... udana!
Strasznie mnie wnerwia, gdy coś mi nie wychodzi. Ten nieudany placek
siedział mi w głowie i gnębił: dlaczego innym wychodzi, a mi nie? Jeśli
innym wychodzi, to znaczy, że to nie jest kwestia przepisu tylko
wykonania, a to znaczy, że wystarczy się lepiej postarać. Ponieważ
zostało mi jeszcze trochę truskawek (właściwie wszystkiego mi jeszcze
trochę zostało), to razem z córką postanowiłyśmy dziś, że podejmiemy
jeszcze jedną próbę. Dla pewności moje dziecko zadzwoniło do babci po
dodatkowe wskazówki. Babcia poradziła, żeby, przed rozłożeniem na
cieście, delikatnie oprószyć truskawki mąką. Tak zrobiłyśmy. Dodatkowo postanowiłam tym razem truskawek nie kroić; poukładałam je w całości (i
raczej rzadko) na wierzchu. A babcia dostała zaproszenie na skosztowanie
naszego dzieła.
I udało się! Placek wyrósł i rzeczywiście jest pulchny i miękki, choć
po wyciągnięciu z piekarnika truskawki się zapadły. Ale może tak ma
być, bo samo ciasto ewidentnie nie było zapadnięte. Zresztą babcia,
która uczestniczyła w otwarciu piekarnika stwierdziła, że wszystko jest w
porządku. We trzy dokonałyśmy degustacji i oceniłyśmy, że placek jest
pyszny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz