niedziela, 21 lipca 2019

Taki album

... już był, ale tak się spodobał, że powstał drugi - również dla pary podróżników-emerytów, którzy rowerem i wozem kempingowym przemierzają bliższe i dalsze przestrzenie. A ponieważ powtarzam album, to powtórzę też swój komentarz - bardzo, ale to bardzo liczę na to, że moja emerytura będzie wyglądała podobnie, nawet jeśli wycieczki miałyby być tylko rowerowe, a przestrzenie tylko bliskie, to już i tak będzie fajnie. No i tak się rozmarzyłam, że dodam jeszcze, że chciałabym, żeby zawsze było tylko lato, deszcze padały tylko nocą, a na świecie panował POKÓJ:-). Amen!




Wymiar albumu 30x30 cm 

niedziela, 14 lipca 2019

Poranna sesja

Weekend deszczowy, ale akurat niedzielny poranek udał się znakomicie na wyjazd do lasu na krótki rodzinny spacer, połączony z szybką sesją sweterka w paski:-)








A teraz oczywiście znów pada, zdążyliśmy wrócić do domu w samą porę. Nie będę narzekać, bo deszcz potrzebny, ale dlaczego nie może padać sobie nocą???

Dane techniczne:
Włóczka: Meduza (Xima) - 80% bawełna, 20% akryl - 220m/100g
Zużycie: 2 motki niebieskiej, 2 motki kremowej
Druty: 4 mm

środa, 10 lipca 2019

O konsekwencji

... czyli podsumowanie czwartego miesiąca wyzwania Projekt365.

Miewam mieszane uczucia odnośnie realizacji tego zadania. Czasem idzie łatwo - kadry zbieram dosłownie z ulicy i mam dziką satysfakcję z udanego zdjęcia, a czasem to codzienne zobowiązanie tak mi ciąży, że już sama nie wiem, po co to sobie narzucam? Ale silnie działa u mnie potrzeba domknięcia tego, co zaczynam. Mam coś takiego w głowie, że wycofanie się, porzucenie, niedokończenie - to dla mnie porażka. Bo oznacza słabość i niekonsekwencję.

Ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej widzę, że to nie całkiem i nie zawsze prawda. Że to kolejne z opresyjnych przekonań, które wpaja się nam od dzieciństwa.

Stare przysłowie wschodnie mówi: uporczywie szlifując żelazo, otrzymasz z niego igłę. Ale co, jeśli w trakcie szlifowania uznam, że tak naprawdę wcale nie potrzebuję, nie chcę tej igły? Praca zaczyna ciążyć, działania stają się mechaniczne, pojawia się niechęć, a wraz z nią rozterka - zrezygnować, czy mimo wszystko kontynuować... Z jednej strony szkoda czasu (i innych zasobów), które już się w projekt zainwestowało, z drugiej - również szkoda czasu (i innych zasobów) na projekt, który nuży, na cel, który stracił swoją wagę. Bo życie to rzeka, ciągle coś się zmienia. Również cele, plany, marzenia... Powinniśmy dać sobie przyzwolenie, by na te zmiany reagować. I nie chodzi mi o to, żeby z byle powodu porzucać od razu swoje dotychczasowe działania. Ale równie absurdalne wydaje się uparte trwanie w działaniu bez przekonania i pasji, tylko z poczucia obowiązku i potrzeby domknięcia.

Tylko jakim sposobem wśród tych dwóch skrajnych postaw znaleźć swoją równowagę? 

Jeszcze tego nie wiem. Nie potrafię słuchać i ufać swojej intuicji. Zbyt silnie tkwią mi w głowie przekonania, że wytrwałość, upór i żelazna konsekwencja to cnoty, zaś porzucanie zaczętych zadań, rezygnacja, odpuszczanie - to oznaka niedojrzałości oraz nieodpowiedzialności. Wychowano mnie na osobę odpowiedzialną, sumienną i solidną, i teraz jestem niewolnicą swoich zaczętych projektów... Ale sam fakt, że nachodzą mnie takie refleksje, jak ta dzisiejsza, świadczy o tym, że coś mi się w głowie uelastycznia:-). "Osoba to płynny proces, nie stały i statyczny byt" (Carl Rogers), a droga do siebie nigdy się nie kończy:-).

Nie wiem, czy Projekt365 przetrwa, ale póki co mam swoje ulubione kadry czerwca:





















Nooo, fajny był ten czerwiec... :-)