Ten temat chodził za mną już od
bardzo dawna, tylko nie bardzo wiedziałam jak się za niego zabrać, a to
dlatego, że dosyć on szeroki, a na dodatek rozciągnięty w czasie. Ale
dziś czuję, że mam dobry dzień na wielkie tematy, tym bardziej, że
wczoraj długo nie mogłam usnąć więc miałam czas, żeby go sobie
przemyśleć:).
Jeżycjada - tak zwany jest cykl książek Małgorzaty
Musierowicz o mieszkańcach poznańskiej dzielnicy Jeżyce - Borejkach i
ich przyjaciołach. Składa się nań 18 tomów (na razie, bo w fazie pisania
jest kolejny), z których pierwszy - "Szósta klepka" - wydany został w
1977 r., a ostatni - "Sprężyna" - w 2008 r. Jeżycjada jest więc tylko
troszkę młodsza ode mnie i mam wrażenie, że towarzyszy mi przez całe
moje życie, a ponieważ jakiś czas temu przeczytałam właśnie ostatni,
sprezentowany mi przez bratową (przy okazji jeszcze raz dziękuję!) tom,
pomyślałam, że nie może na moim blogu zabraknąć notatki na ten temat.
Moją pierwszą książką z serii była "Ida sierpniowa". Gdy ją czytałam
byłam mniej więcej w tym samym wieku, co tytułowa bohaterka, która
strasznie mi imponowała. Co prawda była "zakompleksionym stworzonkiem",
ale jednocześnie miała niezwykle silny charakter, cięty język i
niespożytą potrzebę niesienia pomocy wszystkim, którzy jej potrzebowali
(nawet tym, którzy nie wiedzieli, że potrzebują). Była twórcza,
bezkompromisowa, odważna i łatwo nawiązywała kontakty z ludźmi. Była
taka, jaka ja w jej wieku z pewnością nie byłam, choć bardzo chciałam,
oprócz tego zakompleksienia rzecz jasna.
Ida i jej rodzina inspirowały mnie. Podobała mi się ich otwartość
oraz zamiłowanie do języka, jako środka komunikacji i tworzywa
twórczości, co wyrażało się w ich pasji do książek i filozofii.
Szczególny mój podziw wzbudzał ich zupełny brak upodobań
materialistycznych. Czasy, gdy powstawała Jeżycjada dalekie były od
powszechnego dziś konsumpcjonizmu, ale potrzeba posiadania wcale nie
była mniejsza. Mniejsze były tylko możliwości do jej zaspokajania.
Większość ludzi żyła na podobnym poziomie i musiała zadowolić się tym,
co oferował rodzimy rynek, czyli prawie niczym. Na ich tle dość mocno
odznaczali się wyższym standardem życia nieliczni, bardziej obrotni, lub
posiadający rodzinę za granicą. Jakżeż oni kłuli w oczy dobrami
niedostępnymi dla przeciętnych (miedzy innymi dla mnie): dżinsami,
mówiącymi, czy jeżdżącymi zabawki, czy innymi budzących pożądanie
produktami. Jakże ja zazdrościłam koleżance ojca w Ameryce! Albo nawet
chrzestnej matki. Mieć kogoś w Ameryce w tamtych czasach - to było coś. A
Borejkowie nie dość, że nie mieli, to nawet nie przyszłoby im do głowy,
żeby chcieli mieć. Oni byli ponad takimi małymi ludzkimi pragnieniami.
Dla nich nieważne było "mieć", dla nich istotne było "być". Chwila
spokoju przy książce, kiedy można kontemplować słowa klasycznych twórców
- oto szczęśliwa chwila. Albo wspólna rodzinna kolacja przy wielkim
stole, niechby nawet zwykły chleb z dżemem - w borejkowskiej atmosferze
smakował i pożywiał lepiej, niż najbardziej wyszukane, najdroższe
potrawy.
Oczywiście Ida, choć w pewien sposób nietypowa, była jednak typową
nastolatką, ona również czasami bardziej wolałaby "mieć". Jednak rodzice
za każdym razem potrafili jej pokazać, co tak naprawdę liczy się w
życiu. To, co Borejkowie tłumaczyli Idzie, trafiało też do mnie, dlatego
mogę powiedzieć, że w pewnym sensie Borejkowie wychowali także i mnie.
Trudno powiedzieć, czy, gdyby nie oni, byłabym dziś tą samą osobą. A
może Borejkowie ze swoją filozofią tak łatwo do mnie trafili, bo od
początku ich wartości były we mnie, a oni po prostu przypadkiem
poruszyli odpowiednie struny? Faktem jest, że nie ma we mnie pasji
robienia pieniędzy i posiadania. Nie wiążę swojej wartości z
koniecznością posiadania kosztownych dóbr. Nie dla mnie pogoń za
metkami. Bardzo zaś sobie cenię każdą chwilę, którą spędzam z bliskimi
mi ludźmi. Miłości, akceptacji, poczucia wspólnoty, zaufania, których
nawzajem od siebie doświadczamy nie da się przeliczyć na żadne
pieniądze. I to są jedyne rzeczy, które warto pomnażać.
W tym miejscu pomyślałam sobie ciepło o naszym codziennym zwyczaju -
wspólnym obiedzie, kawie i ciachu. To jest czas, który zawsze spędzamy
razem. To jest czas na nasze sprawy, rozmowy - ważne i nieważne, żarciki
- śmieszne mniej lub bardziej, utyskiwania na szkołę i pracę, zachwyty
nad czymś wyjątkowym, co nas spotkało... Ogromnie jest dla nas ważna
ta wspólna godzinka.
"Ida sierpniowa" jest do dziś jedną z moich ulubionych książek i
ulubionych bohaterek serii. To dzięki niej cofnęłam się nieco w czasie i
przeczytałam wcześniejsze części i to dzięki niej Borejkowie żyją ze
mną do dziś. Są nieco starsi, są już dziadkami. Są jak moi rodzice. A
Ida jest jak ja - też jest mamą. To o jej córce opowiada ostatnia
książka z cyklu - "Sprężyna". Ja też mam córkę. Ubolewam jedynie, że
moje dziecko nie odziedziczyło po mnie zamiłowania do książek (choć
akurat "Idę ..." po moich usilnych namowach przeczytała. Podobało jej
się, ale po dalsze części już nie sięgnęła. Czytanie ją nudzi, niestety i
ten fakt jest dla mnie ciut bolesny. To dla mnie stałe memento
przypominające, że nasze dzieci, to nie mniejsze kopie nas samych, że
niekoniecznie muszą być do nas podobne, że to samodzielne istoty, mające
swoje własne przekonania i upodobania, i że trzeba to uszanować).
Czytając kolejne tomy Jeżycjady czuję się tak, jakbym dowiadywała
się, co nowego słychać u moich znajomych. Z tym, że "moimi znajomymi"
jest pokolenie Idy i jej starszej siostry Gabrysi - to z nimi się
utożsamiam, choć tak naprawdę, dokładnie w moim wieku jest najmłodsza z
sióstr - Patrycja, zwana Pulpecją. Poznałam ją jednak, jako malutką,
słodziutką, Idusiową siostrzyczkę i tak mi już zostało.
Na koniec wszystkie tomy Jeżycjady:
"Szósta klepka", "Kłamczucha", "Kwiat kalafiora", "Ida sierpniowa",
"Opium w rosole", "Brulion Bebe B.", "Noelka", "Pulpecja", "Dziecko
piątku", "Nutria i nerwus", "Córka Robrojka", "Imieniny", "Tygrys i
Róża", "Kalamburka", "Język Trolli", "Żaba", "Czarna polewka",
"Sprężyna".
W zapowiedziach występuje już 19-sty tom pt. "McDusia". Przybliżona data wydania to 30 listopad 2011. Nie mogę się doczekać.