sobota, 28 lipca 2012

Wakacje

... nadeszły wreszcie i dla mnie:)

Jutro witajcie jeziora i leśne szlaki! Mam zamiar pływać (no dobra, szlifować pływanie, bo jestem dopiero po trzech lekcjach na basenie;)), jeździć na rowerze, spacerować... W żadnym razie nie czytać i nie dziergać! No chyba, żeby miało padać... Albo jakbym się nudziła w czasie poobiedniej sjesty... Hmmm... może jednak spakuję chociaż jedną maciupką robótkę? I książkę. Jedną! W końcu od odpoczynku też warto chwilkę odpocząć;)

Nad jeziora zabiorę też, jakiś już czas temu wydziergane, ale jeszcze nie noszone, topy. Jakoś nie było okazji - a to za gorąco, a to znów za chłodno... Liczę, że na urlopie pogoda będzie dla nich w sam raz:)


Na ten model wykorzystałam swoje najstarsze włóczki - kremową bawełnę z akrylem (robiłam z niej również ten żakiecik) oraz ceglasty akryl z bawełną (chyba) - tak stary, że nie zachowała się z niego nawet metka).


Dziergałam inspirując się modelem z Sandry Extra. Szydełkowe Lato nr 3/2010, jednak ze względu na zastosowaną przeze mnie, zupełnie inną niż zalecana, włóczkę, musiałam wprowadzić kilka zmian.


W oryginale topik miał być wiązany na szyi, ale uznałam, że w mojej robótce lepiej sprawdzą się ramiączka.

Wiązanie na karku zastosowałam natomiast w drugim modelu, głównie z tego powodu, że jechałam na absolutnych włóczkowych resztkach:


Obie włóczki to bawełny, również z bardzo starych zapasów, również bez metek, więc nazw nie przytoczę.


Inspirację do tego modelu zaczerpnęłam z Małej Diany Extra nr 4/2010.
No to idę się dalej pakować:)

Lato, lato, lato czeka, razem z latem, czeka rzeka, razem z rzeką, czeka laaaaas....
:)



Komentarze
2012/07/28 22:36:12
Przyjemnych wakacji, w topach :))
2012/07/29 02:02:08
Dołączam się: Przyjemnych wakacji w topach :)
I niech pogoda dopisuje.
A książkę weż koniecznie :)
I powodzenia w wodzie!
2012/07/30 08:38:04
Suuper zazdroszczę, ale być może też się doczekam swoich wakacji a co do dziergania to jak zwykle cudeńka. Jest może coś czego nie potrafisz? Kiedyś przejrzałam Twojego bloga wstecz i wygląda na to, że i dinozaura byś wydziergała. Topki słodkie i wakacyjne.
2012/07/30 09:27:21
a ja jak zwykle, kiedy zobaczę u kogoś wydziergane topy, myślę - też powinnam... a potem nie robię nic w tym kierunku.

pochwal się tymi cudeńkami z Tobą w środku:)

Anka
2012/07/30 17:09:15
Ależ zazdrosna jestem! Chyba chwycę za szydełko i się w końcu porządnie nauczę robić coś kształtnego i z myślą przewodnią wplecioną w nitkę. Pięknie!
2012/07/30 17:57:53
Ależ Ci zazdraszczam!!! Baw się dobrze, Kochana i wypoczywaj za wszystkie czasy :)

Topiki wspaniałe. Chyba też wydziergam sobie coś w tym stylu :) Pozdrawiam!
2012/08/03 19:21:04
cudownych wakacji!! :-)
2012/08/05 16:00:26
stroje i topiki piekne...milych wakacji zycze...pozdrawiam ania
2012/08/10 18:53:06
Dziękuję za wszystkie miłe słowa i życzenia!
:)

środa, 25 lipca 2012

Boska Diva (Stretch)

Bikini absolutnie nie było moim pomysłem. Nigdy w życiu nie myślałam, że kiedykolwiek coś takiego wydziergam. Wprost przeciwnie - widziałam bardzo ładne modele w gazetach i na blogach, ale żeby tak sama.... Nieeeeee, przecież to takie niepraktyczne....

Ale ostatnio córka zaczęła coś nieśmiało przebąkiwać, że widziała w internecie, że takie ładne, że by chciała mieć, i że bardzo prosi...

No cóż... Najpierw powoli... bez obietnic i deklaracji... ot tak, z uprzejmą ciekawością, w wolnej chwili, popatrzyłam sobie na potencjalne modele i motki...

I ani się obejrzałam, a już byłam wkręcona w robótkowy wir! No po prostu wciągnęło mnie i w efekcie powstało nie jedno, lecz od razu dwa bikini:) A co? Jak szaleć to szaleć! Tym bardziej, że znalazłam absolutnie fantastyczną włóczkę na takie rzeczy. To Diva Stretch (Alize), która głównie składa się z akrylowej mikrofibry i jest elastyczna!


Ten model stanowi wariację na temat robótki Zdzid - parę motywów podpatrzyłam z jej zdjęć, ale żeby nie było, że kopiuję (zresztą kopii nie można przecież robić dosłownie;)), to troszkę dodałam również od siebie.


Na przykład dekoracyjne sznureczki i obrąbek wzorem rakowym.


Dziergałam szydełkiem nr 2,5.

Drugi model zaczerpnęłam z Sandry Extra. Szydełkowe Trendy, Nr 1/2010,


... który również został nieco zmodyfikowany w porównaniu z oryginałem.


Ten model przerabiałam szydełkiem 3,5, ale wzór muszelkowy i tak wyszedł dość ścisły.


A ponieważ na koniec zostało mi jeszcze trochę włóczki, to zrobiłam sobie opaskę, w której elastyczne właściwości surowca sprawdzają się po prostu genialnie:)


Na wszystko zużyłam niemal do ostatniego metra dwa motki Divy - jeden w kolorze dżinsowym i jeden w beżu.

Bliscy i znajomi, którym się pochwaliłam swoją robótką, zachwycali się gotowymi rzeczami. Mnie bez reszty zachwyca Diva Stretch!


Komentarze
2012/07/26 21:04:59
Oba komplety są super, ale oczywiście, że względu na moje upodobania kolorystyczne, bardziej skłaniam się ku niebieskiemu.

Ciekawe czy jakieś inne firmy produkują coś w rodzaju tej "boskiej' divy? Czy może wiesz coś na ten temat i moglabyś polecić? Osobiście zaopatruję się w tureckiej firmie Yarn Paradise i zastanawiam się czy oni mają ten rodzaj włóczek.

Anka
2012/07/26 22:38:33
Śliczności rodem z lat '70. Tak mi się zawsze kojarzą szydełkowe bikini. Oba kostiumy śliczne i godne pożądania :)
2012/07/27 13:32:56
fajoskie! :-)
2012/07/27 14:02:12
Jesteś po prostu niemożliwa i z drutu kolczastego też byś coś wydziergała! Super kostiumy a resztki oczywiście zagospodarowane co do ostatniego szczątka poza tym piękne marynarskie kolory no genialnie po prostu!
2012/07/28 20:51:10
Aniu, niestety nie znam innych tego rodzaju włóczek, ale jak coś mi jeszcze przypadkiem w tym temacie wpadnie w oko, to natychmiast dam znać:)

Agnieszko, a la lata siedemdziesiąte, to piękne ażurowe szorty oglądałam ostatnio w sieci - to dopiero cudeńka! Mam chęć spróbować, ale obawiam się, że ten temat mnie przerośnie...

Tfu.tfu, Kraszynko, dziękuję:) Kolory dobrane przypadkiem, ale bardzo podoba mi się marynarskie skojarzenie:)
2012/07/30 09:34:09
dzięki:))
2012/08/23 08:09:38
A jak z wygodą używania tych pięknych kostiumów kąpielowych? Jak się sprawowały w praktyce, ciekawa jestem.
2012/08/23 17:27:21
Sowo, w kąpieli to się kostiumy jeszcze nie sprawdzały i chyba raczej nie będą:) Szczerze mówiąc, to sama Dominice odradzałam wchodzić w nich do wody. Bo woda w kąpieliskach bywa nie pierwszej czystości i byłoby mi przykro, gdyby strój, na przykład, nieodwracalnie zbrunatniał... Ale jako opalacze są idealne:) 

środa, 18 lipca 2012

Kogni... co????

... - spytała Dominika z nieskrywaną irytacją, gdy zadzwoniłam do niej z nowym pomysłem na studia. Po egzaminie maturalnym z chemii wiadomo już było bowiem, że medycyna w tym roku będzie poza jej zasięgiem. Co prawda plan awaryjny zakładał poprawę matury w przyszłym roku i ponowny start na zaplanowaną uczelnię, jednak mnie męczył kompletny brak zainteresowania ze strony Dominiki innymi opcjami. Wzięłam więc na siebie misję uświadamiania córki odnośnie innych dostępnych kierunków do studiowania, podrzucając jej, od czasu do czasu, jakieś pomysły do rozpatrzenia. Dokonując wyboru warto przecież wiedzieć spośród czego się wybiera, prawda?

- Kognitywistyka! - powtórzyłam - Zanim powiesz, że nie chcesz i nie potrzebujesz, to chociaż poczytaj sobie na ten temat. Może akurat ci się spodoba? Przy rekrutacji punktują twoje ulubione przedmioty.

Z jakiegoś powodu moje zaangażowanie wprawiało Dominikę w stan irytacji i ciągle słyszałam tylko pełne zniecierpliwienia - nie, nie i NIE! A przecież nie chodziło mi o to, żeby swoją córkę skłonić do zmiany decyzji, czy cokolwiek jej narzucać. Rozumiem, że to jej plany i decyzje... Moim celem było jedynie zwiększenie pola wyboru.

- No dobra, poczytam - mruknęła na odczepnego.

Po godzinie dostałam SMS-a: Faaaaaaajneeeeee to !:D

No i wcale się nie dziwię, że jej się w końcu spodobało:). Ja sama, im więcej na ten temat czytałam, tym bardziej zapalałam się do tego tematu.

Kognitywistyka, czyli nauka o procesach poznawczych, jest bowiem interdyscyplinarną dziedziną, która łączy w sobie to, co Dominika od zawsze lubiła najbardziej. Jest więc tu sporo biologii, bo budowa i funkcjonowanie mózgu oraz całego układu nerwowego; psychologii, bo badanie procesów poznawczych, ich rozwoju i ewentualnych dysfunkcji; informatyki, bo na tej podstawie modeluje się sztuczną inteligencję, a także tworzy przyjazne dla użytkowników interfejsy. A wszystko to z dużą dawką języka angielskiego, bo jako młoda dziedzina, kognitywistyka nie dorobiła się jeszcze odpowiedniej ilości publikacji w języku polskim. Ponadto, sporo jest też filozofii (co akurat dla mnie brzmi szczególnie pociągająco:)), bo nie sposób kognitywistyki rozpatrywać bez teoretycznych dociekań dotyczących natury umysłu i świadomości. Jak widać na tej podstawie, kognitywistykę trudno zakwalifikować jednoznacznie jako dziedzinę typowo humanistyczną, czy ścisłą, bo łączy w sobie obie te cechy. W jej zakresie zdobywa się bardzo różnorodną wiedzę, która w przyszłości może dać bardzo szerokie możliwości. I to również jest w niej szalenie pociągające...

Po wielu rozmowach, przeczytanych artykułach oraz dyskusjach na internetowych forach, Dominika podjęła ostateczną decyzję i zapisała się na kognitywistykę. Jeśli chodzi o uczelnie, to wielkiego wyboru w tej kwestii nie miała, bo obecnie są w kraju jedynie cztery, które prowadzą ten kierunek. Najdłuższą historię ma w tym temacie Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Po raz trzeci odbywać się będzie nabór na Uniwersytecie Jagiellońskim, zaś dopiero po raz pierwszy na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Z racji naszego zamieszkania w grę wchodził oczywiście tylko Kraków i Lublin.

I właśnie w poniedziałek dowiedzieliśmy się, że została przyjęta do Krakowa!

Uffff... kamień z serca i wielka radość dla wszystkich. I mam nadzieję, że moje dziecko sprosta wymaganiom. Że z pasją i zaangażowaniem zgłębiać będzie nowe, ekscytujące zagadnienia. Na tym nowym etapie jej życia, życzę Dominice, by nauka i wiedza zawsze były dla niej źródłem radości, a w przyszłości zapewniły ciekawą, twórczą i satysfakcjonującą pracę.

Hmmm... No to jestem mamą studentki... Ale numer;)

Ale swojego pokoju nie pozwoliła ruszać. To ma być nadal tylko jej pokój...

Szkoda, myślałam, że zrobię tam sobie pracownię;)


Komentarze
2012/07/19 18:45:46
Gratuluję i Tobie - bycia mamą studentki, i Córce - bycia studentką. Wkracza w piękny czas, okres, który przynajmniej dla mnie i moich przyjaciół, był niesamowity, fantastyczny, taki odkrywczy! nie tylko na polu nauki, ale także życia wewnętrznego. Bycie dorosłym(szczególnie gdy mieszka się poza domem i zaczyna się samemu utrzymywać i decydować o wszystkim)... dla mnie był to czas niesamowity, czego życzę i Twojej Córce, tym bardziej, że będzie w Krakowie!!!!! Niech czerpie pełnymi garściami!

Mnie samą zaciekawił ten kierunek. Wygląda świetnie, przynajmniej na papierze. Cóż, mój czas na razie minął:)

pozdrawiam

Anka
2012/07/19 20:13:22
nie mogli 18 lat temu takich studiów? :-(
echhh...

trzymam kciuki za Studentkę :-)
uściski!
2012/07/19 22:42:03
BRAWO, BRAWO, BRAWO! Z całego serducha gratuluję!!! Kierunek brzmi fascynująco, a i Kraków do tego... bajka :) Szkoda, że za moich czasów wybór był tak marny :(

Ściskam i życzę Wam obu wszystkiego dobrego!
2012/07/20 14:40:20
Ha a to Cię córka zrobiła z tym pokojem, ale może z czasem przynajmniej coś uda się przemycić. Wszystko brzmi bardzo nowocześnie teraz wiele uczelni wprowadza nowe kierunki przystosowane do dzisiejszych czasów no i to chyba najładniejsze miejsce do studiowania jakie sobie można wymarzyć w Polsce. Gratulacje dla obu Pań i za wysiłki każda zupełnie inny!!!!
2012/07/20 15:17:46
W imieniu swoim i córki bardzo Wam dziękuję za gratulacje i życzenia:)

A jeśli o sam kierunek chodzi, to również złorzeczę sobie pod nosem, że za moich czasów nie było tak ciekawie i tak wygodnie... Bo gdyby nawet te dwadzieścia lat temu taki kierunek istniał, to nie wiem jakim cudem mogłabym się o nim dowiedzieć??? A teraz wszystko jest w internecie podane jak na tacy. Na przykład taka strona www.kierunki.net - wszystkie kierunki pięknie scharakteryzowane, łącznie z zawodowymi perspektywami, podane linki do uczelni, gdzie można dany kierunek studiować...
A ja... Ja szukałam po bibliotekach i kioskach informatorów, które i tak nigdy nie były kompletne...
2012/07/21 19:20:55
Nigdy nie słyszałam o takim kierunku, ale po wstępnym zapoznaniu się z tematem stwierdzam, że to musi być coś fajnego. I czasami nie ten pierwotny plan jest najlepszy, czasami coś, co gdzieś z boku się czai, okazuje się tym czymś wymarzonym. Tylko się od razu nie wie.
Serdecznie Wam gratuluję i życzę sukcesów - Studentce naukowych, a dumnej Mamie powodzenia w pracowni (w którą ten pokój może jednak troszkę się przekształci) :)
2012/07/21 21:52:20
Ha! Ja zawsze uważałam, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło:)
I bardzo dziękujemy za życzenia!
2012/07/21 23:26:27
Gratuluję :) Przyznam, ze o takim kierunku nie słyszałam, choć kognitywizm jest mi znany, nigdy bym nie przypuszczała, że może się z nim wiązać coś fajnego. Kognitywistami bowiem katowałam się przy okazji teorii i filozofii prawa. Tymczasem - kierunek rokuje bardzo ciekawie. Wszystko należy w życiu poznawać od właściwej strony :)
A do pokoju to się wkradnij - tak troszeczkę ;)

Gość: , 178-37-48-232.adsl.inetia.pl
2012/09/02 08:36:31
Witaj
Moja córka w tamtym roku rozpoczęła kognitywistykę na UAM i po zaliczeniu 1. semestru zrezygnowała, zostając przy drugim kierunku, który studiowała równolegle (oba zaczynała jednocześnie). Mam nadzieję, że w Krakowie rzeczywiście będzie to kogni, a nie chaotyczna mieszanka psychologii i filozofii zaprawiona dużą dawką samozadowolenia i samozachwytu prowadzących. Córka stwierdziła, że ma wrażenie dryfowania donikąd i po nic. Startowała z wielkim zapałem, nastawiła się na te studia i bardzo się rozczarowała. Może UJ lepiej się przygotował. Trzymam kciuki - na świecie to bardzo rozwojowy kierunek i z wielką przyszłością - może u nas, jak zwykle, brak na to pieniędzy - to przecież badania, badania, badania. Życzę sukcesów i pozdrawiam. Florencja
2012/09/03 12:17:36
Florencjo, dziękuję za Twój komentarz... rzeczywiście na forach spotkałyśmy się z opinią, że w Polsce kognitywistyka, to głównie filozofia... Ale było też sporo bardzo pozytywnych wypowiedzi, zwłaszcza na temat Poznania, bo tam przecież ten kierunek ma już swoją historię i całkiem pokaźną liczbę absolwentów... Cóż, mamy nadzieję, że na UJ będzie dobrze... filozofia, myślę sobie, że jest do przejścia;), byle bez chaosu i bez nadmiernego samozachwytu prowadzących;)
Moja córka również staruje z wielkim zapałem i na dodatek bez żadnych innych studiów równoległych, dlatego tym bardziej mam nadzieję, że będzie dobrze...
Dziękuję za życzenia i również pozdrawiam:)

niedziela, 15 lipca 2012

"Maria i Magdalena"

... od dawna znajdowała się w moich czytelniczych planach, dlatego kiedy pewnego dnia, po powrocie z pracy, czekała na mnie niespodziankowa paczuszka od Magoty, w której (prócz paru innych uroczych drobiazgów - chyba będzie jeszcze okazja o nich wspomnieć:)) znalazłam dwa tomy tej właśnie książki, moja radość była przeogromna. Nawet obiadu nie mogłam spokojnie dokończyć, ani z rodziną porozmawiać o spędzonym dniu, bo co chwilę myślami odpływałam w kierunku książek, a z mojej twarzy nie schodziła głupawa, błogo zadowolona, mina. Przeczytałam wstęp, spis treści i...

Tymczasem jednak musiałam darować sobie dalsze zgłębianie pasjonującej lektury, bo inne rzeczy były aktualnie "na tapecie". Okazję tę niezwłocznie wykorzystała moja mama - porwała oba tomy do siebie, a później regularnie raczyła mnie przeczytanymi ciekawostkami;)

(Kiedyś to ona podrzucała mi książki do czytania, teraz najczęściej dzieje się odwrotnie i choć nasze gusta czytelnicze nieco się różnią, to jednak bardzo często podobają nam się te same książki. Strasznie mnie to wzrusza:))

Ale wreszcie i mnie dane było zapoznać się z historią "Marii i Magdaleny".

Barwna, pełna humoru opowieść o życiu Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej i samej autorki oraz całego klanu Kossaków na tle artystycznej i intelektualnej bohemy pierwszej połowy XX wieku. Cięty język, niezliczone anegdoty i pikantne szczegóły z młodości sióstr i ich znanych przyjaciół. 

W trakcie czytania nasuwało mi się mnóstwo refleksji i różnorodnych wrażeń, i teraz prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, na których z nich się skoncentrować. Bo "Marię i Magdalenę" można poznawać na kilka sposobów. Po pierwsze jako opis niezwykłych relacji siostrzanych. Po drugie, jako świadectwo czasów (stosunki społeczne, normy obyczajowe i rodzinne), które autorka w swojej opowieści wspomina. Po trzecie jest to charakterystyka krakowskiej bohemy artystycznej początku XX w. Po czwarte zaś wiele mówi o autorce to, o czym w swojej książce w ogóle nie wspomina lub robi to bardzo enigmatyczne, np o swojej roli jako matki, czy relacjach ze starszym bratem. No i po piąte samo zakończenie... Aż usnąć z wrażenia nie mogłam. Ileż emocji było w tym ostatnim zdaniu - w tym momencie, z końcem sierpnia 1939 r. skończył się dla autorki świat, który znała i kochała. Do tej pory Magdalena Samozwaniec żyła, żeby się śmiać, żartować, podkpiwać sobie ze wszystkich, dowcipkować. Później żartowała, żeby żyć. Bez tego swoistego poczucia humoru, który pozwalał jej spłycać wszelkie dotykające ją dramaty, pewnie nigdy nie udałoby się jej odnaleźć w nowej rzeczywistości. Rzeczywistości hitlerowskiej okupacji. Rzeczywistości bez Tatki, Mamidła, Lilki. Szarej, zgrzebnej i pełnej terroru rzeczywistości początków PRL...

Książkę Magdaleny Samozwaniec przeżywałam na wszystkie te sposoby, ale szczególnie pasjonowały mnie relacje siostrzane. Bo sama siostry nie mam. A brat (na dodatek młodszy), to jednak nie to samo;). Z przyjemnością czytałam o ich ogromnej miłości, o tym, jak dobrą była Lilka przewodniczką dla swojej młodszej siostry. Choć potrafiła być też wredna i apodyktyczna - typowa starsza siostra;) Pomimo jednak konfliktów i rywalizacji dziewczęta kochały się ogromnie i wzajemnie bardzo wspierały. Dawały sobie nawzajem to, co każda z nich miała najlepszego. Lilka sprowadzała wiecznie roztrzepaną i trzpiotowatą Madzię na ziemię, zaś gruboskórna Madzia jak tylko mogła chroniła delikatną i wrażliwą siostrę-poetkę. Zazdroszczę im tych relacji. Choć przecież zdaję sobie sprawę, że opisy autorki, które dziś tak mnie zachwycają, mogą być wynikiem idealizowania wspomnień z przeszłości.

Co ciekawe, ale Madzia z kart powieści niespecjalnie przypadła mi do serca. W wielu momentach budziła moją irytację. Była rozpuszczoną, zmanierowaną i pyszną panienką, a jej egoizm, ma się wrażenie, że ustępuje jedynie w relacjach z siostrą - tylko dla niej potrafi od czasu do czasu zapomnieć o sobie. Denerwująca jest jej beztroska i trzpiotowatość nawet wówczas, gdy była już dorosłą osobą. Jej sposób bycia najlepiej chyba wyraża się w słowach "po nas choćby i potop". Postawa ta jest zresztą charakterystyczna dla całej krakowskiej rodziny Kossaków - jako popularni artyści-malarze (dziad, ojciec i syn) masowo produkowali i sprzedawali swoje obrazy, a mimo to ciągle brakowało im pieniędzy. Żyli ponad stan, zupełnie nie potrafili oszczędzać. Bez przerwy tonęli w długach. Za to uwielbiali robić sobie kosztowne prezenty; dzień bez prezentów był dniem straconym. Uwielbiali też podróżować. Francuska Riwiera, Bliski Wschód, Anglia - bez przerwy ktoś z nich był w podróży.... Z drugiej jednak strony trochę im tej beztroskiej postawy zazdroszczę, bo ja z kolei za bardzo przejmuję się swoją sytuacją i swoimi zobowiązaniami. Czasami strasznie potrafią mnie zdołować. A panny Kossakówny nic sobie nie robią z własnego zadłużenia i przed inkasentami ze śmiechem chowają się w krzakach...

Pomimo tych irytacji, jest jednak w Kossakach coś, co fascynuje, budzi ciekawość ich dalszych losów i wzrusza. Niezwykłe życie miała ta wyjątkowa rodzina tak szczodrze obdarowana talentami! I tych talentów też im troszkę zazdroszczę. Niedawno Fidrygałka pytała na swoim blogu, co wpływa na nasze losy, co sprawia, że niektórzy z nas osiągają sukces, a inni nie. I tak się zastanawiam... gdyby Magdalena urodziła się w innej rodzinie, to czy jej talent również by tak rozbłysł? Czy osiągnęłaby taki sukces, gdyby nie była Kossakówną, a jej twórczości nie recenzował przyjaciel rodziny, Makuszyński? Pewnie nie, albo przynajmniej nie w takim zakresie jak to miało miejsce. I z pewnością nie zawładnęłaby aż tak masowo wyobraźnią swoich czytelników. Moją zawładnęła. Bez dwóch zdań!

W latach powojennych Magdalena Samozwaniec była jedną z najpopularniejszych pisarek, spotkania autorskie z nią cieszyły się ogromnym powodzeniem, ale według recenzentów tylko jej dwie książki zasługują na uwagę: "Maria i Magdalena" oraz "Zalotnica niebieska" - obie opowiadają w głównej mierze o jej sławnej siostrze-poetce, jak też o innych członkach jej niepospolitej rodziny. Ale to już zupełnie inny temat...



Komentarze

2012/07/16 13:13:24
ciekawie to opisujesz. Możliwe, że kiedyś pomyślę o tej pozycji, kiedy będę zamawiać książki.
Czy Ty gdzieś jeszcze publikujesz swoje recenzje? Dobrze piszesz, ciekawie opowiadasz...



Anka

Gość: , 78.10.129.20*
2012/07/16 18:48:59
był czas,że tylko książki Magdaleny Samozwaniec pochłaniałam.Uważam,że bardzo fajnie opisuje epokę i czyni to z wielkim poczuciem humoru.Chociażby taka książeczka "Łyżka za cholewą a widelec na stole",która opisuje jak się jadało u Kossaków i nie tylko .Znajdują się tam również przepisy Przypkowskich.Uważam,żeta książeczka jest perełką i szkoda,że Wydawnictwo Literackie nie wznawia nakładu.Pozdrawiam Krystyna

2012/07/17 15:49:58
Tak pięknie tę książkę opisałaś, że gdybym jej już nie przeczytała, to na pewno bym po nią sięgnęła :) Miałam bardzo podobne odczucia po tej lekturze, a ostatnio zamówiłam nawet "Zalotnicę niebieską", aby jeszcze raz poczuć ten klimat.

Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mój prezencik dostarczył Ci tylu wrażeń! Mocno ściskam

2012/07/17 17:53:42
Świetna książka, zgadzam się w stu procentach. Ja czytałam ją z zapartym tchem także dlatego, że stanowi piękne zwierciadło epoki, ze wszystkimi jej dziwactwami, smaczkami i i niuansami. Niby (jeszcze do niedawna) to samo stulecie, a jaka przepaść dzieli nas od tamtego świata! Ujęty, mimochodem jakby, portret mojego miasta wyziera z każdej kartki i kokietuje urokiem w starodawnym stylu. Choć tak na serio, to nie wiem, czy bym się skusiła ;)
Pozdrawiam!

niedziela, 8 lipca 2012

Pudełeczka

Upały, którymi przywitało nas tegoroczne lato, i które z krótką przerwą po dziś dzień ocieplają naszą na tym świecie egzystencję, może i są ciut męczące fizycznie, ale w pewien sposób są też ogromnie przyjemne - to czas w pełni usprawiedliwionego, błogiego lenistwa - przecież nikt rozsądny nie podejmie się żadnych prac domowych ani na zewnątrz, gdzie pali słońce, a temperatura dobrze przekracza 30 stopni; ani wewnątrz, gdzie mimo szczelnie zasłoniętych okien i ciągłego przeciągu powietrze stoi, a każda aktywność rosi ciało kropelkami potu...

A wiadomo, że nic nie jest równie przyjemne, jak, usankcjonowane przyczynami od nas niezależnymi, nieróbstwo - te podarowane od losu chwile, kiedy człowiek nic nie musi, za niczym nie goni i nigdzie się nie śpieszy... po prostu bezcenne:). Nic więc dziwnego, że pomimo fizycznego dyskomfortu, upały kojarzą mi się jednak raczej przyjemnie. To nieskomplikowany, pachnący i orzeźwiający obiad (np. moje ulubione młode ziemniaczki, ugotowane i posypane aromatycznym koperkiem ze szklanką mocno schłodzonego kefiru), kojąco przyciemniona sypialnia z lekko na przeciągu szeleszczącymi zasłonami, chłód pościeli, książka, lody.... Hektolitry lodów... Śmietankowo-śmietankowych...

No i ja właśnie dziś w związku z tymi lodami (o lekturach upalnych popołudni będzie innym razem) - nagle okazało się, że stosik umytych po nich opakowań ma już całkiem imponujące rozmiary i czas już najwyższy, by się go z mieszkania pozbyć. Jednak, w trakcie pakowania ich do wora, coś mnie tknęło. Hmmm... bardzo praktyczny kształt... plastik, ale sztywny i wygląda na całkiem trwały...

A może by tak zdekupażować?

Jak pomyślałam, tak też zrobiłam i oto eksperymentalne pojemniczki z lodowych opakowań:


Pudełeczka pozują z włóczką, którą miałam akurat na podorędziu, ale tak naprawdę, to nie wiem jeszcze na co je przeznaczę, muszę przetestować w różnych warunkach. Jeśli się sprawdzą, to mam jeszcze większych rozmiarów i z pokrywkami - byłyby fajne dla różnych robótkowych akcesoriów, np. na resztki motków, koraliki, kordonki, sznurki, wycinanki, szablony, nożyczki....


Albo może do kuchni, na przyprawy...


Powierzchnia pudełka jest dość gładka, więc mam obawy, czy farba nie będzie odpryskiwać. Co prawda przed malowaniem pokryłam pojemniki specjalnym primerem zwiększającym przyczepność farby i żeby już nie pogrubiać naniesionych warstw polakierowałam tylko dwukrotnie, ale...


No zobaczymy, jak się to spisze w praktyce. Ostatecznie można jeszcze próbować okleić pojemnik warstwą gazetowych pasków maczanych w rozcieńczonym wikolu. Wikol jest bardzo przyczepny i sprawdza się do wszystkiego:)



Komentarze

2012/07/08 23:13:45
Pudełka wyszły ci fantastycznie! jako pojemniki robótkowe sprawdzają się - mam kilka, jako pojemniki na przyprawy - też - stosuję od lat, tyle, że nei mam tak ładnie ozdobionych. Generalnie wszystko, co mam w szafkach kuchennych i co jest tzw. drobiazgiem, świetnie się w nich przechowuje. Nie bez znaczenia jest tu na pewno ich ustawny kształt:)
Ciekawe, czy farba się utrzyma? Podziel sie koniecznie tym doświadczeniem. A o wikolu nie wiedziałam, że taki przylepny do wszystkiego. Ciekawe pod jaką nazwą jest sprzedawany u nas?

Pozdrawiam z chłodnej i deszczowej Irlandii

Anka

2012/07/09 00:43:27
Rewelacyjny pomysł!!! Takich pojemników nigdy za wiele, a jeszcze w takiej oprawie....

2012/07/09 07:56:55
bardzo fajne!
ale upałów to ja mam po kokardę :-( udar cieplny jest fu :-(

2012/07/10 08:22:41
No niestety czasami trzeba i w upały pracować, ale nie narzekam, bo oczywiście efekty będą a co do pojemników tez tak mam, że magazynuję : jeden na papier ścierny, drugi na śrubki mężowe.itp. itd...Dorze jest wykorzystywać takie rzeczy żeby okiełznać dom a Twoje są super i na pewno będzie Ci przyjemnie patrzeć, że pewne rzeczy maja swoje miejsce i to w taki estetyczny sposób. Może pisałam a może nie, że uwielbiam coś z niczego.

2012/07/10 08:32:18
Aniu, dziękuję, rzeczywiście pudełeczka są dobre do wszystkiego; a o trwałości dekupażowych dekoracji dam znać:)
Wikol, to taki klej do drewna, w kolorze i konsystencji gęstej śmietany. Po wyschnięciu staje się przezroczysty. Jak dla mnie, to jeden z podstawowych produktów domowych:). Stosuję go nawet do zabezpieczania supełków w naszyjnikach. Po rozcieńczeniu nadaje się też podobno do dekupażu, choć tego akurat nie praktykowałam.

Magota, Tfu.tfu, dziękuję:)
A co do upałów, to prawdę mówiąc czuję, że małymi kroczkami, ale jednak nieuchronnie, zbliżam się do granicy swojej wytrzymałości. Nawet dobre rzeczy, jeśli jest ich w nadmiarze, stają się w końcu nie do zniesienia...

2012/07/10 08:45:41
Kraszynko, no właśnie, przez kilka dni można sobie zrobić wolne, ale u nas upały z krótką przerwą trwają już 3 tygodnie... Najgorsze jest odkurzanie... Ale mimo wszystko wolę gdy jest 30 stopni ciepła, niż tyle samo mrozu:) Ale ludziom, którzy zawodowo pracują na zewnątrz szczerze współczuję.
I też uwielbiam i największą satysfakcję mam, ze zrobienia czegoś z niczego:)

2012/07/12 03:34:59
sliczne pudeleczka...pozdrawiam ania

2012/07/12 08:09:26
Aniu, dziękuję bardzo:)

niedziela, 1 lipca 2012

W podziękowaniu...

... dla Graszynki za Jej wielce podnoszącą mego oklapniętego, zimowego ducha paczuszkę, wyszydełkowałam parę koronek z przeznaczeniem do łazienkowej szafki, na sklepienia półek. Miały być trzy, ale tak kombinowałam z wzorami, że w końcu wyszły cztery, a ponieważ sama nie potrafiłam zdecydować, które ostatecznie wysłać, to spakowałam wszystkie, zostawiając wybór nowej właścicielce:)



Do kompletu (albo i do innego wystroju, wszystko jedno...) dorobiłam jeszcze dwie serwetki, bo strasznie spodobał mi się ich graficzny wzór:


Mam wielką nadzieję, że moje koronki harmonijnie skomponują się z pieczołowicie remontowanymi i dekorowanymi wnętrzami nowego domu i z ciekawością będę wypatrywać stosownych zdjęć na Graszynkowym blogu:)

A dla samej Autorki, w jej ulubionych kolorach, wydziergałam naszyjnik. Zrobiłam dwie wersje, bo zazwyczaj jakikolwiek naszyjnik robię, to potem okazuje się, że moja córka chciała WŁAŚNIE TAKI SAM, więc tym razem mamusia była przewidująca i za jednym razem machnęła również korale dla Misi:) Dominika lubi na koralach wisiory, wiec często wiąże je w supły, czego ja osobiście okropnie nie znoszę. Dlatego tym razem specjalny supeł-wisior został zastosowany już w samym procesie wytwórczym:


Korale są dość długie. Dla Dominiki ich długość jest ostateczna, natomiast Graszynka może ją regulować zaciągając lub popuszczając górne sznureczki (to takie moje eksperymentalne rozwiązanie i mam nadzieję, ze się sprawdzi w użytkowaniu).


Dziergałam bawełną Maxi i szydełkiem 1,5 mm - koronkowe zwieńczenia półek wg własnego pomysłu, natomiast opis wykonania serwetki zaczerpnęłam z Sabriny (Robótki) nr 2/2012. Korale - pomysł własny, szydełko 1,5 mm, kordonek, korale drewniane i plastikowe.


Komentarze

2012/07/01 19:04:59
Piękne koronki, sama bym się zastaanwiała, którą wybrać? Serwetka ciekawa, taka mięsista struktura.

A korale z bajerem

Anka

2012/07/01 19:37:39
naszyjnik jest boski!!!! :-) poproszę tutorial dla matołka :-) uprzejmie dziękuję!

koronki super :-)

2012/07/01 20:34:35
Piękny prezent:)

2012/07/02 09:03:06
Ha.... dobrze, że piszesz Ren-yu o tym regulowanym wiązaniu, bo w życiu bym nie wpadła. Nie będę się powielać po sto razy i pisać, że cudnie (bo cudnie), ale świetnie to wszystko wygląda a jam dzisiaj znowu w Twoje korale odziana no i przygotowuje się do ekspozycji Twoich dzieł. Jeszcze raz Ci dziękuję i to oczywiście wcale nie koniec podziękowań.
2012/07/02 09:04:37
Świetne zdjęcio-ujęcia Ci wyszły. Muszę też nad tym popracować, bo naprwdę warto.

2012/07/02 22:06:52
Aniu, Sowo, dziękuję:)

Tfu.tfu, och, serio? Ale ja nigdy niczego takiego nie robiłam i to chyba druga osoba do pomocy jest potrzebna, żeby w odpowiednim momencie zdjęcia pstrykać... no nie wiem, czy sobie poradzę... Ale chyba spróbuję... Jeśli nie znajdę chętnego do pomocy fotografa, to może rozpiszę samą pracę szydełkową?

Kraszynko, proszę bardzo, niech Ci moje wytwory służą i radują oko, bo po to one są:) I cieszę się, że moja niespodzianka sprawiła Ci przyjemność:)

2012/07/06 12:44:28
no jak to? Ty sobie nie poradzisz? :-) Dziecia zawsze można wykorzystać, albo Ukochanego Mężczyznę :-)
uściski!!! :-)

2012/07/08 17:25:29
Jasne, tylko, że oni tacy są chętni do pomocy, jak.... nie powiem co;). Ale obiecałam, że popróbuję, a u mnie słowo droższe pieniędzy:) Tylko o cierpliwość proszę, bo z terminami to u mnie najgorzej...