Strony

piątek, 21 grudnia 2018

Dzyń dzyń dzyń

... idą święta, których co prawda nie celebruję tradycyjnie, ale bardzo lubię ten czas. Bo jest wolny, spokojny i można robić co się chce (o ile, rzecz jasna, nie wydarzy się nic niespodziewanego...), kojarzy mi się z ciepłem, miękkością i słodyczą - pełen relaks. Najbardziej lubię relaksować się na poddaszu, z robótką, oglądając stare filmy. Mam parę ulubionych tytułów, które lubię oglądać właśnie w święta, bo mają jakąś taką niewytłumaczalną zdolność do podkręcania tej beztroskiej i szczęśliwej atmosfery, bez względu na gatunek:-). Kolejność całkowicie przypadkowa:

1. "Szklana pułapka", część I i II


Nie wiem na ile jest to zasługa samego filmu, a na ile telewizji, która od wielu lat serwuje go właśnie w święta... Tak czy inaczej - bez Johna McClane'a nie wyobrażam sobie wigilijnego wieczoru:-). Fabuły chyba nie trzeba przypominać, prawdopodobnie nie ma takiej możliwości, by ktokolwiek powyżej 16-go roku życia nie znał tego filmu;-).

2. "Długi pocałunek na dobranoc"


Z pewnością nie jest to baśniowa opowieść o magii świąt, ale z pewnością jest w tym filmie coś magicznego - zwykła mamuśka, nauczycielka z lokalnej szkoły, okazuje się niezwykłą zabójczynią, której pamięć wraca w samą porę, by rozprawić się z bandą złoczyńców, którzy akurat w święta postanowili wysadzić w powietrze całe miasteczko. Dobro i miłość zawsze wygrywa:-). Do tego fantastyczna Geena Davis w duecie z Samuelem L. Jacksonem, błyskotliwe i pełne humoru dialogi... Uwielbiam ten film. Coś jak Szklana pułapka w kobiecym wydaniu:-)

3. "Holiday"


To taka ciepła, pozytywna i optymistyczna, a jednocześnie wcale nie przesłodzona opowieść, z fajnymi aktorami, w pięknych sceneriach. Chętnie oglądam o każdej porze, ale w święta smakuje wyjątkowo!

4. "To właśnie miłość"


Klasyka świątecznej komedii romantycznej; wszystko, co powstało potem, nosi większe lub mniejsze ślady inspiracji, co mnie osobiście dość irytuje, szczególnie w polskich filmach - te osławione Listy do M. - obejrzałam tylko raz i uważam, że to tak bezczelna zżynka z To właśnie miłość (nawet plakat jest niemal identyczny!), że nie da się tego oglądać. Zresztą - po co oglądać podróbki, gdy ma się doskonały oryginał????

5. "Rodzinny dom wariatów"


Wspaniała rodzinna historia, o wielu smakach - rozbawia, wzrusza, daje do myślenia... Film doskonale wyważony, zapewnia idealną równowagę pomiędzy komedią, a dramatem. Do tego gwiazdorska obsada. Ogląda się z największą przyjemnością!

6. "Nieoczekiwana zmiana miejsc"


Jedna z najlepszych komedii, jakie znam, od lat niezmiennie bawi mnie do łez:-). Ta scena, gdy bohater grany przez Aykroyda, w największej desperacji, przebrany za Mikołaja, kradnie jedzenie z przyjęcia, a potem w autobusie wyjmuje zza pazuchy połać mięsa i odgryza razem z włosami ze sztucznej brody... Mistrzowskie obrzydlistwo!

7. "Family man"


Bo uwielbiam alternatywne biegi zdarzeń! Co by było gdyby... To temat wielu filmów i mogłabym zrobić osobny ranking z tym motywem, i może nawet zrobię, bo mam kilka swoich ulubionych. typów, ale wracając do Family Man - alternatywna rzeczywistość w tym filmie mówi, że chromowane, szklane, lśniące czystością i bogate warunki, choć prestiżowe i dające satysfakcję, nie są tak przyjemne i ciepłe, jak te niedoskonałe, nieprzewidywalne, pełne hałasu i bałaganu, z nudną domową rutyną i rozwrzeszczanymi, ale jakże słodkimi bachorkami:-). A poza tym, to dla samej Tea Leoni warto ten film obejrzeć:-).

8. "Dziennik Bridget Jones"


Oj ta Bridget... mam z nią kłopot... Denerwuje mnie ten film, bo jest oparty na najbardziej prostackich stereotypach. Denerwuje mnie głupota bohaterki. Ale jednocześnie szczerze mnie bawi i naprawdę ją lubię. Święta bez Bridget Jones z pewnością nie byłyby aż tak zabawne:-).

Są jeszcze nieśmiertelne Keviny, "Cztery gwiazdki", "Za jakie grzechy" i różne filmy z Mikołajem w tytule, ale to już nie moja bajka... Znalazłam natomiast kilka nowych tytułów do sprawdzenia... jak mi się spodobają, to dołączą do mojej kolekcji ulubionych świątecznych filmów na kolejne lata:-).

Niezależnie od tego, jak wyglądają Wasze ulubione święta, życzę Wam, by dane Wam było spędzić je dokładnie tak, jak lubicie:-).

Wszystkiego najlepszego!

wtorek, 18 grudnia 2018

W zimowej scenerii

...na mrozie i wśród wirujących płatków śniegu przyszło mi fotografować ostatnie rękodzieła...  Nie grymasiłam, lepszych warunków zimą i tak nie będzie, a pora na zdjęcia była ostatnia - po południu byłam umówiona na odbiór:-)










Zestaw dla Karolinki obejmuje Kuferek Wspomnień i personalizowany kocyk. Chciałam, żeby jedno pasowało do drugiego, żeby widać było, że to komplet. To było wyzwanie, ale też wielka frajda - szukanie odpowiedniej serwetki, dobieranie farb, mieszanie kolorów, by uzyskać właściwe smugi... To było dla mnie szalenie ciekawe zlecenie:-).

czwartek, 13 grudnia 2018

Dla maluszków

Wszystko ma fazy. Prąd ma fazy, sen ma fazy, przyroda ma fazy... I ja też. Miałam fazę egoizmu, gdy tworzyłam tylko dla siebie, potem fazę akcesoriów ślubnych zapoczątkowaną ślubem Dominiki, a teraz jest faza dla maluszków:-).

1. Ośmiorniczki dla wcześniaczki zrobiłam bezpłatnie na prośbę Pani, która jeszcze będąc w ciąży wiedziała, że jej córeczka może ich potrzebować. Wolałabym nigdy nie mieć okazji do ich dziergania, bo wiem, ile dramatów się za nimi kryje, ale jestem zaszczycona, że choć w ten sposób mogę jakoś wesprzeć Rodziców, a Maleństwu podarować małego przyjaciela, żeby nie było tak całkiem samotne w swoim inkubatorze.



2. Lalunia. Mała przyjaciółka dla nieco starszej dziewczynki. To jedna z niewielu moich robótek, które sobie rozpisałam i teraz w każdej chwili mogę do niej wrócić bez zastanawiania się, próbowania i przeliczania:-). To bardzo wygodne. Dlaczego nie robię tak zawsze????



3. Kocyk dla Franka. Taki, jak zrobiłam dla Florka, tylko bez pomponików. Ten wzór zrobił ogromne wrażenie na Instagramie, otrzymałam mnóstwo zapytań i kilka zamówień, więc pewnie jeszcze się pojawi w różnych konfiguracjach, szczególnie, że naprawdę uwielbiam go dziergać:-).





W ostatnich dniach skończyłam wszystkie zamówienie i do końca roku mam wolne. Powoli kończę kostkę sensoryczną dla Florka, rozpoczętą jeszcze we wrześniu, ale czuję, że zaczyna mnie swędzieć sweter. Ręce szydełkują, ale jakby z coraz mniejszą pasją, bo myśli już koncentrują się wokół pomysłu na sweter, nawet wczoraj zrobiłam małą próbkę - nieudaną - więc nadal myślę:-).

czwartek, 6 grudnia 2018

Mikołajek

Mikołajkowe  przebranie dla maluszka zrobiłam na zamówienie. Pierwszy raz dziergałam portaski, co okazało się wcale nie aż tak skomplikowane, jak sobie wyobrażałam:-). Szydełkowałam ze zdjęcia nadesłanego przez Klientkę i martwiłam się, jak sobie poradzę z  klinem w kroku, ale poszło gładko i mam nadzieję, że będą pasować:-). Rozmiar 80 - za wzór posłużyły mi gotowe spodenki i pajacyk w tym rozmiarze. W roli modela - Florek - tylko czapkę udało się na nim zaprezentować, spodenki są jeszcze na niego sporo za duże:-).






Włóczka: Cotton Baby Soft (Alize) - 50% bawełna/50% akryl - 270m/100g
Szydełko: 3,5 mm

niedziela, 2 grudnia 2018

Nowość w Sztuce Rękodzieła

Tablice manipulacyjne, czyli najlepsza zabawka sensoryczna dla maluszków, pełna wyzwań dla małych rączek, przyciągająca wzrok i angażująca uwagę. Praca, do której wciągnęła się cała rodzina:-) Rafał załatwił i pociął sklejkę, ja zajęłam się stroną wizualno-estetyczną, Mąż zmontował całość, Dominika odrobiła kwestie marketingowe, a na koniec Florek zajął się kontrolą jakości:-). Taka nasza rodzinna manufakturka:-)












Tablice mają wymiar około 60x45 cm i z tego co wiem, maluchy, do których trafiły, je uwielbiają, co jest  dla mnie ogromną satysfakcją:-). Kolejne zamówienia czekają na realizację, ale to dopiero po Nowym Roku, bo na razie dobę mam wypełnioną po korek;-).

czwartek, 29 listopada 2018

Kilka wolnych dni

... musiałam sobie wziąć, żeby podgonić trochę z realizacją rękodzielniczych zamówień, bo do końca roku zrobiło się trochę ciasno, a ja nie potrafię odmawiać, gdy komuś bardzo zależy. Ale moja podświadomość potrzebowała chyba dosadniejszej przyczyny do zwolnienia z pracy - w godzinę po otrzymaniu podpisanego urlopu, mój organizm dał się pokonać wirusowi.

Byłam chora, byłam na wolnym, byłam na poddaszu - dziergałam. Pomijając katar, kaszel i te sprawy, to był bardzo przyjemnie spędzony czas;-) Zrobiłam dokładnie wszystko to, co sobie zaplanowałam oraz obejrzałam wreszcie "Mad Men". Całe 7 sezonów. I w związku z tym chcę się wypowiedzieć.

Akcja serialu dzieje jest w latach 60 ubiegłego wieku. To bliska historia, a jednocześnie tak bardzo odległa. To czasy powojennego porządku - sztywne normy, konwenanse, ludzie ciasno wtłoczeni w swoje role. Niby wolni, ale zniewoleni. Z zewnątrz grzeczny uśmiech, blichtr i porządek, a w środku osobiste demony, chaos, rozczarowania, depresje... Wszechobecny seksizm. Pomyślałam sobie - koszmarna rzeczywistość, szczególnie dla kobiet, ale i mężczyznom nie było łatwo. Nie było łatwo każdemu, kto choć trochę nie pasował do obowiązującej formy. Nie było łatwo Murzynom, osobom homoseksualnym, dzieciom. No i papierosy. Wszędzie. Wyrosłam w czasach, gdy papierosy były wszechobecne. Mówiło się o ich szkodliwości, ale jakoś nikt nie dobierał sobie tego do głowy. Palili rodzice przy dzieciach, urzędnicy w biurach, paliło się bez ograniczeń w lokalach, pociągach... Pamiętam te czasy. W serialu pali nawet ginekolog w czasie badania pacjentki... Dzisiaj to egzotyka...

Lata 60 ubiegłego wieku, to również czasy szczególnych wydarzeń - walka o prawa obywatelskie i zniesienie segregacji rasowej, zabójstwa polityczne (prezydent Kennedy, Martin Luther King), wojna w Wietnamie, bunt młodych, narodziny ruchu hippisowskiego... Te wydarzenia dzieją się w tle serialowej historii, bo na pierwszym planie zawsze i przede wszystkim jest biznes. Bezwzględny, bezkompromisowy, bezduszny. Hierarchiczne korporacje, w których zwykły pracownik jest nic nieznaczącym trybikiem, zasobem, jak drukarka czy telefon. Chyba, że uda mu się wybić na gwiazdę. Ale to trudne bez dobrego urodzenia i koneksji. Niemal niemożliwe, jeśli się jest kobietą... Znów pomyślałam - koszmarna rzeczywistość - człowiek wart jest tyle, ile można na nim zarobić. Jaka ulga, że nie musiałam żyć życiem żadnego z bohaterów, a  przede wszystkim żadnej z bohaterek...

A potem uświadomiłam sobie, że współczesna rzeczywistość, choć inna od tamtej, również na swój sposób jest koszmarna. Obawiam się, że właśnie spełnia nam się jedno z najgorszych chińskich przekleństw - obyś żył w ciekawych czasach.

Przez ostatnie dni żyłam z dala od bieżących wydarzeń. Żyłam tylko życiem rodzinnym, dzierganiem i serialem. Dziś wróciłam do rzeczywistości. I bardzo mi się nie podoba to, co zastałam.

PS. A najlepsza moim zdaniem recenzja serialu jest pod tym tytułem: MAD MEN. Prawda jest dziwniejsza niż fikcja.

sobota, 17 listopada 2018

Taki jubileusz

Dokładnie 10 lat temu pojawił się pierwszy wpis na moim blogu. Na Bloxie - blogowej platformie Gazety. Dzień później napisałam nieco więcej o sobie i o tym, o czym chcę na blogu pisać... Gdy dziś czytam te pierwsze dwa wpisy, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że od tamtej pory nic się nie zmieniło - dziś zaczęłabym dokładnie tak samo. Bez trudu odnajduję w tamtej mnie, siebie dzisiejszą:-)




Ale jednocześnie przecież zmieniło się tak wiele... Po czterech latach blogowania porzuciłam Bloxa i przeniosłam się na Bloggera. To były tylko cztery lata, ale w ich trakcie dorosła mi córka - gdy zaczynałam pisać, byłam mamą dziewczynki w gimnazjum, teraz moja córka miała zacząć studia w Krakowie i zamieszkać jak całkiem dorosła, tylko z koleżankami i swoim chłopakiem. Jeszcze przez pierwszy rok studiowania trochę się martwiłam - jak ona, taka młoda (miała 18 lat, bo poszła do szkoły rok wcześniej), poradzi sobie z samodzielnością?... Ale poradziła sobie doskonale:-). A my z mężem dostaliśmy swój najlepszy czas - pierwszy raz w życiu byliśmy "bezdzietnym" małżeństwem i mogliśmy do woli korzystać ze swojego wolnego czasu tylko dla siebie:-).


Nie zrozumcie mnie źle - nie chodzi o to, że jest mi niedobrze, bo mam dziecko. Ale urodziłam Dominikę w wieku 21 lat, mieszkając z rodzicami - nie znam samodzielnego życia, nie wiem jak to jest, gdy moje życie należy tylko do mnie. Nigdy tego nie doświadczyłam. Gdy Dominika była na studiach też nie do końca byłam panią swojego życia, bo jednak, gdy raz się zostanie matką, to się nią jest już zawsze, ale miałam taką namiastkę tego. I to było cudowne uczucie! I jaki spokój w domu... Ach! Powiem wprost - najlepszy czas mojego życia:-).

Minęło kolejnych sześć lat i... Jestem babcią. Nasza rodzina ze stanu wyjściowego 3 osoby (plus pies), poprzez krótki czas 2 osób (plus pies i dwa koty), stała się rodziną 5-osobową (plus dwa psy i trzy koty)... Jest więcej chaosu, nowych obowiązków, wyzwań, odpowiedzialności, sprzątania... Ale też całkiem nowych emocji, więcej powodów do śmiechu, więcej czułości, więcej miłości... Nie chciałabym pozbyć się z domu ani jednej istoty! Może tylko czasem zdarza mi się, że sama mam ochotę z niego czmychnąć;-). Ale nie na długo. Taką odskocznią jest dla mnie moja pracownia i bardzo cieszę się, że ją mam, dzięki mojej Mamie:-)


Nie mam wątpliwości, że wraz z nurtem czasu i wydarzeń, i ja musiałam się w jakiś sposób zmienić, choć nie jest to żadna rewolucyjna zmiana. Raczej tylko miękkie wygładzenie ostrych kantów i zadziorów;-). Wciąż aktualne jest to, co napisałam o sobie w stopce. Nadal rozmyślam (...) dziergam, plotę, wycinam, kleję, haftuję... Czasem książkę przeczytam, czasem film obejrzę... I piszę, fotografuję, dokumentuję... Ku swojemu utrapieniu nadal też jestem perfekcyjną melancholiczką... Ale jakby łagodniej przechodzę przez te swoje skrajności. Jestem mniej zasadnicza, bardziej wyrozumiała i cierpliwa. Częściej udaje mi się spojrzeć na różne sprawy z kosmicznej perspektywy i wtedy widzę ich małość i nieistotność. Również małość i nieistotność własnego życia i swoich problemów. Co do problemów globalnych - historia zawsze kołem się toczy (albo właściwiej - spiralą, jak sprężyna;-)). Nie da się zawrócić kijem Wisły. To mnie uspokaja. Robię to, co muszę i cieszę się, że mam też czas i możliwości, by robić również to, co lubię i chcę:-).


I serdecznie dziękuję Wam za to, że tu ze mną jesteście! Kilka osób niemal od samego początku. Krysztally, która w tym roku porzuciła blogosferę, ale którą odnalazłam na Instagramie:-), Sowa ze Zdrowej Kuchni Sowy, Anka z Zielonego życia na Zielonej Wyspie... Z wieloma osobami z blogosfery nawiązałam długie i naprawdę ciepłe relacje, ale też wiele bliskich mi blogerek stąd zniknęło. Pojawiły się nowe blogi i nowe znajomości. Bardzo się z nich cieszę:-)


A dziś, z okazji jubileuszu, chciałabym Wam oddać głos i zapytać - co myślicie o tym miejscu? Co Was tu denerwuje, albo co Wam się podoba? Czego Wam brakuje, a czego jest za dużo? Co powinnam zmienić, a może zostawić po staremu? Nie lubię zmian, ale może warto tu coś odnowić, odświeżyć, bo przecież nawet szata graficzna tego bloga od początku jest taka sama!

Czy zrobić jubileuszową rozdawajkę? Jeśli tak, to co chciałybyście/chcielibyście ode mnie dostać? Coś na drutach, szydełku, decu?..... Czy blogowanie ma w ogóle jeszcze sens? Czy blogi przetrwają w erze Instagrama? Piszcie długo i wyczerpująco, pod tym wpisem przyjmę każdy komentarz (nie, żebym pod innymi coś kasowała, ale przy tej okazji jestem gotowa na każdą krytykę:-)).