Strony

sobota, 29 stycznia 2011

O relacjach

Jedną z najbardziej inspirujących mnie osób jest mój brat. Pewnie dlatego, że rzadko kiedy się ze mną zgadza. Każda, nawet luźno rzucona uwaga na jakikolwiek temat, kończy się w naszym przypadku obszerną dyskusją. Mój brat bardzo tego nie lubi. Twierdzi, że takie rozmowy są dla niego męczące, bo w naszym przypadku nie prowadzą do żadnego konsensusu, nie dają przyjemności posiadania racji żadnej ze stron - są po prostu wymianą argumentów i własnych doświadczeń. Dla mnie jednak są one bardzo inspirujące. Pokazują mi inne perspektywy, zmuszają do myślenia, uczą otwartości i tolerancji dla odmienności. Racja nie jest dla mnie istotna, tym bardziej, że jako zwolenniczka relatywizmu bardzo ostrożnie podchodzę do tej kwestii (po chłopsku mówi się, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia).

Echa przeprowadzonych z moim bratem dyskusji wracają do mnie później wielokrotnie przy okazji nowych przemyśleń lub doświadczeń. I stąd właśnie ten przydługi wstęp. Przypomniałam sobie naszą rozmowę na temat relacji z ludźmi - potrzebujemy ich, czy nie? Mój brat - człowiek towarzyski i ekstrawertyk z natury - twierdzi, że poznawanie ludzi jest nie tyle pasjonujące, co po prostu potrzebne, że potrzebujemy ciągłej interakcji. Miał mi za złe, że na przyjęciu z okazji Komunii jego syna nie otworzyłam się do pozostałych gości, byłam milcząca, lub odpowiadałam zdawkowo i po prostu NIE CHCIAŁAM nikogo poznać. A to przecież niezwykli ludzie - przekonywał mnie brat - mają fascynujące pasje i zainteresowania, podróżują, znają po kilka języków. Z irytacją tłumaczyłam, że ja nie potrzebuję poznawać innych ludzi, że mnie oni nie interesują, że wystarczają mi relacje rodzinne, że w nich właśnie zaspokajam swoje wszystkie potrzeby społeczne.

Dziś, po niemal trzech latach od tej dyskusji, jestem skłonna zgodzić się z moim bratem. Przy kilku jednak zastrzeżeniach.

To prawda, że człowiek jest istotą społeczną, ale swoje społeczne potrzeby może zaspokajać na różne sposoby. Nie jestem dobra w relacjach bezpośrednich, dlatego dla mnie najlepszym na to sposobem jest internet. Słowo pisane zawsze najsilniej do mnie przemawiało, a i ja sama wolę komunikować się z ludźmi w ten sposób. Dzięki internetowi wychodzę do nich wtedy, kiedy mam na to czas i ochotę, bez konieczności opuszczania swojego otoczenia i zamykam się również wtedy, kiedy tego chcę, bez tłumaczenia się.

Kiedyś, żeby poznać ludzi o podobnych do moich zainteresowaniach, odwiedzałam różne branżowe fora. Czasami nawet zabierałam głos w jakimś temacie, ale jakoś nie potrafiłam się zadomowić, zaprzyjaźnić z kimkolwiek z forumowych znajomych; za tłoczno i za głośno tam dla mnie było, nie potrafiłam się zintegrować w takich warunkach. Później stały się popularne blogi. Zaczęłam prowadzić swój własny i odwiedzać inne. Raczej się nie odzywałam, oglądałam tylko, czytałam i byłam pod wrażeniem jak niezwykli mogą być zwykli ludzie. Nie przeszkadzała mi cisza na moim blogu, bo generalnie lubię ciszę, a statystyki mówiły mi, że od czasu do czasu ktoś mnie jednak odwiedza. Podobało mi się, że jestem częścią tego wirtualnego społeczeństwa. I zadomowiłam się na blogosferze. A gdy się zadomowiłam, to zaczęłam się częściej odzywać, komentować to, co wywarło na mnie szczególne wrażenie. A to z kolei poskutkowało tym, że i na moim blogu częściej zaczęły pojawiać się komentarze.

Dziś przyznaję - można pisać blog tylko dla siebie, ale dużo ciekawiej i przyjemniej jest, gdy ktoś na to pisanie odpowiada. Dzięki komentarzom nawiązują się relacje, które mogą przecież być nie mniej satysfakcjonujące, niż te bezpośrednie w realnym życiu. Dla mnie na pewno są.

Okazuje się, że wcale nie jestem taka nietowarzyska (jak sama o sobie myślę) i wcale nie izoluję się od ludzi (jak uważa mój brat). Po prostu inaczej realizuję potrzebę kontaktu z ludźmi.


Komentarze

Gość: , 84-203-38-153.mysmart.ie
2011/01/30 11:51:56
Czy czasami nie jest tak, że te bezpośrednie kontakty nie dają szansy na przemyślenie tematu, na dobór odpowiednich słów? Czy czasami nie boisz się, że coś rzucisz w farworze emocji, coś co będzie nie odwracalne, coś co uczyni cie bardziej ludzką, dostępną...? Może czasmi warto dać się ponieść z wypiekami na twarzy, niż rozpatrywać to czy owo na miliony sposobów. Ludzka pamięć jest i tak wywiórcza, z czasem wypowiedziane słowa zanikaja, ulegają przeinaczeniu. Właśnie te słowa czynią nas tym kimś naprawdę wyjątkowym, kimś kogo można nazwać człowiekiem z krwi i kości. W moich kontaktach ze światem liczy się człowiek, stawiam na kontakty face to face, choć często nie są one ani miłe ani łatwe, lecz nie umiałabym chować się za barykadą monitora i ostrożnie dobieranych słów. Taka jestem ja. Pozdrawiam

2011/01/30 18:54:09
Ja odniosę się do 2 kwestii, które zwróciły moją uwagę:
1. "Nie jestem dobra w relacjach bezpośrednich (...)" - a cóż to do licha znaczy????? Możesz to rozszerzyć, co masz na myśli?
2. "czytałam [blogi] i byłam pod wrażeniem jak niezwykli mogą być zwykli ludzie"
Mam wrażenie, że siebie do takich nie zaliczasz...

Mam takie pytanie: czy jakbyś nawiązała bliższą relację poprzez internet, to nie miałabyś ochoty jednak z taką osobą spotkać się w realu?

2011/01/30 19:53:41
Gość:mysmart.ie:
Dziękuję za Twój komentarz. Dał mi do myślenia, a odpowiedź sprawiła nie lada kłopot.
Rzeczywiście lubię się dobrze zastanowić nad tym, co chcę powiedzieć i jakimi słowami. To dlatego, że po prostu lubię słowa. Mają dla mnie znaczenie i wartość. "Odpowiednie dać rzeczy słowo" - taki był tytuł mojego podręcznika do jęz. polskiego w podstawówce; ta myśl wyryła się na tyle głęboko w mojej głowie, że słyszę ją zawsze, gdy próbuję coś słowami wyrazić. Trudne to jest, a jednocześnie sprawia ogromną przyjemność, gdy te odpowiednie słowa się znajdzie. Jedni powiedzą, że to natręctwo, inni, że pasja. Wolę myśleć, że to pasja:).
Smutne i zniechęcające jest jednak to, że niezależnie od tego, jak bardzo się postaram dobrać odpowiednie słowa, to odbiorca i tak usłyszy tylko to, co sam chce usłyszeć. Na to nie ma rady. Szczere zainteresowanie może być odczytane, jako aroganckie wścibstwo, ironiczny, ale życzliwy żarcik staje się złośliwym przytykiem. Komunikacja jest dziedziną niezwykle skomplikowaną. Zabierając głos zawsze mam to na uwadze. I to najbardziej działała na mnie hamująco i pozbawia spontaniczności.

sowa_nie_sowa:
1. nie jestem dobra w kontaktach bezpośrednich, to znaczy, że trudno mi nawiązywać relacje w większym gronie nieznanych mi osób. Nie potrafię rozmawiać, że tak powiem, instynktownie. Dla kogoś to proste - zagadnąć zupełnie obcą osobę, co robi w życiu, gdzie mieszka... itd. po czym zrewanżować się podobnymi informacjami na swój temat. Ja tak nie potrafię. Mam też problem włączyć się do rozmowy kilku osób, nawet jeśli mam coś do powiedzenia na dany temat - im więcej osób rozmawia, tym bardziej ja milczę.
2. Rzeczywiście większość ludzi wydaje się być bardziej niezwykła ode mnie:). Jakkolwiek to brzmi, to nie jest żaden mój kompleks, to fakt. Czasami dokucza mi świadomość własnych ograniczeń (intelektualnych, twórczych...), ale na ogół akceptuję siebie taką, jaka jestem i próbuję zdobywać swoje własne, a nie cudze szczyty.
3. Oczywiście zawsze mam ochotę poznać osobiście kogoś, kogo poznałam i polubiłam dzięki internetowi. Czasem się to nawet udaje:). Mnie osobiście dwukrotnie. Z wielką sympatią myślę o tych spotkaniach, choć z jedną osobą kontakt się urwał.

niedziela, 23 stycznia 2011

Czerwony

Nie powiem, że lubię ten kolor. Owszem, podoba mi się - jest ciepły i pełen energii, ale... trochę mnie przeraża, bo jest też wyzywający i chyba nieco bezczelny. Nie jestem pewna, czy do mnie pasuje. Niewiele mam w swojej szafie ubrań w tym kolorze, a te, które mam rzadko noszę. Za to moja córka kocha czerwień. To ona najczęściej użytkuje moje czerwone rzeczy. Ostatnio poprosiła mnie o coś na szyję w tym kolorze. Kupiłam więc cały jeden motek udającej moher Sasanki i wymyśliłam, że zrobię chustę. Wykorzystałam model z Sandry 11/2010, który nieco zmodyfikowałam. Przerabiałam drutami nr 5.

Już w trakcie roboty pomyślałam, że chyba jednak spróbuję zaprzyjaźnić się z czerwonym, a gdy skończyłam i przymierzyłam gotowy wyrób, no to wiedziałam już, że chusta służyć będzie i córce i mamie:).


Z motka została mi odrobina włóczki, więc od razu przerobiłam ją w taki oto naszyjnik wg własnego pomysłu:


Naszyjnik, to sznurek przerabiany z pięciu oczek, na którego końcach przyszyłam kwiatki. Środkowy kwiatek, to broszka.


Komentarze
2011/01/24 20:14:05
Ten szaro-czerwony zestaw z naszyjnikiem, to jak dla mnie rewelacja :) Wyglądasz po prostu niesamowicie ! I masz świetne pomysły, niby tylko sznureczek i kwiatek, dwa kolory w całości, a jaki efekt :)
2011/01/24 21:24:02
Dziękuję:)
2011/01/26 12:43:13
A ja ciągle nie mogę przysiąść i poczytać dokładnie Twoje wpisy i dodać swoje 3 grosze;)
Dzisiaj też wpadłam na chwilkę, żeby Ci powiedzieć, że czerwony to jest absolutnie Twój kolor!!!! To zestawienie z szarym jest genialne, tak samo będzie z czarnym:)
Nikomu nie jest lepiej w czerwonym niż rasowej brunetce, więc dziergaj więcej z czerwonego i noś!!! Ten kolor przyciąga uwagę i dlatego wymaga pewnej odwagi, ale Ty ją masz, choć może nie całkiem w to wierzysz;)
Pozdrawiam, jesteś zdolniacha niedoceniania przez samą siebie!
2011/01/26 15:51:34
Dzięki, sowo_nie_sowo !
Może z odwagą nie jest u mnie źle, ale nie lubię zwracać na siebie uwagi, wolę tak trochę bardziej w cieniu...
2011/01/27 15:51:17
Czyli taka odważna myszka;P

Oglądnęłam wszystkie Twoje wydziergane cuda i jestem pełna podziwu:)
I jak Ty możesz powiedzieć o sobie, że "Ze mnie nie wyrosło nic wielkiego" (cytat z jednego z Twoich wpisów)??????? Chyba należałoby Cię przełożyć przez kolano za wypisywanie takich głupot;)
Powiem tak: wszelkie dzianiny nie są w moim stylu (ale ludzie się zmieniają, więc kto wie...), ale bardzo mi się podobają na kimś, zwłaszcza jeśli ten ktoś umie je nosić, a jak umie je w dodatku samodzielnie stworzyć, to się po prostu zachwycam. I tak jest w stosunku do Ciebie i Twoich (nie wiem jak je nazwać) "dzierganek":)
Wyglądasz extra, widać, że to Twój naturalny styl, w dodatku świetna z Ciebie modelka:)
I podoba mi się, że Twój blog nie jest monotematyczny:)
Masz we mnie stałą czytaczkę:)
2011/01/28 08:33:16
Naprawdę przyjemnie jest zobaczyć siebie Twoimi oczami.
I cieszę się, że zagościsz u mnie na stałe:)

niedziela, 16 stycznia 2011

Kolorowe zygzaki

W ostatnich dniach zima nieco odpuściła, mrozy ustąpiły, a śnieg stopniał niemal zupełnie. Deszczowo się za to zrobiło i ponuro. A ja, na przekór temu, co za oknem, wydziergałam sobie kolorowy i ciepły, zimowy zestawik: sukienko-tunika z osobnym golfem (mam ostatnio straszną fazę na te golfiki - robię je do wszystkiego) - to mój własny pomysł - oraz czapka wg opisu z Sandry (12/2007).


Tunikę i czapkę przerabiałam podwójną nitką Elian Klasik i Sasanką (z wyjątkiem brązu - to jakaś stara włóczka boucle) drutami nr 7, golfik tylko Sasanką drutami nr 5.


Komentarze
2011/01/16 20:28:21
Jeszcze sobie w nim pochodzisz :) Media zwiastują wielki powrót zimy, choć sukienko-tunika dobra będzie i na wiosnę :) Widzę jednak, że i u Ciebie póki co, zima w całkowitym odwrocie ... Podoba mi się kolorystyka i "zygzakowy" wzór na sukience. Szczególnie tego typu wzory bardzo mi się podobają, już raz widziałam taki u Ciebie ( sukienka z listopada!). Może też się kiedyś zmuszę, choć szczerze mówiąc - wątpię. Mam jakiś nieuzasadniony opór w rozpoczynaniu robótek o dużych gabarytach. Może to lenistwo ? ;)
2011/01/17 09:26:03
Ja też zazwyczaj wolałam mniejsze formy robótkowe - nie lubię długo czekać na efekty, niecierpliwa jestem strasznie:). W dzierganie sukienek wkręciłam się dopiero od tego sezonu. W robocie jest już kolejna (a w międzyczasie czerwona chusta - zamówienie specjalne od córki). W sumie przy grubszej włóczce i drutach, to dość szybko idzie...:)

niedziela, 9 stycznia 2011

Kuchenne fronty cz.1

Jeszcze tylko kilka warstw lakieru, kilka szlifowań i pierwsza para kuchennych frontów będzie gotowa.

Długo się do tej pracy zbierałam, oj długo... Obawiałam się, że sobie nie poradzę z takim dużym zadaniem, że przesadzę, że to nie będzie stylowe, a tandetne. No cóż.... moje obawy chyba troszkę się sprawdziły. Nie do końca jestem zadowolona z efektu. Niby ładnie i wszystko do siebie pasuje, ale... coś mi nie gra.

Te fronty mają swoje miejsce w najmniej widocznej części kuchni, nie są specjalnie eksponowane, więc się nie martwię, ale nad pozostałymi będę musiała jeszcze trochę pomyśleć. Może lepiej by było z mniejszą ilością elementów, albo gdyby jarzębinki były powycinane z ramek..., tylko nie wiem, czy wtedy udałoby mi się je dobrze nakleić - byłoby sporo dość cienkich elementów, a serwetka jest taka delikatna. No nie wiem. 

Zobaczymy.

A tymczasem fronty wyglądają tak:


Materiały:
* fronty kuchenne z płyty MDF pomalowane dwukrotnie akrylową farbą Dekoral w kolorze pikantne chili.
* jednowarstwowy lakier do spękań,
* akrylowa farba Dekoral w kolorze kremowo-beżowym,
* serwetki z motywem jarzębiny,
* lakier akrylowy Domalux.

Obawiam się, że nowe fronty będą wymagały nowego koloru ścian w kuchniojadalni. Uff, pracy w domu nigdy nie ma końca...

Kuchenne fronty cz.2.

Kuchenne fronty cz.3.


Komentarze
2011/01/12 07:22:50
Praca w domu nie ma końca, ale jest taka przyjemna! Nieustannie należy dążyć do ulepszeń, niektórzy mają to chyba w genach :) Fronty bardzo mi się podobały, jakoś odruchowo spodziewałam się kolorystyki niebieskiej, albo czerwonej - a tu proszę - niespodzianka :) W ogóle, dekupaż jest jedną z fajniejszych metod zdobienia, bo jest relatywnie prosty (przede wszystkim nie wymaga siły fizycznej), a daje niesamowite efekty, zupełnie zmienia wygląd rzeczy. Zauważyłam, ze w większości użyłaś zwyczajnych farb dostepnych w sklepie budowlanym. Też tak robię, bo przy większych powierzchniach można pójść z torbami, stosując te farbki w buteleczkach prawie jak lakiery do paznokci :)
2011/01/12 09:03:59
Kuchniojadalnia jest paprykowo-kukurydziano-zielona, jest więc dość kolorowa i ciepła, jednak z wzorzystymi frontami może być już za kolorowo. Ale wszystko będę mogła ocenić, jak już skończę całość, a to jeszcze trochę potrwa. Pewnie aż do wiosny. Może to i lepiej, bo malowanie ścian lepiej zrobić na wiosnę:)

Do decuopage'u rzeczywiście używam farb przemysłowych. Kiedyś Duluxa, ale teraz Dekoral ma lepszą paletę, no i ich farby są chyba lepszej jakości. Jednak lakieru Domalux nie polecam do lakierowania powierzchni malowanych zimnymi barwami, bo z czasem żółknie.
2011/01/21 08:41:35
Wydaje mi się, że jarzębinki i cały środek jest w porządku jeśli czegoś będziesz miała nadmiar to kolorów obramowań i w ostateczności można je jeszcze np. przetrzeć bielą albo przyciemnić tepując same obrzeża. Nie wiem czy to dobre pomysły, ale ja bym się raczej skupiła na bokach, bo środek jest bardzo ładny choć myślę, że będzie w porządku, bo bardzo ładnie to Ci wyszło. Ja też uwielbiam zrobić coś z niczego.
Grażyna
2011/01/22 10:40:10
Dziękuję za Twoją opinię, Grażyno, bardzo mi miło, że się odezwałaś w tym temacie, bo sądząc po Twoich pracach jesteś prawdziwą ekspertką w decoupage'u:)
Właśnie pracuję nad kolejnymi dwoma drzwiczkami, więc Twoje uwagi są tym bardziej cenne.