niedziela, 25 lutego 2018

Grubasek

... czyli duży i ciepły sweter na mróz. I czapka z pomponem do kompletu. U nas dziś aż 9 stopni poniżej zera (rano było minus 15 - luty bez porządnego mrozu nie może się jednak obejść;)), więc do swetra bardzo adekwatnie, ale Dominika odmówiła pozowania na zewnątrz. Nie mam żalu, zdjęcia na ściance też są OK:-)






Projekt własny, przerabiany w całości, od góry.
Włóczka: 6 motków Burcum Batik (Alize) - 100% akryl - dł. 210m/100g
Druty nr 6 i 5 (na ściągacze).

niedziela, 18 lutego 2018

Nowości w Sztuce Rękodzieła

Zarzuciłam na chwilę porządki, by pokazać najświeższe zrealizowane zamówienia. Były dla mnie szczególne bo nie dość, że niemal identyczne (obu Paniom spodobała się ta sama moja wcześniejsza praca), to jeszcze trafiły do mnie w tym samym czasie.

Zamówienia przyjemne, bo styl rustykalny, który najbardziej czuję, ale wyzwaniem było zrealizowanie ich w taki sposób, by różniły się zarówno od pracy wzorcowej, jak i między sobą (bo przecież rękodzieło musi być unikalne:-)), a jednocześnie - by były w jakiś sposób do siebie podobne, bo przecież Panie spodziewały się określonego efektu. Pomyślałam, że ciekawie byłoby zrealizować obie prace jednocześnie i w układzie odwrotnym - jeden komplet jasny jako pozytyw, drugi komplet ciemniejszy - negatyw.


Powiem Wam, że to była dla mnie bardzo sympatyczna praca, aż mam ochotę na więcej takich:-)

1. Rustykalny zestaw "Patrycja i Maciej":







Retro kuferek na koperty (30x20x13,5 cm)
Pudełko na obrączki (10x8x5 cm)

2. Rustykalny zestaw  "Natalia i Łukasz"







Retro kuferek na koperty (30x20x13,5 cm)
Pudełko na obrączki z przegródką (16x12x3,5 cm)

czwartek, 15 lutego 2018

Co może zwykły człowiek

Powiem Wam, że bardzo przeżyłam sprawę Tomasza Mackiewicza. Nie znałam go osobiście, ale od wielu lat, po cichu, śledziłam sobie jego poczynania...

Zaczęło się dawno temu, od reportażu z pewnej szalonej (wg moich standardów) podróży poślubnej z 2004 roku. Wtedy to Marek Klonowski wraz Żoną postanowili objechać na rowerach (z psem w przyczepce na dodatek) Morze Bałtyckie. Trafiłam na reportaż z tej wyprawy całkiem przypadkiem i zafascynowała mnie ta historia. Zafascynowali mnie ci ludzie. Byli młodsi ode mnie, ale poza tym zupełnie jak ja - całkiem zwyczajni. Bez zaplecza w postaci wyjątkowych rodziców, czy wielkich pieniędzy. Bez trudu mogłam sobie wyobrazić siebie na ich miejscu. Szczególnie, że przecież też od zawsze uwielbiałam wycieczki rowerowe. Tylko, że mnie nigdy nie przyszło do głowy, że można się wybrać na TAKĄ wycieczkę. "Zwykli" ludzie nie robią takich rzeczy. Zwykli ludzie, jak ja, pracują na etacie i nawet nie mają tyle urlopu, żeby takie zamierzenie zrealizować, nie mówiąc już o tych wszystkich SPRAWACH, które przy takim wyzwaniu trzeba ogarnąć. Dla zwykłego człowieka to przecież nie do ogarnięcia! A tu proszę - Marek Klonowski pokazał mi, że jednak można. Jeśli się chce. Że wszystko jest do ogarnięcia i jeśli człowieka powstrzymują jakieś bariery, to przede wszystkim te, które urosły w jego głowie.


Z podziwem, niedowierzaniem, lekką zazdrością i niekłamanym zachwytem przeczytałam całą relację, obejrzałam wszystkie piękne zdjęcia, a na końcu czułam się, jakbym czytała o kimś znajomym i bliskim. Od tamtej pory, od czasu do czasu, sprawdzałam co słychać u moich ulubionych zwykłych ludzi - niezwykłych podróżników. Przeżyłam ich rozstanie (jak mogła się rozstać taka fajna para????) i nowy związek Marka Klonowskiego. Zachwycałam się pięknymi zdjęciami z małym synkiem. Kibicowałam kolejnym podejmowanym wyzwaniom - podróży autostopem z Nowego Jorku na Alaskę i wspinaczce na szczyt McKinley'a (dziś oficjalnie pod nazwą Denali), próbie zdobycia Mount Logan w Kanadzie...


W pewnym momencie Marek Klonowski poznał Tomasza Mackiewicza. We dwóch tworzyli szalony, ale przesympatyczny zespół. Gdy czytałam ich relację ze zdobycia Mount Logan i trawersu lodowca, po raz pierwszy przeszło mi przez myśl, że chłopaki mają chyba więcej szczęścia niż rozumu... Ta wyprawa nie była bezpieczna i wymagała specjalistycznych przygotowań, a oni wszystko brali na żywioł. Ale udało im się, a za swój wyczyn otrzymali nagrodę Kolosa roku 2008. A potem wymarzyli sobie Nangę. Nie udało się za pierwszym razem, ale byłam pewna, że kiedyś zdobędą ten szczyt. Przecież wszystko im się udawało i wierzyłam, że nic ich nie powstrzyma. Historie o nich były jak bajki - z mojej perspektywy całkiem nierealne, ale też, jak to w bajkach, oczekiwałam zawsze szczęśliwego zakończenia.


Nie mogę powiedzieć, że w ostatnich latach jakoś szczególnie drążyłam temat, ale za każdym razem, gdy w sieci natknęłam się na nazwisko któregoś z chłopaków, czytałam o nich z ciekawością. Jak o starych znajomych, z którymi kontakt co prawda się urwał, ale pozostało szczere zainteresowanie losami i pewna emocjonalna bliskość. Dlatego byłam na bieżąco. I dlatego ostatnie wydarzenia tak głęboko mnie dotknęły. Trudno się z tego otrząsnąć.

Marek Klonowski zniknął z sieci już jakiś czas temu. Z przyczyn osobistych porzucił pewnego razu wyprawę na Nangę i od tamtej pory nic o nim nie słyszałam. Ale Tomasz Mackiewicz wciąż był blisko, a jego poczynania karmiły wyobraźnię. Obaj byli dla mnie inspiracją i źródłem optymizmu, żywym dowodem na to, że zwykły człowiek może mieć niezwykłe marzenia, że da się je realizować, nawet nie mając za sobą wsparcia odpowiednich związków, kół i stowarzyszeń, nie trzeba grona potężnych sponsorów, nie trzeba wpływowej rodziny z tradycjami i zasobami. Można samemu.


Dlaczego o tym piszę? Długo wahałam się czy zabierać głos w tym temacie, bo znów - po co? Ale uznałam, że jednak chcę się tym podzielić. W sieci różni ludzie zabierają głos i dzielą się swoim życiem. Jest tego całe mnóstwo. Większości nawet nigdy nie będziemy w stanie poznać, inne omieciemy tylko wzrokiem, bez szczególnego zainteresowania. Ale są też takie wpisy, które do nas trafią i z jakiegoś powodu przykują uwagę, otworzą oczy, zmienią życie, albo "tylko" sposób jego postrzegania. Jestem właśnie taką osobą "po drugiej stronie", do której trafiły wpisy i działania duetu Klonowski-Mackiewicz. Nie wiem dlaczego właśnie ich. Jak zwykle pewnie zadecydował splot okoliczności - bezpretensjonalność i naturalność bohaterów, ich styl komunikacji, moja sytuacja i czas w jakim byłam. Być może trochę wcześniej, albo trochę później już nie zwróciłabym na ich wyczyny uwagi, nic by mnie nie obchodziły, ale wtedy...


Wydawało mi się, że ludzie tacy jak ja, mają ściśle ograniczone możliwości i wytyczone ścieżki. Nie zostajemy lekarzami, prawnikami, czy innymi lekkoduchami w wolnych zawodach. Ciężko pracujemy na etacie zarabiając na byt, na rodzinę. Nie na jakieś fanaberie, typu podróże po świecie. Byłam znużona, trochę rozczarowana i nieco rozgoryczona, że wszystkie moje karty są już rozdane, że nic mnie nie czeka. Że nic więcej nie mogę. 

Przypuszczam, że i bez nich kiedyś wreszcie zorientowałabym się, że się mylę w swoim myśleniu, że człowieka nic tak bardzo nie ogranicza jak własne, głęboko zakorzenione, a zupełnie nieprawdziwe, przekonania na swój i świata temat. Chciałam móc więcej. Nie bez powodu zawsze pasjonowały mnie życiorysy osób, które zmieniały swoje przeznaczenie i odważnie realizowały własne cele - brałam z nich inspirację i wiarę. Ale z drugiej strony były to życiorysy ludzi-pomników, czyli też w jakiś sposób odległe i nieprzystające do mnie - zwykłego człowieka. A Klonowski i Mackiewicz byli tacy bliscy i PRAWDZIWI. Łatwo się z nimi utożsamiać. Dlatego ich świadectwa miały dla mnie takie znaczenie.


Chciałabym, by to wiedzieli. Oni i ich Bliscy. Być może kiedyś mój wpis, puszczony w wirtualną przestrzeń, do nich trafi - niech będzie moim pożegnaniem i podziękowaniem za to, że nawet o tym nie wiedząc, zrobili dla mnie tak wiele, dostarczając przy tym tyle fajnych przeżyć i pozytywnych emocji. Uśmiechałam się za każdym razem, gdy spotykałam ich w sieci... Może nie zdobyłam wysokich szczytów, nie ruszyłam w podróż dookoła świata, nie objechałam rowerem żadnego morza... Oni robili to za mnie i dali poczucie, że ja też mogłabym. Gdybym naprawdę chciała. Bo nie jestem przypisana do swojego życia. Moje życie, to mój wybór i choć czasem czuję się pod ścianą, to nadal jest to mój wybór. Nie zlikwidowałam barier w swojej głowie, one nadal tam są, ale teraz mam świadomość, że jeśli są w MOJEJ głowie, to JA mogę je zdemontować.


A że czasem nie potrafię lub nie chce mi się tego robić, to jest zupełnie inna sprawa.

niedziela, 11 lutego 2018

Prezenty

...czyli porządków w niepublikowanym rękodziele ciąg dalszy:-)

1. Renowacja starego stolika, czyli prezent dla Przyjaciółki.
Pierwszy raz w życiu coś takiego robiłam i długo zastanawiałam się jak ugryźć ten temat. W internecie znalazłam wiele wskazówek. Najczęściej takie rzeczy odnawia się za pomocą farb kredowych i wosku, ale te materiały są szalenie drogie i uznałam, że jak na pierwszy raz, to nie ma co kombinować. Stolik dokładnie oczyściłam, zalepiłam szpachlą większe uszczerbki i lekko pomalowałam białą farbą akrylową. Stolik oryginalnie był dość ciemny, stąd te prześwity. Dodatkowo wszystkie ranty podkreśliłam patyną. Szuflady były w najgorszym stanie, więc z czoła dostały maskujący motyw serwetkowy i nowe uchwyty. Gapa ze mnie, bo w ferworze przygotowań do pracy zapomniałam o zrobieniu zdjęć PRZED, więc mogę pokazać tylko, jak stolik prezentuje się PO:







Kilka tygodni później dorobiłam do kompletu skrzyneczkę w podobnej stylistyce:





2. Szyjogrzej-opatulacz:
Przyjaciółka wybrała z moich zasobów motki i kolory, a ja je zmiksowałam. Na początku wyobrażałam sobie, że zrobię brioszką, to byłaby dobra okazja, żeby się wreszcie nauczyć tej techniki, ale efekt okazał się całkowicie niezadowalający. Paski zaś wydawały mi się strasznie banalne... Jednak gdy oddzieliłam je ażurem i zróżnicowałam nie tylko kolorem, ale też wzorem, to mi się spodobało:-). Brzegi wykończyłam gęstym ściągaczem, ale nie pytajcie w jaki sposób, bo szukając takiej techniki, żeby z żadnej strony nie było widać nabierania oczek, tak się nakombinowałam, że nie jestem pewna, czy zdołałabym to powtórzyć;-).








3. Mobilny organizer na nuty,
czyli prezent dla Bratanicy mego Męża, utalentowanej młodej skrzypaczki, z okazji urodzin:





Wymiary: długość 40 cm, szerokość: 17 cm, wysokość 40 cm. 

niedziela, 4 lutego 2018

Porządki

Przeczytałam ostatnio u Krysztally o wyzwaniu 30 dni minimalizmu i zainteresował mnie ten projekt, bo od jakiegoś czasu rośnie we mnie potrzeba oczyszczenia swojej przestrzeni. Często czuję się przytłoczona i może ma to związek z nadmiarem nieużywanych (niepotrzebnych?) rzeczy, które mnie otaczają. Na razie nie mam dość siły, a może brakuje mi jeszcze tego ostatecznego impulsu, do większych porządków, więc zaczęłam na spokojnie - od posprzątania w komputerze, szczególnie wśród zdjęć.

Dziś pierwszy efekt tych porządków - zlecenia zrealizowane, do tej pory nie publikowane:

1. Urodzinowa skrzynka dla Miłośnika Wina:





Pudełko na wino zasuwane, wymiar: 29,5x10x10 cm

2. Dekoracyjne litery - inicjały Pani i Pana domu:




Wysokość 12 cm, szerokość 1,8 cm

3. Skrzynia Dobrych Życzeń - prezent dla Młodej Pary:




Pudełko kwadratowe na 9 przegródek, wymiar: 23,5x23,5x6,8 cm

4. Szkatułka na skarby dla młodej Miłośniczki Motocrossu:




Wymiar: 12,5x20x9,5 cm.