Moje wypiekowe ambicje doznały dziś srogiego zawodu. Okazało się (o
co się zresztą od zawsze podejrzewałam i tylko przez ostatnie udane
próby o tym zapomniałam), że ze mnie taka cukierniczka, jak z koziej ...
trąbka.
Miałam w planie upieczenie placka z jabłkami i orzechami włoskimi,
ale pomyślałam, że przecież orzechy i jabłka nie uciekną, a tu sezon
truskawkowy w pełni - trzeba to wykorzystać! W sobotę zakupiłam więc kobiałkę truskawek i zasiadłam przed komputerem w poszukiwaniu
odpowiedniego przepisu.
Nie minęło czasu wiele i apetyczny przepis został wybrany. Znalazłam go tutaj i w niedzielę razem z córką przystąpiłyśmy do pracy.
Nie wiem co zrobiłam nie tak. Może to dlatego, że moje truskawki
wydawały mi się za duże i pokroiłam je w ćwiartki? Zgodnie z opiniami na
forum placek powinien być puszysty. Mój, niestety, taki nie jest. A i
kruszonka na tych truskawkach wyszła jakaś taka rozmiękła.
No ale trudno. Grunt, że jest zjadliwy. Do kawy się nadał.
A w ogóle to strasznie pracowity weekend miałam. Prócz wspomnianego
wyżej wypieku, zaczęłam robić porządek z łazienką. Na razie dwukrotnie
ją pomalowałam, ale chyba nie obejdzie się bez trzeciej warstwy - to
jutro. W każdej wolnej chwili zaś wyszywałam pierwszy z serii trzech
obrazków pt. "Afrykańskie klimaty".
I prawdę mówiąc zmęczona już jestem. Zmęczona jestem jak pies. Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz