To nie będzie kolejny narzekający post. Absolutnie nie! I w ogóle to koniec z narzekaniem. Jak mawiał profesor Kołakowski - urągając na niegodziwość świata, częściej wystawiamy się na pośmiewisko, niż doznajemy pomocy. Szczególnie, że ja, po pierwsze, żadnej pomocy nie oczekuję, a po drugie faktycznie śmiesznie się czuję, gdy narzekam. Pewnie dlatego robię to zwykle w oparach ironii i czarnego humoru. Bo nic nie jest równie zabawne, jak cholerne nieszczęście. Albo poczucie nieszczęścia, bo jeśli wszystko jest subiektywne (a wierzę, że jest!), to prawdziwego nieszczęścia również nie ma, są tylko nasze odczucia.
Pamiętacie jak pisałam, że przytłacza mnie blogowanie? Pewnie każda i każdy z Was zna to uczucie z autopsji, więc moje emocje to nic oryginalnego. Wiadomo, że czasem przytłacza. Bo choć to zajęcie (przynajmniej w moim przypadku) hobbystyczne, to jednak jest w nim rodzaj jakiejś wewnętrznej presji. Chce się pisać dobrze, ciekawie i chce się mieć jakiś odzew w postaci komentarza. Ale co robić, żeby mieć ich więcej? Albo przynajmniej nie coraz mniej???? Tak, przyznaję, regularnie sprawdzam statystyki swojego bloga, a ich wahania są dla mnie jedną wielką zagadką. Nie wiem dlaczego niektóre wpisy cieszą się popularnością, a inne nie. Frustruje mnie gdy posty, w które wkładam więcej wysiłku i czasu przechodzą niemal niezauważone, dziwi, gdy coś przygotowane "na kolanie" osiąga nieprzeciętne zwyżki. Nie znam się na promowaniu, słowach kluczowych i googlowskich algorytmach i, nie zrozumcie mnie źle, nie mam ambicji być wiodącą blogerką w kraju, ale sytuacja, gdy z dnia na dzień statystyki wejścia na blog spadają o 90 procent, musi się odbić na samopoczuciu i sprowokować pytania w rodzaju co zrobiłam źle? Przecież, na twardą pulardę, niemożliwe jest, żebym nagle aż tak bardzo obniżyła swe blogowe loty! Może i czasem mi się nie chce, ale generalnie uważam, że w moim blogowaniu mimo wszystko jest progres, nie regres. Na końcu tych gorzkich refleksji oczywiście pytanie finałowe - po co mi to wszystko???
Nie znalazłam konkretnej odpowiedzi, ale na pewno po coś, skoro nadal to robię. Za kilka miesięcy stuknie mi 10 lat blogowania. To naprawdę kawał czasu. Bloguję przez ponad 20% swojego życia. Ach! To naprawdę dużo.
Po kilku latach udzielania się, z dnia na dzień zrezygnowałam z Forum Craftladies (na Maranciakach nigdy się nie zadomowiłam), nieco później odeszłam z Forum Abstynetów... I nigdy nie poczułam chęci powrotu. Po prostu - było, minęło. Z blogiem jest zupełnie inaczej. Nawet, gdy nie bloguję, to o blogu myślę. Przed zaśnięciem zastanawiam się nad tematami, formułuję zdania, wyobrażam sobie adekwatne zdjęcia. W pracy, na spacerze, gdy oglądam film, czytam książkę... czasem łapię się, że w myślach już piszę na ten temat na blogu. Taka to siła. Dlatego zawsze wracam, nawet, gdy wydaje mi się, że
teraz to już na pewno koniec, po kilku tygodniach czuję, że jednak chciałabym coś napisać, a impulsem często jest Wasze zainteresowanie, informacja od Was, że pamiętacie o mnie i czekacie. Jestem częścią tego świata.
Ale ja nie o tym właściwie, bo to nie jest moje kolejne pożegnanie na chwilę. To tylko moja refleksja odnośnie uczestnictwa w mediach społecznościowych i rozterki z tym związane. Bo paradoksalnie na przytłoczenie blogosferą, na kłopoty z funkcjonowaniem w socjal mediach zrobiłam sobie jeszcze więcej socjal mediów. Hmmm i nie potrafię wyjaśnić tego mechanizmu. Albo to mój przekorny charakter, albo jakiś utajony masochizm, albo chodzi o większą dawkę, bo mam też takie podejrzenie, że od mediów społecznościowych jestem uzależniona;-) Ale nieważne, niniejszym chciałabym się z Wami podzielić swoimi wrażeniami z obecności na innych platformach.
FACEBOOK. Jestem na Facebooku półtora roku, odkąd zarejestrowałam swoją działalność rękodzielniczą. Dominika powiedziała, że albo jesteś na FB, albo cię nie ma, więc nie było wyjścia - trzeba było założyć fanpage Sztuki Rękodzieła;-). Przy okazji założyłam też swój profil osobisty. Po półtora roku użytkowania mogę powiedzieć jedno - FB jest do bani. Nie rozumiem jak on działa. W wyświetlanych wpisach nie ma żadnej chronologii. Niektóre wyświetlają mi się po kilka razy, inne znikają po jednym rzuceniu okiem (lub samorzutnym odświeżeniu strony) i nie mogę ich już znaleźć. Jeden wielki chaos. Zdjęć wrzuconych do wora
Wszystkie (gdzie lądują po zamieszczeniu w nowym poście) nie da się przyporządkować do konkretnego albumu. Natomiast wpis ze zdjęciami dopisanymi do albumu nie jest traktowany jako osobny post, tylko jako kontynuacja albumu, więc nie mam pojęcia jakie są reakcje na poszczególne produkty, tylko na cały album w sumie. Czyli zdjęcia powinnam chyba zamieszczać dwa razy - raz jako nowy post i drugi raz jako dodanie do konkretnego albumu. Ale serio, po dwa razy? Głupio tak trochę chyba? Nie potrafię się w tym odnaleźć, nie po mojemu to wszystko. Nie lubię Facebooka.
Fanpage Sztuki Rękodzieła:
https://www.facebook.com/SztukaRekodziela/
Mój osobisty facebookowy profil:
https://www.facebook.com/profile.php?id=100014804801554
PINTEREST. Też mi Dominika założyła. Jeszcze bardziej nie ogarniam. Wprowadziłam parę swoich zdjęć z opisem, sprawdziłam, czy się wyszukują na głównej stronie - nie wyszukują się. Kompletnie nie rozumiem. Poza tym do Pinteresta muszę robić inne zdjęcia, bo najlepiej tam wyglądają pionowe, a ja mam większość poziomych. Uznałam, że to przesada, żeby do każdej platformy robić osobną galerię tego samego produktu. A może wcale nie? Może tak właśnie trzeba? Na razie konto zawiesiłam na haku, w międzyczasie jeszcze raz spróbowałam ogarnąć i jednak nie. Myślę, że usunę konto i ewentualnie na swoim osobistym profilu zrobię tablicę
Sztuka Rękodzieła...
Tymczasem Sztuka Rękodzieła na Pintereście wygląda martwo:
https://pl.pinterest.com/sztukarekodzie/
Moje tablice na Pintereście:
https://pl.pinterest.com/renarode/
INSTAGRAM. Oczywiście też robota Dominiki. Miała go prowadzić, ale po przygodach z macierzyństwem, a teraz zajęciami w zakresie własnej i męża działalności, oraz całej masie innych obowiązków, z którymi sobie radzi (lub nie radzi), nie miałam sumienia jej wypominać, że mnie olała i nie wymagałam, by kontynuowała swoje dzieło. Za to poprosiłam, by mnie wdrożyła i od kilku tygodni Sztuka Rękodzieła znów jest obecna na Instagramie:-). I podoba mi się to! Instagram jest taki, jak lubię - uporządkowany, przejrzysty, intuicyjny i prosty w obsłudze. Dodatkową zaletą jest fakt, że znalazłam tu kilka blogerek, które jakiś czas temu zniknęły z blogosfery. I wcale się im nie dziwię - Instagram to jak blogowanie w skrócie: jedno zdjęcie (ale może być też kilka), krótki opis, hasztagi, które sprawnie się podpowiadają i już nowy wpis leci w świat:-). Można komentować, jak na blogach, albo tylko jednym kliknięciem dać lajka. Przygotowanie wpisu na Instagrama zajmuje mi około 15 min. (na blogu średnio chyba ze 3 godziny i to nie licząc czasu przygotowania się do sesji zdjęciowej i zrobienia pleneru;-)). Na minus trzeba zapisać, że uczestnictwo w Instagramie wydaje się bardziej powierzchowne - owszem, zajmuje mniej czasu, ale też kolejne napisane i zalajkowane wpisy szybko ulatują z głowy. Jeśli mogłabym porównać, to blogowanie jest jak spacer po ulicy z butikami, do których wchodzisz, oglądasz wnętrze i gawędzisz ze sprzedawcą... Instagram jest jak oglądanie samych witryn i to nie spacerując ulicą, a jadąc nią rowerem;-). Ale i tak mi się podoba. Lubię Instagrama:-)
Instaprofil Sztuki Rękodzieła:
https://www.instagram.com/sztukarekodziela/
Nie ma mnie jeszcze na Twitterze, ale kiedyś, kto wie;-)
A jakie są Wasze doświadczenia z mediami społecznościowymi? Jakie platformy lubicie najbardziej? Jak bardzo się angażujecie, udzielacie? Macie jakiś plan publikacji wpisów, czy idziecie na żywioł? Dbacie o klikalność, przejmujecie się statystykami?
PS. Po raz pierwszy na blogu wykorzystałam nie swoje zdjęcia, wzięłam je za darmo z
Pixabay.