Niełatwo było zdobyć "Dziedzictwo"
Zofii Kossak. Wprawdzie książka jest w bazie danych w naszej
bibliotece, ale najwyraźniej komuś spodobała się tak bardzo, że
nie chce się z nią rozstać... Uruchomiłam więc znajomości i
książkę, ze swojej biblioteki, pożyczyła dla mnie koleżanka z
innej miejscowości. Najpierw przeczytała mama. Szczęściara na
emeryturze! - dwa tomy po ponad siedemset stron pękły migiem. Ja
"bawiłam się" sporo dłużej, ale ani przez chwilę nie
poczułam się lekturą znużona, wprost przeciwnie - każdego
wieczora z coraz większą ciekawością zagłębiałam się w losy
bohaterów... Bo też i było się w co zagłębiać....
"Dziedzictwo" napisane jest z wielkim
rozmachem i opowiada nie tylko o losach Zofii (z domu Gałczyńskiej)
i Juliusza Kossaków, ale i o innych ważnych osobistościach tamtych
czasów, wpływających na kształt ówczesnej rzeczywistości
społeczno-politycznej.
Mamy zatem charakterystykę polskiej emigracji w
Paryżu (Hotel Lambert) i Londynie, i wysiłki podejmowane przez jej
przedstawicieli w celu zwrócenia uwagi na problemy Polaków;
zabieganie o wsparcie nie tylko polityczne, które nic nie kosztuje i
niewielkie ma znaczenie w praktyce, ale przede wszystkim o finansowe
i militarne zaangażowanie się mocarstw w działania Polaków na
rzecz odzyskania niepodległości.
Mamy charakterystykę polskich, nieformalnych
organizacji i kół na obszarach imperium rosyjskiego, które we
współpracy ze swoimi rosyjskimi towarzyszami przygotowywali grunt
dla przyszłych zmian, nie tylko politycznych, ale też społecznych
(równość obywateli, uwłaszczenie chłopów...).
Mamy jednak przede wszystkim dokładny obraz
sytuacji i nastrojów w Królestwie Polskim, gdzie ścierały się
dwie siły: jedna dążąca do wybuchu rewolucji, powstania
narodowego, które jednocześnie miałoby nie tylko zrzucić jarzmo
zaborcy, ale też dać wolność i równość warstwom najniższym
oraz druga, którą stanowili zwolennicy budowania siły narodu
poprzez edukację, pracę i postęp techniczny, w przyznanych przez
zaborcę granicach względnej autonomii. Z salonowego na uliczne dwa
te dążenia tłumaczone były jako walka z zaborcą, czyli
patriotyzm lub współpraca z zaborcą, czyli zdrada. Ta dychotomia
była tak powszechna, a presja społeczna, podkręcana artykułami w
prasie, tak silna, że nawet umiarkowani optymiści bali się
powiedzieć głośno o swoich zastrzeżeniach co do wybuchu
powstania, a przynajmniej jego planowanego terminu.
A zastrzeżeń było wiele. Przede wszystkim brak
broni. Ale też brak rozeznania co do autentycznej liczby chętnych
do zaangażowania się w walkę zbrojną. Brak dowódców. Brak
jasnych deklaracji o pomocy ze strony zachodnich mocarstw. Brak
przepływu informacji, koordynacji działań i brak współpracy
pomiędzy organizacjami i komórkami konspiracyjnymi...
I tylko wiary nam nigdy nie brakowało. Że
zachodnie mocarstwa pomogą. Że wrogie, dobrze uzbrojone siły uda
się pokonać kosami, pięściami, entuzjazmem i walecznością. Że
niepodległość wywalczona w drodze zbrojnej konfrontacji jest
lepsza niż każdy kompromis. Że liczy się wszystko albo nic...
I dlatego powstanie styczniowe musiało wybuchnąć.
I musiało upaść. Lecz choć było porażką militarną i
pochłonęło mnóstwo ofiar, to jest w naszej historii jednym z
ważniejszych wystąpień na rzecz niepodległości Polski, najdłużej
trwającym i najbardziej masowym zrywem dziewiętnastego wieku.
Te wszystkie zagadnienia Zofia Kossak potraktowała
z ogromną dokładnością nie zaniedbując (co dla niej bardzo
typowe) strony psychologicznej. Dzięki temu jej powieść nie jest
kolejnym podręcznikiem do historii, a opisuje losy zwykłych ludzi,
mających rodziny, marzenia, plany na przyszłość, których
sytuacja zmusiła do opowiedzenia się po którejś ze stron, do
wzięcia w ręce steru, do oddania życia za ideę. Zofia Kossak
pokazuje, że te wybory nigdy nie są łatwe, że najlepsze decyzje
mogą mieć najgorsze skutki, a dobre intencje nie wystarczą, gdy
emocje biorą górę nad rozsądkiem.
Z perspektywy czasu doskonale widać błędy
popełnione przez konspiracyjne władze i nieudolność powstańczych
dowódców, ale widać też coś innego - naszą nieugiętą wolę i
determinację w obronie najważniejszych dla nas idei i wartości. I
to jest właśnie to tytułowe dziedzictwo, które otrzymaliśmy w
spadku po minionych pokoleniach. Dziedzictwo, czasem niechciane, bo
trudne do uniesienia, bo wstydliwe i niepozbawione ciemnych stron,
ale jednocześnie chlubne i niejednokrotnie budzące podziw innych
nacji. Jak napisała Zofia Kossak, to dziedzictwo jest w nas i rośnie
z nami, czy tego chcemy, czy nie. Ja jestem z niego dumna.
P.S. W przyszłym roku przypada 150 rocznica wybuchu
Powstania Styczniowego, z tej okazji Senat ustanowił rok 2013 Rokiem
Powstania Styczniowego. Tekst uchwały można znaleźć
TUTAJ.
Zachęcam do zapoznania się i poświęcenia chwilki
na wspomnienie ludzi, którzy nie wahali się stanąć do walki w
obronie wolności. Jesteśmy im winni pamięć.