Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podziękowania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podziękowania. Pokaż wszystkie posty

piątek, 6 października 2017

Dziękujemy

Dominika dostała ogromne wsparcie w mediach społecznościowych. Byliśmy pod wrażeniem, ile obcy, bądź co bądź, ludzie wykazują zainteresowania i bezinteresownej pomocy. Prócz wirtualnych pocieszań, dobrych życzeń i nieustannie ściskanych kciuków za powodzenie, wyrażanych w komentarzach, dostała moja Córka również całkiem materialne wsparcie w postaci ciuszków i innych akcesoriów niemowlęcych. Pewnego dnia przyszła paczuszka z najmniejszymi ciuszkami, jakie kiedykolwiek widziałam, dla naprawdę maleńkiego wcześniaczka:-). Mam nadzieję, że już niedługo się przydadzą, bo Florcio kilka dni temu wyszedł z inkubatora, a ostatnio powoli żegna się z sondą, bo coraz lepiej radzi sobie z ssaniem mleka z butelki:-). I waży już całe 1914 g! Nasz Bohater:-).

Nie udaje nam się za każde dobro, które nas spotyka, dziękować rękodziełem, ale Pani Marcie - również Mamie wcześniaka, który w tej chwili już szybko nadrabia swoje przedwczesne przyjście na świat, podziękowałam właśnie w ten sposób. Dla Jej Synka powstała ośmiorniczka oraz czapeczka w sam raz na złotą jesień, na którą też już z niecierpliwością czekamy:-).




Materiały:
Ośmiorniczka - 100% bawełna, szydełko 3 mm (macki 3,5mm), wypełnienie główki: kulki silikonowe
Czapeczka - włóczka Alize, Cotton Baby Soft (50% bawełna, 50% akryl, dł. 270m/100g), szydełko 4,5 mm.

wtorek, 21 lutego 2017

W podziękowaniu

Gdy na początku roku napisałam o nowym wyzwaniu, poprosiłam Was o opinie i rady na temat mojej strony internetowej. Bardzo Wam wszystkim dziękuję za wszelkie sugestie, pochwały i słowa zachęty, to było niezwykle mobilizujące i choć dziś mój entuzjazm w zderzeniu z rzeczywistością i własnymi ograniczeniami nieco osłabł, to dzięki Wam wciąż na nowo zbieram siły do działania i staram się nie załamywać małą popularnością, skąpymi zamówieniami oraz ponurymi kosztami stałymi...

A szczególnie wdzięczna za ciekawe i słuszne podpowiedzi jestem Szydełkującej Małgosi oraz Reni z Ażurowych Marzeń, i to do nich właśnie, w ramach podziękowań, trafiły obiecane sztuki mojego rękodzieła:-).


Dla Małgosi, miłośniczki kotów, przygotowałam Komplet z Kotem, niekoniecznie dla kotów;-). Tworząc go myślałam sobie, że może w ten sposób zapoczątkuję całą kocią serię, bo to wdzięczny temat, a sama jestem przecież kocią pasjonatką:-). Kocie wierszyki na deseczkach, cytaty, portrety i figurki... Na samą tę myśl i kolejne pomysły uśmiechałam się do siebie. Tak zrobię! Jeszcze nie wiem kiedy, ale wiem, że na pewno:-).




Dla Reni również chciałam przygotować coś osobistego... Wskazówki znalazłam na Jej blogu. Z pewną dozą niepewności i na ryzyko wykorzystałam bez pytania zdjęcie Jej pupila - Niko. Liczyłam, że na widok swojego uroczego pieszczocha na drewnianym klocku zmięknie i nie będzie mi miała za złe tej kradzieży;-). 




Fotografię Niko zamknęłam w specjalnie w tym celu zdekupażowanym drewnianym pudełku.



Jeszcze raz serdecznie Wam dziękuję!

PS. A niedługo, mam nadzieję, moja strona pokaże się w całkiem nowej odsłonie, bo w pracę nad nią włączył się mój mąż, informatyk z zamiłowania, dla którego to również ciekawe wyzwanie. Nie mam czasu na bieżąco śledzić postępów, ale znając jego pasję i Dominiki zmysł, może wyjść coś naprawdę fajnego i to ze sklepem z prawdziwego zdarzenia:-).

niedziela, 11 października 2015

Domowe suszone pomidory

W tamtym roku robiłam po raz pierwszy. Marta K. mnie zachęciła. Specjalnie w tym celu kupiłam suszarkę, choć w internecie wyczytałam, że można suszyć też w piekarniku. Ale Marta suszyła w suszarce więc ja tak samo. Ponieważ nie mam miejsca na słoiki więc swoje suszone pomidory dzielę na niewielkie porcje i mrożę. Potem, w miarę potrzeb, wyciągam taki woreczek, rozmrażam, drobno kroję i zalewam z oliwą z przyprawami.


Mikstura taka genialnie podkręca smak najróżniejszych potraw. Przydaje się dosłownie do wszystkiego - do chleba, surówek, marynat, domowej pizzy... Pyszota. W tym roku udało mi się ususzyć więcej i kilka słoiczków, wraz ze specjalnie na tę okazję wyszydełkowanymi kapturkami, przygotowałam z przeznaczeniem na prezenty dla moich dobroczyńców:

- Pani K. - na której działkach możemy uprawiać swoje grządki z warzywami i która obficie dzieli się z nami również swoimi plonami. Dzięki Jej hojności w letnich miesiącach wzbogacałam swoją ulubioną owsiankę dodatkiem owoców sezonowych, prawie co tydzień rozkoszowałam się smakiem najlepszego pod słońcem deseru - crumble'a, do którego wykorzystywałam dostępne w danym czasie owoce (najpyszniejszy był jabłkowo-porzeczkowy!), zjadłam, ususzyłam lub przerobiłam na mus niezliczoną ilość ekologicznych, słodkich, jabłek, a także odkryłam smak świeżego kopru włoskiego oraz piekącą słodycz aromatycznej czarnej rzepy.


- Pani B. - mojej przyszłej swatowej, która, znając moje zamiłowanie do słodyczy, przy każdej okazji podaje dla mnie słodką porcyjkę puszystych oponek lub innych frykasów.

- K., przyjaciółce domu - dzięki której przez całą zimę mam zapas przepysznych orzechów włoskich, które namiętnie dodaję do wszelkich swoich zdrowych przekąsek i słodyczy.


- i oczywiście dla Mamy mojej drogiej, która, mimo najróżniejszych boleści i słabości, dzielnie uprawiała eko warzywniak, i przez cały sezon znosiła mi plony reklamówkami, dzięki czemu nasze codzienne menu pełne było zdrowych surówek i urozmaiconych warzywnych obiadów, a mój umysł miał okazję do nieustannych treningów w kreatywności podczas kulinarnych eksperymentów:-).

DZIĘKUJĘ !

piątek, 21 sierpnia 2015

Dziewczyny lubią róż

... No dobra, może nie wszystkie:-). Ale ja lubię. Dlatego szalenie ucieszyłam się z nagrody pocieszenia, którą wygrałam u Leny. Prawdę mówiąc, od początku to na nią właśnie liczyłam, bo choć nie mam uprzedzeń do żadnych kolorów, a Zielone Runo wyglądało naprawdę atrakcyjnie, to Zestaw RóżoweSłodkoPachnące zdecydowanie mocniej podziałał mi na wyobraźnię:-)

I mam! Różowe przyjechało do mnie!

 
I żeby lepiej było widać:


Zapach - cudownie lekki i ciepły, prawdziwie letni.
Saszetka - jeszcze nie wiem na co ją przeznaczę, ale na pewno na coś takiego, by zawsze mieć ją przy sobie.
Włóczka  - 100 g przemiłego, miękkiego, stuprocentowego akrylu, chciałoby się niezwłocznie zamienić motki na coś przytulaśnego, najpewniej będzie to pierwszy jesienny komin  tego sezonu:-)

Naprawdę, baaaardzo lubię różowe:-)


(Mam na sobie dziergany bardzo dawno temu topik, który w komplecie z narzutką, albo osobno, wciąż chętnie noszę).

Leno, DZIĘKUJĘ:-)

niedziela, 1 marca 2015

Wymianki i spotkania

... czyli blogerskie przyjemności:-)

W mijającym  tygodniu sfinalizowałam wymiankę, na którą umówiłam się z Wikerą, autorką Potyczek (nie tylko manualnych). Zauroczyły mnie jej recyklingowe torby i zapragnęłam takiej dla siebie. Niedużej, zgrabnej torby śniadaniowej. Zaproponowałam wymiankę, a Wikera się zgodziła. Mnie poprosiła o makramowe bransoletki. Zrobiłam cztery i we wtorek wysłałam taki zestawik:


Dwie bransoletki typu shamballa:


Oraz dwie, które, mam nadzieję, dadzą się owinąć zarówno wokół szyi, jak i nadgarstka (dwa razy):


W ramach rekompensaty za przeciągniecie terminu dołożyłam jeszcze szydełkowy naszyjnik do wiosennych i letnich kreacji:


A w piątek otrzymałam przesyłkę od Wikery:


Nie jedną, ale dwie prześliczne torebki śniadaniowe. Byłam totalnie zaskoczona i równie zachwycona:-). Właśnie coś takiego mi się marzyło, szczególnie coś takiego dżinsowego:-)


Już przymierzyłam do swojego śniadaniowego zestawu i pasuje idealnie!
Zresztą myślę sobie, że obie torebki nie tylko na śniadanie do pracy się przydadzą, niedługo zacznie się sezon rowerowy - będą doskonałe do zawieszenia na kierownicy z podręcznymi drobiazgami.


Bardzo, bardzo DZIĘKUJĘ:-)

Natomiast w sobotę miało miejsce Drugie Spotkanie Robótkowiczek w Rzeszowie:


Tym razem było nas trochę mniej, ale było równie miło. I mogłyśmy zająć przytulniejszą i jaśniejszą salkę. Tym razem i mnie udało się trafić do wspólnego zdjęcia;-)


Następne spotkanie już za miesiąc.


DO ZOBACZENIA:-)

niedziela, 26 maja 2013

Szydełkowe, Krysztallowe...

...ozdoby:)

Szydełkowe są zrobione przeze mnie. Do poddaszowego okna. Bardzo oszczędne, bo i okno niewielkie - mało światła się nim przesącza więc nie chciałam go dodatkowo zasłaniać.


Firaneczka ma ledwie 20 cm długości. To moja wariacja do modelu z Diany.Robótki Extra nr 2/2008.

Lampiony (lub wazony, zależy, co włożyć do środka) powstały ze słoiczków.

Dla tych właśnie słoiczków parę lat temu kupowałam namiętnie kiełbasę, zwaną "słoikową". Są średniej wielkości i zupełnie proste, bez żadnych niepotrzebnych zaokrągleń - idealne do szydełkowej obróbki:)

A do zasłonki z materiału, którą uszyła mi mama (bo ja wciąż jeszcze do maszyny się nie przekonałam), zrobiłam szarfę. Jest ona umocowana do stalowego haczyka osadzonego w ścianie.


Natomiast Krysztallowe są kolczyki. Dla mnie:). Całkiem niedawno doręczył mi je listonosz i od tamtej pory nie umiem się z nimi rozstać. Ozdabiam się nimi z ogromnym upodobaniem:)


Jestem fanką Krysztallowych ozdóbek i na Jej blogu nie raz już miałam okazję podziwiać Jej koralikową twórczość, choć ostatnio było to już dość dawno temu, ale nie będę marudzić i się dopominać koralikowych nowości, bo Krysztally lśnią taką kreatywnością i talentem, że i tak każdy Jej wpis czytam z otwartą z podziwu i zachwytu buzią:)

Bardzo dziękuję za ten sympatyczny i prześliczny podarunek:).

środa, 24 kwietnia 2013

Jak trzy dni...

W piosence leci: "Czterdzieści lat minęło, jak jeden dzień..."

U mnie, powiedziałabym, że to były trzy dni.

Pierwszy skończył się, mniej więcej, na dwudziestych urodzinach. Twierdzenie, że miałam parszywe dzieciństwo byłoby sporym nadużyciem, jednak z tego okresu nie pamiętam ani jednej chwili, do której chciałabym się cofnąć w czasie, którą chciałabym przeżyć jeszcze raz. Moje najlepsze wspomnienia dotyczą przeczytanych książek. Zaczytywałam się w maminych kryminałach (bo były zakazane), w których wszelkie kłamstwa i intrygi zawsze zostawały zdemaskowane, a "źli" ponosili zasłużoną karę. Fascynowałam się przygodami Pana Samochodzika, który pod szpetną karoserią ukrywał zalety najlepszego krążownika szos i nie tylko. Wzruszałam się losem Sary Crewe ("Mała księżniczka"), a moimi największymi idolkami były panny Borejkówny (Jeżycjada). Marzyłam o tym, żeby mój dom był taki otwarty, jak ich, chciałam mieć tylu przyjaciół... Najpierw cierpiałam więc, bo wydawało mi się, że jestem taka samotna. Później jednak, gdy znalazłam na swoją "chorobę" lekarstwo i stałam się bardzo towarzyska, wręcz "imprezowa", było jeszcze gorzej - z zewnątrz miałam to, czego chciałam, wewnątrz zaś czułam, że to wcale nie jestem prawdziwa ja... Byłam jak w nieswoim, niewygodnym ubraniu, którego jednak nie chciałam zmienić, bo tak bardzo mi się podobało... Poza tym nie miałam zielonego pojęcia, na jakie inne miałabym je niby zmienić? Wiedziałam jedynie, że nie chcę wracać do starego.

Drugi dzień, to okres od dwudziestki, do trzydziestki. Obfitował w najróżniejsze wydarzenia i najgwałtowniejsze emocje. Korzystałam z dorosłości i wolności, nie zawsze we właściwy sposób. Poznawałam siebie i swoje granice, wypróbowując najróżniejsze ubrania-przebrania i robiąc przy tym mnóstwo najróżniejszych głupstw, których dziś chętnie bym się ze swojego życiorysu pozbyła, ale też sporo ważnych i dobrych rzeczy, z których jestem dumna. Z euforii dwudziestolatki, której zdawało się, że teraz może już wszystko, popadłam w depresję trzydziestolatki, która stwierdziła, że nic nie zrobiła, niczego nie osiągnęła i ogólnie życie sobie zmarnowała... Przez prawie dwa lata wydobywałam się z doła korzystając z pomocy prawdziwej psychoterapeutki. Nie żałuję. Dzięki niej wiele wydarzeń ze swojej przeszłości ujrzałam w zupełnie nowym świetle i pozbyłam się gnębiącego mnie nieustannie poczucia winy za rzeczy, które mi się przytrafiały. Dzięki niej przedefiniowałam, przewartościowałam i przebudowałam wszystko to, co przedefiniowania, przewartościowania i przebudowania wymagało.

W nową dekadę i nowy dzień weszłam nowa JA.

I ten dzień trwa do teraz. I to jest naprawdę dobry dzień. Bo nie potrzebuję już przebieranek. Bo dobrze mi w mojej własnej skórze, nawet jeśli tu i ówdzie zaczyna obwisać;). Bo wiem kim jestem, czego potrzebuję i co mogę dać od siebie. Bo mam poczucie równowagi, dystans do siebie i świata, umiarkowany optymizm oraz wiedzę, że nawet na starych gruzach można wybudować coś świeżego i trwałego. Bo czuję, że choć wiele jest już za mną, szans, możliwości, straconych, niezauważonych, przepadłych, to przede mną też jest jeszcze trochę. Nie mam pojęcia czego. Ale ta niewiedza jest na swój sposób ekscytująca. Każdy nowy dzień jest jak nowa niespodzianka.

Ale w nowym czterdziestoleciu nie chcę jedynie czekać na niespodzianki. Zamierzam nieznanemu wychodzić na przeciw. Zamierzam działać. Zamierzam sama wpływać i kreować. Ale bez ciśnienia, by było to koniecznie coś wielkiego, poważnego i sensownego. Za to z odwagą i otwartością, bo nie ma doświadczeń, czy przedsięwzięć nieudanych - każde z nich coś ze sobą niesie, jakąś wiedzę, czy umiejętności, z których nigdy nie wiadomo, co może w przyszłości wyniknąć.

Co będzie, to będzie:)

W końcu najważniejsze, że teraz powinno być już z górki;)

W dzisiejszym dniu do pełni szczęścia brakuje mi już chyba tylko porządnego tortu:) Takiego, na przykład, jak ten u Ivki - zachwyciłam się i już teraz na żaden inny ani spojrzę;) Ale bez słodkości się nie obyło - kupiłam sobie placek czekoladowo-wiśniowy z bitą śmietaną. Jest może mniej odświętnie za to odpowiednio słodko:)


A po pracy czekały na mnie w domu dwie niespodzianki:

liścik od Leny z uroczą, własnoręcznie wydzierganą, broszką:


Dziękuję Ci bardzo, Leno! I jak Ci się to tak udało zrobić, żeby paczuszka dotarła do mnie akurat dzisiaj? Sprawiłaś mi naprawdę ogromną radość:)

oraz przyjaciółka z prezentami, które wbiły mnie dosłownie w podłogę i odebrały głos z zachwytu:) Kolejna biografia Stefana Zweiga, którego od lektury Marii Antoniny jestem zagorzałą fanką oraz cudowny, ręcznie malowany obraz. Będzie idealny do naszego, właśnie remontowanego, poddasza.



Dziękuję!

czwartek, 21 marca 2013

:D !!! Aaaaaaaa !!! :D

W tytule to jest okrzyk radości:)

A ta radość to stąd, że mi Fidrygauka sprawiła ogromną i przemiłą niespodziankę:)

Wczoraj, gdy wróciłam z pracy, przyniosła mi mama ciężką brązową kopertę, którą odebrała dla mnie od listonosza. A w kopercie .... książka pełna cudnych inspiracji na wiosenne dzianinki:)




Prezentowane w książce modele podobają mi się z kilku powodów. Po pierwsze wszystkie można wykonać bezszwowo, raglanem. Po drugie, mają zupełnie prosty, a jednocześnie bardzo kobiecy krój. I po trzecie - szalenie podobają mi się wykorzystane wzory. Szczególnie ten żeberkowy, który w prezentowanych modelach oddziela poszczególne części sweteterków - wygląda to naprawdę ładnie:)




Ale do jednego modelu oczy zaświeciły mi się szczególnie, a serce zabiło gwałtownie:


I to jest to, od czego zacznę:) Angielskojęzyczność w książce mi nie straszna! Mam już pewną wprawę w rozszyfrowywaniu angielskich opisów. Oraz podręczny słowniczek podstawowych skrótów:) Dam sobie radę! A jeśli nie, to zdjęcia są tak dokładne, że z nich samych sporo można zobaczyć.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z książki Stefanie Japel, Fitted knits. 25 designs for the fashionable knitter.


Fidrygauko, DZIĘKUJĘ !!!

Świetna książka z mnóstwem fantastycznych pomysłów! Już zawładnęła moją wyobraźnią, bo zawiera zupełnie inne projekty niż te, które znam z naszych gazetek. Najchętniej zrobiłabym je wszystkie. I to już teraz, zaraz:D

sobota, 17 listopada 2012

Imieninowo, czyli mix tematyczny ze wspólnym mianownikiem

A wspólnym mianownikiem oczywiście imieniny.

Najpierw mojej mamy. To skomplikowana sprawa, wybrać dla niej jakiś prezent. Z powodu kłopotów zdrowotnych nie wchodzą w grę ani kosmetyki, ani słodycze... Ale na szczęście zawsze mogę coś wydziergać:) Wydziergałam szal i czapeczkę:


Szal wg opisu z Małej Diany Extra nr 6/2008, który równie dobrze można zamotać wokół szyi, jak i zarzucić na ramiona, a nawet, jak chustę, na głowę. Czapeczka z Sandry Extra nr 5/2012.


Przerabiałam podwójną nitką Gucia (jasno szary i średnio szary), drutami nr 6, natomiast plisę - włóczką Como (Opus) i drutami nr 8. Czapka tak mi się spodobała, że sobie z pewnością wydziergam identyczną. I mam nadzieję, że w któryś weekend uda mi się mamę namówić na wspólną sesję:). Może jak Dominika przyjedzie? Zrobiłybyśmy sobie sesję pokoleniową, tak jak wtedy, na przykład:) Tym razem byłyby "Trzy pokolenia kobiet w dzianych szarościach"... Nam na tyle dzianych szarości:).

(Hmmm, trzy kobiety z jednej linii, a każda o innym nazwisku. I ja tu jestem łącznikiem, bo noszę zarówno nazwisko mamy, jak i córki... Ale córka kiedyś pewnie też zmieni... To bardzo niesprawiedliwe, że kobiece linie nie mają ciągłości... Ale w tej kwestii akurat nie ma sprawiedliwego rozwiązania...)

Potem były moje imieniny. Dla swoich gości upiekłam babeczki. Marchewkowe. Bo ostatnio mam lekkiego wkręta na ciasta z warzywami. Bardzo smakowały mi babeczki z cukinią, więc nic dziwnego, że znaleziony w Kwestii Smaku przepis na ciasto marchewkowe również postanowiłam wypróbować. 


Babeczki wyszły super, ciasto jest puszyste i suche, dokładnie takie, jak lubię najbardziej, ale ten lukier... Musiałam oskrobać...W przepisie był tak apetyczny - z sokiem i otartą skórką pomarańczy, że choć lukru generalnie nie lubię, to tym razem dałam się skusić. Nie wiem, czego się spodziewałam, w końcu lukier, to cukier - musi być słodki. Jedyną jego zaletą był niezwykły pomarańczowy aromat. Szkoda by było z tego rezygnować, dlatego w przyszłości całą otartą skórkę pomarańczową, wraz z sokiem (zamiast jaj) zamierzam dodać po prostu do ciasta. Zobaczymy, co z tego wyjdzie:)

A prezencie imieninowym dostałam cudne filiżanki. Dwa zestawy. Żebyśmy się z mężusiem, w samotne (w sensie, że bezdzietne, skoro już nam dziecko z domu wyfrunęło), zimowe wieczory, elegancko krzepili gorącą herbatką:) 



No to się krzepimy. Z wielką przyjemnością:)


Dostałam też książkę. Aż mi dech zaparło - Marka Edelmana "Bóg śpi"! Nie mogę się doczekać, kiedy zacznę czytać. Tylko skończę "Dziedzictwo" Zofii Kossak. Odpoczynek od Kossaków dobrze mi zrobi, bo takie zafiksowanie się na jednym temacie jest już cokolwiek niepokojące:)



 
Czy żeby być przyzwoitym człowiekiem trzeba wierzyć w Boga? Czym jest Dekalog dla niewierzącego? W ostatnich rozmowach z Markiem Edelmanem autorzy pytają o sens i wartość kolejnych przykazań w trudnych i niejednoznacznych kontekstach. Dając przykłady z całego życia, niewierzący w Boga Edelman tłumaczy, co i dlaczego jest najważniejsze w obliczu różnych, często ekstremalnych sytuacji. Poruszająca, mądra lektura dla każdego bez względu na światopogląd. 


A skoro już o prezentach mowa, to koniecznie muszę się pochwalić przesyłką od Ani z Wydzierganych myśli... Kiedyś, podziwiając jej filcowane robótki pożaliłam się, że sama też bym bardzo chętnie, ale igiełek brak i doświadczenia też brak, więc nie wiadomo, jakie wybrać, żeby dobre były.... Ania odpisała mi, żebym podała swój adres i ona już coś wymyśli. I wymyśliła:). Parę dni temu dostałam paczuszkę z igłą do filcowania, próbkami wełenek i prześliczną broszką:


Aniu, DZIĘKUJĘ Ci z całego serca. Twój gest bardzo wiele dla mnie znaczy. Gdy tylko zakończę bieżące projekty, niezwłocznie biorę się za filcowanie!

A na koniec prezent, który zrobiłam sobie sama:

Jeszcze nie wiem, co z tego będzie. Z szarych i śliwkowych melanży na pewno skarpety, bo to stuprocentowa wełna, a reszta... czas pokaże:) Na razie tylko co rusz zaglądam do pudła, dotykam, planuję i uśmiecham się do niewiadomego...