Gina trafiła do nas wiosną ubiegłego roku. Była szczeniaczkiem w typie labradora, po mamie, natomiast po tatusiu nie mieliśmy zielonego pojęcia na kogo wyrośnie. To jedna z zalet, gdy bierze się do domu kundelka - jego dorosła postać zawsze jest niespodzianką:-)
Po roku możemy na temat Giny powiedzieć coś więcej. Na pewno ma cechy labradora: łagodność, zawsze uśmiechnięty wyraz pyszczydła, przytulaśność, kolor i miękkość sierści... No i APETYT. To stworzenie jest wiecznie głodne i zjada wszystko, co tylko zjeść się da. Bez przerwy patrzy na nas z wyrzutem, że W OGÓLE jej nie karmimy, a to co dostaje, jest niedobre i mało. W jej oczach i zachowaniu widać głębokie poczucie krzywdy, że każdy z domowników je lepiej od niej, że każdy dostaje więcej. Żartujemy, że to mały piesek z dużym układem pokarmowym. Reszta pieska po prostu do niego nie dorosła. Mały jest łepek i dość cienkie kończyny. Tylko kadłubek należy do masywnego labradora.
Po roku Gina dostała też nowe przezwiska - nazywamy ją Kluseczką, Grubsonkiem, Słoninką;-)
To pierwszy nasz psi obżartuch. Zwykle mieliśmy do czynienia z niejadkami, których trzeba było prosić i przekonywać do opróżnienia miski. A nierzadko jej zawartość z bólem była wyrzucana nietknięta... Lekarze zawsze mówili, żeby się tym nie przejmować - pies się nie zagłodzi, instynkt mu na to nie pozwoli. Szkoda, że na przejedzenie instynkt nie działa... Apetyt Giny, choć taki rozkoszny jest naszą troską, bo sunia wyraźnie ma już nadwagę, a my nie mamy pomysłu jak go ograniczyć... Nawet spacery zdają się być atrakcją głównie z tego względu, że po drodze zawsze można znaleźć coś do zjedzenia. Wiem, trzeba kupić kaganiec i chociaż w ten sposób ograniczyć nielegalnie zdobyte kalorie...
Gina skończyła rok, to już nie szczeniak, ale nadal psi dzieciak. Wciąż psoci i dokazuje, obgryza i wyrywa z korzeniami krzaczki, kopie dołki, ale jest przy tym tak rozkoszna, że nie da się na nią złościć. Uwielbia bawić się z Ptysiem i o dziwo nie jest to uwielbienie jednostronne - Ptyś jedyny z naszych kotów nawiązał z Giną przyjacielskie relacje. Ale to pewnie dlatego, że to Ptyś - on ze wszystkimi ma przyjacielskie, ciepłe relacje;-). Nie raz sam przychodzi się o Ginę poocierać i zawsze na jej obecność mruczy. Florkowi Gina z cierpliwością daje się głaskać i bez sprzeciwu oddaje mu swoje wszystkie gryzaki, czasem nawet sama je przynosi i zostawia mu pod ręką. Florek za to rewanżuje się chrupkami i innym jedzeniem - Gina zawsze jest obecna przy karmieniu, już wie, że z Florkowego stołu nader często spadają różne kąski;-). Śpi z nami w sypialni, na swoim kocyku przy łóżku. W weekendy, gdy widzi, że już nie śpimy, nie może się doczekać, byśmy wreszcie wstali, by mogła się do nas przytulać. Wtedy czasem, bardzo, bardzo rzadko, mówię do niej - no to chodź! Jeszcze zanim skończę, ona już leży między nami, z rozanieloną miną, dając się przytulać i głaskać po pulchnym brzuszku, jakby mówiąc - cała wasza jestem.
Na pewno mówiłam już to wcześniej (o naszych poprzednich psich towarzyszkach), ale znów muszę to powtórzyć - to najsłodsza psia istota, jaką kiedykolwiek mieliśmy;-)
Rzeczywiście wygląda na rozkosznego pieska.
OdpowiedzUsuńNo jest pulchniutka. Jeszcze jest młoda, dlatego tak lubi jeść. U nas największy apetyt ma Hirek. Jest również młody i lubi jeść (jednak bywa grymaśny).
Dla mnie problemem jest okropna maniera mieszkańców osiedlowych bloków, którzy wyrzucają resztki przez okno: dla piesków, kotów... No i idzie się z pieskiem, który znajduje a to skórę z boczku, a to stare skrzydło kurze, a to jakieś kości. Bardzo uważam na to czym karmię moje psy i gościa Hirka, ponieważ po prostu niewłaściwie karmione - chorują. Szczególnie wrażliwa jest Ifa, która niestety znajduje na trawnikach resztki i strasznie trudno jest jej to odebrać. Potem choruje.
Ja pomstuję na tych ludzi bez wyobraźni. Cywilizowany niby kraj, a resztki wywala się przez okno, bo szkoda wyrzucić do śmieci.
Teraz, gdy już nie jest szczeniakiem, możemy wypróbować karmę fit, może to coś pomoże. No i ten kaganiec na spacery koniecznie.
UsuńTak, wyrzucanie resztek jedzenia przed dom - znam takie sytuacje, wiem, że ci ludzie mają dobre intencje, ale to faktycznie jakiś koszmar, unikam takich miejsc na spacerze, ale nawet z dala od domów trafiają się na trawnikach jakieś kości i inne resztki, zupełnie nie wiadomo skąd. Po drodze są też kanapki, które dzieci chyba wyrzucają po szkole, ale też ciastka, lody i inne słodycze, które całkiem przypadkiem wypadną z dziecięcych rączek... Nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi na jedzenie na chodniku, dopiero przy Ginie widzę, jak tego dużo, a choć tacy jesteśmy czujni, to i tak nie wszystko zauważymy. Gina na szczęście ma wyjątkowo mocny układ pokarmowy, więc nie choruje, no ale to nielegalne kalorie...
Jak ja Ci zazdroszczę tego zwierzyńca:))
OdpowiedzUsuńW tym zwierzyńcu dostrzegam tylko jedną, za to kolosalną, złą stronę - wszędzie pełno jest sierści, normalnie nie da się tego wysprzątać, najlepiej to widać po Florku, który pełza po podłodze i zawsze jest cały wyobierany...
UsuńZwierzyniec dobra rzecz bardzo odstresowuje:) Gina to kawał pieska i faktycznie wyrósł Ci grubasek:) Ale musicie ją ograniczać bo później nie dacie rady. Ja ze swoją biegam po łące jak mam czas:) Ciekawe czy udałoby Ci się zrobić zdjęcie całego zwierzyńca:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCałego zwierzyńca razem, na jednym zdjęciu? Bez szans:-)
UsuńNa FB czasem wrzucam jakąś fotkę, jak mi się uda ich złapać, raz była trójka na jednym zdjęciu - wypoczywali sobie na naszym łóżku Gina, Milka i Balbinka:-). Ostatnio razem trzymają się Gina i Ptyś. Czasem, jak wszystkie razem biegną do domu, to na schodach pod drzwiami zbiera się cała gromada, ale wtedy musiałabym być za nimi i mieć w ręce akurat telefon, poza tym tam i tak jest za ciemno...
W ogóle, nawet pojedynczo im trudno zrobić zdjęcie, bo ruchliwe, chyba, że jak śpią, ale to nudne na dłuższą metę;-)
Na szczęście już nie tyje od 3 miesięcy, więc i tak odczuwamy ulgę:-)
Cudownie ujęłaś zdjęciami jej charakterek, właśnie patrząc na nie - na Ginę na fotach - takiego psiaka sobie wyobrażałam, i że jest najsłodszą psią istotą, a dzięki Wam również najkochańszą psią istotą. Fajnie muszą wyglądać razem z Ptysiem, chyba ciutkę różnią im się futerka kolorem? i może ciutkę jedwabistością?
OdpowiedzUsuńA w ogóle jak to dobrze, że Florek może domowe zwierzęta przytulać, wspaniałych Rodziców i Dziadków ma Wasz Chłopczyk:))
Florek uczy się obchodzenia ze zwierzętami, bo to wcale nie jest łatwa sprawa. Taki na przykład kotek, to jednak nie to samo co kocyk, który można miętosić i ściskać łapkami, choć równie milusi i mięciusi w dotyku...
UsuńA w Ginie sama nie wiem, co tak działa, te wesołe oczy jak węgielki, nosek, który (typowe dla labradorów) zróżowiał zimą, czy ta pulchność właśnie w połączeniu z charakterem... Obiektywnie rzecz biorąc ona piękna nie jest, a jakby ktoś jej nie znał, to z oczu naprawdę nie patrzy jej dobrze, gdy się nie śmieje, ale i tak jedyne słowo, które mi na myśl o niej przychodzi, to PRZESŁODZIUTKA:-)
Prześliczny piesek! Ma takie wesołe spojrzenie! A na spacerach szczególnie trzeba uważać, w naszym mieście zdarzało się znajdywanie kiełbasy nafaszerowanej gwoździami; niestety jednego pieska nie udało się uratować:(((. Straszne rzeczy potrafią robić okrutni ludzie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
Oj, o tych faszerowanych kiełbasach słyszałam, to coś potwornego, nie mieści mi się to w głowie, że ktoś może coś takiego celowo robić, na szczęście u nas nie było takich sytuacji, ale to kolejny argument za tym kagańcem!
UsuńPięknie wyrosła :)
OdpowiedzUsuńI wciąż taka sama pociecha:-)
Usuń