Strony

czwartek, 31 maja 2012

Prestiż na bis

Po obejrzeniu filmu Prestiż postanowiłam skonfrontować obraz z jego książkowym pierwowzorem. Nie dawała mi ta historia spokoju i liczyłam, że może książka powie mi coś jeszcze więcej o głównych bohaterach i ich przeżyciach. I rzeczywiście powiedziała. Nie jestem tylko pewna, czy znalazłam w niej to, czego szukałam, czy raczej coś zupełnie innego...

 Jest rok 1878. Dwaj iluzjoniści Rupert Angier i Alfred Borden toczą między sobą walkę o sceniczny prestiż. Jeden demaskuje triki drugiego na oczach publiczności. Magicy zdobywają sławę, doskonalą technikę, a zarazem zagłębiają się w labirynt zazdrości, nienawiści i zdrady. Zbrodnia jest tylko kwestią czasu...Sto lat później na ślad zmagań mistrzów iluzji trafia dziennikarz Andrew Westley. Dzięki lekturze tajemniczego starego dziennika, w asyście kusicielskiej Kate Angier, poznaje sekrety jej arystokratycznego rodu i odsłania ukryte karty historii własnej rodziny. Rozpętana wiek wcześniej wojna iluzjonistów wciąż w zaskakujący sposób wpływa na losy bohaterów.
Nastrojowa, wciągająca opowieść-układanka, pełna magii i tajemnicy, w której nawet śmierć może okazać się iluzją. 

Chyba po raz pierwszy bardziej podoba mi się film, niż książka, która co prawda, po kilkunastu pierwszych kartkach, zrobiła na mnie piorunujące wrażenie (Borden tak sugestywnie opowiada, w jaki sposób buduje napięcie i przygotowuje do sztuczki publiczność, że aż dostałam gęsiej skórki i rzeczywiście poczułam, jakby zaraz miało wydarzyć się coś bardzo niesamowitego) lecz później nie było już tak ciekawie. Mało interesująco wypadła szczególnie część będąca pamiętnikiem Angiera, z której bohater objawił mi się jako człowiek zupełnie nie wzbudzający sympatii (wprost przeciwnie do Bordena, który choć również momentami denerwujący, to jednak przez cały czas raczej sympatyczny) - rozchwiany emocjonalnie, mściwy i zawzięty, z chorobliwą ambicją właściwą ludziom z niskim poczuciem własnej wartości.

W filmie kluczowym problemem jest obsesja, której dają się ponieść bohaterowie, ale obsesja ta ma konkretną przyczynę - jest nią pewne dramatyczne zdarzenie, które na każdym z nich odbije się w inny sposób i jednocześnie na zawsze ich ze sobą zwiąże. W książce ten problem ma zupełnie inną genezę, która jak dla mnie, w żaden sposób nie uzasadnia aż takiej eskalacji wrogości bohaterów wobec siebie. Książkowa nienawiść jest przez to trochę niezrozumiała... Film jest historią, w której wszystkie wydarzenia logicznie i konsekwentnie z siebie wynikają aż do zaskakującego zakończenia będącego kulminacyjnym punktem dramatu głównych bohaterów. W książce zaś problem jest rozmyty, pozbawiony siły wyrazu, przez co zakończenie (inne niż w filmie) ani nie zaskakuje, ani nie szokuje tym bardziej. Co najwyżej może wzbudzić lekki dreszczyk grozy...

Myślę sobie, że Christopher Nolan biorąc z książki to, co najlepsze, zmieniając niektóre wątki i dodając od siebie kilka całkiem nowych szczegółów, stworzył naprawdę intrygujący i emocjonujący obraz, przy którym książka wypada raczej blado. Jednak byłabym niesprawiedliwa twierdząc, że powieść niewarta jest czasu, który z nią spędziłam. Choć sporo mniej porywająca niż film, to jednak zasługuje na uwagę. Dla mnie osobiście głównie za sprawą jednego z ostatnich zdań, które Angier wypowiada już niemal na łożu śmierci. Zauważa on mianowicie, że byliby z Bordenem dużo lepszymi przyjaciółmi niż byli wrogami, gdyż w gruncie rzeczy są tacy sami i całe życie kierowała nimi ta sama pasja, którą lepiej można byłoby spożytkować dla wspólnego dobra, niż kierować przeciw sobie.

Hmmm, szkoda, że do najlepszych wniosków człowiek dochodzi zazwyczaj dopiero na łożu śmierci...


Komentarze
 
2012/05/31 21:09:45
film również zrobił na mnie ogromne wrażenie, a dzięki Tobie i po książkę chętnie sięgnę :-)
pozdrawiam!
 
2012/06/01 14:20:57
Ciekawe podsumowanie dałaś. Też czasami myślę o czym będę myślała na łożu śmierci i czasami myślę, że o tym a potem. że o czym innym. Czas pokaże a książka jak zwykle zachęcająca w Twoich opisach. Oryginalny temat.
 
2012/06/01 15:44:14
Tfu.tfu, naprawdę zachęcam, bo choć mniej od filmu porywająca, to też potrafi na długo zająć myśli i trudno o niej zapomnieć:)

Kraszynko, bo ta refleksja to właśnie pod wpływem książki jest. Film mówi o tym, do jak strasznych rzeczy gotów jest się posunąć człowiek ogarnięty obsesją, w książce zaś w moim przekonaniu najważniejsza jest ta właśnie refleksja - że w życiu zbyt często pozwalamy, by kierowała nami nienawiść, czy inne negatywne uczucia wobec innych ludzi, zamiast spróbować ich poznać, zrozumieć, a w konsekwencji bardzo prawdopodobne, że nawet polubić. Bo tak naprawdę wszyscy nie różnimy się od siebie tak bardzo, jakby się mogło wydawać. I bez względu na to, co w życiu robimy, wszystkich nas i tak czeka taki sam koniec...
 
2012/06/03 17:25:58
Lubię bardzo czytać te Twoje recenzje, nawet jak tematyka książek nie jest tą, która mnie interesuje:)
Potrafisz tak dogłębnie przedstawić swoje zdanie i refleksje, że jestem pełna podziwu, bo ja najczęściej po przeczytaniu książki potrafię powiedzieć tylko, że mi się podobała albo nie;)
Co do ostatniego zdania - w życiu chyba właśnie głównie o to chodzi, żeby je przeżyć tak, aby na końcu nie żałować...
 
2012/06/03 18:57:35
Dziękuję Sowo:),
w życiu chyba właśnie głównie o to chodzi, żeby je przeżyć tak, aby na końcu nie żałować... właśnie:), tylko skąd teraz mamy wiedzieć, co będziemy myśleć na łożu śmierci o sprawach, które teraz wydają nam się tak ważne, że wszystko dla nich gotowi jesteśmy poświęcić? To strasznie przykre, że człowiekowi wydaje, że NAPRAWDĘ wie, dopiero wtedy, gdy z tą wiedzą nic już nie może zrobić....
 
2012/06/03 19:51:49
Ren-ya, ja myślę, że jak na bieżąco nie żałujemy to i na końcu małe prawdopodobieństwo, żeby nas żałość jakaś wielka ogarnęła;)
A i nie chodzi chyba o poświęcanie się specjalne dla spraw... poświęcanie zresztą nie za bardzo dobrze mi się kojarzy.
Raczej chodzi o zadowolenie z dnia codziennego, takie oczywiście średnie statystyczne. Że coś się dzieje w tym moim życiu, że idę do przodu (cokolwiek to dla kogokolwiek znaczy), że robię coś nowego/innego, nie daję się lękom itd.
Tak to teraz widzę. Jak będzie na łożu śmierci to dam znać;)
 
2012/06/03 20:15:40
OK:)
A tak w ogóle, to ja mam nadzieję, że nie będę miała w TYM momencie czasu na zastanawianie się;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz