Fabularyzowaną biografię Roalda
Amundsena pt. "Człowiek, o którego upomniało się morze" autorstwa Aliny i
Czesława Centkiewiczów po raz pierwszy przeczytałam, gdy miałam jakieś
trzynaście, czternaście lat. Były wakacje, a ja pojechałam na kilka dni
do jedej z moich ulubionych cioć, do Łodzi. Moja kuzyka pojechała na
kolonię, a ja pozbawiona towarzystwa rówieśniczki, trochę się nudziłam.
Oczywiście ciocia starała się, jak mogła, by mi uprzyjemnić pobyt, ale
gdy była w pracy, ja kompletnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Któregoś razu, przeglądając zawartość biblioteczki swojej kuzynki,
natknęłam się na książkę, która wydała mi się interesująca. Tego właśnie
upalnego, letniego dnia, znudzona zaczęłam czytać historię o słynnym
norweskim polarniku, zdobywcy bieguna południowego.
Książka ta zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Pochłonęłam ją bodaj w
dwa, góra trzy, dni. Jej bohater stał się dla mnie na długi czas źródłem
inspiracji i wielkim, niedoścignionym wzorem. Podziwiałam go za
umiejętność konsekwentnego dążenia do celu, za silną wolę, za pasję. Za
tą pasję chyba najbardziej. Zazdrościłam mu jej. Ja sama nie miałam
żadnej. Nie wiedziałam kim chcę być w przyszłości. Niedługo miałam
wybrać szkołę średnią i nie miałam żadnego pomysłu. Miałam jednak
świadomość, że jestem na tyle młoda, że jeszcze wszystko się może
zdarzyć. "Mogę być kim tylko zechcę. Jeśli tylko będę ćwiczyć siłę
swojego charakteru, jeśli będę, tak jak Amundsen, niezłomna, cierpliwa i
wytrwała, jeśli tak jak on bez reszty zaangażuję się w realizację
wyznaczonych sobie celów, osiągnę wszystko, czego tylko będę chciała" -
tak sobie myślałam.
Niestety, mój młodzieńczy zapał do niczego mi się nie przydał. Nie
pochłonęła mnie żadna wielka pasja. Nie odkryłam w sobie jakichś
szczególnych zainteresowań, którym miałabym ochotę poświęcić się bez
reszty. Żyję sobie zwyczajnie. Nie mam jednak powodów do narzekań, bo
choć zwyczajne, to moje życie jest przecież szczęśliwe i wygodne, ale
czasem, gdy czytam lub oglądam jakąś niezwykłą biografię, to tak troszkę
zazdroszczę tym wyjątkowym ludziom. Zazdroszczę im tej wielkiej pasji.
Zastanawiam się, jak to jest czuć w sobie ten wielki ogień jakiejś Idei,
podporządkować jej życie i doświadczyć satysfakcji spełnienia.
Zastanawiam się jak wielki to ogień, że po zakończeniu jakiegoś
projektu, od razu rodzą się nowe pomysły, nowe pytania i nowe wyzwania.
Tak, Centkiewiczów historia o Amundsenie zrobiła na mnie kolosalne
wrażenie. Do tego stopnia, że jakiś czas temu, przeglądając zasoby
pewnego internetowego antykwariatu, znalazłam ją i kupiłam. A wczoraj
przeczytałam po raz drugi.
Czasami jest tak, że książka, która dawno temu zrobiła wielkie
wrażenie, przeczytana po latach powtórnie, okazuje się niczym
nadzwyczajnym. To normalne, bo przecież człowiek się zmienia, dorasta,
starzeje się, kształtują go różne doświadczenia. To, co było dobre dla
czternastolatka, nie musi być takie dla czterdziestolatka. Jednak dla
mnie, biografia Amundsena po tych wszystkich latach, które upłynęły od
pierwszego czytania, nie straciła nic ze swojej niezwykłości. Tak jak za
pierwszym razem, tak i teraz, podziwiam tego wyjątkowego człowieka za
siłę charakteru, za hart ducha, wytrwałość i mądrość. No i oczywiście za
pasję.
W książce jest taki moment: po powrocie z kolejnej wyprawy polarnej,
udzielający wywiadu Amundsen przyznaje, że już planuje następną.
Dziennikarz pyta:
- "... po co to wszystko panu? Osiągnął pan sławę, ma pan życie
wypełnione po brzegi, marzenia wprowadził pan w czyn, po co raz jeszcze
ryzykować?
- Po co? (...) Żeby wypełnić puste plamy na mapie, żeby napaść oczy
widokiem białych przestrzeni, których nie tknęła ludzka stopa (...)
Zwycięstwo odkrycia napełnia uczuciem szczęścia. Nie może go pojąć ktoś,
kto nigdy nie dostrzegł (...) poprzez wirujące śmigła samolotu zarysów
nieznanej ziemi, ziemi czystej, nie skalanej zdradą, podłością. Ona
przyciąga jak magnes, przywołuje. Nie, drogi panie, nie warto nastawiać
ucha, nie każdy wołanie to usłyszy."
Ja, niestety, nie usłyszałam. Ani wtedy, gdy biografię Amundsena czytałam po raz pierwszy, ani teraz. Ani nigdy. Szkoda.