Jedną z najbardziej
inspirujących mnie osób jest mój brat. Pewnie dlatego, że rzadko kiedy
się ze mną zgadza. Każda, nawet luźno rzucona uwaga na jakikolwiek
temat, kończy się w naszym przypadku obszerną dyskusją. Mój brat bardzo
tego nie lubi. Twierdzi, że takie rozmowy są dla niego męczące, bo w
naszym przypadku nie prowadzą do żadnego konsensusu, nie dają
przyjemności posiadania racji żadnej ze stron - są po prostu wymianą
argumentów i własnych doświadczeń. Dla mnie jednak są one bardzo
inspirujące. Pokazują mi inne perspektywy, zmuszają do myślenia, uczą
otwartości i tolerancji dla odmienności. Racja nie jest dla mnie
istotna, tym bardziej, że jako zwolenniczka relatywizmu bardzo ostrożnie
podchodzę do tej kwestii (po chłopsku mówi się, że punkt widzenia
zależy od punktu siedzenia).
Echa przeprowadzonych z moim bratem dyskusji wracają do mnie później wielokrotnie przy okazji nowych przemyśleń lub doświadczeń. I stąd właśnie ten przydługi wstęp. Przypomniałam sobie naszą rozmowę na temat relacji z ludźmi - potrzebujemy ich, czy nie? Mój brat - człowiek towarzyski i ekstrawertyk z natury - twierdzi, że poznawanie ludzi jest nie tyle pasjonujące, co po prostu potrzebne, że potrzebujemy ciągłej interakcji. Miał mi za złe, że na przyjęciu z okazji Komunii jego syna nie otworzyłam się do pozostałych gości, byłam milcząca, lub odpowiadałam zdawkowo i po prostu NIE CHCIAŁAM nikogo poznać. A to przecież niezwykli ludzie - przekonywał mnie brat - mają fascynujące pasje i zainteresowania, podróżują, znają po kilka języków. Z irytacją tłumaczyłam, że ja nie potrzebuję poznawać innych ludzi, że mnie oni nie interesują, że wystarczają mi relacje rodzinne, że w nich właśnie zaspokajam swoje wszystkie potrzeby społeczne.
Dziś, po niemal trzech latach od tej dyskusji, jestem skłonna zgodzić się z moim bratem. Przy kilku jednak zastrzeżeniach.
To prawda, że człowiek jest istotą społeczną, ale swoje społeczne potrzeby może zaspokajać na różne sposoby. Nie jestem dobra w relacjach bezpośrednich, dlatego dla mnie najlepszym na to sposobem jest internet. Słowo pisane zawsze najsilniej do mnie przemawiało, a i ja sama wolę komunikować się z ludźmi w ten sposób. Dzięki internetowi wychodzę do nich wtedy, kiedy mam na to czas i ochotę, bez konieczności opuszczania swojego otoczenia i zamykam się również wtedy, kiedy tego chcę, bez tłumaczenia się.
Kiedyś, żeby poznać ludzi o podobnych do moich zainteresowaniach, odwiedzałam różne branżowe fora. Czasami nawet zabierałam głos w jakimś temacie, ale jakoś nie potrafiłam się zadomowić, zaprzyjaźnić z kimkolwiek z forumowych znajomych; za tłoczno i za głośno tam dla mnie było, nie potrafiłam się zintegrować w takich warunkach. Później stały się popularne blogi. Zaczęłam prowadzić swój własny i odwiedzać inne. Raczej się nie odzywałam, oglądałam tylko, czytałam i byłam pod wrażeniem jak niezwykli mogą być zwykli ludzie. Nie przeszkadzała mi cisza na moim blogu, bo generalnie lubię ciszę, a statystyki mówiły mi, że od czasu do czasu ktoś mnie jednak odwiedza. Podobało mi się, że jestem częścią tego wirtualnego społeczeństwa. I zadomowiłam się na blogosferze. A gdy się zadomowiłam, to zaczęłam się częściej odzywać, komentować to, co wywarło na mnie szczególne wrażenie. A to z kolei poskutkowało tym, że i na moim blogu częściej zaczęły pojawiać się komentarze.
Dziś przyznaję - można pisać blog tylko dla siebie, ale dużo ciekawiej i przyjemniej jest, gdy ktoś na to pisanie odpowiada. Dzięki komentarzom nawiązują się relacje, które mogą przecież być nie mniej satysfakcjonujące, niż te bezpośrednie w realnym życiu. Dla mnie na pewno są.
Okazuje się, że wcale nie jestem taka nietowarzyska (jak sama o sobie myślę) i wcale nie izoluję się od ludzi (jak uważa mój brat). Po prostu inaczej realizuję potrzebę kontaktu z ludźmi.
Echa przeprowadzonych z moim bratem dyskusji wracają do mnie później wielokrotnie przy okazji nowych przemyśleń lub doświadczeń. I stąd właśnie ten przydługi wstęp. Przypomniałam sobie naszą rozmowę na temat relacji z ludźmi - potrzebujemy ich, czy nie? Mój brat - człowiek towarzyski i ekstrawertyk z natury - twierdzi, że poznawanie ludzi jest nie tyle pasjonujące, co po prostu potrzebne, że potrzebujemy ciągłej interakcji. Miał mi za złe, że na przyjęciu z okazji Komunii jego syna nie otworzyłam się do pozostałych gości, byłam milcząca, lub odpowiadałam zdawkowo i po prostu NIE CHCIAŁAM nikogo poznać. A to przecież niezwykli ludzie - przekonywał mnie brat - mają fascynujące pasje i zainteresowania, podróżują, znają po kilka języków. Z irytacją tłumaczyłam, że ja nie potrzebuję poznawać innych ludzi, że mnie oni nie interesują, że wystarczają mi relacje rodzinne, że w nich właśnie zaspokajam swoje wszystkie potrzeby społeczne.
Dziś, po niemal trzech latach od tej dyskusji, jestem skłonna zgodzić się z moim bratem. Przy kilku jednak zastrzeżeniach.
To prawda, że człowiek jest istotą społeczną, ale swoje społeczne potrzeby może zaspokajać na różne sposoby. Nie jestem dobra w relacjach bezpośrednich, dlatego dla mnie najlepszym na to sposobem jest internet. Słowo pisane zawsze najsilniej do mnie przemawiało, a i ja sama wolę komunikować się z ludźmi w ten sposób. Dzięki internetowi wychodzę do nich wtedy, kiedy mam na to czas i ochotę, bez konieczności opuszczania swojego otoczenia i zamykam się również wtedy, kiedy tego chcę, bez tłumaczenia się.
Kiedyś, żeby poznać ludzi o podobnych do moich zainteresowaniach, odwiedzałam różne branżowe fora. Czasami nawet zabierałam głos w jakimś temacie, ale jakoś nie potrafiłam się zadomowić, zaprzyjaźnić z kimkolwiek z forumowych znajomych; za tłoczno i za głośno tam dla mnie było, nie potrafiłam się zintegrować w takich warunkach. Później stały się popularne blogi. Zaczęłam prowadzić swój własny i odwiedzać inne. Raczej się nie odzywałam, oglądałam tylko, czytałam i byłam pod wrażeniem jak niezwykli mogą być zwykli ludzie. Nie przeszkadzała mi cisza na moim blogu, bo generalnie lubię ciszę, a statystyki mówiły mi, że od czasu do czasu ktoś mnie jednak odwiedza. Podobało mi się, że jestem częścią tego wirtualnego społeczeństwa. I zadomowiłam się na blogosferze. A gdy się zadomowiłam, to zaczęłam się częściej odzywać, komentować to, co wywarło na mnie szczególne wrażenie. A to z kolei poskutkowało tym, że i na moim blogu częściej zaczęły pojawiać się komentarze.
Dziś przyznaję - można pisać blog tylko dla siebie, ale dużo ciekawiej i przyjemniej jest, gdy ktoś na to pisanie odpowiada. Dzięki komentarzom nawiązują się relacje, które mogą przecież być nie mniej satysfakcjonujące, niż te bezpośrednie w realnym życiu. Dla mnie na pewno są.
Okazuje się, że wcale nie jestem taka nietowarzyska (jak sama o sobie myślę) i wcale nie izoluję się od ludzi (jak uważa mój brat). Po prostu inaczej realizuję potrzebę kontaktu z ludźmi.
Komentarze
Gość: , 84-203-38-153.mysmart.ie
2011/01/30 11:51:56
Czy czasami nie jest tak, że te
bezpośrednie kontakty nie dają szansy na przemyślenie tematu, na dobór
odpowiednich słów? Czy czasami nie boisz się, że coś rzucisz w farworze
emocji, coś co będzie nie odwracalne, coś co uczyni cie bardziej ludzką,
dostępną...? Może czasmi warto dać się ponieść z wypiekami na twarzy,
niż rozpatrywać to czy owo na miliony sposobów. Ludzka pamięć jest i tak
wywiórcza, z czasem wypowiedziane słowa zanikaja, ulegają
przeinaczeniu. Właśnie te słowa czynią nas tym kimś naprawdę wyjątkowym,
kimś kogo można nazwać człowiekiem z krwi i kości. W moich kontaktach
ze światem liczy się człowiek, stawiam na kontakty face to face, choć
często nie są one ani miłe ani łatwe, lecz nie umiałabym chować się za
barykadą monitora i ostrożnie dobieranych słów. Taka jestem ja.
Pozdrawiam
2011/01/30 18:54:09
Ja odniosę się do 2 kwestii, które zwróciły moją uwagę:
1. "Nie jestem dobra w relacjach bezpośrednich (...)" - a cóż to do licha znaczy????? Możesz to rozszerzyć, co masz na myśli?
2. "czytałam [blogi] i byłam pod wrażeniem jak niezwykli mogą być zwykli ludzie"
Mam wrażenie, że siebie do takich nie zaliczasz...
Mam takie pytanie: czy jakbyś nawiązała bliższą relację poprzez internet, to nie miałabyś ochoty jednak z taką osobą spotkać się w realu?
1. "Nie jestem dobra w relacjach bezpośrednich (...)" - a cóż to do licha znaczy????? Możesz to rozszerzyć, co masz na myśli?
2. "czytałam [blogi] i byłam pod wrażeniem jak niezwykli mogą być zwykli ludzie"
Mam wrażenie, że siebie do takich nie zaliczasz...
Mam takie pytanie: czy jakbyś nawiązała bliższą relację poprzez internet, to nie miałabyś ochoty jednak z taką osobą spotkać się w realu?
2011/01/30 19:53:41
Gość:mysmart.ie:
Dziękuję za Twój komentarz. Dał mi do myślenia, a odpowiedź sprawiła nie lada kłopot.
Rzeczywiście lubię się dobrze zastanowić nad tym, co chcę powiedzieć i jakimi słowami. To dlatego, że po prostu lubię słowa. Mają dla mnie znaczenie i wartość. "Odpowiednie dać rzeczy słowo" - taki był tytuł mojego podręcznika do jęz. polskiego w podstawówce; ta myśl wyryła się na tyle głęboko w mojej głowie, że słyszę ją zawsze, gdy próbuję coś słowami wyrazić. Trudne to jest, a jednocześnie sprawia ogromną przyjemność, gdy te odpowiednie słowa się znajdzie. Jedni powiedzą, że to natręctwo, inni, że pasja. Wolę myśleć, że to pasja:).
Smutne i zniechęcające jest jednak to, że niezależnie od tego, jak bardzo się postaram dobrać odpowiednie słowa, to odbiorca i tak usłyszy tylko to, co sam chce usłyszeć. Na to nie ma rady. Szczere zainteresowanie może być odczytane, jako aroganckie wścibstwo, ironiczny, ale życzliwy żarcik staje się złośliwym przytykiem. Komunikacja jest dziedziną niezwykle skomplikowaną. Zabierając głos zawsze mam to na uwadze. I to najbardziej działała na mnie hamująco i pozbawia spontaniczności.
sowa_nie_sowa:
1. nie jestem dobra w kontaktach bezpośrednich, to znaczy, że trudno mi nawiązywać relacje w większym gronie nieznanych mi osób. Nie potrafię rozmawiać, że tak powiem, instynktownie. Dla kogoś to proste - zagadnąć zupełnie obcą osobę, co robi w życiu, gdzie mieszka... itd. po czym zrewanżować się podobnymi informacjami na swój temat. Ja tak nie potrafię. Mam też problem włączyć się do rozmowy kilku osób, nawet jeśli mam coś do powiedzenia na dany temat - im więcej osób rozmawia, tym bardziej ja milczę.
2. Rzeczywiście większość ludzi wydaje się być bardziej niezwykła ode mnie:). Jakkolwiek to brzmi, to nie jest żaden mój kompleks, to fakt. Czasami dokucza mi świadomość własnych ograniczeń (intelektualnych, twórczych...), ale na ogół akceptuję siebie taką, jaka jestem i próbuję zdobywać swoje własne, a nie cudze szczyty.
3. Oczywiście zawsze mam ochotę poznać osobiście kogoś, kogo poznałam i polubiłam dzięki internetowi. Czasem się to nawet udaje:). Mnie osobiście dwukrotnie. Z wielką sympatią myślę o tych spotkaniach, choć z jedną osobą kontakt się urwał.
Dziękuję za Twój komentarz. Dał mi do myślenia, a odpowiedź sprawiła nie lada kłopot.
Rzeczywiście lubię się dobrze zastanowić nad tym, co chcę powiedzieć i jakimi słowami. To dlatego, że po prostu lubię słowa. Mają dla mnie znaczenie i wartość. "Odpowiednie dać rzeczy słowo" - taki był tytuł mojego podręcznika do jęz. polskiego w podstawówce; ta myśl wyryła się na tyle głęboko w mojej głowie, że słyszę ją zawsze, gdy próbuję coś słowami wyrazić. Trudne to jest, a jednocześnie sprawia ogromną przyjemność, gdy te odpowiednie słowa się znajdzie. Jedni powiedzą, że to natręctwo, inni, że pasja. Wolę myśleć, że to pasja:).
Smutne i zniechęcające jest jednak to, że niezależnie od tego, jak bardzo się postaram dobrać odpowiednie słowa, to odbiorca i tak usłyszy tylko to, co sam chce usłyszeć. Na to nie ma rady. Szczere zainteresowanie może być odczytane, jako aroganckie wścibstwo, ironiczny, ale życzliwy żarcik staje się złośliwym przytykiem. Komunikacja jest dziedziną niezwykle skomplikowaną. Zabierając głos zawsze mam to na uwadze. I to najbardziej działała na mnie hamująco i pozbawia spontaniczności.
sowa_nie_sowa:
1. nie jestem dobra w kontaktach bezpośrednich, to znaczy, że trudno mi nawiązywać relacje w większym gronie nieznanych mi osób. Nie potrafię rozmawiać, że tak powiem, instynktownie. Dla kogoś to proste - zagadnąć zupełnie obcą osobę, co robi w życiu, gdzie mieszka... itd. po czym zrewanżować się podobnymi informacjami na swój temat. Ja tak nie potrafię. Mam też problem włączyć się do rozmowy kilku osób, nawet jeśli mam coś do powiedzenia na dany temat - im więcej osób rozmawia, tym bardziej ja milczę.
2. Rzeczywiście większość ludzi wydaje się być bardziej niezwykła ode mnie:). Jakkolwiek to brzmi, to nie jest żaden mój kompleks, to fakt. Czasami dokucza mi świadomość własnych ograniczeń (intelektualnych, twórczych...), ale na ogół akceptuję siebie taką, jaka jestem i próbuję zdobywać swoje własne, a nie cudze szczyty.
3. Oczywiście zawsze mam ochotę poznać osobiście kogoś, kogo poznałam i polubiłam dzięki internetowi. Czasem się to nawet udaje:). Mnie osobiście dwukrotnie. Z wielką sympatią myślę o tych spotkaniach, choć z jedną osobą kontakt się urwał.