Strony

poniedziałek, 6 stycznia 2025

Spadł śnieg

... i złapał lekki mrozik, dzięki czemu wczorajszy spacer w lesie zyskał przepiękną oprawę i warunki do zdjęć. Mogłam lepiej wykorzystać sytuację, ale śpieszyło mi się, żeby się sfotografować zanim od mrozu i smarkania sczerwienieje mi nos i zetrę cały makijaż (też tak macie, że na mrozie bez przerwy cieknie Wam z nosa?). Na sesję wybrałam pierwsze dogodne miejsce i potem żałowałam, bo mijaliśmy naprawdę fajne stanowiska z przepięknym światłem, ale nie chciało mi się już rozbierać i powtarzać ujęć.








Kocyk nie jest nowy, zrobiłam go już dawno - dwa, może trzy lata temu - ale nigdy wcześniej nie sfotografowałam. Ze swetrem łączy go bazowa, kremowa nitka. Różnicę w kolorze stanowią nitki dodatkowe. Wszystkie użyte przędze są akrylowe, dostałam je dawno temu od koleżanki, bo zostałam chyba ostatnią osobą na świecie, która jeszcze dzierga z akryli i się nimi nie brzydzi;-)




Dziś aura nie jest już tak przyjemna, więc zamierzam zostać w domu i cieszyć się ostatnim dniem świąteczno-noworocznego urlopu. Muszę przyznać, że był to bardzo udany urlop i czuję, że naprawdę wypoczęłam, zresetowałam głowę od spraw zawodowych, odpoczęłam od ludzi i codziennej rutyny. Głównie dziergałam i oglądałam filmy. Same stare, z lat 80 i 90 ubiegłego wieku. Znane i lubiane, ale niezbyt oczywiste jak Klub winowajców, Milczenie owiec, Stań przy mnie, Czułe słówka, Pamięć absolutna, Dzieci gorszego Boga, Stowarzyszenie umarłych poetów... Sporo też było takich, których wcześniej nie widziałam, choć tytuły nie były mi obce: Imię róży, Więzień nienawiści, Missisipi w ogniu, Sens życia wg Monty Pythona, Seks, kłamstwa i kasety wideo, Wielki chłód, Przełamując fale... No dużo tego było. I muszę powiedzieć, że uwielbiam kino tamtych lat. To była uczta i wielka przyjemność, całkowite oderwanie się od problemów współczesnego świata. Bardzo polecam taką kinową podróż w przeszłość. Wszystkie wymienione przeze mnie tytuły można znaleźć na CDA.

Miłego dnia i do następnego!

środa, 1 stycznia 2025

Pierwszy

... jesienny sweter zaczęłam we wrześniu. Miała to być robótka podróżna, bo zapisałam się na tygodniowy kurs z tkaniny artystycznej w Akademii Łucznica w Pilawie. Niestety kilka dni przed rozpoczęciem turnusu, kurs odwołano z powodu choroby osoby prowadzącej. Urlop zaplanowany, wyczekany, podpisany, bilety na pociąg kupione... I wszystko psu na budę! No cóż... kolejne kamyki w moim koszyczku ubiegłorocznych przykrości. Trudno. Urlop i tak wzięłam. Spędziłam go w domu sprzątając w ogrodzie i dziergając wieczorami. To był lekki, cieniutki sweterek w odcieniach szarości, z jednej melanżowej nitki bawełnianej i jednej cienkiej z akrylowego "moherku". Od początku miałam co do niego wątpliwości, bo dzianina mocno się skręcała, ale brnęłam w dzierganie, skoro już zaczęłam. Gdy skończyłam, wcale nie było lepiej. Odłożyłam na półkę, by nabrać dystansu, a po kilku tygodniach ze złością wyrzuciłam do kosza. Byłam z niego do tego stopnia niezadowolona, że nawet nie miałam nerwów, by go pruć. Teraz trochę żałuję... jednak mogłam spruć, odzyskać nitkę i wykorzystać w innym wzorze, który nie skręcałby się tak jak dżersej. Ale wtedy byłam po prostu zła, rozczarowana i pełna poczucia porażki.

Wzięłam się za kolejny projekt. Też dwie nitki, ale grubsze: jasno-różowo-fioletowy Tiftik (Opus) i różowa Calico (Nako), druty 6 i 6,5 mm. Przerabiało się gładko i szybko. Podobała mi się ta dzianina. Kolor, grubość, miękkość, linia raglanu... same dobre wrażenia. Schody zaczęły się przy wykańczaniu rękawów i dołu. Czego bym nie próbowała - same porażki. Prułam, wykańczałam, mierzyłam i rzucałam w kąt niezadowolona. Wszystko wyglądało, albo układało się do niczego. Dopiero czwarta przeróbka okazała się być w sam raz. No nareszcie! - pomyślałam - jest git! Wreszcie coś mi się udało w tym pokręconym, przechlapanym, złośliwym półroczu!









W czasie, gdy nieustannie wracałam do poprawiania tego swetra, zrobiłam jeszcze trzy kolejne, ale też żadnego za pierwszym razem. Wszystkimi swoimi jesiennymi udziergami rzucałam, po czym do nich wracałam, prułam i poprawiałam. Taki to był właśnie rok... Dobrze, że się skończył.