... urlopu już za mną. Czuję się dobrze, pogoda dopisuje, mam czas na ogród, na sprzątanie, na dzierganie... To dla mnie najlepszy wypoczynek:-). Tak właśnie wyobrażam sobie emeryturę:-D.
Ten mały sweterek już przeznaczyłam do prucia. Co prawda uważam, że jest jednym z ładniejszych projektów w mojej szafie - fajne włóczki, krój i naprawdę udany melanż, ale nie potrafiłam się w niego ubrać. Parę tygodni temu, gdy zrobiło się ciepło, dałam mu ostatnią szansę. I zaskoczyło:-) Jednak mam do czego go zakładać i chyba jednak daruję mu życie.
Tego samego nie mogę powiedzieć o popielato-grafitowym merynosie, który pokazywałam ostatnio. Był już właściwie skończony. Pozostało pochowanie nitek i wypranie. I nie! Ściągacze mnie denerwowały. Ja wiem, że po praniu i zblokowaniu mogłyby się ładniej ułożyć... może by nie było źle, ale ziarno niezadowolenia zostało już zasiane. Poza tym z tymi paskami coś było nie tak...
Następnego dnia rano sprułam całość i zaczęłam od nowa. Bez ściągaczy. Robię z karczkiem jak TEN, ale mam nadzieję, że ostatecznie nie będzie wyglądał jak bliźniak;-). Zobaczymy. W każdym razie Gazzal Unicord sobie jeszcze poczeka...
Na zdjęciu powyżej jest dokładnie tygodniowy urobek. Mało, bo dzięki ładnej pogodzie większość urlopowego czasu spędzam jednak na ogrodzie. Zmieniłam nieco otoczenie wokół miejsca na ognisko - wykopałam dwie trawy i zrobiłam na ich miejscu klomby na bazie starych opon i włożonych w środek wysokich donic. Trawy są fajne, ale bardzo mi zasłaniały znajdujące się za nimi krzewy, a zresztą i tak były za blisko ławek... Poza tym posadziłam tawułę szarą oraz wyplewiłam to, co było do wyplewienia i przeszłam do warzywnika.




W warzywniku najgorsza była wymiana folii na tunelu, bo najpierw trzeba było wykopać starą, a zakopana była naprawdę głęboko z obawy przed wiatrem, żeby nam jej nie zerwał. Mam nadzieję, że nową zakotwiczyłam równie solidnie. Potem wyplewienie grządek i ścieżek, to był już pikuś. W tunelu planuję paprykę, melony i arbuzy. W tamtym roku melona posiałam po raz pierwszy i wyszedł genialnie, więc w tym roku popróbuję dodatkowo z arbuzem:-). Po raz pierwszy posiałam też kukurydzę, strasznie jestem ciekawa, czy się uda. Reszta grządek czeka na obsianie (marchewka, buraki, cebula - może jutro) oraz sadzonki: ładnie wykiełkowały mi dynie i cukinie, pójdą do ziemi po połowie maja. A tymczasem zaczął się sezon na szparagi, codziennie zbieram po kilka sztuk i używam głownie do zielonych koktajli. No i zakwitły truskawki:-)
Dziś ogarnęłam kolejne miejsce - tu będzie groszek cukrowy i zielony. I nie wiem co jeszcze, bo jeszcze wszystkiego nie zaplanowałam.
Poza tym walczyłam z gąsienicami na porzeczkach i agreście - tym razem w porę je zauważyłam i zaczęłam zbierać zanim mi ogołociły gałązki. Czarną porzeczkę za to obsiadły mszyce... Nie ma jeszcze ślimaków, ale wszystko przede mną. Trzymajcie kciuki, żebym się nie wypaliła. Na razie wszystkie te prace sprawiają mi przyjemność (choć przeszłam załamanie, gdy zobaczyłam gąsienice) i dają satysfakcję. Ale gdy ma się urlop, to łatwo wszystko ogarnąć i wciąż mieć czas na odpoczynek. Gorzej, gdy trzeba to wszystko łączyć z pracą zawodową, szczególnie teraz, gdy nie mogę liczyć na wsparcie Mamy (złapała kontuzję barku i od pół roku nie może się wykaraskać)...
Spokojnego wieczoru i do następnego:-)