Strony

niedziela, 29 stycznia 2012

Mężczyzna omotany:)

Z moich styczniowych wpisów można by wysnuć wniosek, że nic tylko czytam, oglądam i pogrążam się w depresji. Pozory jednak mylą, bowiem w tym czasie również dziergałam i to nawet bardziej niż zwykle. Nic dla siebie tym razem. W większości na eksport:) - o tym będzie następnym razem - a ostatnio również dla mojego męża - żeby nie było, że dla wszystkich dziergam, tylko dla niego nigdy nic;).

Dwa zimowe zestawy: jednobarwna czapka z pasiastym wężowym szalikiem:


oraz kolorowa czapka z jednobarwnym golfikiem.


Właściciel jak widać zadowolony, choć dla potrzeb sesji zdjęciowej musiał na mrozie przebierać zestawy:)


Ale mężczyźni twardzi są i mrozy im nie straszne;). Jedyną ofiarą mrozu był mój palec pstrykający, w którym po kilkunastu zdjęciach straciłam czucie, choć był uzbrojony w rękawiczkę.


Pasiasty szalik-wąż, przerabiany ściegiem gładkim (włóczka Elian Klasik, druty nr 4,5), inspirowany jest pracami Ifony. Ma około czterech metrów długości i można nim owinąć szyję cztery do pięciu razy. Golfik to po prostu krótki szaliczek przerabiany ściągaczem 2op/2ol (Elian Klasik, druty nr 4,5), którego końce zszyłam ze sobą.

Czapki robiłam wzorując się trochę na opisach z wydania specjalnego Sabriny, a trochę podpatrzyłam u Antoniny. Brązową przerabiałam podwójną nitką - Elian Klasik i Opus Gucio drutami nr 5. Czapkę w paski: drutami nr 4 i oczywiście Elian Klasik. Jedynie ściągacz wzmocniłam dodając do Klasika nitkę Angel (Bergere de France).

Zużyłam:
3 motki brązowej (+ resztkę czwartego), 1 motek jasnozielonej, 1 motek ciemnozielonej oraz resztki musztardowej, beżowej i ciemnobeżowej.


Komentarze
2012/01/30 07:40:22
Cała rodzina modelowa:)
Jeszcze dla Brendy kubraczek i skarpetki i mrozy Wam niestraszne)
2012/01/30 16:38:44
Niezłe ciacho z tego Twojego męża! :)

Mój niestety anty-szalikowy, a co do czapek bardzo wybredny, więc nie mam jak się wykazać w tej kwestii, buuu...

Twoje prace cudne! Czekam na te "eksportowe" z niecierpliwością.

Pozdrawiam!
2012/01/31 08:13:49
Techniczne rzeczy o których piszesz nic mi nie mówią, ale komplety są piękne w pięknych oliwkowych kolorach a Twój mężczyzna wygląda w nich po prostu zdrowo i rzeczywiście ostatnio tylko czytasz, oglądasz a tacy raczej nie są w depresji, bo za dużo mają do zrobienia i nie mają czasu na depresję.
2012/02/01 08:35:55
Sowo, Brenda, gdy tylko widzi, że bierzemy do ręki smycz, wyrywa się na spacer w pogardzie mając warunki pogodowe:). Na mrozy kompletnie nie zwraca uwagi. Ale przydałyby się jej trepy z kolcami, bo bidula strasznie ślizga się po zamrożonych chodnikach. Aż strach, że sobie łapy połamie...

Magota, mój mąż cały uśmiechnięty był po Twoim komentarzu;) Dziękuję w jego imieniu:)

Kraszynko, a depresja to plącze się bez przerwy wokół mnie, między czasem i przestrzenią, nie pozwala o sobie zapomnieć, choć zabijam ją na wszystkie znane sobie sposoby, to cholera wciąż powraca.... Może to niedobór magnezu... od wczoraj łykam...
2012/02/01 10:59:23
Ładnieś go omotała :)
2012/02/01 13:26:42
Acha, i to kolorowo:) A to prawdziwe wyzwanie, bo często mężczyznom z kolorami jest bardzo nie po drodze...

piątek, 20 stycznia 2012

Jestem odmieńcem :p

Nie podobało mi się Lśnienie Kubricka, nie przebrnęłam przez "Mistrza i Małgorzatę" Bułhakowa, a teraz nie przypadła mi do gustu powszechnie chwalona Gra o tron.

Serial produkcji HBO na podstawie pierwszej części bestsellerowej sagi "Pieśni Lodu i Ognia" George’a R. R. Martina. Bezwzględna walka o władzę, intrygi i zdradzieckie sojusze, walki polityczne i obsesje erotyczne. Przemoc, krew i zasady honoru, których złamanie grozi śmiercią... lub zwycięstwem. Kraina Westeros, w której zimy, podobnie jak doskwierające upały, mogą trwać dziesięciolecia, targana jest wciąż nowymi niepokojami. Koniec jednej wojny rzadko oznacza czas błogiego spokoju. Nieustannie toczy się zażarta walka o Żelazny Tron - wykuty z tysiąca mieczy, symbol panowania nad Siedmioma Królestwami.

Cały sezon - dziesięć odcinków - obejrzałam tylko dlatego, że podczas oglądania dziergałam. Gdyby nie robótki, to prawdopodobnie nie dotrwałabym nawet do połowy. Jak na gatunek fantasy, to elementów fantasy jest jest tu tyle, co kot napłakał. Występowały co prawda smocze jaja, ale same smoki podobno dawno wyginęły, wilkory przypominają zwykłe wilki, albo nawet psy husky, a gdzieś na północy grasują dziwa, w horrorach znane jako zombie. Ale nawet te nieliczne fantastyczne motywy utopione są w bezmiarze politycznych machinacji.

Sympatii nie budzą również bohaterowie - trudno im ufać, bo każdy rozgrywa jakąś swoją intrygę i generalnie nie wiadomo w co oni tak naprawdę grają i komu sprzyjają. Znajomi lojalnie uprzedzali mnie, żebym nie przywiązywała się do bohaterów, bo większość z nich wcześniej czy później ginie. Ostrzeżenia te okazały się jednak zupełnie niepotrzebne - skoro ich nie polubiłam, to nie mogłam przecież przejmować się ich śmiercią, prawda? Zresztą i tak przesadzili, wcale ich tak dużo nie zginęło i do drugiego sezonu przejdzie całkiem spora ekipa. Jak dla mnie zresztą, to znacząca była tylko jedna śmierć... pod sam koniec serialu.

Wszystko razem sprawia wrażenie, jakby scenarzyści największe współczesne chamstwo i demoralizację umieścili po prostu w średniowiecznej scenerii i ustroju polityczno-społecznym, "uatrakcyjniając" obraz wulgarnym, a momentami nawet zdegenerowanym, erotyzmem. Wszelkie relacje międzyludzkie mają w sobie coś plugawego i niestosownego...  Sama już nie wiem, czy to celowy zabieg mający wzbudzić zainteresowanie i uwagę widzów (bo nic się tak dobrze nie sprzedaje, jak seks), czy scenarzyści (wśród których jest również autor książkowego pierwowzoru) po prostu wymyślili sobie taki ohydny alternatywny świat. 

Ja w każdym razie nie chciałabym mieszkać w takim świecie.


Komentarze
 
2012/01/20 20:06:45
Oj tam, oj tam! Może ci się nie podobać. Ja nie oglądałam, więc nie mogę o serialu nic powiedzieć. Jak tak czytam o tym tronie, to przypomina mi się niejaki Szekspir ze swoją tragiczną twórczością czyli Królem Learem Makbetem, albo Sofokles z Królem Edypem. Ale nie wiem czy to nie jest zbyt pochlebne porównanie. Chociaż ja za tymi dziełami nie przepadałam.
 
2012/01/20 20:08:55
A wczorajsza chińska "Cesarzowa" ociekała po prostu krwią.
 
2012/01/20 21:14:17
A ja właśnie za to niesamowicie Cię cenię - nie podążasz za tłumem, piszesz co myślisz i tak trzymać!

Niestety ani nie czytałam książki, ani nie widziałam tego serialu, więc się w tym temacie nie wypowiadam :)

Mocno ściskam!
 
2012/01/20 22:29:47
Ja bym żadnego serialu nie oglądała, gdybym nie dziergała. Bo w czasie dziergania trudno książkę czytać, a oglądanie serialu na sucho, z pustą ręką, jest w moim kodeksie zachowań zbrodnią niebywałą (tak czas marnować!). "Gra o tron" podobała mi się. Podobał mi się jeden bohater, główny, bo jaki inny? Jego żona już mniej. Szkoda, że wątek został tak brutalnie skończony. Podśmiewałam się też z blond księcia, bo taki z niego shrekowy Książę z Bajki w wersji bardziej dla dorosłych. Poza tym przewidziałam wszystkie większe intrygi (kto jest czyim dzieckiem, jak się potoczą losy białowłosej królewny, kto umrze, a kto póki co nie) i rozwikłałam tajemnice jeszcze przed finałowym odcinkiem, ale to taka moja zdolność, nie tylko jeśli chodzi o seriale. Tylko panna Marple mnie zaskakuje, albo coś na dorównującym jej poziomie. Najtrudniej było, moim zdaniem, ogarnąć dzieci Seana Beana i do tej pory nie jestem pewna, czy ogarnęłam je dobrze. Tam jest dwóch takich kontrowersyjnych, których nie mogę dookreślić. Poczekam na drugą serię, może się wyjaśni?
Teraz natomiast koleżanka poleciła mi inny serial, komedię historyczną, zachwalaną jako low budget action adventure story, Yuusha Yoshihiko to Maou no Shiro i myślę, że "Gra o tron" wypadnie przy tym blado.
 
2012/01/21 10:09:29
Oglądałam "Grę...", ( tłumaczenie jest troszkę błędne, jeśli idzie o tytuł:)) i mnie się podobała. Nie dokończyłam jeszcze pierwszej serii, ale neidługo to zrobię. Z tego co wiem od małzonka, książka jest niemalże taka sama, więc i intrygi i seks i pożądanie, wszystko tam jest. Nie chciałabym żyć w takim świecie, ale nie łudze się, że w czasach obecnych jest lepiej:)
Czy jesteś odmieńcem...? W jakiś sposób każdego z nas można tak nazwać, jeśli tylko ma inne zdanie:) ja np. obejrzałam "True blood" ale nie zachwycam się nim tak, jak większość, a gdy porównuję z treścią książek(o czym już wspominałam) to mogę powiedzieć, ze jest beznadziejny. I w tym serialu twórcy ubarwili rzeczywistość seksem w takiej ilości, w jakiej nie ma go w książce. Dla Irlandek to własnie była najlepsza i najwspanialsza część:) - zobaczyć tyłek Billa czy Eryka. Sorry za taką dosłowność, ale tak właśnie się podniecały i przeżywały wciąż na nowo i na nowo pewne sceny.
Co do "Gry..." natomiast opieram się na zdaniu małżonka, który być może ominął opisy erotyczne, bo zazwyczaj tak robi:), ale treść według niego pokrywa się niemalże idealnie z serialem. I zachęcony po objrzeniu serii, jeszcze raz sięgnął po książki. A znając siebie, to chyba sama zacznę niedługo je czytać:)

pozdrawiam

Anka
 
2012/01/23 11:03:29
Markaewo, Szekspira znam z amerykańskich filmów i jak przez mgłę pamiętam ze szkoły, ale w czasach licealnych pogrążona byłam w oparach dekadencji i hedonizmu, i niewiele z tego okresu pamiętam (tym bardziej, że Szekspir nie reprezentował mojej ulubionej epoki literackiej), więc też nie mogę powiedzieć, czy to są te same klimaty;).

Magota, dzięki:). Choć czasami z tłumem raźniej i wygodniej niż wiecznie pod prąd;).

Rebecca.fierce, ha, ha, ha shrekowy Książę z Bajki... dokładnie tak samo mi się skojarzył! Chciałam nawet o tym wspomnieć, ale pomyślałam, że przy wcześniejszych zarzutach byłby to przejaw wyjątkowej małostkowości;).
Jeśli chodzi o fabułę, to też kilka zagadek rozgryzłam przed ich wyjaśnieniem, ale to nie problem. Najbardziej, prócz tego plugawego klimatu, dokuczał mi fakt, że nijak nie mogłam polubić bohaterów. Prócz głównego, jego najmłodszej córki i bękarta oraz może trochę pod sam koniec Daenerys Targaryen, cała reszta nie budzi we mnie najmniejszych emocji lub jedynie negatywne.

Aniu, rzeczywiście w Czystej krwi też było dużo seksu, ale tam mnie to nie raziło. Jakiś inny klimat był wokół tych scen...
I wcale nie wątpię, że książki są lepsze. Film pokazuje zawsze to, co reżyser chce pokazać (albo co producenci chcą, by pokazał), natomiast jak powiedział Carlos Ruiz Zafon: "Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to, co już masz w sobie":).
 
2012/01/24 08:37:59
Niestety nie mam zdania, bo nie oglądam i nie ma co żałować z tego co piszesz. Mam wrażenie, że takie filmy służą wyłącznie do pokazania marności człowieka a co do odmieństwa (chyba nie ma takiego słowa) przez Mistrza i Małgorzatę też nie przebrnęłam i jeszcze we Władcy pierścieni poza efektami specjalnymi nie znalazłam żadnej treści, a efekty specjalne treścią przecież nie są. I jeszcze nie przeczytałam i Pana Tadeusza, choć w nastolęctwie (też nie ma takiego słowa) czytałam ogrom poezji. Różnice indywidualne to się nazywa w psychologii.
 
2012/01/27 21:16:57
Ren-ya, ja też z Mistrzem i Małgorzatą miałam pod górkę, jak zresztą z wieloma innymi przeintelektualizowanymi pozycjami.

A może chciałabyś rozwinąć temat seriali ? :)
 
ren-ya
2012/01/29 16:50:51
Kraszynko, dla mnie sama fabuła w Panu Tadeuszu nie była specjalnie ciekawa, ale to JAK jest napisana zrobiło na mnie ogromne wrażenie. To samo miałam z "Pawiem Królowej" Doroty Masłowskiej. Książka sama w sobie jest denna i kompletnie o niczym, ale nie mogłam się oderwać od czytania:).

Fidrygałko, dziękuję, chętnie:) Tylko muszę się chwilę zastanowić...

A poza tym, to w kwestii Mistrza i Małgorzaty bardzo podniosłyście mnie na duchu:)

niedziela, 15 stycznia 2012

Ostatnia krucjata

Zanim sięgnęłam po trzecią część trylogii Zofii Kossak ("Bez oręża") przeczytałam sobie w internecie opis. Dowiedziałam się z niego, że lektura opowiada o wyprawie krzyżowej dzieci, które jedynie swoją czystą wiarą i miłością do Chrystusa miały oswobodzić Grób Święty z rąk muzułmanów. Pomyślałam sobie wówczas, że to już szczyt naiwności i ciemnoty średniowiecznych władców, żeby dzieci wykorzystywać do takich celów! Jednocześnie ciekawa byłam, w jaki też sposób udało im się przekonać społeczeństwo do takiej akcji? W trakcie czytania okazało się jednak, że książka wcale nie opowiada o tym, czego się spodziewałam (tzn. opowiada, ale w zupełnie inny sposób, niż się spodziewałam), zaś sam tytuł w niewielkim tylko stopniu odnosi się do krucjaty dziecięcej.

Zofia Kossak w trzeciej części swojej trylogii o wyprawach krzyżowych opisuje jedną z ostatnich prób odzyskania Grobu Świętego, a także tragicznie zakończoną krucjatę dziecięcą w XIII wieku. Krucjata dziecięca to mieszanina faktów i fikcji, uwieczniona w średniowiecznych kronikach jako wyprawa krzyżowa dzieci, które przez samą czystość serca miały oswobodzić Ziemię Świętą z rąk muzułmanów. Na kartach powieści przewija się postać św. Franciszka z Asyżu, który daje świadectwo prawdziwej siły ducha, zdolnej osiągać cele w sposób znacznie bardziej skuteczny, aniżeli walka orężna.

Powieść "Bez Oręża" ma dwóch głównych bohaterów. Pierwszym jest Jan de Brienne, którego poznajemy w chwili, gdy wyznaczony został przez króla Francji do objęcia tronu Królestwa Jerozolimskiego. W tym celu Jan - rycerz o znakomitej reputacji i słusznym wieku, który resztę swego życia chciał spędzić według własnych planów - musi zostawić swoją ukochaną (mężatkę) i udać się do Ziemi Świętej, gdzie ma poślubić młodziutką królewnę jerozolimską - Marię (córkę Izabeli, siostrzenicę Sybilli). W tych okolicznościach korona nie jest wcale dla Jana błogosławionym zaszczytem, a wprost przeciwnie. Na kartach powieści bohater wciąż zmaga się ze sobą, miota pomiędzy posłuszeństwem wobec swojego króla, obowiązkami i powinnościami wynikającymi ze swojej pozycji, a chęcią życia tylko dla siebie, realizowania własnych pragnień i namiętności. I muszę przyznać, że zmagania te są niezwykle ciekawie opisane.

(A może tylko mnie się takie ciekawe wydają, bo mnie również zdarzało się przeżywać podobne rozterki?)...

Czy można dążyć do własnego szczęścia kosztem innych ludzi? Czy potrzeba bycia szczęśliwym może być usprawiedliwieniem dla zaniedbań i obojętności wobec innych ludzi, i dziedzin naszego życia? Czy miłość ważniejsza jest od honoru, odpowiedzialności i powinności? Czy w niej leży odpowiedź i uzasadnienie wszystkiego? Życie jest takie krótkie, takie ulotne... czy nie powinno do nas samych jedynie należeć? Dlaczego mamy swoje szczęście poświęcać w imię innych wartości? Kto powiedział, że one ważniejsze?

Snując tego rodzaju rozważania, jakże zniewolony wydaje się sam sobie Jan de Brienne - król...

Drugim bohaterem jest Franciszek - Biedaczyna z Asyżu. Jest nikim i niczego nie ma. Rozterek również. Dla niego życie jest piękne i nieskomplikowane. I tylko dwie są tego przyczyny - ufność w bożą mądrość i opiekę oraz ubóstwo. Wiara w wielkość, dobroć i miłosierdzie boże sprawia, że Franciszek wszędzie czuje się dobrze i bezpiecznie, a choćby i krzywda miała mu się stać, to przecież z woli Boga, którą przyjąć należy z pokorą i radością. Brak posiadania zaś sprawia, że człowiek jest naprawdę wolny - nieprzywiązany do żadnego domu, a więc i miejsca na Ziemi, wolny od strachu przed utratą swoich dóbr, wolny od nieufności wobec innych ludzi.... itd.

Losy tych dwóch bohaterów nie jeden raz przetną się na kartach powieści. Jeden - w imię Chrystusa walczący mieczem i drugi - wierzący, że świat i ludzi odmienić można dobrym słowem i przykładem swojego życia. I to właśnie ta druga postawa znalazła swój wyraz w tytule powieści Zofii Kossak.

Filozofia Franciszka opierała się na dosłownym rozumieniu Ewangelii, a więc z jednej strony była bardzo naiwna, z drugiej zaś logiczna (pomijając parę drobiazgów), konsekwentna i naprawdę trudno było odmówić jej słuszności. Proste wyjaśnienia najbardziej skomplikowanych życiowych i moralnych problemów sprawiały, że Biedaczyny z Asyżu z równym zainteresowaniem słuchali ludzie z nizin społecznych, jak też szlachetnie urodzeni, i wykształceni notable. W czasach, gdy głoszone przez chrześcijan przekonania coraz rzadziej znajdowały pokrycie w uczynkach, Franciszek był żywym przykładem, że życie zgodne z nakazami Ewangelii jest możliwe. Jego szczerość, uczciwość, pełna pogody akceptacja dla ludzkich słabości zawsze i wszędzie zjednywały mu licznych zwolenników oraz ogromną sympatię, choć często zaprawiona ona była sporą dawką pobłażania. Pod wielkim wrażeniem jego postawy był nawet sułtan, który, upokorzony wcześniej przez legata sprawującego w imieniu papieża dowództwo nad wyprawą krzyżową, zaprzysiągł, że nigdy nie będzie mieć litości dla chrześcijan. Jednak pod wpływem spotkania z Franciszkiem postanowił nie tylko puścić wolno kapitulującą armię krzyżowców, ale również uwolnił wszystkich pojmanych wcześniej chrześcijańskich niewolników.

Święty Franciszek z Asyżu, zwany sumieniem chrześcijaństwa, jest do dziś jedną z najbardziej inspirujących postaci historycznych, a jego filozofia wciąż bywa argumentem dla uzasadnienia różnych "dziwnych" idei (prawa zwierząt, ekologia) oraz źródłem natchnienia. I to nie tylko dla osób wierzących.


Komentarze
 
2012/01/17 09:08:34
Rzeczywiście osoby niezbyt albo wcale nie religijne tak jak ja na podstawie nawet niewielkiej wiedzy o Franciszku z Asyżu, myślą, że to niezwykły człowiek, który przerósł swoja epokę o kilka wieków. Wyrzec się wszelkich dóbr materialnych, pomagać najbiedniejszym, chorym no i zwierzętom? W tamtych czasach to było rewolucyjne myślenie wielu do dziś o takie się nie otarło a właściwie mają to gdzieś łącznie z całymi instytucjami nie wymieniając z nazwy. Buddyści mawiają, że to jedyny święty jakiego ma katolicyzm no i kto żyje nie obawiając się niczego i patrząc z ufnością w każde nawet najtragiczniejsze wydarzenie w swoim życiu? Mnie to zdecydowanie przerasta.
 
2012/01/17 13:20:24
Od dłuższego czasu obiecuję sobie, że w końcu to przeczytam. Bo brzmi bardzo zachęcająco :)
 
2012/01/18 21:19:29
Uff, niech no skończę te studia, już mniej niż rok i będę czytała tylko to, na co mam ochotę! Zazdroszczę Ci tej ciekawej lektury ( sama pisałam kiedyś, że zaciekawiłaś mnie recenzją i to prawda) i nie mogę się doczekać uwolnienia umysłu ;)
 
2012/01/19 13:29:37
Kraszynko, a mnie we Franciszku najbardziej podobało się to, że w czasach, gdy radość postrzegana była jako niepoważna, nieprzystojna, a nawet grzeszna, on głosił, że właśnie radością istnienia najlepiej można podziękować Bogu za dar życia. Niby takie proste, a jednak wielu ludziom nie mieściło się to w głowie i uważali oni, że do Boga zbliżyć się można jedynie przez cierpienie i ascezę.
Filozofia życiowa św. Franciszka (pomijając wiarę w Boga) okazała się bardzo zbieżna z moimi poglądami... he, he... nigdy wcześniej nie myślałam, że wyznaję franciszkanizm;).

Rebecca.fierce, bo ja bardzo szczerze zachęcam!

Agnieszko, doskonale Cię rozumiem! Gdy studiowałam, (a zwłaszcza pod sam koniec) też nie mogłam już doczekać się uwolnienia od naukowych obowiązków. Wszystko, co fajne, co ciekawe, odkładałam sobie na "po obronie":). A po obronie jeszcze długo, długo weekendy wydawały mi się takie pojemne!... Teraz znów są skandalicznie krótkie;).

niedziela, 8 stycznia 2012

Chciałabym...

Żyć w ciepłym klimacie.
Mieszkać w przyczepie.
Nie zrywać się do pracy o świcie.
Móc się utrzymać ze sprzedaży ręcznie robionych drobiazgów.
Nie mieć zobowiązań i odpowiedzialności...
....
Tymczasem...

Tymczasem, niestety, jest zima, której łagodność jakimś dziwnym sposobem nie przekłada się na obniżenie rachunków czekających na opłacenie.

Córka za dwa tygodnie ma studniówkę i coraz bliżej jest matura, od której zależeć będzie jej przyszłości.

A ja...
... Ja po dwutygodniowym urlopie jutro wracam do pracy.

Ale kanał....
I po co nam ten cały wyścig?




Komentarze

2012/01/08 20:05:40
wystarczy podjąć decyzję i zmienić swoje życie, tylko zawsze jest to trudna decyzja...

2012/01/08 20:51:54
Jak to mówią: kupujemy co raz więce przedmiotów, które mają nam ułatwiać życie, zapewniać komfort i mnóstwo wolnego czasu, tylko że później ... musimy zarabiać, żeby to wszystko spłacić :)

Co do ciepłych krajów, to zgoda. W przyczepie jednak nie chciałabym mieszkać całe życie. Zbyt klaustrofobicznie i niekomfortowo :)

To normalna reakcja pourlopowa.

2012/01/08 20:56:16
Z punktów, które wymieniłaś najbardziej chciałbym móc utrzymać się z robienia duperelek i nie gonić codziennie za autobusami. Jak to powiedział Tadeusz Drozda największym jego osiągnięciem życiowym jest to, że nie musi pracować na etacie i gonić na godzinę jakąś tam do roboty i tego zazdroszczę, ale niewiele też zrobiłam żeby to zmienić.......

2012/01/09 07:58:28
Ren-ya, to nie kanał, to życie po prostu!:)
A przyszłość nie zależy od matury!

Kraszynka wspomniała o Drozdzie i jego komforcie takiej pracy, ale ta praca ma inne mankamenty, jak wszystko w świecie. I życie w przyczepie, i dzierganie na zamówienie i nawet ten ciepły klimat, którego teraz Ci brakuje.
I pewnie są ludzie, którzy właśnie o takim życiu, jak Ty teraz prowadzisz - marzą!
Czasem fajnie tak popatrzeć z innej perspektywy (i być wdzięcznym? mimo wszystko?)
Ściskam:)
2012/01/09 11:01:19
Ojjj, kochana - widzę, że zniżka formy dopadła. Nie przejmuj się, nie jesteś sama! Ja najchętniej też bym się gdzieś zakopała, gdzie nie musiałabym się niczym przejmować ani o niczym myśleć. Chyba ten brak słońca tak na nas działa... Pomyśl, że niedługo już wiosna, matura za córką, nowa energia i kolejne plany robótkowe przed Tobą!

Ściskam mocno!

2012/01/09 12:04:47
Chciałabym bardzo podobnie :)

2012/01/10 10:12:22
Brown_aurelia, no nie wiem.... nie zawsze chcieć to móc... wszak fruwać jak ptaszek nigdy nie będę;). Choć też bardzo bym chciała... (a nawet od czasu do czasu śni mi się, że potrafię:))

Fidrygałka, racja i w tym momencie przypomniało mi się takie powiedzenie: "mówimy, że mamy dom, ale to nie prawda - to dom ma nas";)
A co do przyczepy, to ja bardzo lubię takie małe, przytulne wnętrza... Zresztą Chris "O poranku" Stevens (Przystanek Alaska) mieszkał w przyczepie i sierżant Riggs (Zabójcza broń) mieszkał w przyczepie... i jeszcze paru innych sympatycznych bohaterów filmowych również i fajnie im było;)

Kraszynko, i ja też, niestety...

Sowo, wobec tego życie to kanał!
Nieee no, zgrywam się troszkę... Wiem, że nigdy nie ma tak źle, żeby nie mogło być gorzej....
... Ale z drugiej strony nigdy też nie ma tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej;)

Magota od razu mi raźniej, dzięki:)

Rebecca.fierce, to bardzo miłe, że w tych "chceniach" nie jestem odosobniona:)

2012/01/11 07:31:54
O, jak ja Cię rozumiem :) Poniedziałki same w sobie są okrutne, ale poniedziałki po urlopie mają w sobie coś z marzenia sadysty. Zwleczenie się z łóżka z perspektywą pięciokrotnego replay'u w ciągu tygodnia nie działa dobrze na samopoczucie. Ale wiesz, ja mam najgorzej w niedzielę wieczorem, a dziś już środa, więc mam nadzieję, że i u Ciebie lepiej :)
A najchętnej to zamieszkałabym w Nowej Zelandii. W tej wiosce Hobbitów, która została po scenografii z "Władcy pierścieni". Przynajmniej na jakiś czas ;)
Pozdrawiam Cię cieplutko !

2012/01/11 07:59:57
He, he, jak mówią - środa minie, tydzień zginie;)
I rzeczywiście jest już lepiej.
(Niewiele lepiej, ale jednak lepiej:))

2012/01/12 15:34:37
dzięki za wpis u mnie, trochę mnie to podniosło na duchu :)
ale niestety nadal jestem w wielkim bagnie i nie wiem, jak z tego wyjść

2012/01/15 15:06:55
Rzadko kiedy to co mamy,pokrywa się z tym-co byśmy chcieli chcieć.

2012/01/16 16:46:36
Brown_aurelia, ja najczęściej wychodzę bez zbytniego zastanawiania się i bez oglądania się wstecz:) "Było - minęło" - moją dewizą! Zazwyczaj się udaje...

nszo-ci, racja, niestety. To trudna umiejętność - cieszyć się tym, co mamy... Czasem umiem, a czasem nie. Nie wiem dlaczego. Może to hormony?

czwartek, 5 stycznia 2012

Z bajek się nie wyrasta

Zaczynałam od Misia Uszatka i Bolka i Lolka. Potem były Pszczółka Maja i Smurfy... A wczoraj skończyłam Czystą Krew:)


O Czystej Krwi od czasu do czasu wspominała na swoim blogu Agnieszka i czyniła to tak zachęcająco, że w końcu sama postanowiłam serial obejrzeć. Szykowała mi się wyjątkowa uczta: cztery 12-sto odcinkowe serie na raz. Akurat miałam urlop, więc obejrzałam. I świetnie się bawiłam!

Akcja serialu rozpoczyna się w dwa lata po wynalezieniu przez Japończyków syntetycznej krwi, co przyczyniło się do ujawnienia się wampirów. Posiadając substytut pożywienia wampiry wychodzą ze swoich trumien i zaczynają walczyć o swoje prawa do życia w społeczeństwie. Nie wszystkim się to podoba. Zarówno wśród ludzi, jak i wśród wampirów istnieją radykalne środowiska, które z różnych powodów nie chcą pokojowego współistnienia obu gatunków.

Wśród tego zamieszania i walki ideologicznej, na marginesie wielkiej polityki, w małym miasteczku Bon Temps w Luizjanie rozkwita zaś miłość słyszącej ludzkie myśli kelnerki Sookie i przystojnego wampira - Billa. Jak każda para kochanków chcieliby oni wieść zwykłe wspólne życie, jednak wyjątkowe zdolności dziewczyny budzą ogromne zainteresowanie wampirów, przez co zostaje ona wplątana w najróżniejsze wampirze sprawy, a jej miłość do Billa niejednokrotnie zostanie wystawiona na próbę.

Ale wampiry i czytająca w myślach Sookie nie są jedynymi osobliwymi postaciami serialu. Okazuje się, że wśród ludzi żyją też zmiennokształtni, menady, wróżki, wiedźmy, czarownicy, wilkołaki, a nawet pumołaki! Jednak granicą podziału miedzy tymi istotami wcale nie jest gatunek, do jakiego należą. Linia podziału, jak zwykle, wiedzie przez serca wszystkich istot, co sprawia, że w każdym gatunku znajdują się jednostki niegodziwe, ale też szlachetne, przyjacielskie i gotowe do poświęceń dla dobra innych.

Nie ważne CZYM jesteś, ważne KIM jesteś. Czy nosisz w sercu miłość, czy nienawiść. Czy chcesz budować, czy niszczyć.

Jak w każdej bajce, w Czystej krwi również zawsze zwycięża dobro. Co prawda zawsze jest to bardzo krucha przewaga, ale to dlatego, że przecież od czegoś trzeba zacząć kolejny sezon:).

Premiera V Sezonu już w czerwcu. Nie mogę się doczekać:).


Komentarze
 
2012/01/05 13:41:10
No nieźle taka tematyka. Oczywiście pierwszy raz słyszę o takim filmie i nawet lubię wampirzyska a tu jakby trochę z ironią i bajecznie. Może kiedyś wpadnie mi w ręce.
 
2012/01/05 14:35:50
Witaj w klubie:)) choć musze przyznać, ze ja serialem jestem głęboko rozczarowana. Najpierw przeczytałam książki - w tej chwili przymierzam się do 11 części. Skąd to rozczarowanie? Bo już druga seria odbiega od książki diametralnie, w trzeciej coś tam jest podobnego, a w czwartej - prawie zaryzykowałabym stwierdzeniem - tylko główni bohaterowie są tacy sami, a i tak inni:)) Wszystko pewnie po to, aby przyciągnąć widza.
Książka zdecydowanie bardziej mi się podoba. I to nawet nie to, że zawsze książki zawsze są lepsze, bo czasem film/serial dobrze odzwierciedla akcję.
Chyba wolałabym jak Ty: najpierw obejrzeć, a potem ewentualnie sięgnąć po lekturę.

Przyznaję jednak, że opowieść dobra.

Pozdrawiam

Anka
 
2012/01/05 14:38:33
Ja wyrosłam. Ale tylko dlatego, że właściwie nie oglądam seriali. Może.... gdybym zaczęła, kto wie, film by mnie zainteresował. Zdecydowanie jednak wolę obyczajowe czy historyczne, takie, które wzbogacają moją wiedzę. Choć do niczego mi to już niepotrzebne. Kiedyś fascynowała mnie (za czasów PRL) fantastyka naukowa, m.in. Lem czy radziecka s-f. Wampiry to czysta fantasy.
Jeśli mogę polecić serial, który od czasu do czasu oglądam - to hiszpański "Czerwony orzeł", serial właściwie dla dzieci i młodzieży, ale osadzony w XVII-wiecznej Hiszpanii. Kapitalnie pokazane sfery rządzące, kler, walka o władzę i sposoby jakie ci ludzie używali, aby ją zdobyć. Film leci na TVN7.
 
2012/01/05 14:53:58
Kraszynko, no właśnie w swojej notce zapomniałam o tym wspomnieć, ale w serialu prócz miłości, bajkowych postaci i pozytywnego przesłania jest jeszcze całe mnóstwo HUMORU, co sprawia, że na obraz rzeczywiście patrzy się z przymrużeniem oka, a hektolitrów wylewanej krwi nie można traktować całkiem poważnie:).

Aniu, wiedziałam, że serial jest na motywach powieści i przyznaję, że zrazu miałam nawet chęć po książki sięgnąć, ale się przestraszyłam - jak przeczytam, to wiem, że coś ucierpi - albo serial albo książki, więc na razie zrezygnowałam z czytania. Może za parę, parę lat, gdy serial zblaknie już w mojej pamięci;)

Markaewoo, wiem, wiem... ja też początkowo opierałam się wampirom;). Ale fantasy ma swój ogromny urok i sama długo tego nie doceniałam.
Też wolałam bardziej realne historie. Jednak ostatnio realność tak mi dokucza, że pokrzepiam się fantazją - tu wszystko może się zdarzyć, zaś w rzeczywistości... eh, nie lubię rzeczywistości...
 
2012/01/05 15:11:08
No, tak... tak jak we śnie, wszystko jest możliwe. A śnić lubię, nie powiem... :)))
 
2012/01/05 18:05:41
Ja nie jestem przekonana co do wampirowych seriali, wolę raczej sf. Wyjątek zrobiłam dla "Gry o tron". A tak naprawdę to wszystkie bajki zawsze są o tym samym, tylko scenografia się zmienia :)
 
2012/01/05 18:32:11
Ren-ya, w rzeczywistości też wszystko może się zdarzyć;)
Ściskam, wiosna już idzie, będzie lepiej!:)
 
2012/01/05 19:47:43
Moja miłość do bajek dla dorosłych datuje się od ... dzieciństwa i "Władcy pierścieni" :) Jest coś uwodzicielskiego w opowieściach, które traktują o sprawach tak dalece oderwanych od rzeczywistości, że skupiając się na nich możemy na chwilę odpłynąć. A opowieści wampiryczne tak naprawdę lubię od czasu, gdy za sprawą Annie Rice wampiry zyskały bardziej ludzkie oblicze... A może to tak popularny wątek, ponieważ wampiry to my sami, tylko piękni, wolni, niczym nieskrępowani i ... nieśmiertelni.
A poza tym, jak tu nie kochać Billa Comptona ? ;D
 
2012/01/08 19:36:01
Rebecca.fierce, i za tę stałość właśnie kocham bajki:) A "Grę o tron" też obejrzę. Niedługo:)

Sowo, nooooo, zima wprawdzie mało dokuczliwa, ale wiosna, ach wiosna... :)

Agnieszko, "Władcy pierścieni" nie czytałam. Chciałam obejrzeć film, ale jakoś mi się nie przyjął... Myślę, że kiedyś po prostu sięgnę po książkę, bo niektóre historie dużo lepiej się czyta niż ogląda, a wśród znajomych fanami filmu są tylko wcześniejsi czytelnicy:)
A Bill Compton.... hmmmm, ma coś w sobie... I przyjemnie na niego popatrzeć:)

niedziela, 1 stycznia 2012

Na dobry początek dnia (i roku)

Noworoczny ranek obudził mnie słońcem. To rzadkie ostatnio doświadczenie postanowiłam uczcić równie słonecznym śniadaniem. Sałatka owocowa z dużą dawką cytrusów wydała mi się najbardziej odpowiednia.

Składniki:


pomelo, grapefruit, banany, kiwi (nie miałam mandarynek; szkoda, bo dodają sałatce słodyczy), trochę bakalii, a jako sos jogurt papaja/limonka.


Uwielbiam sałatki owocowe! (Choć przyznam, że nigdy nie spożywałam ich w roli śniadania). Mniam! Pyszota:)


Uwielbiam też Nowy Rok - jest otwartą kartą. Wszystko może się zdarzyć:). A dzisiejsze słońce sprawia, że rośnie we mnie poziom optymizmu i nadzieja, że ten rok będzie jeszcze lepszy i ciekawszy...


... pełen bogatych wrażeń, smaków i kolorów:)

Szczęśliwego Nowego Roku!


Komentarze
 
2012/01/01 15:24:45
Jesteś dla mnie w tym blogowym blokowisku taką bratnią duszą i naprawdę z całego serducha życzę Ci słońca, słońca, uśmiechów i miłości...
 
2012/01/01 15:52:47
Dziękuję pięknie a wspaniałe życzenia!

Wszystkiego naj...naj... na kolejny rok!

Anka
 
2012/01/01 17:41:51
Dobrze to wykombinowałaś: taki rok jak ta sałatka, czyli kolorowy, różnorodny i smakowity:)
Takiego Ci życzę!
 
2012/01/02 17:37:38
Będę musiała spróbować. Najbardziej podoba mi się pomysł z sosem jogurtowym :)
 
2012/01/02 22:13:05
Tak rozpoczęty Nowy Rok musi się pięknie rozwijać :) Dziękuję za życzenia i wzajemnie życzę Ci wszystkiego najlepszego !
 
2012/01/05 11:59:17
Jago, bardzo się cieszę! Nawet w "blogowym blokowisku" swój ciągnie do swego i to mi się strasznie w internecie podoba:).

Aniu, dzięki wielkie:)

Sowo, bo mówi się, że "jak jesz, tak żyjesz", chcę to wypróbować;)

Rebecca.fierce, kiedyś do sałatek owocowych robiłam sos z soku z cytryny z miodem, ale jogurtowy jest o niebo lepszy!

Agnieszko, serdecznie dziękuję:)