Gdy we wtorek po południu zobaczyłam, że moja Córka założyła na FB wydarzenie Strajk Kobiet Kolbuszowa - spacer przeciwko piekłu, to zdrętwiałam. Brałam wcześniej udział w marszach i protestach, ale to było w Rzeszowie, w tłumie
innych ludzi, gdzie czułam się bezpiecznie, bo anonimowo. Protest w małym mieście, takim jak Kolbuszowa,
gdzie wszyscy w jakiś sposób się znają i nikt nie jest anonimowy,
to zupełnie inna sprawa. Szczególnie, że tu od lat dominuje PiS w zespół z narodowcami z Konfederacji.
Naprawdę byłam przerażona. Ale wiedziałam, że muszę tam być. Dla mojej Córki. Ale też dla siebie i innych kobiet, które protestują w innych miastach i miasteczkach.
Przygotowałam przemówienie. Przemówienie, które wzięło się z ogromnej złości, z poczucia bezsilności i bezradności na ten potężny, systemowy gwałt na kobietach. Przemówienie dużo za długie. Miałam wrażenie, że mówiłam i mówiłam, a słowa na kartkach się nie kończyły. Może przesadziłam, ale i tak nie powiedziałam wszystkiego. Lista przewin rządzącej patoprawicy wobec państwa, wobec demokracji, wobec różnych grup społecznych zdają się nie mieć końca.
Zaskoczyła nas skala protestu, że tak wiele osób przyszło. To niewyobrażalne. Poza tym było bezpiecznie i spokojnie. Mogłabym się przyczepić, że #wolnywybór i #wolnośćrównośćdemokracja zostało zakrzyczane przez #jebaćpis i #wypierdalać... ale... ulica ma swoją dynamikę...
Poniżej tekst mojego przemówienia.
Jestem tu, zapewne jak wiele i wielu z
Was, bo polityka, którą na co dzień nie chcemy się interesować,
bo mamy swoje ciekawsze zajęcia, zainteresowała się nami.
Brutalnie weszła w naszą osobistą przestrzeń i zagroziła naszym
rodzinom. Nie tylko kobietom. Choć to w nas oczywiście
antyaborcyjne drakońskie prawo uderza najbardziej.
Wbrew temu, co mówią rządzący
politycy – to nie my tę wojnę rozpętałyśmy. My się po prostu
bronimy. Walczymy o swoje życie. Bo wygląda na to, że w III RP
życie kobiet przestaje być wartością chronioną. I staje się tak
kroczek po kroczku. Już od pięciu lat. Punkt po punkcie kasuje się
nasze prawa. Najsmutniejsze jest to, że przy aplauzie innych kobiet.
Pod płaszczykiem absurdalnych klauzul
sumienia ogranicza nam się prawo dostępu do legalnych procedur
medycznych, prawo do rzetelnej informacji o stanie naszego zdrowia,
stanie i przebiegu ciąży. Pod pięknymi hasłami ochrony tradycyjnej
rodziny kryje się przyzwolenie na przemoc wobec kobiet. Przemoc nie
tylko tę bezpośrednią, fizyczną, ale co szczególnie oburzające,
przemoc instytucjonalną realizowaną przez aparat państwowy. Podaje
nam się argumenty, że u nas kobiety są bezpieczne, na dowód
przytacza się statystyki – na Zachodzie jest o wiele więcej
zgłoszeń przemocy i gwałtów na kobietach, niż w Polsce. Ale
czego tak naprawdę dowodzi ta statystyka? Jestem kobietą, wiem jak
to wygląda, czytałam też niejedno świadectwo kobiet
doświadczających przemocy i próbujących ją zgłosić, z jaką
pogardą, lekceważeniem i bezdusznością funkcjonariuszy
państwowych się spotykają. Jest to wiedza z rodzaju tej, która
naprawdę boli. I zabiera poczucie bezpieczeństwa. Poczucie
zaufania. Do ludzi i szeroko pojętego państwa, które powinno
chronić moje zdrowie i życie. Nie czuję się bezpieczna w tym
kraju. Nie czuję, że państwo mnie chroni. Wprost przeciwnie –
mam poczucie, że państwo poprzez swoje struktury i narzędzia mi
zagraża. Według konstytucji wszyscy jesteśmy równi wobec prawa,
ale coraz częściej mamy dowody na to, że to fikcja, że są równi
i równiejsi.
Kto jest równy, a kto równiejszy?
Intuicyjnie wyczuwa to każdy z nas. To z tego poczucia
niesprawiedliwości i poniżenia bierze się nasza złość, złość
zwyczajnych ludzi, która wyprowadza nas na ulice. Myślicie, że
chodzi tu o aborcję, prawo do życia płodów? Nie! Tu chodzi o
kontrolowanie kobiet, o władzę nad kobietami. W jaki sposób robi
się to najskuteczniej? Przejmując kontrolę nad kobiecą
płodnością. I to dzieje się już od dawna. Przykłady?
Podwiązanie jajowodów u kobiet –
inwazyjna i raczej nieodwracalna, ale najskuteczniejsza metoda
zapobiegania niechcianej ciąży. W Polsce zabieg ten jest
nielegalny. Ale jeśli się ma pieniądze (600 - 800 E) bez problemu
zabieg ten można wykonać po sąsiedzku - w Niemczech, Czechach i na
Słowacji.
Wazektomia - zabieg urologiczny
polegający na przecięciu i podwiązaniu nasieniowodów – reklamowana jako nowoczesna antykoncepcja dla
mężczyzn – koszt ok. 2000 zł – bez bólu i igieł, umawiasz
się, jedziesz i po sprawie.
Antykoncepcja hormonalna dla kobiet –
tylko na receptę, wymaga wizyty u lekarza i to takiego bez klauzuli
sumienia, znalezienia apteki, również bez klauzuli sumienia,
kosztowna.
Medykamenty wpływające na erekcję,
dla mężczyzn – bez recepty i bez ograniczeń.
Najbardziej popularna i
rozpowszechniona antykoncepcja męska – prezerwatywa – tania i
dostępna wszędzie - sklepy ogólne, stacje benzynowe, ostatecznie
też apteki (te bez klauzuli rzecz jasna).
Teraz coś o nietykalności cielesnej –
jedno z podstawowych praw człowieka – podkreśla znaczenie
osobistej autonomii i samostanowienia człowieka nad jego własnym
ciałem. W Polsce nie można zmusić nikogo, by dla ratowania
czyjegoś życia oddał choćby kroplę własnej krwi. Jeśli
twoje życie zależałoby na przykład od twojego ojca, a ściślej
płata jego wątroby, jednej nerki, szpiku lub krwi właśnie, a on z
różnych powodów by odmówił, to nie ma takiej prawnej siły, by go zmusić do ratowania
twojego życia. Ale bez problemu można zmusić kobietę, by wbrew
swojej woli (z różnych powodów) donosiła ciążę i przeszła
poród. A jest to przecież bez porównania proces trudniejszy,
obciążający i wyczerpujący, niż proste i bezpieczne oddanie
krwi, do którego nikt cię nie zmusi. Nawet gdybyś dzięki temu
ratował_a czyjeś życie.
O godności kobiety podczas porodu też
zresztą można by książkę napisać, szczególnie o godności
kobiety w ciąży patologicznej. U mnie obyło bez komplikacji, a i
tak cały ten proces był na tyle traumatyczny, że nigdy więcej nie
chciałam go powtórzyć.
Na czas ciąży i porodu autonomia
naszych ciał w majestacie prawa zostaje zawieszona. Jak się mamy
czuć z tą świadomością? Powiem wam jak ja się czuję. Jak
nie-człowiek. Jak przedmiot. Jak żywy inkubator. Bezsilna i
bezradna. Nieistotna. Poniżona. Powiem wam, że nikt nie powinien
tak się czuć w państwie prawa. A jeśli myślicie, że zaostrzanie
ustawy antyaborcyjnej na tym się skończy, to się mylicie. Tzw.
obrońcy życia już przymierzają się do zdelegalizowania kolejnej
przesłanki umożliwiającej przerywanie ciąży – gdy jest ona
wynikiem czynu zabronionego. Na pewno słyszeliście wypowiedzi
polityków, że nie można karać dzieci za czyny ich ojców
gwałcicieli.
Obowiązujący do niedawna tzw.
kompromis aborcyjny to po pierwsze nie był żaden kompromis, a po
drugie i tak nie działał w praktyce. Szpitale masowo podpisywały
klauzule sumienia odmawiając pacjentkom dostępu do legalnych
procedur medycznych. Na Podkarpaciu od 2016 w żadnym szpitalu nie wykonuje się zabiegów
terminacji ciąży. Pacjentki w ogromnym stresie, bo przecież
właśnie dowiedziały się, że ich ciąża nie rozwija się
prawidłowo, bo musiały zdecydować, co będzie najlepsze dla nich i
ich rodzin na przyszłość... same, na własną rękę muszą
szukać szpitala, lekarza i jechać do niego nawet kilkaset kilometrów.
Chyba, że mają pieniądze, to tuż za granicą są przyjazne i
dyskretne kliniki, w których lekarze i pielęgniarki o nic nie
pytają...
W Polsce wg oficjalnych statystyk
wykonano nieco ponad 1000 zabiegów przerwania ciąży w ubiegłym
roku. I powiem wam, że dla mnie kobiety, które zdecydowały się
doprowadzić do końca tę procedurę w Polsce, to są prawdziwie
bohaterki. Trzeba mieć w sobie dużo siły i bezkompromisowości,
żeby egzekwować wykonanie prawa w tak wybitnie wrogich kobietom
warunkach, jakie obecnie mamy w Polsce w temacie aborcji.
Ale nie tylko w ten sposób wybór
kobiety dotyczący jej ciała i jej życia jest ograniczany. W
obecnej sytuacji naprawdę trudno zaufać lekarzowi. Skąd wiadomo,
że nie trafi się do takiego, który w poczuciu ratowania życia płodu,
celowo ukryje ważne informacje na temat stanu ciąży i rozwoju
płodu. Myślicie, że to niemożliwe? To się zdarza przerażająco
często. Pamiętam historię państwa Pelonów z Zawiercia, których
syn urodził się bez rąk i bez nóg. W trakcie ciąży kobieta 7
razy miała robione USG i żaden z lekarzy nawet nie zająknął się
o niepełnosprawności dziecka. Wyobrażacie sobie taką
niespodziankę przy porodzie???? Nasi władcy z patoprawicy
przyklaskują tego rodzaju praktykom. Ostatnio Jadwiga Emilewicz z
Porozumienia Gowina raczyła się wypowiedzieć, że "należy z całą
stanowczością odradzać stosowania diagnozy prenatalnej w celach
selekcyjnych. Jest to wyrazem okrutnej mentalności eugenicznej,
która odbiera rodzinom możliwość przyjęcia i kochania swego
najsłabszego dziecka".
W ich ustach ciągle tylko kochane
dzieci nienarodzone, kochane dzieci z wadami, wszystkie mają prawo
się urodzić. A co potem? Gdy się już urodzą? Gdy przeżyją
swoich rodziców? Kto ich będzie kochał? Kto się będzie nimi
opiekował 24 godziny na dobę? Bezduszne DPS-y ze zmęczonymi,
sfrustrowanymi, niskoopłacanymi opiekunkami? Która kochająca matka
chce takiej przyszłości dla swojego dziecka. Ja bym nie chciała.
Nie chciałabym takiej przyszłości ani dla swojego dziecka, ani dla
siebie, gdybym to ja miała być takim „uratowanym płodem”.
Samozwańczy obrońcy płodów
twierdzą, że są za życiem, ale tak naprawdę są przeciw
ludzkości. Przeciw zdobyczom nauki i medycyny prenatalnej, która
nierzadko ratuje życie dzieci jeszcze w łonach matek, a
przynajmniej potrafi przygotować szybką niezbędną pomoc zaraz po
urodzeniu. Są przeciwko metodzie in vitro, która pozwala na
urodzenie i wychowanie dzieci parom, które w inny sposób własnego
potomstwa mieć by nie mogły. Są przeciwko rzetelnej edukacji
seksualnej, dzięki której, między innymi, dzieci potrafiłyby się
obronić przed wykorzystaniem, przemocą seksualną, ciążą. Są
przeciw łatwemu dostępowi do skutecznej antykoncepcji. Są przeciw
dzieciom, jeśli pozwalają by żyły w patologicznych i przemocowych
rodzinach w imię przekonania, że nawet najgorsza rodzina jest dla
dziecka najlepsza. Są przeciw ludziom nieheteronormatywnym, których istnienie
burzy im ten wyobrażony idyllyczny obrazek tradycyjnej rodziny. Są
przeciw kobietom – ileż codziennie mamy przykładów
mizoginicznych wypowiedzi różnych polityków. Nas – kobiety
dzieli się na te prawdziwe – uległe i posłuszne – warte
szacunku i nieprawdziwe - kurewki spod znaku czarnego protestu,
feminaziolki, które nie są nawet ludźmi, więc jaki szacunek?
Szkoda, że to nie nas matki wyskrobały, bo byłby teraz spokój.
Słysząc tego rodzaju komentarze zawsze się zastanawiam, w którym
momencie ŻYCIE, z wartego obrony wszelkimi, nawet nieuczciwymi
metodami, staje się życiem wartym jedynie pogardliwego splunięcia,
lub wręcz śmierci, najlepiej w męczarniach, gdy dotyczy osób
wykorzystywanych seksualnie przez funkcjonariuszy KK, osób LGBT+,
kobiet, które nie godzą się na dyskryminację, powszechny seksizm
i chcą realnej równości, młodzieży ze strajku klimatycznego,
wegetarian i wegan... Oraz mnóstwa innych grup społecznych, które
z patoprawicą mają nie po drodze.
W przestrzeni publicznej aż roi
się od nienawistnych i pełnych gróźb komentarzy autorstwa tzw.
obrońców tradycyjnych wartości. Chcieliby nas zagazowywać,
pałować, gwałcić, lać i patrzeć czy równo puchnie, bo wtedy
zrozumiemy.... Ciekawe co zrozumiemy? Jakie naprawdę są te
tradycyjne wartości? Że pan i władca jest właścicielem rodziny.
A nad panem i władcą stoi katolicki ksiądz z pisowskim wujtem.
Jeden sankcjonuje ten nieludzki układ prawem boskim, drugi Kartą
Praw Rodziny i trzymaną w politycznej garści policją, sądami i
innymi instytucjami państwowej opresji. A nad nimi wszystkimi nawet
nie papież, bo to przecież nie nasz papież. Nad nimi sam Bóg. A
oni to wszystko w obronie Boga.
Jestem ateistką, ale jeśli ktoś z was wierzy, powiedzcie mi, czy Bóg faktycznie potrzebuje
obrońców? Jeśli istnieje, to poradzi sobie i z nami-grzesznikami i
z tym, którym się wydaje, że siedzą po jego stronie. Bez niczyjej
pomocy.
Simone de Beauvoir, francuska pisarka,
filozofka i feministka powiedziała dawno temu – Nie zapominajcie,
że wystarczy kryzys polityczny, gospodarczy, albo religijny żeby
prawa kobiet były na nowo kwestionowane. Musicie być czujne przez
całe życie.
I dokładnie to się dziś dzieje. To
nie jest zbieg okoliczności, że w czasie największego kryzysu
epidemiologicznego władza dokręca nam śrubę.
Wykreślenie przesłanki na podstawie
której wykonywano rocznie około 1000 legalnych aborcji w 38
milionowym kraju właśnie teraz, to nie jest w obronie życia. To
jest w obroni ich interesów! Dzięki temu pieką właśnie dwie
pieczenie na jednym ogniu – zadowolą grupę fundamentalistów we
własnym obozie, a na nas-protestujących zrzucą odpowiedzialność
za koronawirusa i niewydolność służby zdrowia.
Nie łudźcie się, oni nie są głosem
płodów, ani nie bronią praw płodów, nie bronią rodzin, którymi
bezwstydnie wycierają sobie zachłanne gęby na prawo i lewo.
Wszystko, co robią, robią tylko w swoim własnym interesie. Gdyby
ktoś na nowo nakręcił Folwark Zwierzęcy Orsona Wellsa, to
rozpasane ryje rządzących świń miałyby gęby naszych polityków
z patoprawicy i nikt by nawet nie zauważył różnicy.
Dziękuję za uwagę.
Tak było wczoraj. Dziś nadal dochodzę do siebie. Nie jestem pewna jak się z tym wszystkim czuję. Emocje przelatują przez mnie jak huragan. Nie mogę spać, prawie nie jem, bo w żołądku mam gigantyczny supeł, który mnie dusi. Ale jestem pewna, że to my stoimy po właściwej stronie. Wolny wybór jest jedynym właściwym wyborem.
W artykule wykorzystałam zdjęcia z lokalnej gazety: Korso Kolbuszowskie.