niedziela, 13 czerwca 2010

Wyszło szydło z worka

Moje wypiekowe ambicje doznały dziś srogiego zawodu. Okazało się (o co się zresztą od zawsze podejrzewałam i tylko przez ostatnie udane próby o tym zapomniałam), że ze mnie taka cukierniczka, jak z koziej ... trąbka.

Miałam w planie upieczenie placka z jabłkami i orzechami włoskimi, ale pomyślałam, że przecież orzechy i jabłka nie uciekną, a tu sezon truskawkowy w pełni - trzeba to wykorzystać! W sobotę zakupiłam więc kobiałkę truskawek i zasiadłam przed komputerem w poszukiwaniu odpowiedniego przepisu.

Nie minęło czasu wiele i apetyczny przepis został wybrany. Znalazłam go tutaj i w niedzielę razem z córką przystąpiłyśmy do pracy.

Nie wiem co zrobiłam nie tak. Może to dlatego, że moje truskawki wydawały mi się za duże i pokroiłam je w ćwiartki? Zgodnie z opiniami na forum placek powinien być puszysty. Mój, niestety, taki nie jest. A i kruszonka na tych truskawkach wyszła jakaś taka rozmiękła.

No ale trudno. Grunt, że jest zjadliwy. Do kawy się nadał.


A w ogóle to strasznie pracowity weekend miałam. Prócz wspomnianego wyżej wypieku, zaczęłam robić porządek z łazienką. Na razie dwukrotnie ją pomalowałam, ale chyba nie obejdzie się bez trzeciej warstwy - to jutro. W każdej wolnej chwili zaś wyszywałam pierwszy z serii trzech obrazków pt. "Afrykańskie klimaty".


I prawdę mówiąc zmęczona już jestem. Zmęczona jestem jak pies. Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz