Strony

piątek, 1 marca 2013

Doczekały się

...moje książki z półki. Przekładane i odkładane na później, bo skoro już i tak są, to przecież nie uciekną... Wreszcie po nie sięgnęłam. Nowe tematy były jak świeże bułeczki, więc z przyjemnością pochłonęłam je w ekspresowym, w porównaniu z ostatnimi lekturami, tempie. Nie bez znaczenia był też fakt, że objętościowo również nie przypominały one moich ostatnich lektur:)

Na pierwszy ogień poszedł "Bóg śpi" - zapis rozmów z Markiem Edelmanem - książka podarowana mi przez przyjaciółkę w imieniny.

Czy żeby być przyzwoitym człowiekiem trzeba wierzyć w Boga? Czym jest Dekalog dla niewierzącego? W ostatnich rozmowach z Markiem Edelmanem autorzy pytają o sens i wartość kolejnych przykazań w trudnych i niejednoznacznych kontekstach. Dając przykłady z całego życia, niewierzący w Boga Edelman tłumaczy, co i dlaczego jest najważniejsze w obliczu różnych, często ekstremalnych sytuacji. Poruszająca, mądra lektura dla każdego bez względu na światopogląd.

Książka ciekawie skonstruowana i czyta się ją naprawdę dobrze, ale dwie rzeczy mnie w niej uderzyły.

Po pierwsze sam Edelman. Zdecydowanie nie był to miły, sentymentalny dziadzio, chętnie snujący swoje opowieści o przeszłych wydarzeniach. Z pewnością rozmawiający z nim redaktorzy nie mieli łatwego zadania. Edelman często złościł się, w ostrych słowach zarzucał dziennikarzom, że nie mają pojęcia o co pytają, że nie znają się na swojej robocie, że nic nie rozumieją... Irytowały go pytania o wartości. W ekstremalnych sytuacjach nie ma bowiem żadnych wartości - liczy się tylko przetrwanie.

Ten cynizm i oschłość Marka Edelmana sprawiają, że jego słowa robią tym większe wrażenie, a proste prawdy, w które przecież osobiście zupełnie nie wierzę, są uderzające w swej naturalności i bezkompromisowości - pomóc słabszemu, stanąć w obronie bitego, ukryć prześladowanego... To powinny być naturalne zachowania. Ale nie są. Nie są, bo człowiek jest zły, bo liczy się tylko przetrwanie, bo od wieków silniejszy wypierał słabszego, a nasza cywilizacja oparta jest na prawie pięści. A religia i wartości? One tylko zmiękczają ludzi sprawiając, że silniejsi tym łatwiej sobie radzą...

Prawdę mówiąc te ostre, pełne cynizmu, słowa były dla mnie bardzo trudne do przyjęcia. Choć wiele w nich racji, to moja sentymentalna, idealistyczna natura mocno się przeciw takim wnioskom buntowała. Z drugiej jednak strony, może na na tym właśnie polega wielkość Marka Edelmana - zobaczyć w człowieku to, co najgorsze, a mimo wszystko wciąż ludzi szanować i nieść im bezwarunkową pomoc...

Drugą sprawą jest podejście autorów do ateizmu Marka Edelmana. Nie mogę zrozumieć po jaką cholerę bez przerwy pytać ateistę o Boga i religię? Niejednokrotnie Edelman dawał wyraz swojemu zniecierpliwieniu, a dziennikarze i tak wciąż drążyli temat, bez przerwy zmuszali go do ustosunkowywania się do wypowiedzi czy działań osób powołujących się na normy religijne. Po co? To tak, jakby to jedynie ten aspekt - niewiara w Boga - był w Edelmanie najbardziej pasjonujący, taki człowiek-dziwo: ateista, a jednocześnie autorytet moralny - niewiarygodne!

Z racji pochodzenia i doświadczeń, sporo wypowiedzi Marka Edelmana dotyczy antysemityzmu, sytuacji Żydów w różnych miejscach i historii, ich poglądów na rolę własnego państwa... Te wypowiedzi były dla mnie najciekawsze i uświadomiły mi, jak bardzo mało wiem na ten temat. Z pewnością są to zagadnienia, które w przyszłości chętnie jeszcze podrążę.

"Bóg śpi" nie jest może najlepszą książką o Edelmanie, mimo wszystko jednak warto po nią sięgnąć... Może to, co mnie w niej irytowało (pytania o Boga i religię) dla innych okaże się właśnie atutem książki, która w ten sposób przełamuje istniejący stereotyp, że bez religii nie ma moralności...

Na drugi rzut poszła książka Hanny Samson, pt. "Miłość reaktywacja":

Książka o miłości. Niemożliwej, ale w końcu spełnionej. Bohaterkami są trzy kobiety reprezentujące trzy pokolenia. Bohaterka odprowadza swoją matkę w ostatnią podróż, początkowo niecierpliwie, ale wraz z upływem czasu coraz czulej. Jednocześnie jakby od nowa, a może po raz pierwszy, uczy się ją kochać i rozumieć własne uczucia w trudnej, bo podwójnej roli córki i matki.

W tym króciutkim opisie zawiera się chyba wszystko, co można o tej książce powiedzieć. Plus mnóstwo emocji. 

Odebrałam tę książkę bardzo osobiście. Jestem córką matki i matką córki. Pewnie każda nasza rola jest na swój sposób trudna, ale ta podwójna jest trudna szczególnie - Hannie Samson udało się to doskonale oddać słowami. Ta trafność jej sformułowań powodowała, iż nie raz uśmiechałam się do siebie wspominając identyczne własne przeżycia i odczucia.

Nie raz też, podczas czytania, oddychałam z ulgą, że opisanie doświadczenia nie są moim udziałem...

Myślę, że dużo wcześniej, niż bohaterce powieści, udało mi się dojść do ładu ze swoimi uczuciami wobec mamy, a i szczęśliwie moja mama nie jest aż tak trudna i wymagająca, jak ta książkowa, choć na swój sposób również niełatwa w obejściu... Ale może na swój sposób ja też nie jestem? Może kiedyś moja córka też będzie musiała się z tym zmierzyć?

Relacje z bliskimi nigdy nie są łatwe. Wszyscy dźwigamy różne niechciane bagaże po poprzednich pokoleniach, zwykle zupełnie nieświadomie. Niezamknięte sprawy z przeszłości stają się przyczyną współczesnych nieporozumień. Nieprzeżyte, zablokowane uczucia znajdują ujście w innych emocjach, a czasem i u innych członków rodziny. Bo rodzina jest jak wielki organizm - gdy niedomaga jeden członek, to cały ustrój jest zaburzony. Czasem, żeby coś zrozumieć, pogodzić się i zaakceptować, trzeba spojrzeć na bliskich spoza wlasnej roli, spoza własnej perspektywy, a także ich samych zobaczyć w zupełnie innej, niż są dla nas, roli. Trzeba tego chcieć, ale też i druga strona musi chcieć uchylić nam drzwi do swojego świata...

Hanna Samson w swojej książce opisuje ten proces z ogromną znajomością i wyczuciem. Nie sposób przejść obok tej historii obojętnie. A już na pewno nie wówczas, gdy samej jest się córką i matką...

Fragmenty książki można poczytać tutaj:
Czytelnia Onetu 
Wysokie Obcasy

10 komentarzy:

  1. Ja też stale coś czytam, tylko nie potrafię tak pięknie pisać recenzji. Człowiek jest szczęśliwszy, gdy pozna cudze historie, cudze myśli, Zastanowi się, co go różni, a co łączy z bohaterami książek. W sumie beż książek nie potrafiłabym już żyć. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę dokładnie tak samo:) Człowiek dzięki książkom jest bogatszy o historie, uczucia i doświadczenia innych ludzi... Również nie wyobrażam życia bez czytania:)

      Usuń
  2. Brakuje mi ostatnio odpowiedniego nastawienia do literatury takiego kalibru. Jeśli jednak chodzi o Edelmana, wydaje mi się, że zamierzeniem "wywiadowców" było przedstawienie go w z góry zaplanowany sposób. Trochę nieprofesjonalne podejście, moim zdaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam podobne wrażenie i prawdę mówiąc wciąż do końca nie wiem czemu miała służyć taka koncepcja wywiadu, bo Edelman raczej nie dał się wtłoczyć w wystrugane przez "wywiadowców" ramy;)

      Usuń
  3. właściwie nie rozumiem tego trendu do podważania cudzego światopoglądu i pytania mające na celu nie wiadomo co, chyba tylko wyprowadzenie pytanego z równowagi, bądź zanudzenie go :-/
    obejrzałam Melancholię i mam bardzo mieszane uczucia. obejrzałam też Star Treka z dwoma Spockami i jestem zachwycona! nowy Kirk już nie jest palantem, jest łobuzem ;-) nowy Spock (grał psychopatę w Heroes, stąd moje doń uwielbienie, mam słabość do czarnych charakterów) jest równie dobry jak Leonard Nimoy. już się nie mogę doczekać ST Into Darkness!
    Nie czytam, słucham. Przesłuchałam Pottera część ostatnią (niestety po polsku, Fronczewski dał ciała, okropieństwo!), Gaimana (Barciś lepszy dużo) i Tunele: Głębiej (czyta majselbaum, fajny głos, kiepskie audio, ale gość czyta do kompa i wrzuca na chomikuj.pl - dla mnie bomba). Larssona też przesłuchałam, i z krajowych oficjalnych audiobooków to chyba najlepiej przeczytana rzecz.
    Czytam Baldacciego Saving Faith, od 3 miesięcy, jakoś mi nie idzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie mam pojęcia czemu służą takie wywiady... więcej w nich światopoglądu i wyobrażeń dziennikarzy niż rozmówców, których chcą przedstawić...
      Star Treka oglądałam daaaaawno temu parę odcinków więc tej historii nie znam zupełnie, choć lubię fantastykę i pewnie byłabym fanką, gdybym wciągnęła się w odpowiednim czasie. A do audiobooków zrazili mnie kiepscy lektorzy, choć sama idea słuchania książek jest mi bardzo bliska i tęsknię za tym, zwłaszcza podczas sprzątania, bo do robótek ciągnę teraz CSI Miami - taki fajny serial, że też go tak późno odkryłam... ale dzięki temu mam dużo do oglądania - jestem dopiero w czwartym sezonie:)

      Usuń
    2. CSI lubię bardzo, ale lepszym serialem jest Criminal Minds (ale ja mam słabość do psychopatów :-D a tam co odcinek to jakiś ;-)), a co do ST bardzo polecam zacząć od ST: Enterprise (najnowsza seria), pierwszą odsłonę z lat 70-tych można sobie darować w całości, ale kilka odcinków dla Spocka warto. Potem ST: The Next Generation (oglądająć TNG nauczyłam się angielskiego ;-)), a potem już jak leci. W tym roku kolejny pełny metraż ST Into Darkness i już nie mogę się doczekać!
      Rozenek nieźle czyta, ale różnica między naszymi lektorami, a tymi brytyjskimi jest powalająca...

      Usuń
    3. Z racji moich nieumiejętności językowych skazana jestem tylko na filmy w polskiej wersji, a z racji mego zamiłowania do oglądania podczas dziergania, wybieram tylko filmy z lektorem. To nie lada wymagania i mocno mnie ograniczają;) Pamiętam, że nawet kiedyś chciałam się nauczyć angielskiego (na "24 godzinach"), ale zbyt szybko mi motywacji brakło...
      A Star Trek, jeśli kiedyś znajdę z polskim lektorem, to niewykluczone, ze sobie obejrzę:)

      Usuń
  4. Człowiek nie wierzący w tym kraju to monstrum i należy go tak gnębić aż się potknie wtedy cel zostaje osiągnięty a dziennikarz odnosi sukces. O dobra fantastykę bardzo trudno podobnie jak o dobry fantastyczny film wszędzie rozbój albo zielone ludziki a może w ogóle coś dobrego nie leży na ulicy tylko trzeba się potrudzić i to znaleźć? Albo co dobre zawsze wypłynie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A cel był taki by wykazać, że bez wartości w ekstremalnych sytuacjach przetrwać się nie da. Tylko że ten Edelman, chyba złośliwie, ciągle panom reporterom kołkiem stawał twierdząc, że wola przetrwania jest niezależna od duchowości, a nawet bywa tak, że duchowość w przetrwaniu przeszkadza...
      A co do dobrego - jest taka teoria, że się samo obroni i pewnie nawet czasem się to udaje, ale częściej myślę, że trzeba się natrudzić, nie tylko by zrobić, ale też by znaleźć...

      Usuń