niedziela, 19 stycznia 2025

Mgła

... była rano jak zamówiona, bo we mgle właśnie wyobrażałam sobie zdjęcia tego swetra, ale zanim się wybraliśmy, zanim dojechaliśmy do lasu, udało mi się złapać już tylko resztki, smugi rozproszonego światła między drzewami...



Sweterek z recyklingu (czy upcyklingu?) - sprułam merynosy: swój Kusy - TEN i Florkowy - TEN. Oba robiłam ściegiem francuskim i podwójną nitką - to nie był dobry wybór dla włóczki merynosa, która rozwleka się w praniu. Co prawda dla Florka okazał się to w porządku, bo sweterek rósł z nim, nawet aż za bardzo, jednak ja ze swojego nie byłam zadowolona i go nie lubiłam. Był ciężki. Nie trzymał formy...



W końcu zdecydowałam się na sprucie i rozdzielenie nitek. Ten nowy przerabiałam na drutach 3,5 mm (tylko ostatnie 4 rzędy przy brzegach przerabiałam drutami 3mm) i jestem bardzo zadowolona z efektu:-).

Zużyłam tylko szary i żółty, motki popielate i grafitowe jeszcze czekają na swoją porę, ale na pewno powstanie z nich coś podobnego, bo to dobry fason do tej włóczki.

Dobrego tygodnia i do następnego:-)

 

środa, 15 stycznia 2025

Połowa stycznia

... właśnie się dokonuje, a ja czuję, że już zaaklimatyzowałam się w zimie i nowym roku. Powrót do pracy przebiegł gładko i bez większego żalu. Teraz przede mną aż do wiosny pełna pracowa rutyna, bez żadnych dodatkowych wolnych dni. Pierwszy długi weekend, kiedy to odbiorę wolny piątek za pracującą sobotę, wypada mi dopiero pod koniec marca. O ile się nie pochoruję w międzyczasie, rzecz jasna (oby nie!).

Wczoraj skończyłam sweter rozpoczęty dokładnie w Sylwestra. Rękawy robiłam dwa razy, dekolt trzy... Czyli norma;-) To ten pierwszy na zdjęciu. I na razie robię sobie przerwę w dzierganiu nowych rzeczy, muszę dać odpocząć dłoniom i przewietrzyć głowę, zwłaszcza, że bilans od początku sezonu jesiennego i tak jest pokaźny:

- 6 wydzierganych swetrów (w tym 1 sweter wyrzucony), z tego:

- 4 swetry z oryginalnych motków ze starych zapasów (1 wyrzucony):

- 2 nienoszone swetry sprute i przerobione w nowe formy:

- 1 czapka do kompletu ze swetrem:

- 3 dokupione nowe motki do trzech projektów, w których moje własne zasoby okazały się niewystarczające, były to: różowa Calico (Nako), szara Baby Merino (Drops) oraz beżowa Everyday (Himalaya):

Dumna jestem z siebie, że dokupiłam TYLKO brakujące motki, nie skusiłam się nawet na dobranie do bezpłatnej wysyłki:-)

Postanowień noworocznych nie robię, ale mam plany na styczeń:

1. Doczytać "Traumaland. Polacy w cieniu przeszłości" Michała Bilewicza, którą zaczęłam czytać jeszcze w grudniu, ale strasznie źle mi robiła na głowę i musiałam przerwać, ale to bardzo dobra psychologiczna analiza całych społeczeństw, które mają traumatyczną historię.

2. Dokończyć ubiegłorocznego UFOka (UnFinished Objects):

3. Pomalować nowo obsadzone (we wrześniu!) drzwi do gabinetu męża. Specjalnie zamówiłam w surowym drewnie i bez obróbek, żeby zrobić to sama i po swojemu, ale jakoś do tej pory nie znalazłam w sobie chęci do tej pracy.

4. Przeczytać "Czasy ostateczne. Elity, kontrelity i ścieżka dezintegracji politycznej" Petera Turchina, którą ostatnio kupiłam zafascynowana oryginalną metodologią badań nad cyklami życia społeczeństw. Historia jako nauka ścisła to chyba rewolucja w postrzeganiu tej dziedziny. Autor jest biologiem, który postanowił wykorzystać metody matematyczne i statystyczne do analizy danych o społeczeństwach i na tej podstawie przewidywać wystąpienie kryzysów. Fascynujące jest to, że jego przewidywania, o których mówił już w 2010 roku, dziś się potwierdzają! To też nie będzie chyba zbyt optymistyczna lektura... Ale jestem tej książki ogromnie ciekawa. 

Hmmmm... jak tak teraz patrzę na te swoje spisane plany, to obawiam się, że mogę się jednak nie wyrobić do końca stycznia... W głowie jakoś wszystko wydaje się lepiej mieścić-)

Trzymajcie się ciepło i do następnego.

A! Na koniec pokażę Wam jeszcze jak milutko zaczęłam dzisiejszy dzień:


To tylko 1/4 z naszego stada, część poszła się przewietrzyć na podwórko, a reszta wybrała innych głaskaczy i inne łóżka, ale i tak czułam się zaszczycona:-D. A takie przytulne poranki są możliwe tylko w weekendy i środy, gdy idę do pracy na 11:-). Uwielbiam je!

poniedziałek, 6 stycznia 2025

Spadł śnieg

... i złapał lekki mrozik, dzięki czemu wczorajszy spacer w lesie zyskał przepiękną oprawę i warunki do zdjęć. Mogłam lepiej wykorzystać sytuację, ale śpieszyło mi się, żeby się sfotografować zanim od mrozu i smarkania sczerwienieje mi nos i zetrę cały makijaż (też tak macie, że na mrozie bez przerwy cieknie Wam z nosa?). Na sesję wybrałam pierwsze dogodne miejsce i potem żałowałam, bo mijaliśmy naprawdę fajne stanowiska z przepięknym światłem, ale nie chciało mi się już rozbierać i powtarzać ujęć.








Kocyk nie jest nowy, zrobiłam go już dawno - dwa, może trzy lata temu - ale nigdy wcześniej nie sfotografowałam. Ze swetrem łączy go bazowa, kremowa nitka. Różnicę w kolorze stanowią nitki dodatkowe. Wszystkie użyte przędze są akrylowe, dostałam je dawno temu od koleżanki, bo zostałam chyba ostatnią osobą na świecie, która jeszcze dzierga z akryli i się nimi nie brzydzi;-)




Dziś aura nie jest już tak przyjemna, więc zamierzam zostać w domu i cieszyć się ostatnim dniem świąteczno-noworocznego urlopu. Muszę przyznać, że był to bardzo udany urlop i czuję, że naprawdę wypoczęłam, zresetowałam głowę od spraw zawodowych, odpoczęłam od ludzi i codziennej rutyny. Głównie dziergałam i oglądałam filmy. Same stare, z lat 80 i 90 ubiegłego wieku. Znane i lubiane, ale niezbyt oczywiste jak Klub winowajców, Milczenie owiec, Stań przy mnie, Czułe słówka, Pamięć absolutna, Dzieci gorszego Boga, Stowarzyszenie umarłych poetów... Sporo też było takich, których wcześniej nie widziałam, choć tytuły nie były mi obce: Imię róży, Więzień nienawiści, Missisipi w ogniu, Sens życia wg Monty Pythona, Seks, kłamstwa i kasety wideo, Wielki chłód, Przełamując fale... No dużo tego było. I muszę powiedzieć, że uwielbiam kino tamtych lat. To była uczta i wielka przyjemność, całkowite oderwanie się od problemów współczesnego świata. Bardzo polecam taką kinową podróż w przeszłość. Wszystkie wymienione przeze mnie tytuły można znaleźć na CDA.

Miłego dnia i do następnego!

środa, 1 stycznia 2025

Pierwszy

... jesienny sweter zaczęłam we wrześniu. Miała to być robótka podróżna, bo zapisałam się na tygodniowy kurs z tkaniny artystycznej w Akademii Łucznica w Pilawie. Niestety kilka dni przed rozpoczęciem turnusu, kurs odwołano z powodu choroby osoby prowadzącej. Urlop zaplanowany, wyczekany, podpisany, bilety na pociąg kupione... I wszystko psu na budę! No cóż... kolejne kamyki w moim koszyczku ubiegłorocznych przykrości. Trudno. Urlop i tak wzięłam. Spędziłam go w domu sprzątając w ogrodzie i dziergając wieczorami. To był lekki, cieniutki sweterek w odcieniach szarości, z jednej melanżowej nitki bawełnianej i jednej cienkiej z akrylowego "moherku". Od początku miałam co do niego wątpliwości, bo dzianina mocno się skręcała, ale brnęłam w dzierganie, skoro już zaczęłam. Gdy skończyłam, wcale nie było lepiej. Odłożyłam na półkę, by nabrać dystansu, a po kilku tygodniach ze złością wyrzuciłam do kosza. Byłam z niego do tego stopnia niezadowolona, że nawet nie miałam nerwów, by go pruć. Teraz trochę żałuję... jednak mogłam spruć, odzyskać nitkę i wykorzystać w innym wzorze, który nie skręcałby się tak jak dżersej. Ale wtedy byłam po prostu zła, rozczarowana i pełna poczucia porażki.

Wzięłam się za kolejny projekt. Też dwie nitki, ale grubsze: jasno-różowo-fioletowy Tiftik (Opus) i różowa Calico (Nako), druty 6 i 6,5 mm. Przerabiało się gładko i szybko. Podobała mi się ta dzianina. Kolor, grubość, miękkość, linia raglanu... same dobre wrażenia. Schody zaczęły się przy wykańczaniu rękawów i dołu. Czego bym nie próbowała - same porażki. Prułam, wykańczałam, mierzyłam i rzucałam w kąt niezadowolona. Wszystko wyglądało, albo układało się do niczego. Dopiero czwarta przeróbka okazała się być w sam raz. No nareszcie! - pomyślałam - jest git! Wreszcie coś mi się udało w tym pokręconym, przechlapanym, złośliwym półroczu!









W czasie, gdy nieustannie wracałam do poprawiania tego swetra, zrobiłam jeszcze trzy kolejne, ale też żadnego za pierwszym razem. Wszystkimi swoimi jesiennymi udziergami rzucałam, po czym do nich wracałam, prułam i poprawiałam. Taki to był właśnie rok... Dobrze, że się skończył.