Strony

niedziela, 6 maja 2012

Magia iluzji

Dlaczego lubimy pokazy iluzjonistyczne? Przecież wiemy, że to tylko sztuczki, które jedynie sprawiają wrażenie sprzecznych z prawami fizyki. Przecież wiemy, że iluzjoniści nas nabierają. Oszukują. Z tego żyją. A jednak nam się to podoba. Wprawia nas w zachwyt. Lubimy, gdy nas oszukują. Czasem zastanawiamy się, jak oni to robią, na czym polega dany trick. A czasem wcale nie potrzebujemy wyjaśnienia. Zrozumienie sztuczki odziera ją z magii, więc po prostu skupiamy się na przedstawieniu podziwiając niezwykły kunszt artysty. Zachwycamy się pozornie nadnaturalnymi umiejętnościami, gdy tymczasem w iluzji najważniejsza jest jedna - umiejętność skutecznego odwracania uwagi widza od tego, co tak naprawdę się dzieje.

Współcześni iluzjoniści nie są dziś tak wielkimi gwiazdami jak jeszcze sto lat temu, kiedy to cuda rozkwitającej wówczas techniki stanowiły doskonałe uzupełnienie sztuki iluzji. Widzom trudno było rozróżnić co z przedstawienia jest zwykłą sztuczką, a co efektem pracy różnych mechanizmów i urządzeń. Zjawisko elektryczności, widowiskowe wyładowania i błyskawice znakomicie komponowały się w magicznych inscenizacjach. Pewnie dlatego, to właśnie przełom wieków XIX i XX stał się scenerią dla pokazania dwóch niezwykłych historii. Historii zupełnie do siebie niepodobnych, a jednak mających ze sobą sporo punktów stycznych.


Oba filmy swoją premierę miały w 2006 roku, ale ja obejrzałam je dopiero niedawno. Pierwszy skusił mnie Edwardem Nortonem, drugi Christianem Balem. Tak... przyznaję się - wybieram filmy z uwagi na aktorów, a nie reżyserów;). Edwarda Nortona cenię szczególnie za role wrażliwych i uczuciowych mężczyzn (np. Malowany welon), którzy nawet jeśli czasem są postaciami negatywnymi (jak w 25 godzinie), to jednak nigdy nie pozbawionymi swojego szczególnego uroku, którego źródło tkwi chyba w delikatnej powierzchowności tego aktora. Christian Bale urzekł mnie zaś rolą w Equilibrium, gdzie wcielił się w pozbawionego uczuć, wysokiego rangą, funkcjonariusza totalitarnego państwa, który pod wpływem pewnego wydarzenia, trochę przez przypadek, zaczyna jednak czuć; doświadcza emocji i odkrywa, jak są one piękne i ważne dla ludzkiej egzystencji...

Ale ja nie o aktorach chciałam, tylko o filmach. Otóż oba opowiadają o iluzjonistach, o ich życiu, pracy i sztuczkach, które wykonują. Jednak przedstawiona w nich iluzja jest nie tylko tematem przewodnim opowieści; przede wszystkim służy do odwrócenia uwagi widza od tego, co najważniejsze, od tego, o czym tak naprawdę obrazy opowiadają. Oba filmy są same w sobie doskonale zrealizowanymi magicznymi sztuczkami - zawsze widzimy tylko tyle, ile artyści chcą byśmy zobaczyli. Reszta jest ukryta - dzieje się poza kadrem. I dopiero w finale, gdy zestawione ze sobą zostają wszystkie elementy układanki, zaczynamy rozumieć...

Iluzjonista to przede wszystkim wyrafinowana intryga kryminalna z elementami melodramatu. Doskonale się ogląda. Śledzimy kolejne wydarzenia nie zdając sobie sprawy, że wszystko co widzimy, wszystko co jest nam pokazane, dzieje się w jednym tylko celu - ma nas zmylić. Im bardziej się to uda, tym większym zaskoczeniem będzie zakończenie.

Jeśli o mnie chodzi, to sztuczka udała się idealnie. Może to niezbyt dobrze o mnie świadczy, bo w recenzjach czytałam, że film był przewidywalny, wręcz banalny;). Jednak podążając wyznaczoną przez twórców ścieżką, nie próbując niczego wyprzedzać, ani przedwcześnie rozgryzać, obejrzałam naprawdę magiczną historię, w której było wszystko to, co w filmach lubię najbardziej - wzruszająca i ciekawie osnuta opowieść, doskonałe aktorstwo oraz sugestywny klimat.

Drugi film - Prestiż jest moim zdaniem dużo bardziej złożony. Iluzjonistyczne numery, dążenie do osiągnięcia w ich wykonaniu doskonałości, są tu podstawą do destrukcyjnej rywalizacji dwojga młodych artystów. Kiedyś pracowali razem i byli przyjaciółmi, jednak błąd jednego z nich doprowadził do tragedii i od tej pory motorem ich działania stała się zemsta i wyniszczająca walka o dominację. Tutaj również śledzimy kolejne intrygi, zachwycamy się kunsztem iluzjonistów oraz poznajemy ich zawodowe tajemnice, oparte na przemyślnie działających urządzeniach. Prezentowane sztuczki nie mają nic wspólnego z magią, o czym przekonują nas sami iluzjoniści, którzy z łatwością rozgryzają kolejne "czarodziejskie" techniki. W tym kontekście rażące wydało mi się wprowadzenie pod koniec filmu prawdziwie fantastycznego elementu. Początkowo zabieg ten mnie zirytował i rozczarował, jednak później zrozumiałam, że bez niego nie udałoby się tak wyraźnie pokazać, jak zabójcze mogą być konsekwencje poddania się obsesji. I myślę sobie, że właśnie o tym przede wszystkim opowiada Prestiż - o upadku moralnym człowieka, który przekraczając wszelkie granice zatraca się w swoim szaleństwie, w swojej obsesji i płaci za to ogromną cenę.

Christopher Nolan zakończył swój film w sposób dający szerokie pole do własnych refleksji i interpretacji. Naprawdę trudno jest go obejrzeć i nie pogrążyć się w zadumie. Nad tym, dlaczego jesteśmy tak bardzo podatni na iluzje i jaki to ma wpływ na nasze życie. Dlaczego czasami nasze iluzje wydają nam się prawdziwsze niż rzeczywistość? Dlaczego nie potrafimy tego odróżnić?

Czy patrzysz uważnie? To pytanie wielokrotnie pada z ust bohaterów i narratora filmu. Otóż nie. Nigdy nie patrzymy uważnie. Za dużo jest rzeczy, które bezustannie odwracają naszą uwagę zmieniając i zniekształcając pole naszego widzenia. Ulegamy im, bo wydają się być atrakcyjne, niosą w sobie obietnicę, nadzieję na lepsze, ciekawsze, pełniejsze, a nawet wieczne, życie. Iluzje bywają motorem naszego działania, czasem nas niszcząc, wpędzając w obsesję, czasem uskrzydlając... Ale najlepsze jest to, że jeśli nawet czasem uda nam się dostrzec prawdę (lub ktoś nam ją pokaże), to i tak w nią nie uwierzymy. Bo okaże się być zbyt irytująca lub zbyt banalna, lub zbyt fantastyczna, lub zbyt nieprawdopodobna...

Zresztą, co to w ogóle jest prawda? W świecie iluzji (a taki właśnie jest nasz świat) prawda zawsze ma dość relatywne znaczenie...


Komentarze
 
2012/05/13 18:30:44
Ja oba filmy widziałem już dawno. Właściwie szybko po premierze. Zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Ciekawe kino, warto poświęcić swój czas aby je zobaczyć.
 
2012/05/13 19:18:02
Konferencyj, ja wciąż nie mogę wyjść spod wrażenia...
 
2012/05/15 13:17:38
Fajna tematyka filmów można mieszać prawdy życiowe z iluzją, która niby taka jakaś głupawa a jednak to my wychodzimy w niej na głupków. Pewnych rzeczy, które tu poruszyłaś uczyli nas na psychologii, że albo czegoś nie widzimy, albo nie chcemy widzieć albo sobie dopowiadamy jak kto woli. Zapewne nie znajdę czasu żeby pójśc na którykolwiek z tych filmów, ale bardzo ciekawe dywagacje i można by je ciągnąc w nieskończoność.
Ja raczej też chodzę ze względu na aktorów niż na reżyserów chyba, że aktor jest reżyserem, ale to tylko jeden przypadek.
 
2012/05/20 11:27:12
Kraszynko, właśnie dlatego te zagadnienia zawsze tak bardzo mnie wciągają. Niby współczesna psychologia rozumie mechanizmy, które nami kierują, potrafi je opisać, a kiedy dotyczą nas bezpośrednio, to sami nie jesteśmy w stanie ich odkryć ani tym bardziej nad nimi panować...
A filmy naprawdę polecam, może kiedyś spotkasz je w postaci dodatków do jakiejś gazety, a wtedy wystarczy już tylko włączyć komputer:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz