poniedziałek, 30 lipca 2018

Rowerowy weekend

Kończy się lipiec, już czuję na plecach przygnębiający oddech zbliżającej się pory zimna i ogarnia mnie panika, że jesień dogoni mnie zanim zdążę naładować się latem do pełna, nasycić ciepłem po rąbek i napchać słońcem po dziurki w nosie. Im mniej lata zostało, tym bardziej mam poczucie, że go marnuję, że mi przecieka przez palce i ucieka na bezsensownych zajęciach, że minie, a ja zostanę z poczuciem straty.

Dlatego ten weekend miał być inny.

Znaczy, weekend zawsze jest inny w porównaniu z pracującymi dniami tygodnia. Ta inność polega zwykle na tym, że nie trzeba się zrywać na budzik o świcie, można pospać dłużej, czasem dużo dłużej, bo nie ma obowiązku, można robić cokolwiek, a nawet NIC nie robić... I to też jest fajne. Głównie w trakcie, gdy się dzieje. A potem przychodzi poczucie zmarnowanego czasu i właśnie niewykorzystania możliwości, jakie daje pogoda. Takie na przykład letnie poranki. To zwykle najpiękniejsze chwile z całego dnia. Powietrze jest spokojne po nocy, rześkie, na ulicach cisza, śpiewają ptaki, a słońce odbija się w rosie i malowniczo podświetla wszystkie misternie wyplecione pajęczyny na łąkach:-). Cudo!

Postanowiliśmy więcej nie marnować weekendowych poranków. Wstaliśmy rano, jak do pracy, tylko zamiast do pracy wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy...

W sobotę zrobiliśmy 48 km i zajęło nam to 3 godziny. Pod koniec odczuwałam już presję czasu - chciałam wrócić do domu na 10, bo miałam jeszcze sprzątnie, a po południu spotkanie dziewiarek  w Rzeszowie. Sobota była bardzo krótka, ale bogata jak mało która. Na pewno nie zmarnowana:-).

W niedzielę planowaliśmy całodzienny wypad do Baranowa Sandomierskiego, ale pogoda pokrzyżowała nam plany - prognozy były bardzo niepokojąco burzowe, więc znów zrobiliśmy sobie tylko rowerowy poranek - 51,5 km, 3,5 godziny. Mogliśmy zrobić więcej, bo tym razem czas nas nie gonił i nie byliśmy zmęczeni, ale po godzinie 9 zaczęło się już robić gorąco, a po 10 słońce już tak paliło, że jazda była niemożliwa i wróciliśmy do domu. Teraz tak sobie myślę, że zamiast o 7 powinniśmy wyjeżdżać o 6 rano:-).











McDonald jest wszędzie... Piękne mamy tereny do jazdy rowerem, ale wrażenia estetyczne psują pobocza usłane śmieciami... Dlaczego ludzie wzdłuż ulic wyrzucają swoje śmieci??? Nie mogę tego zrozumieć.

21 komentarzy:

  1. Przedostatnie zdjęcie - bomba:))) Świetna droga, żadnych samochodów i widoki do podziwiania:) Też bym tak chciała ale na razie mój rower marudzi i nikt nie wie, co mu jest:( Po takich wypadach rowerowych człowiek inaczej się czuje:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dokładnie! Po takich leniwych weekendach wcale nie czuję się wypoczęta i jeszcze się dołuję, że sama jestem sobie winna, a dziś, choć poniedziałek, to czuję się świetnie:-).
      Oj ta droga, to w ogóle bajeczna - długa, prosta, troszkę pofalowana, ale nie jakoś wymagająco szczególnie i ani jednego samochodu, tak może być tylko w niedzielę rano:-)

      Usuń
  2. Dla mnie nawet nad ranem za gorąco na jakąkolwiek aktywność. Pożądam listopada... i nie umiem się cieszyć tym, że umieramy z Misiakiem z gorąca jednak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No rozumiem, przykro mi bardzo, ale na rowerze naprawdę jest chłodniej, a rano to już szczególnie - jechałam w welurowej bluzie, której nie zdjęłam nawet jak słońce zaczęło dogrzewać, bo wtedy się przestraszyłam, że mi ręce spali. Dodam, że bluza czarna była;-)

      Usuń
    2. Dla mnie chłodniej na rowerze jest przy 20, przy 30 jest wszędzie tak samo gorąco i grozi udarem... Mam coraz większe szanse nie przeżyć tego lata...

      Usuń
  3. Ojej, zawstydziłam się czytając Twój post:(. Ja śpię jak suseł - godzina dziewiąta to moja pora wstawania, nie tylko w weekend, ale i codziennie. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że kładę się późno spać, w dodatku mam pobudkę o czwartej nad ranem przez moje szalejące koty,a kiedy zasnę wreszcie to dziewiąta mnie łapie:)). Przejażdżki rowerowe uwielbiam, ale jeśli już, to jadę wieczorem, gdy chłodniej.
    Piękne zdjęcia - piękne widoki:))
    A śmieci wyrzucane w lasach, czy po innych terenach, to niestety - polski klimat; większość ludzi nie jest nauczona zabierać śmieci do domu, rzucą tam, gdzie akurat przechodzą. Ja nigdy nie zapomnę widoku, jaki zastaliśmy po wizycie Jana Pawła II w Zamościu. Po prostu wstyd za innych.
    Ba - wokół mojego przyblokowego ogródka i w środku niego, nieraz zbieram wyrzucane przez okno papierki, pety, czy resztki jedzenia. Okropne nawyki!!!
    No cóż - i z takimi widokami przyszło nam żyć...
    Serdecznie pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wstydź się Małgosiu! I nie usprawiedliwiaj. Jeśli taki tryb życia Ci służy, to znaczy, że tak jest dobrze:-). Moja Mama też zwykle późno chodzi spać, kiepsko śpi, a potem odsypia do późna.
      Ze mną jest inaczej - nigdy nie chce mi się rano wstać, ale jeśli sobie pozwolę pospać, to fatalnie się potem czuję cały dzień. Więc u mnie wybór jest taki - albo wstać wcześnie i tylko w momencie wstawania czuć się fatalnie, albo pozwolić sobie na spanie do woli i mieć zrypany cały dzień;-). I wbrew pozorom wcale nie jest to łatwy wybór rano;-)
      A śmieci... nigdy tego nie zrozumiem, te pobocza to kierowcy zaśmiecają - jadą i po drodze wyrzucają. Cholerne buractwo, bo inaczej tego nazwać nie można.

      Usuń
  4. Brawo TY, najważniejsze, że jesteś zadowolona :-) A takie pozytywne zmęczenie też bardzo lubię :-) Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, to był jeden z najlepszych weekendów w tym roku:-)

      Usuń
  5. I niech ten wstrętny listopad furkocze z zazdrości (on zawsze niezadowolony), gdy w deszczowe dni zasiądziecie do oglądania cudów na zdjęciach i wspominania lipcowych, rowerowych wypraw.
    Piękny mieliście weekend! i bardzo fajne to postanowienie, żeby korzystać z pozytywnej energii lata, ile tylko się da, chociaż często wolałoby się spędzić cały dzień na pasywnym kanapowym odpoczynku.
    Fantastyczne zdjęcia! życzę Wam miłych sierpniowych weekendów spędzanych oczywiście w siodle (dla męża)i w siodełku (dla Ciebie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, czy w takie dni będę w stanie oglądać takie zdjęcia - toż to jeszcze większy żal i tęsknota;-)
      To taki paradoks jest - ja wiem, że się lepiej czuję, gdy wstanę rano, gdy jestem aktywna, gdy coś robię, ale jednocześnie tak łatwo jest mi oddać się błogiemu lenistwu, które mnie psuje w dłuższej perspektywie, o czym też doskonale wiem...
      Po tym weekendzie tak się rozochociliśmy, że jeśli nam się ten stan utrzyma to... no, fajnie będzie:-D

      Usuń
  6. Czy zauważyłaś że dla przyjemności wstaje się łatwiej ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mąż tak zawsze mówi, ale ja wcale nie jestem tego taka pewna...

      Usuń
  7. Aja niw wsiadłam na rower od mojego wypadku czyli od czterech lat:)i chyba nigdy nie wsiądę:)))...a Ty zacznij jeździć w kasku!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kask - bardzo słusznie! Mąż, gdy jeździ kolarką, szybko, to zawsze w kasku, ale na nasze jazdy rekreacyjne kask wydaje się niepotrzebny. Mam świadomość, że to złudne przekonanie, kierowcy jeżdżą czasem jak szaleńcy, mijają nas o centymetry, czasem wystarczy jeden dołek w ulicy, czy podmuch wiatru, by doszło do nieszczęścia, warto chronić przynajmniej głowę, jeśli reszta ciała na rowerze jest tak całkowicie eksponowana.

      Usuń
  8. Masz kondycję, dziewczyno! Kilka lat temu robiłam sobie niedługie wycieczki, ale od złamania ręki nie wsiadam na rower, boję się:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kilka razy upadłam na rolkach, krzywdy sobie nie zrobiłam, ale lęk mi pozostał, że mogę zrobić. Jeszcze czasem jeżdżę, głównie dla towarzystwa, ale nie jest to dla mnie komfortowe. Za to z rowerem jest inaczej, z rowerem czuję się jednością i mimo wszystko bezpiecznie, choć jak na wąskiej drodze mija mnie z dużą prędkością tir, to zdaję sobie sprawę z ryzyka. Ale... ryzyko jest we wszystkim, więc po prostu liczę na to, że nieszczęście mnie ominie;-)

      Usuń
  9. Mam podobnie z tym uczuciem, że marnuję lato... Nawet w snach mnie to prześladuje - od kilku lat letnią porą mam sny, że nagle przychodzi jesień, tak z dnia na dzień, temperatura nagle spada, drzewa nie mają prawie liści, a mnie ogarnia panika - jak to??? JUŻ? Nie zdążyłam zrobić tylu rzeczy... Nie nacieszyłam się...
    Zazdroszczę rowerków :) ja w zeszłym roku nie mogłam (ciąża), w tym też jeszcze nie mogę (moje Bobo jest za małe), a do tego w naszym bloku nie mam gdzie trzymać roweru...
    Wspaniałe zdjęcia :) Uwielbiam taki letni klimacik :)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, snów jeszcze nie miałam, ale wiem w czym rzecz - pamiętam jeszcze z czasów szkolnych, gdy tak mniej więcej od połowy wakacji zaczynało mi się śnić, że zaczął się rok szkolny... To był koszmar! Budziłam się z taką ulgą, że ach:D
      Rowerek na lato to pierwszorzędna sprawa, jak Bobo podrośnie, to tylko fotelik i można całą rodziną przejażdżki robić, my tak planujemy na przyszły rok, jeśli się uda, z wnukiem:-)

      Usuń
  10. 4 zdjęcie od góry, czyli chmurki i rower - suuuper!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Oj, napracowałam się nad nim, bo zdjęcie było pod światło i rower musiałam prawie z całkowitej czerni wydobywać, ale też mi się podobało i nie chciałam go stracić:-)

      Usuń