A wspólnym mianownikiem oczywiście imieniny.
Najpierw mojej mamy. To skomplikowana sprawa, wybrać dla niej jakiś prezent. Z powodu kłopotów zdrowotnych nie wchodzą w grę ani kosmetyki, ani słodycze... Ale na szczęście zawsze mogę coś wydziergać:) Wydziergałam szal i czapeczkę:
Przerabiałam podwójną nitką Gucia (jasno szary i średnio szary), drutami nr 6, natomiast plisę - włóczką Como (Opus) i drutami nr 8. Czapka tak mi się spodobała, że sobie z pewnością wydziergam identyczną.
I mam nadzieję, że w któryś weekend uda mi się mamę namówić na wspólną
sesję:). Może jak Dominika przyjedzie? Zrobiłybyśmy sobie sesję pokoleniową, tak jak
wtedy, na przykład:) Tym razem byłyby "Trzy pokolenia kobiet w dzianych szarościach"... Nam na tyle dzianych szarości:).
(Hmmm, trzy kobiety z jednej linii, a każda o innym nazwisku. I ja tu jestem łącznikiem, bo noszę zarówno nazwisko mamy, jak i córki... Ale córka kiedyś pewnie też zmieni... To bardzo niesprawiedliwe, że kobiece linie nie mają ciągłości... Ale w tej kwestii akurat nie ma sprawiedliwego rozwiązania...)
Potem były moje imieniny. Dla swoich gości upiekłam babeczki. Marchewkowe. Bo ostatnio mam lekkiego wkręta na ciasta z warzywami. Bardzo smakowały mi babeczki z cukinią, więc nic dziwnego, że znaleziony w
Kwestii Smaku przepis na ciasto marchewkowe również postanowiłam wypróbować.
Babeczki wyszły super, ciasto jest puszyste i suche, dokładnie takie, jak lubię najbardziej, ale ten lukier... Musiałam oskrobać...W przepisie był tak apetyczny - z sokiem i otartą skórką pomarańczy, że choć lukru generalnie nie lubię, to tym razem dałam się skusić. Nie wiem, czego się spodziewałam, w końcu lukier, to cukier - musi być słodki. Jedyną jego zaletą był niezwykły pomarańczowy aromat. Szkoda by było z tego rezygnować, dlatego w przyszłości całą otartą skórkę pomarańczową, wraz z sokiem (zamiast jaj) zamierzam dodać po prostu do ciasta. Zobaczymy, co z tego wyjdzie:)
A prezencie imieninowym dostałam cudne filiżanki. Dwa zestawy. Żebyśmy się z mężusiem, w samotne (w sensie, że bezdzietne, skoro już nam dziecko z domu wyfrunęło), zimowe wieczory, elegancko krzepili gorącą herbatką:)
No to się krzepimy. Z wielką przyjemnością:)
Dostałam też książkę. Aż mi dech zaparło - Marka Edelmana "Bóg śpi"! Nie mogę się doczekać, kiedy zacznę czytać. Tylko skończę "Dziedzictwo" Zofii Kossak. Odpoczynek od Kossaków dobrze mi zrobi, bo takie zafiksowanie się na jednym temacie jest już cokolwiek niepokojące:)
Czy żeby być przyzwoitym człowiekiem trzeba wierzyć w Boga? Czym jest
Dekalog dla niewierzącego? W ostatnich rozmowach z Markiem Edelmanem
autorzy pytają o sens i wartość kolejnych przykazań w trudnych i
niejednoznacznych kontekstach. Dając przykłady z całego życia,
niewierzący w Boga Edelman tłumaczy, co i dlaczego jest najważniejsze w
obliczu różnych, często ekstremalnych sytuacji. Poruszająca, mądra
lektura dla każdego bez względu na światopogląd.
A skoro już o prezentach mowa, to koniecznie muszę się pochwalić przesyłką od
Ani z Wydzierganych myśli... Kiedyś, podziwiając jej filcowane robótki pożaliłam się, że sama też bym bardzo chętnie, ale igiełek brak i doświadczenia też brak, więc nie wiadomo, jakie wybrać, żeby dobre były.... Ania odpisała mi, żebym podała swój adres i ona już coś wymyśli. I wymyśliła:). Parę dni temu dostałam paczuszkę z igłą do filcowania, próbkami wełenek i prześliczną broszką:
Aniu, DZIĘKUJĘ Ci z całego serca. Twój gest bardzo wiele dla mnie znaczy. Gdy tylko zakończę bieżące projekty, niezwłocznie biorę się za filcowanie!
A na koniec prezent, który zrobiłam sobie sama:
Jeszcze nie wiem, co z tego będzie. Z szarych i śliwkowych melanży na pewno skarpety, bo to stuprocentowa wełna, a reszta... czas pokaże:) Na razie tylko co rusz zaglądam do pudła, dotykam, planuję i uśmiecham się do niewiadomego...