baaardzo nietypowo) wydziergałam fale w fioletach i szarościach - czekają na zszycie. Będzie z tego bluzka.


Skończyłam Ziemiomorze - 950 stron klasyki z gatunku fantasy - czeka na spisanie wrażeń. W kolejce stoi "To ja Malala" z biblioteki oraz "Nie martw się, to tylko życie" - debiutancka powieść Adama Szewczyka, którą autor przysłał mi z propozycją zrecenzowania na blogu. Reszta kolejki jest tak długa, że nie ma nawet sensu wspominać...


Działeczka obrodziła i bez przerwy przerabiam góry zieleniny, które znosi mi Mama, głównie na surówki i zielone koktajle. Specjalnie wstaję co rano o 5:25, żeby przygotować taki świeży koktajl również dla męża, który do pracy chodzi na 6:-).


A w ogóle to swemu podniebieniu dogadzam w sposób tak nieumiarkowany, że potrzebuję potem sporo czasu, by jakoś te smakowite kalorie z wysiłkiem utlenić. Jeżdżę na rolkach, rowerze, spaceruję, a wszystko to z aplikacją LG Health, która podlicza mi kroki, kilometry i kalorie, zachowując w pamięci każdą moją aktywność, co jednocześnie mnie bawi i motywuje:-). Wychodzi na to, że najbardziej efektywna jest jazda na rolkach - w ciągu godziny zużywam prawie 550 kcal, szybki godzinny marsz to ledwie 230 kcal... Szkoda, że do pływania nie można jej używać;-).



Podczas każdej aktywności (prócz pływania rzecz jasna i to też szkoda) słucham muzyki. To następna nietypowa dla mnie rzecz, bo nie słuchałam chyba od dwudziestu lat.... Córka namówiła mnie na Spotify (kolejna aplikacja na telefon - mój aparat staje się dla mnie prawdziwym wielozadaniowym kombajnem, nie sądziłam, że telefon może być tak użyteczny!) i teraz bez przerwy bawię się szukając starych przebojów (głównie z lat '80) i układając różne tematyczne playlisty... Jeśli macie jakieś fajne propozycje do posłuchania - piszcie koniecznie:-).

Do ślubu Dominiki i Rafała zostało już niecałe 3 miesiące i na tę okazję mam za zadanie zrobić pudełko na obrączki, księgę gości, pamiątkową skrzyneczkę na koperty i życzenia oraz nie wiem co jeszcze, bo potrzeby Dominiki rosną wprost proporcjonalnie do skracającego się czasu, który nas od tego wydarzenia dzieli...


Nie mieści mi się to w głowie, jak można w ten sposób pozbyć się żywych, czujących i bezradnych stworzeń? Jak ten człowiek może potem spać? To chyba trzeba zupełnie nie mieć sumienia, żeby takie rzeczy robić! A nam serce się rwie, żeby przygarnąć ze dwa... Ale to jeszcze za wcześnie po Felku... I pora przed Dominiki ślubem nieodpowiednia jest na taką decyzję - będziemy mieć sporo gości i dwa rozbrykane, młode kociaki mogłyby stanowić problem.

A poza tym remontujemy sypialnię. Na razie nie jest fajnie, ale gdy dojdziemy do wystroju wnętrza zacznę się naprawdę dobrze bawić. Już teraz na samą myśl serce bije szybciej i łaskocze mnie w brzuchu:-).

A w pracy gorący sezon i to nie tylko z powodu letnich temperatur...

Także ten... Do zobaczenia, gdy się ogarnę;-).