Dlaczego lubimy pokazy iluzjonistyczne? Przecież wiemy, że to tylko
sztuczki, które jedynie sprawiają wrażenie sprzecznych z prawami fizyki.
Przecież wiemy, że iluzjoniści nas nabierają. Oszukują. Z tego żyją. A
jednak nam się to podoba. Wprawia nas w zachwyt. Lubimy, gdy nas
oszukują. Czasem zastanawiamy się, jak oni to robią, na czym polega dany
trick. A czasem wcale nie potrzebujemy wyjaśnienia. Zrozumienie
sztuczki odziera ją z magii, więc po prostu skupiamy się na
przedstawieniu podziwiając niezwykły kunszt artysty. Zachwycamy się
pozornie nadnaturalnymi umiejętnościami, gdy tymczasem w iluzji
najważniejsza jest jedna - umiejętność skutecznego odwracania uwagi
widza od tego, co tak naprawdę się dzieje.
Współcześni iluzjoniści nie są dziś tak wielkimi gwiazdami jak
jeszcze sto lat temu, kiedy to cuda rozkwitającej wówczas techniki
stanowiły doskonałe uzupełnienie sztuki iluzji. Widzom trudno było
rozróżnić co z przedstawienia jest zwykłą sztuczką, a co efektem pracy
różnych mechanizmów i urządzeń. Zjawisko elektryczności, widowiskowe
wyładowania i błyskawice znakomicie komponowały się w magicznych
inscenizacjach. Pewnie dlatego, to właśnie przełom wieków XIX i XX stał
się scenerią dla pokazania dwóch niezwykłych historii. Historii zupełnie
do siebie niepodobnych, a jednak mających ze sobą sporo punktów
stycznych.
Oba filmy swoją premierę miały w 2006 roku, ale ja obejrzałam je
dopiero niedawno. Pierwszy skusił mnie Edwardem Nortonem, drugi
Christianem Balem. Tak... przyznaję się - wybieram filmy z uwagi na
aktorów, a nie reżyserów;). Edwarda Nortona cenię szczególnie za role
wrażliwych i uczuciowych mężczyzn (np. Malowany welon), którzy nawet jeśli czasem są postaciami negatywnymi (jak w 25 godzinie),
to jednak nigdy nie pozbawionymi swojego szczególnego uroku, którego
źródło tkwi chyba w delikatnej powierzchowności tego aktora. Christian
Bale urzekł mnie zaś rolą w Equilibrium,
gdzie wcielił się w pozbawionego uczuć, wysokiego rangą,
funkcjonariusza totalitarnego państwa, który pod wpływem pewnego
wydarzenia, trochę przez przypadek, zaczyna jednak czuć; doświadcza
emocji i odkrywa, jak są one piękne i ważne dla ludzkiej egzystencji...
Ale ja nie o aktorach chciałam, tylko o filmach. Otóż oba opowiadają o
iluzjonistach, o ich życiu, pracy i sztuczkach, które wykonują. Jednak
przedstawiona w nich iluzja jest nie tylko tematem przewodnim opowieści;
przede wszystkim służy do odwrócenia uwagi widza od tego, co
najważniejsze, od tego, o czym tak naprawdę obrazy opowiadają. Oba filmy
są same w sobie doskonale zrealizowanymi magicznymi sztuczkami - zawsze
widzimy tylko tyle, ile artyści chcą byśmy zobaczyli. Reszta jest
ukryta - dzieje się poza kadrem. I dopiero w finale, gdy zestawione ze
sobą zostają wszystkie elementy układanki, zaczynamy rozumieć...
Iluzjonista
to przede wszystkim wyrafinowana intryga kryminalna z elementami
melodramatu. Doskonale się ogląda. Śledzimy kolejne wydarzenia nie
zdając sobie sprawy, że wszystko co widzimy, wszystko co jest nam
pokazane, dzieje się w jednym tylko celu - ma nas zmylić. Im bardziej
się to uda, tym większym zaskoczeniem będzie zakończenie.
Jeśli o mnie chodzi, to sztuczka udała się idealnie. Może to niezbyt
dobrze o mnie świadczy, bo w recenzjach czytałam, że film był
przewidywalny, wręcz banalny;). Jednak podążając wyznaczoną przez
twórców ścieżką, nie próbując niczego wyprzedzać, ani przedwcześnie
rozgryzać, obejrzałam naprawdę magiczną historię, w której było wszystko
to, co w filmach lubię najbardziej - wzruszająca i ciekawie osnuta
opowieść, doskonałe aktorstwo oraz sugestywny klimat.
Drugi film - Prestiż
jest moim zdaniem dużo bardziej złożony. Iluzjonistyczne numery,
dążenie do osiągnięcia w ich wykonaniu doskonałości, są tu podstawą do
destrukcyjnej rywalizacji dwojga młodych artystów. Kiedyś pracowali
razem i byli przyjaciółmi, jednak błąd jednego z nich doprowadził do
tragedii i od tej pory motorem ich działania stała się zemsta i
wyniszczająca walka o dominację. Tutaj również śledzimy kolejne intrygi,
zachwycamy się kunsztem iluzjonistów oraz poznajemy ich zawodowe
tajemnice, oparte na przemyślnie działających urządzeniach. Prezentowane
sztuczki nie mają nic wspólnego z magią, o czym przekonują nas sami
iluzjoniści, którzy z łatwością rozgryzają kolejne "czarodziejskie"
techniki. W tym kontekście rażące wydało mi się wprowadzenie pod koniec
filmu prawdziwie fantastycznego elementu. Początkowo zabieg ten mnie
zirytował i rozczarował, jednak później zrozumiałam, że bez niego nie
udałoby się tak wyraźnie pokazać, jak zabójcze mogą być konsekwencje
poddania się obsesji. I myślę sobie, że właśnie o tym przede wszystkim
opowiada Prestiż - o upadku moralnym człowieka, który
przekraczając wszelkie granice zatraca się w swoim szaleństwie, w swojej
obsesji i płaci za to ogromną cenę.
Christopher Nolan zakończył swój film w sposób dający szerokie pole
do własnych refleksji i interpretacji. Naprawdę trudno jest go obejrzeć i
nie pogrążyć się w zadumie. Nad tym, dlaczego jesteśmy tak bardzo
podatni na iluzje i jaki to ma wpływ na nasze życie. Dlaczego czasami
nasze iluzje wydają nam się prawdziwsze niż rzeczywistość? Dlaczego nie
potrafimy tego odróżnić?
Czy patrzysz uważnie? To pytanie wielokrotnie pada z ust
bohaterów i narratora filmu. Otóż nie. Nigdy nie patrzymy uważnie. Za
dużo jest rzeczy, które bezustannie odwracają naszą uwagę zmieniając i
zniekształcając pole naszego widzenia. Ulegamy im, bo wydają się być
atrakcyjne, niosą w sobie obietnicę, nadzieję na lepsze, ciekawsze,
pełniejsze, a nawet wieczne, życie. Iluzje bywają motorem naszego
działania, czasem nas niszcząc, wpędzając w obsesję, czasem
uskrzydlając... Ale najlepsze jest to, że jeśli nawet czasem uda nam się
dostrzec prawdę (lub ktoś nam ją pokaże), to i tak w nią nie uwierzymy.
Bo okaże się być zbyt irytująca lub zbyt banalna, lub zbyt
fantastyczna, lub zbyt nieprawdopodobna...
Zresztą, co to w ogóle jest prawda? W świecie iluzji (a taki właśnie
jest nasz świat) prawda zawsze ma dość relatywne znaczenie...
Komentarze
2012/05/13 18:30:44
Ja oba filmy widziałem już dawno.
Właściwie szybko po premierze. Zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Ciekawe
kino, warto poświęcić swój czas aby je zobaczyć.
2012/05/15 13:17:38
Fajna tematyka filmów można mieszać
prawdy życiowe z iluzją, która niby taka jakaś głupawa a jednak to my
wychodzimy w niej na głupków. Pewnych rzeczy, które tu poruszyłaś uczyli
nas na psychologii, że albo czegoś nie widzimy, albo nie chcemy widzieć
albo sobie dopowiadamy jak kto woli. Zapewne nie znajdę czasu żeby
pójśc na którykolwiek z tych filmów, ale bardzo ciekawe dywagacje i
można by je ciągnąc w nieskończoność.
Ja raczej też chodzę ze względu na aktorów niż na reżyserów chyba, że aktor jest reżyserem, ale to tylko jeden przypadek.
Ja raczej też chodzę ze względu na aktorów niż na reżyserów chyba, że aktor jest reżyserem, ale to tylko jeden przypadek.
2012/05/20 11:27:12
Kraszynko, właśnie dlatego te
zagadnienia zawsze tak bardzo mnie wciągają. Niby współczesna
psychologia rozumie mechanizmy, które nami kierują, potrafi je opisać, a
kiedy dotyczą nas bezpośrednio, to sami nie jesteśmy w stanie ich
odkryć ani tym bardziej nad nimi panować...
A filmy naprawdę polecam, może kiedyś spotkasz je w postaci dodatków do jakiejś gazety, a wtedy wystarczy już tylko włączyć komputer:)
A filmy naprawdę polecam, może kiedyś spotkasz je w postaci dodatków do jakiejś gazety, a wtedy wystarczy już tylko włączyć komputer:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz