... z grubymi dzianinami. Przestało mi być zimno. To pewnie skutek antydepresyjnej farmakologii (taką mam przynajmniej nadzieję), ale przybyło mi kilka kilogramów i teraz jest mi raczej gorąco niż chłodno, a większość moich dzianin to grubaśne swetry i sukienki, które na dodatek gryzą, więc muszę mieć coś pod spodem, a to sprawia, że w sumie czuję się jak w piecu. Dlatego ta sukienka jest ostatnia w tej gęstości.
Nie wiem, jak i gdzie będę ją nosić... może tylko na spacery do lasu... ale ma tę zaletę, że wysprzątała mi wszystkie resztki czarnych włóczek. Jest tu Zorza odzyskana z mężowskiego swetra (tu o nim wspominałam KLIK), jest Gucio, jest Roxi, jakaś resztka fantazyjnej na karczku... i sama już nawet nie wiem co jeszcze. Zrobiłam w identyczny sposób jak Burgundowe Zapomnienie, tylko nieco inaczej wykończyłam rękawy.