niedziela, 27 listopada 2016

Ptyś i Balbinka

Najwyższa już pora, by na blogu przedstawić naszych najmłodszych domowników: to Ptyś i Balbinka, kocie rodzeństwo, które pod nasz dach trafiło końcem października.

"Kocie" to taki skrót od "Kocham cię":-)

Od śmierci Felka wiedzieliśmy, że stan kotów w naszym domu będzie trzeba uzupełnić. Wątpliwości były tylko co do czasu i sposobu w jaki to się stanie. Mąż przeglądał ogłoszenia w sieci i chciał jak najszybciej zakończyć żałobę, biorąc do domu nowego zwierzaka. Ja potrzebowałam więcej czasu i wolałam, żeby zdecydował za nas przypadek: nie chciałam szukać kotka, chciałam, żeby to on znalazł nas. Tak jak Maniek i Felek. Nie chciałam się śpieszyć. Zresztą i tak wypełniony, i nieco zwariowany czas przed Dominiki weselem, nie sprzyjał takim decyzjom.

Jednak w samym środku metamorfozy kuchniojadalni trafił się właśnie taki przypadek, jakiego oczekiwałam - po drodze z pracy, na trawniku przy głównej drodze, natknął się mąż na Luśkę. Nie mogła się tam znaleźć przypadkiem. Ktoś musiał ją tam celowo porzucić. I cóż, że pora i warunki mocno nieodpowiednie? Nie mogliśmy przecież jej tak zostawić. Mąż zapakował do plecaka i przywiózł do domu. Luśka była w marnej kondycji, ale liczyliśmy, że pod dobrą opieką wydobrzeje. Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku i kotka, choć słaba, cieszyła nas swoją kocią aktywnością i mruczeniem. Podczas lekarskiej obdukcji okazało się, że ma problem z wypadającym odbytem. Konieczne było założenie specjalnego szwu, a ponieważ to zabieg bardzo bolesny, miał być wykonany w znieczuleniu ogólnym. Korzystając z okazji poprosiłam o pobranie krwi i wykonanie testu na białaczkę, bo niepokoił mnie też jej kaszel...

Bóg stworzył kota, żeby człowiek mógł głaskać tygrysa.
- V. M. Hugo















No i niestety, test wyszedł pozytywny. Ponieważ rokowania dla kotów z białaczką nie są dobre, a choroba ta jest mocno zakaźna, (TU można przeczytać więcej na ten temat) lekarz zasugerował eutanazję... I z ciężkim sercem przystaliśmy na to. Luśka nie została wybudzona po zabiegu. Wciąż w narkozie, została uśpiona. Było nam ogromnie przykro, bo nawet się z nią nie pożegnaliśmy. Poprosiłam o wykonanie tego testu, ale prawdę mówiąc nie wierzyłam, że jest chora. Była z nami tylko 10 dni, ale i tak mocno przeżyliśmy jej odejście. Znowu. W krótkim czasie straciliśmy dwa koty. A sprowadzając do domu chorą Luśkę naraziliśmy na śmiertelne niebezpieczeństwo Mańka. Przez miesiąc żyliśmy w strachu, czy się nie zaraził białaczką. Po miesiącu zrobiliśmy test... I odetchnęliśmy z ulgą - negatywny!

Po tych zdarzeniach miałam dość. Czułam się wyczerpana emocjonalnie. Nawet nie chciałam myśleć o kolejnych kotach. Nigdy!

Ale mąż nie zrezygnował z przeglądania w sieci ogłoszeń. To był jego codzienny rytuał. Zdjęcia kociąt działały rozbrajająco, a fakt, że wszystkie one szukały nowego domu dawał kojące poczucie, jakby każde z nich mogło być nasze...

I pewnego razu, w wyniku całej serii sprzyjających zbiegów okoliczności, dwa kotki z ogłoszenia faktycznie trafiły do nas. Dwa, bo strat, które nas w tym roku dotknęły, nie dałoby się wypełnić jednym. Oba rude jak Felek. Brat i siostra. Siostra nawet dokładnie jak Felek kudłata. Dwie pełne energii i miłości futrzane kulki.

Kto posiada kota, nie musi się obawiać samotności.
- Daniel Defoe

Jeśli kryzys ci zdrowie rujnuje lub zawiodła cię bliska istota, to zrób to, co niewiele kosztuje: weź kota.
Franciszek J.Klimek
Obcując z kotem, człowiek ryzykuje jedynie to, że stanie się wewnętrznie bogatszy.
- Colette






Przez chwilę zła byłam na męża, że mnie niezamierzonym podstępem wmanewrował w przywiezienie tej menażerii. Ale po tygodniu, obserwując z uśmiechem ich dzikie, radosne figle, stwierdziłam, że SUPER, ŻE Z NAMI SĄ:-). Szybko się zaadaptowały do nowych warunków. Wciąż trochę boją się Brendy, bo ona jest naprawdę ogromna z ich perspektywy, ale z Mańkiem bardzo szybko stosunki ułożyły się ciepło i przyjaźnie.

Posiadanie jednego kota prowadzi do posiadania następnego
- Ernest Hemingway
Czy dom bez kota - najedzonego, dopieszczonego i należycie docenionego - zasługuje w ogóle na miano domu?
- Mark Twain

Miłośników kotów zawsze łatwo poznać: Ich ubrania wyglądają zawsze na stare i znoszone, ich prześcieradła wyglądają jak wycieraczki a ich łazienka wygląda jak kolekcja kocich pomyłek.
Eric Gurney




Z ostrożnością, ale bez strachu podchodzą do Dominiki Milki, która nas czasem odwiedza.

Aby człowiek miał dobry charakter potrzebuje psa, który będzie go uwielbiał i kota który będzie go ignorował.
Derek Bruce





Na razie nie robiliśmy kociętom badań w kierunku białaczki. Maniek jest już zaszczepiony, więc jemu nic nie grozi. A maluchy nie wychodzą z domu, więc nikogo nie zarażą, jakby co. Ale wierzę, że są zdrowe. Kipią energią i mają dobry apetyt, ładnie przybierają na wadze. Mam nadzieję, że czarna kocia seria jest już za nami. Oby!

Prawo kształtu: Kot przyjmuje kształt naczynia, w którym się znajduje.
Mylić się jest ludzkie, mruczeć – kocie.
Robert Byrne





PS. Maluchy w domu nie sprawiły, że zapomnieliśmy o Felku. Nie da się o nim zapomnieć, bo to był kot absolutnie wyjątkowy. Okoliczności, w jakich straciliśmy Luśkę też wzciąż nas kłują w serce, na samą myśl o nich. Ale te dwa małe rudzielce wniosły do domu nową radość i cieszymy się z ich obecności ogromnie:-)

czwartek, 24 listopada 2016

Zbliżenie na poduszki

Sprułam trzy nikomu niepotrzebne poszewki na poduszki i zrobiłam trzy nowe, specjalnie do pokoju Dominiki:





Kombinowałam w jaki sposób zrobić zamknięcie... Guziki mi nie pasowały, a wszycie zamka do szydełkowej dzianiny okazało się być poza moimi możliwościami. No to "zaszyłam" brzegi dzierganymi sznureczkami. Bardzo jestem zadowolona z tego rozwiązania: proste, praktyczne i podoba mi się:-).




Szkoda tylko, że z powodu nowych mieszkańców naszego domu (wkrótce ich przedstawię), poduszki na co dzień muszą być schowane. Nie tylko poduszki zresztą. Muszę chować wszystko co dynda, zwisa, odstaje lub może się toczyć. Z parapetów musiały poznikać nawet doniczki z kwiatami, bo również stały się celem niezdrowej ciekawości i niszczycielskich zabaw. Ale to przecież tylko tymczasowo:-).

niedziela, 20 listopada 2016

Pokój Dominiki

... objęliśmy remontem w ostatniej chwili i zupełnie spontanicznie. Podczas generalnych porządków ze zgrozą uznałam, że sam porządek to za mało, by pokój dobrze wyglądał.

Zniszczonej wykładzinie (położonej na fatalnych panelach) nie pomogło pranie, odkurzone ściany wciąż wyglądały buro, a odsłonięta korkowa lamperia, tak przecież trwała, praktyczna i ocieplająca wnętrze, okazała się być zupełnie nieodporna na światło słoneczne i pokryła się nieestetycznymi wyblakłymi plamami w miejscach najbardziej odsłoniętych.

Na dwa tygodnie przed weselem nie było innego wyjścia: pokój musiał przejść bardziej inwazyjną metamorfozę.


Zużyta wykładzina dywanowa trafiła na śmietnik, a jej miejsce zajęła wykładzina PCV w całości zakrywająca kiepskiej jakości panele podłogowe. Wykładzina PCV, popularnie zwana linoleum, jest mało eleganckim rozwiązaniem, ale podoba mi się jej praktyczność. Okazuje się też, że jest mnóstwo naprawdę ładnych wzorów do wyboru. Z powodu braku czasu musieliśmy ten wybór ograniczyć do najłatwiej dostępnych, ale i tak jestem zadowolona z zakupu.


Ściany pomalowaliśmy na neutralny jasny kolor, zastępując nim niewinny róż, z którego Dominika już dawno wyrosła. Najwięcej wątpliwości miałam z korkiem... W końcu jego też postanowiłam przemalować. Farbą akrylową. Dwie warstwy sprawdziły się perfekcyjnie. Korkowa lamperia nadal spełnia swoje funkcje stanowiąc teraz nienarzucające się tło dla innych elementów wystroju.


W naturalnym kolorze zostawiłam tylko jedną ścianę, która jest pokryta korkiem w całości, a przez lata zasłonięta plakatami zdołała oprzeć się zabójczemu wpływowi światła słonecznego:-).


Po tych najtrudniejszych operacjach zostało mi najprzyjemniejsze: dekorowanie:-)


Z pokoju Dominiki zniknęło wielkie biurko. Już jej niepotrzebne. Wjechał za to stary stolik mojej babci, dość mocno nadgryziony zębem czasu, który z pomocą męża odnowiłam: mąż dokładnie wszystko oczyścił, a ja pomalowałam. W moim ulubionym stylu: najpierw lakierobejcą (dwie warstwy), potem farbą akrylową (techniką suchego pędzla), na koniec całość zabezpieczyłam lakierem bezbarwnym. Stolik, wbrew Dominice, przykryłam koronkową serwetą. Dominice bardziej podobał się stolik w wersji soute, ale moim zdaniem kremowa koronka lepiej podkreśla charakter nowego wystroju.


Mocnym akcentem są fuksjowe poduszki, podkładki na parapecie i dywanik. Dominika tak całkiem nie chciała rezygnować z ulubionego różu;-).


Swoje miejsce w Dominiki pokoju znalazł też mój stolik pod laptopa. Stolik robiłam dawno temu z myślą o swoich potrzebach, tymczasem w praktyce okazało się, że stolik bywa potrzebny wszystkim, tylko nie mnie;-).


Zabudowa meblowa została bez zmian.



Na szafie stoją skrzynie i pudła ze szkolnym dobytkiem Dominiki. Kiedyś będzie trzeba to przejrzeć i wyrzucić co niepotrzebne... Pewnie większość. Tymczasem, żeby miejsce na szafie nie wyglądało na zagracone zasłoniłam je różowym tiulem i zastawiłam zdjęciami, które ozdabiały weselne stoły.

sobota, 12 listopada 2016

Na imieniny

... sprawiłam sobie prezent:

Kreatywność to twoje drugie imię? Handmade nie jest ci obcy? Od zawsze tworzysz dla siebie i dla innych? A może dopiero chcesz zacząć, ale nie wiesz od czego i potrzebujesz świeżych pomysłów?
Jeśli na chociaż jedno z powyższych pytań odpowiedziałaś "tak", musisz mieć tę książkę!
Nie potrzeba wielkich umiejętności, drogich zakupów ani wiele czasu, by zrobić coś z niczego i świetnie się przy tym bawić.
"Wielka księga inspiracji" to ponad siedemdziesiąt instrukcji pokazujących krok po kroku, jak zrobić coś z niczego. Dzięki niej samodzielnie urządzisz pokój, znajdziesz wiele praktycznych rozwiązań, własnoręcznie wykonasz wspaniałe prezenty dla rodziny i przyjaciół!
A to wszystko dzięki trzem doświadczonym blogerkom - Annie Jakubskiej i Ewie Rokitnickiej z Kokoshka.pl i Oldze Woźnickiej, autorce O Manufaktura, które od lat upiększają polską blogosferę i... rzeczywistość.

Gdy zobaczyłam tę książkę na blogu autorki, nie mogłam się oprzeć, musiałam ją mieć, uwielbiam takie wydania:-). Szczególnie, że od lat jestem fanką bloga Olgi, która nie tylko robi piękne rzeczy, ale jeszcze przepięknie potrafi je pokazać. Pobyt na Jej stronie to zawsze prawdziwa przyjemność.

"Wielka księga inspiracji" nie zawiodła moich oczekiwań. Jest pięknie wydana, dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. Ogląda się ją z wielką przyjemnością. Jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona z zakupu:-)

Od przyjaciółki zaś dostałam taki prezent:

Brama, przez którą diabeł dostał się na ziemię. Siedlisko niebezpiecznej kobiecej żądzy. Błogosławieństwo i przekleństwo kobiet. Tymczasem... to tylko wagina!
Dla Platona wagina to wierzgające zwierzę. Da Vinci pomija ją na anatomicznych szkicach. Do 1948 r. jest wymazywana z podręczników medycyny, ale już 30 lat później pornograficzny film Głębokie gardło podbija Cannes. 1960 r. zdesperowane mieszkanki Kamerunu obalają rząd, publicznie obnażając sromy. W 2006 r. Kolumbijki przez "strajk zaciśniętych ud" rozbrajają mafię narkotykową. XIX w. kolonizatorów Afryki szokuje rytuał wydłużania warg sromowych, ale dziś w USA i Europie na zabiegi modelowania narządów płciowych wydaje się miliony dolarów. W najnowszej książce Diane Ducret pokazuje, jak męskie wyobrażenia na temat kobiecego ciała wpłynęły na życie milionów kobiet od starożytności po współczesność. To opowieść pikantna i przejmująca, doprawiona nutą ironii i humoru. Powinny ją przeczytać wszystkie kobiety i każdy mężczyzna, który chce je lepiej zrozumieć.

Naprawdę fascynujący tytuł! Zaczęłam czytać od razu i nie mogłam się oderwać. Historia o tym, jak męskie wyobrażenia, fobie i obsesje na temat kobiecej seksualności i ciała, kształtowały obraz kobiet i stosunek do nich na przestrzeni wieków w najróżniejszych społecznościach, jest historią głęboko przejmującą, ale też uwalniającą, gdyż tak naprawdę większość z tego, co zawiera się w pojęciu kobiecość, to tylko zbiór najróżniejszych mitów tworzonych przez mężczyzn, w celu zapewnienia swojej dominacji. Mitologiczna kobiecość niewiele mówi o samych kobietach, za to wiele o jej autorach, mężczyznach: ich lękach pragnieniach i motywach.

Dziś starożytne przekonania na temat kobiecych narządów rozrodczych (np. wędrująca wewnątrz ciała wściekła macica, czy pełna zębów pochwa, która odgryza penisy) mogą wydawać się zabawne, tak jak i cała książka zresztą, napisana lekkim językiem z (auto)ironiczną swadą. Jednak niespecjalnie mi do śmiechu... Bo te zabawne męskie fantazmaty miały bezpośrednie przełożenie na krzywdę i cierpienie milionów kobiet. Nadal mają, bo książka jest zaskakująco aktualna. Choć współcześnie wagina nie jest już tajemnicą, to kobiecość wciąż jest bardziej mitem, niż rzeczywistością. W czasach wolności seksualnej kobiety wciąż nie są wolne: zmieniają się wzorce kulturowe, ale my wciąż jesteśmy ich zakładniczkami. A nasze ciała, jak za dawnych czasów, nadal są przedmiotem politycznych i religijnych dogmatów, którymi usprawiedliwia się pozbawianie nas praw do decydowania o sobie.

niedziela, 6 listopada 2016

Jak nie dać się jesiennej depresji

Jesienią zawsze łapią mnie dołki. Mam osobowość skłonną do melancholii: poczucie smutku, bezsensu, zaniki motywacji... towarzyszą mi od dzieciństwa. Kiedyś bywało gorzej i skutkowało destrukcyjnymi zachowaniami. Teraz radzę sobie dużo lepiej. Nawet bez tych najbardziej  typowych polepszaczy nastroju jak słodycze, alkohol, zakupy...itp. (prócz skłonności do melancholii mam też skłonność do uzależnień więc muszę uważać;-)). Zresztą te polepszacze rujnują zdrowie, a ja, od jakiegoś czasu pasjonatka zdrowego żywienia, zdecydowanie eliminuję ze swojej kuchni niezdrowe produkty. Jednak, gdy na dworze szaro i mokro, a dni coraz krótsze i chłodniejsze... Na dodatek niedzielna robótka jakoś nie idzie, serialowi bohaterowie giną lub odchodzą, a w perspektywie kolejny bury poniedziałek... Jakoś trzeba się bronić przed chłodem na duszy i spadkiem nastroju.


Oto moje sposoby (kolejność przypadkowa):

1. Zacznij dzień od śmiechu. Umysł ludzki jest skomplikowany, ale zaskakująco łatwo go oszukać. Śmiejemy się, gdy nam wesoło, ale odwrotnie też działa: gdy się śmiejemy (nawet wymuszenie) robi nam się prawdziwie wesoło:-).

2. Głaskaj kota. Niektórzy twierdzą, że można też psa lub innego futrzaka, ale moje doświadczenie wskazuje, że kot działa najlepiej. Głównie dlatego, że mruczy. Zanurzenie dłoni w miękkie, wibrujące futro i obserwowanie błogiego kociego spojrzenia jest niezwykle odprężające i po prostu musi wywołać uśmiech. Jeśli nie masz kota, odwiedź kogoś kto ma. Ale jeśli tylko nie dokucza ci alergia na kocią sierść i nie ma innych obiektywnych przeciwwskazań - zachęcam do sprawienia sobie własnego egzemplarza:-). Poprawisz sobie humor podwójnie: zrobisz dobry uczynek, bo dasz dom i miłość kociemu nieszczęśnikowi i jednocześnie zapewnisz sobie nieograniczony dostęp do najskuteczniejszego leku na codzienny stres i depresję.


3. Ruszaj się. Co prawda ostatnią rzeczą, na którą ma ochotę człowiek w depresji jest aktywność, ale warto się przemóc. Nie chodzi od razu o jakiś ekstremalny wysiłek. Mnie pomaga nawet kilkukrotna przebieżka w domu po schodach, tam i z powrotem, albo szybkie odkurzanie. Jednak, jeśli tylko dopisuje pogoda, lepszy jest ruch na świeżym powietrzu. Uniwersalny jest spacer. Wiadomo, że wysiłek fizyczny zwiększa wydzielanie endorfin, ale myślę sobie, że pomaga też to, że podnosi nam się ciśnienie i robi cieplej. Poza tym, w ten sposób też można trochę oszukać umysł - jeśli: im bardziej mi się nie chce, tym bardziej się nie ruszam, to: im bardziej się ruszam, tym bardziej mi się chce:-).


4. Muzyka. Gatunek jest oczywiście kwestią gustu. Na mnie najlepiej działają dynamiczne, hip-popowo-dyskotekowe dźwięki, z elementami folk, z rytmicznie wystukiwanymi basami, które czuję aż w żołądku. Taka muzyka dodaje mi energii i sprawia, że chce mi się tańczyć, a taniec zawsze poprawia humor bo: patrz punkt powyżej:-).

5. Spraw przyjemność kubkom smakowym. To nieprawda, że będąc na zdrowej diecie nie można cieszyć się smakami. Można! A przyjemność jest tym większa, bo pozbawiona wyrzutów sumienia, że zapychamy się rujnującym zdrowie cukrem i tłuszczami trans. Takie na przykład pieczone jabłko z miodem i orzechami. Nie dość, że pysznie smakuje, to roboty z nim niewiele i zapach w domu po prostu boski. Same zalety. Poza tym mogę polecić słodkie kaszotto z bakaliami, wykwintne Rafello z kaszy jaglanej, albo bogatą kutię nie tylko z okazji Wigilii.


Co dobrego do picia? Herbata z cytryną i imbirem to klasyka. Dobrze na samopoczucie robi też zielona kawa, którą gotuję z przyprawami: kardamonem, cynamonem, imbirem - pachnie nieziemsko, a kawa gotowana podobno nie zakwasza organizmu (mam nadzieję, że to prawda, bo piję codziennie rano...). Kubek gorącego kakao również godny jest polecenia. Puryści zalecają na wodzie, bo podobno mleko zwierzęce niszczy wszystkie dobroczynne składniki kakao. Wierzę, ale na razie jeszcze nie mogę oprzeć się mlecznemu dodatkowi. Tylko odrobina, a sprawia, że kakao staje się jedwabiste i pełne w smaku. Posłodzone miodem gryczanym smakuje wybornie, rozgrzewa i wyraźnie podnosi nastrój. Jednak tego napoju nie zalecam na wieczór: nastrój jest podniesiony tak bardzo, że nie ma mowy o spaniu;-). Na wieczór dobry jest kubek ciepłego mleka z miodem, czosnkiem i odrobiną masła - uwielbiam ten smak! Wiem, wiem, ta propozycja jest dość mocno kontrowersyjna, bo nie dość, że mleko krowie, to jeszcze śmierdzący czosnek... Nie mniej jednak, na mnie napój ten działa bardzo odprężająco:-).


6. Miej pasję. To niby oczywistość, ale czasem pasja nie skutkuje. Szczególnie, gdy jest to pasja realizowana od lat, dobrze znana, oswojona i nie stawiająca wyzwań. Wtedy warto poszukać czegoś nowego. Czegoś co będzie miało urok nowości, co wciągnie i zajmie uwagę. Bo choć zwykle nie chce nam się wykraczać poza własną strefę komfortu, to gdy już to zrobimy, czujemy zadowolenie. Bo człowiek lubi przekraczać własne granice, bo lubi czuć satysfakcję z poznawania czegoś nowego. Satysfakcja z opanowania nowej sztuki, z rozwiązania jakiegoś zadania jest jednym z najskuteczniejszych sposobów na podniesienie nastroju, choć też jednocześnie chyba jednym z najtrudniejszych do realizacji. 


7. Motywujące i/lub pocieszające cytaty. Tak, ja wiem, to strasznie banalne, ale naprawdę znajduję otuchę w tych oklepanych, a jednocześnie pełnych prawdy treściach. Na przykład:
Wszystko mija, nawet najdłuższa żmija. (Stanisław Jerzy Lec).
Jeśli jesteś w dołku, to przede wszystkim przestań kopać dalej.
Życie to męka. Najlepiej się wcale nie urodzić. Ale to szczęście ma jeden na tysiąc. (Julian Tuwim)
Jakoś to będzie. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było. 

A jakie są Twoje sposoby na jesienną chandrę?