Zrobiłam je bardzo dawno temu z szydełkowych kwadratów. I nigdy nie
założyłam. W gazecie, na modelce, wyglądało super, na mnie wprost
przeciwnie. Wielkie, sztywne, a przede wszystkim kolory zupełnie nie dla
mnie. I tak przeleżało sobie moje poncho latek kilka w pawlaczu, dopóki
nie przyszło mi do głowy, że mogłabym je zużytkować w nieco inny
sposób. Postanowiłam mianowicie wykorzystać składające się nań kwadraty
do udekorowania naszej, świeżo remontowanej, klatki schodowej. Docięłam
na wymiar grubą tekturę, pomalowałam na kolor ścian, w rogach umocowałam
szydełkowy element i małymi gwoździkami przybiłam do ściany.
I voila:
Po rozpruciu wdzianka mam do dyspozycji sporo szydełkowych kwadratów.
Z pewnością klatka schodowa wszystkich nie przyjmie, ale jeszcze trzy
na okiennym parapecie się zmieściły. Dobrze tam wyglądaj, więc niech
sobie leżą. Reszta będzie musiała jeszcze zaczekać na swój czas.
To jeszcze nie koniec pracy nad naszą klatką schodową, ale powoli
zaczyna ona wyglądać jak część mieszkania, a nie budynku w stanie
surowym. Gdy się wprowadzaliśmy, to pomieszczenie wykończyliśmy tylko z
grubsza. Najważniejsze było, że mamy wreszcie swój dom, wygląd klatki
schodowej był bez znaczenia. No, ale to, na co z wyrozumiałością można
przymykać oko na początku, później zaczyna coraz bardziej człowiekowi
doskwierać. Czasami naprawdę wstyd mi było przeprowadzać przez to
pomieszczenie gości. Ileż można się tłumaczyć, że dopiero co się
wprowadziliśmy?! Dlatego wreszcie, po prawie ośmiu latach, zabraliśmy
się za wykańczanie tej najbardziej ignorowanej i zaniedbanej części
naszego domu.
W ogóle bardzo pracowite mieliśmy ostatnie dwa miesiące. Przed klatką
schodową pracowaliśmy nad wykończeniem balkonu i ganku. Poszłoby nam
sprawniej, gdyby pogoda była bardziej sprzyjająca. Ale niestety, lato
nie dopisało, jesień przyszła jeszcze w sierpniu i zakończenie prac nam
się opóźnia. Inaczej sobie planowałam październikowe wieczory. Miała być
herbatka, kocyk, miękka włóczka na drutach, książka przy ciepłym żółtym
świetle... A tu nic z tego. Praca na klatce potrwa jeszcze z dwa
tygodnie.
Ale to nic. Co się odwlecze...
Tymczasem realizuję jedynie bardzo szybkie pomysły rękodzielnicze.
Jak na przykład zamiana zwykłej, typowej doniczki ceramicznej w taką
bardziej niezwykłą i osobistą:
Górę i podstawkę doniczki pomalowałam farbą akrylową, a resztę
okleiłam sznurkiem lnianym. Do takiego oklejania świetnie nadaje się
klej do układania korka. Akurat zostało nam trochę z klatki schodowej:).
W międzyczasie dziergam. Same proste rzeczy. Z braku czasu nic jednak nie wykańczam. Wszystko odkładam na "po klatce".