Strony

piątek, 28 czerwca 2013

I jeszcze jeden kocyk...

Znów dla chłopczyka. Miękki i lekki  - ledwie 200 g. Przemiły w dotyku, wygodny w praniu i całkiem ładnie się blokujący - akryl. Wymiar: 90x90 cm.


Pomysł na kocyk zaczerpnęłam z wydania specjalnego Sabriny Nr 3/2013. Dzierganie jest proste. W oryginale jest jeszcze kapturek, z którego ja zrezygnowałam. 


Inaczej też zrobiłam plisę. Zamiast dziergać sznurek, który później musiałabym przyszywać do brzegów, skorzystałam z TEJ instrukcji i mam ogromną satysfakcję, że nauczyłam się kolejnej rzeczy:)


W takiej plisie nabiera się oczka wokół robótki, przerabia w okrążeniach i na odpowiedniej wysokości zakańcza, podszywając jednocześnie pod spodem.

czwartek, 20 czerwca 2013

Matka i dziecko

Już dawno żaden film nie zrobił na mnie takiego wrażenia, jak, obejrzany wczoraj - Matka i dziecko.
 
Historie kobiet, które łączy temat adopcji. Karen w wieku 14 lat urodziła córeczkę, którą zmuszona była oddać. Każdego dnia kobieta zastanawia się, czy mogła postąpić inaczej. Elizabeth jest odnoszącą sukcesy prawniczką. Dorastała w przybranej rodzinie i wciąż nie może pogodzić się z porzuceniem przez matkę. Lęk przed odrzuceniem powoduje, że nie potrafi zbudować trwałej relacji. Lucy i Joseph nie mogą mieć dzieci. Zdesperowani, postanawiają starać się o adopcję. Spotykają Ray, samotną dwudziestolatkę w ciąży, która szuka dla swojego nienarodzonego dziecka rodziny adopcyjnej...

Rok prod. 2009
Scenariusz i reżyseria: Rodrigo Garcia



Wciąż nie mogę przestać przeżywać tych historii. Tym bardziej, że filmowe obrazy wywołują z pamięci własne doświadczenia...

Moje nieplanowane macierzyństwo. Wątpliwości z tym faktem związane. Przecież nie chciałam dzieci. Czułam, że się do tego nie nadaję. Czułam się zawłaszczona, zniewolona i zła. A jednak dziś, z perspektywy czasu, wiem dokładnie, że jest to jedno z najlepszych rzeczy, które mi się w życiu przytrafiły. Cieszę się, że sprawy potoczyły się dokładnie tak, jak się potoczyły...

Filmowa Karen zdecydowała inaczej. A właściwie to za nią zdecydowano. Oddanie dziecka do adopcji wydawało się najlepszym dla wszystkich rozwiązaniem. Każdy, kto myśli racjonalnie nie może odmówić słuszności tej decyzji. A jednak przez kolejne lata kobieta nie potrafi uwolnić się od myśli o córce. Bez przerwy zastanawia się nad jej losem, wyobraża sobie, jak ona wygląda, kim jest. Pisze do niej listy, w których zwierza się ze swoich motywów i uczuć. Brak jej jednak odwagi, by ją odszukać. Dręczy ją przekonanie, że skoro sama kiedyś odrzuciła córkę, to ona teraz odpłaci jej tym samym, że nie zrozumie, nie wybaczy...

Przypominam sobie moich bratanków, do których praw rodzicielskich zrzekła się ich matka. Zastanawiam się, co dziś ona czuje. Wiem, że ma dwie córeczki. Czy myśli czasem o synach, których zostawiła? Czy żałuje swojej decyzji? Tęskni? Jako matka "z przypadku", staram się wczuć w sytuację innej matki, którą rzeczywistość postawiła wobec konieczności podejmowania tego rodzaju trudnych decyzji. Staram się ją zrozumieć i usprawiedliwić. Ale gdy słyszę żal i złość w głosie bratanków, gdy o niej mówią - "zostawiła nas", a na moje tłumaczenia reagują pytaniem - "a ty byś nas zostawiła?" to, prawdę mówiąc, nie znajduję żadnego usprawiedliwienia. Do dzieci nie trafiają argumenty, że to dla ich dobra, że ich mama nie czuła się dla nich dobrą mamą, że nie potrafiła dać im tego, czego one potrzebują. Dzieci wiedzą jedno - nie chciano ich. I to boli. Na zawsze.

Wychowana przez rodzinę adopcyjną Elizabeth skończyła studia i osiągnęła zawodowy sukces. Jest niezależna finansowo. Ma piękne mieszkanie w apartamentowcu. I pustkę w sercu, której nic nie jest w stanie wypełnić. Nie ufa ludziom. Przed nikim nie potrafi się otworzyć...

Wyobrażam sobie moich bratanków, jako dorosłych ludzi i zastanawiam się, jacy będą. Czy miłość, jaką otaczają ich dzisiaj bliscy, zdoła ukoić, tkwiącą w ich dziecięcych serduszkach, zadrę?

"Matka i dziecko" to nie jest radosna hollywoodzka twórczość. W filmie, tak jak i w życiu, nie wszystko się dobrze kończy. Niektórych rzeczy nie da się naprawić. Niektórych słów, tych najbardziej upragnionych, nigdy nie będzie nam dane usłyszeć. Ale trzeba iść do przodu. Tak czy inaczej.

niedziela, 16 czerwca 2013

Słoneczne

... kolory nie są moimi ulubionymi, jeśli chodzi o ubrania. Ale i tak spodobał mi się patchworkowy top z tej gazetki. Spodobał mi się tym bardziej, że byłam w posiadaniu niemal identycznych, co w oryginale, kolorów włóczek, na które już od dawna nie miałam żadnego pomysłu;)


Pojedyncze motki Elian Nicky (100% akryl), w różnych kolorach, kupiłam już dawno temu z przeznaczeniem na dziergane ramki. Ale w międzyczasie koncepcja wystrojowa się zmieniła i pomysł z ramkami upadł. Włóczki pozostały. Powoli wyczerpywałam ich zapas do różnych przedsięwzięć. Z bardziej stonowanymi kolorami poszło łatwo - dla bratanka zrobiłam zapinane do paska etui na komórkę, dla siebie skarpety do ćwiczeń... Cieszę się, że wreszcie i te najjaskrawsze znalazły swoje przeznaczenie:)


Oczywiście nie obyło się bez zmian wobec oryginału - moje kwadraty wychodziły nieco mniejsze więc musiałam zwiększyć ich ilość. No i na cztery elementy brakło mi włóczki, i musiałam je dorobić w innych odcieniach. Ale to nic - dzięki temu topik i worek (model z Sandry Extra. Szydełkowe Trendy nr 1/2010) mogą stanowić komplet:)


Elian Nicky jest przemiłą w robocie włóczką. Z wyglądu przypomina bawełnę, ale jest od niej lżejsza i miększa. Szydełkuje się z niej perfekcyjnie.


A ponadto łatwo się pierze, błyskawicznie suszy i naprawdę świetnie nosi:)

niedziela, 9 czerwca 2013

Dla chłopczyka i dziewczynki

W Polsce niż demograficzny, a ja nie mogę nadążyć z kocykami dla świeżo przybyłych na świat obywateli:)

Pod koniec kwietnia córeczkę urodziła najlepsza przyjaciółka mojej córki. Trzy tygodnie temu przyszedł na świat synek mojej koleżanki z pracy. A wczoraj, również chłopczyka, urodziła moja sąsiadka - towarzyszka dziecięcych zabaw i powiernica młodzieńczych sekretów. Dla tej ostatniej jeszcze nie zdążyłam, ale wcześniejsze narodziny zostały już powitane moimi kocykami:)

Dla dziewczynki powstał szydełkowy z kwadratów:


Zgodnie z zamówieniem córki koniecznie z różem i wyhaftowanym imieniem. Nie miałam pomysłu jak na szydełkowych kwadratach cokolwiek wyhaftować więc dorobiłam serduszko-poduszeczkę i na nim wyszyłam imię dziewczynki.


Serduszko jest osobnym elementem. Ma sznureczek dzięki czemu można je zawiązać gdziekolwiek. Wypchane jest resztkami włóczek powstałych z obcinania końcówek nici. Dwa motki (100 g) popielatej i motek różowej udało mi się wykorzystać do cna:)


Kocyk dla chłopczyka powstał eksperymentalnie wzorem koszykowym, zwanym enterlakiem - to była moja wprawka. Enterlac okazał się wcale nie taki straszny, jak go sobie wyobrażałam. Dzięki szkółce u Intensywnie Kreatywnej oraz w Dropsie poszło jak z płatka:)


Na ten kocyk zużyłam mniej więcej po dwa motki (50 g) zielonej, popielatej i granatowej Elian Klasik. Przerabiałam drutami nr 5,5 - trochę grube jak do tej włóczki, ale dzięki temu kocyk jest lekki i dość lejący. I, jak na akryl, bardzo ładnie się zblokował.


Plisę dookoła zrobiłam wzorem francuskim, który zakończyłam szydełkiem w następujący sposób: wbijałam szydełko w trzy oczka na drucie, przez wszystkie oczka przeciągałam pętelkę i robiłam pikotka (trzy oczka łańcuszka, narzut, wbić szydełko w pierwsze oczko łańcuszka i przerobić słupek) i znów kolejne trzy oczka z druta przerobić razem, pikotek.... itd. Takie wykończenie daje nie tylko elastyczny, ale również dekoracyjny, brzeg.


Bardzo się cieszę, że kolorami udało mi się trafić w gust młodej mamy:) Okazało się, że kocyk idealnie pasuje zarówno do łóżeczka, które jest zielone (dokładnie w tym samym odcieniu co zieleń na kocyku), jak i do wózka - grafitowo-popielatego:)

Oba kocyki mają wymiar około 80x100 cm.

niedziela, 2 czerwca 2013

Świeczniki

Zrobiłam już jakiś czas temu, ale na lakierowanie to sobie dłuuuugo musiały poczekać. Ale się doczekały:) I oto są:


Niespecjalnie lubię zamalowywać drewno farbą, ale tym razem to zrobiłam. Małam jeszcze pół tuby takiej pięknej, ciemno-morskiej, emalii akrylowej, której okres ważności już pewnie dawno minął, bo zrobiła się gęsta i lepka, ale szkoda mi było wyrzucić. Rozcieńczyłam i wykorzystałam. I pewnie jeszcze niejeden raz wykorzystam w najbliższym czasie, bo naprawdę żal mi puścić taki kolor w kanał... Na zdjęciu wyszedł bardziej niebieski, ale w rzeczywistości jest w tej barwie więcej zieleni.


Do kompletu ze starą farbą wykorzystałam też stary preparat do spękań. Na szczęście spękania udały się dokładnie tak, jak je zaplanowałam:) Może dlatego, że po raz pierwszy jasną farbę (na warstwie lakieru do spękań) nakładałam gąbeczką, a nie tak, jak zawsze to robię - pędzlem.


Zupełnie nowa jest za to serwetka. I wstążki. I świeczki - zakupione specjalnie do dzisiejszej sesji zdjęciowej:)