Strony

niedziela, 24 czerwca 2012

"Przepiórki w płatkach róży"

Do przeczytania tej powieści zachęcił mnie wpis u Ewyznieba. Przeczytana recenzja tak podziałała na moją wyobraźnię, że niezwłocznie sprawdziłam dostępność książki w miejscowej bibliotece. Była dostępna:)

W tym miejscu konieczna dygresja: parę ciepłych słów na temat naszej biblioteki:) Z przyjemnością stwierdzam, że jest doskonale zaopatrzona. Wcześniej co ciekawsze tytuły spisywałam sobie w notesie i od czasu do czasu robiłam zbiorcze zamówienie w księgarni internetowej. Lubiłam mieć swoje książki, bo wydawało mi się, że chętnie będę wracać do tych już przeczytanych, które w taki czy inny sposób zrobiły na mnie wrażenie. Tymczasem na przestrzeni lat okazało się, że nie mam czasu na takie powroty. Nie mam nawet czasu na przeczytanie wszystkich nowych książek, których czytanie sobie zaplanuję. Zanim dojdę do połowy jakiejkolwiek listy już pojawia się coś nowego... A książki kosztują. Pozostałe pasje również. A budżet domowy z gumy, niestety, nie jest... I tak, zamiast księgarni, zaczęłam przeszukiwać zasoby naszej biblioteki. Z bardzo pozytywnym skutkiem. To fakt, że tych najnowszych pozycji zazwyczaj brak. Ale ja cierpliwa jestem. Zresztą... tyle jest jeszcze starszych książek, o których we właściwym czasie nie zdążyłam usłyszeć.. Ot, choćby nawet tytułowe "Przepiórki...", których pierwsze polskie wydanie miało miejsce w 1993 roku.

Powieść o nieszczęśliwej miłości, przyprawiona odrobiną magii, szczyptą humoru i garścią oryginalnych przepisów kuchni meksykańskiej.
Titę i Pedra łączy gorące uczucie od pierwszego wejrzenia. Niestety, zgodnie z meksykańską tradycją najmłodszej córce nie wolno wyjść za mąż - aż do śmierci swej matki musi sprawować nad nią opiekę. Tita zostaje zmuszona do rezygnacji z miłości i marzeń o własnym życiu. Pedro, chcąc być blisko ukochanej, decyduje się na poślubienie jej starszej siostry. W życiu Tity przez długie lata najważniejsze są dwie namiętności - do Pedra i do sztuki kulinarnej. Obie ściśle się ze sobą łączą. Dziewczyna starannie przygotowuje potrawy, oddając w nich swoje emocje i uczucia. Zmieniając ich smak, pokazuje ukochanemu, jaki jest stan jej duszy.


Literatura iberoamerykańska zawsze mi się podobała, choć nigdy tak do końca nie potrafiłam się w nią wczuć. Zawsze miałam wrażenie, że poruszam się gdzieś tylko po powierzchni i choć zachwyca mnie styl, narracja i sama historia, to nie potrafię się w nią zanurzyć i naprawdę przeżyć. Jakby brakowało mi odpowiednich receptorów... Myślę sobie, że to z powodu magicznego realizmu, który jest charakterystyczną cechą tego gatunku - osadzone w rzeczywistości dnia codziennego historie pełne są jednocześnie fantastycznych zjawisk, które bohaterowie zawsze przyjmują z naturalnością jako najzupełniej normalne. Dla mojej do bólu racjonalnej i poukładanej natury, efekt ten jest co prawda intrygujący, ale jednocześnie wywołuje swego rodzaju dysonans, który wytrąca mnie z pewności co do znaczenia opisanej historii.

Pamiętam, że po raz pierwszy efekt ten bardzo mnie zaskoczył, ale też i spodobał się, w filmie Dom dusz nakręconym na podstawie powieści Isabel Allende - jednej z najbardziej rozpoznawalnych autorek tego nurtu. Rozmowy z duchami oraz przewidywanie przyszłości były tu na porządku dziennym i dla żadnego z bohaterów nie były zjawiskami niezwykłymi. Nigdy nie przeczytałam książkowego pierwowzoru filmowej adaptacji ("Dom duchów"), ale nieco później sięgnęłam po inną książkę tej autorki - "Ewę Lunę" - gdzie również spotkałam się z mnóstwem najdziwniejszych wydarzeń, w których fantazja przeplata się z normalnością, a główna bohaterka z równą naturalnością traktuje zarówno ciemne, jak i później jasne strony swojego życia. Sporo do myślenia dała mi też powieść "Sto lat samotności" Gabriela Garcii Marqueza. Choć kluczowe w niej słowo "samotność", bardzo działało na moją wyobraźnię i wydawało się być doskonale zrozumiałe, to występujące w powieści niesamowitości bez przerwy mieszały mi w głowie. Niewyjaśnione zjawiska atmosferyczne, cuda i wynalazki, z których równie magiczny był latający dywan, co i zwyczajny gramofon sprawiały, że nie potrafiłam "przeżyć" czytanej historii.

Na tym tle nie inaczej przedstawia się sprawa z "Przepiórkami...". Urzekł mnie klimat powieści i wciągnął temat lecz nie potrafiłam dostosować się do przedstawionej w książce rzeczywistości - rzeczywistości bardzo zmysłowej, w której zarówno radość życia, jak i życiowe dramaty wyrażają się poprzez gotowanie, a okazywanie miłości poprzez karmienie; w której doznania kulinarne mieszają się z doznaniami seksualnymi, a tradycyjne kucharki są jak kapłanki mające zdolność zaprawiania jedzenia nastrojami, które później udzielają się biesiadnikom... - może dlatego, że zmysłowe doświadczanie życia nigdy nie było moją mocną stroną. Bardziej rzeczywistość kontempluję, niż ją przeżywam, a nawet to, co czuję, za wszelką cenę próbuję zrozumieć i sobie objaśnić...

Tym niemniej jednak polecam tę pozycję każdemu, kto lubi oryginalne, smakowite historie, zaprawione sporą porcją magii, egzotycznej obyczajowości oraz szczyptą humoru i ludowych wierzeń.


Komentarze
 
2012/06/24 16:37:57
mnie do nieposiadania książek skłoniły liczne i wyjątkowo bolesne finansowo przeprowadzki (całe szczęście jedynie w ramach UE ;-)), a to co czasem kupuję, to zwykle kryminały i fantastyka po angielsku (no uwielbiam i nie uniknę ;-)), aleeee... w niektórych second handach bywają po śmiesznie niskich cenach, co mnie rujnuje finansowo jakby mniej, a potem radochę ma moja małomiasteczkowa biblioteka, gdyż namiętnie oddaję to, co już przeczytałam :-)
i doskonale rozumiem miłość do bibliotek!
uściski!
 
2012/06/24 17:09:04
Ech, do mnie właśnie za bardzo nie przemawiają te duchy i zabobony ibero-amerykańskie :)
Książka brzmi ciekawie, ale ... bym się chyba mocno denerwowała, że jak to tak, z siostrą ukochanej i to jeszcze pod jej nosem :))
Kto wie ... jak mi książka wpadnie w ręce, to wspomnę o Tobie i może też się skuszę.
 
Gość: Finextra, 89-67-92-152.dynamic.chello.pl
2012/06/24 22:59:55
Czytałam w pierwszym polskim wydaniu. I słowo daję, ja bym do tej lektury podeszła mniej "intelektualnie". Przepiórek nie robiłam (trochę tych róż trzeba poświęcić, a i przepiórek nie ma w każdym hipermarkecie), ale zupa ogonowa z tej książki jest rewelacyjna. Robię od lat. Działa.
 
2012/06/25 13:30:33
To ja poproszę o przepis na zupę ogonową, skoro taka wyśmienita:)
 
2012/06/25 16:07:00
Tfu.tfu, jak byłam mała to marzyłam o tym, by być panią bibliotekarką;)
Ja póki co jeszcze książek nie oddaję, ale jeśli kiedyś będę sporządzać testament, to stosowny zapis się w nim znajdzie;)

Fidrygałko, ale to przecież wszystko z miłości i dla miłości:)

Finextra, a bo widzisz, taka ze mnie "intelektualistka";) Składniki poszczególnych przepisów, jak i same przepisy wydały mi się bowiem tak nieprawdopodobne i nieprawdopodobnie czasochłonne, że uznałam iż muszą być one jedynie fantastyczną przenośnią życia jako doświadczenia przede wszystkim zmysłowego;)

Sowo, niestety, ja już książkę oddałam, ale mam nadzieję, że Finextra jeszcze wróci i się z Tobą podzieli:)
 
2012/06/29 12:51:08
Kuchnia aż zbyt oryginalna sądząc po tytule zwłaszcza jak ktoś nie je mięsa niemniej o książce słyszałam i to same dobre rzeczy a magiczne klimaty bardzo lubię na granicy fantastyki nawet mogą być, więc będę miała na uwadze.
 
2012/07/01 17:36:13
Oj, rzeczywiście oryginalna (nigdy wcześniej nawet nie pomyślałam, że płatki róż nadają się do jedzenia), ale oryginalna jest cała historia, więc magiczne przepisy pasują do niej idealnie:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz