sobota, 29 sierpnia 2020

Życie na speedzie

To oczywiście przenośnia, nie wiem, jak to jest na speedzie, ale tak to sobie wyobrażam - że jest szybko. Bez wytchnienia. Od rana, do wieczora. I znów. To samo.

Od połowy kwietnia żyjemy na budowie. Nasze mieszkanie lata temu postawiliśmy na budynku gospodarczym. Teraz budynek gospodarczy przebudowaliśmy na pomieszczenia mieszkalne dla Dominiki i Jej Rodziny. Znaczy nie my sami osobiście, tylko ekipa. Po trzech miesiącach prace remontowo-budowlane były skończone, a my zostaliśmy z górą pobudowlano-remontowego śmiecia od frontu, rozgardiaszem od tyłu, nowym mieszkaniem do ogarnięcia i pustym portfelem. A roboty naprawdę w... huk. Co tylko się da - robimy sami, w pracy własnej kosztuje nas tylko czas (i siły, ale tych na razie nawet nie liczę - jestem na speedzie;-)). Doskwiera mi presja kurczącego się dnia, chciałabym przed zimą ostatecznie zakończyć wszystkie prace, nie mieć już tych spraw na głowie. Czuję, jakbym ścigała się z czasem żonglując finansami. Ale to tylko moja obsesja - dla reszty rodziny nie ma problemu, jeśli coś zostanie do zrobienia na przyszły rok... Dla mnie to będzie porażka. Oni mnie uspokajają, ja ich dopinguję i motywuję. Potem wszyscy się kłócimy. I znów zabieramy do roboty;-). Już widać światełko w tunelu... Chciałbym jakoś tę naszą pracę pokazać - na zdjęciach przed i po... Ale w ferworze walki nawet zdjęć (zwłaszcza przed!) mi się nie chciało robić. A teraz w wielu miejscach jest już po...

Ale gdy po całej tej walce, jesienią, w zasłużonym odpoczynku rozsiądziemy się wreszcie - obie rodziny we własnych mieszkaniach - na kanapach (albo tarasach:-)) pod ciepłym kocykiem i z herbatką w dłoniach, to spróbuję ogarnąć zdjęcia (może Dominika i Rafał mają coś więcej) i unaocznić (nawet samej sobie, bo wciąż mi się wydaje, że robimy za mało i za wolno) ileśmy pracy wykonali. 

W międzyczasie, głównie w deszczową pogodę i wieczorem, udaje mi się wygospodarować trochę czasu na rękodzieło:-). Szczególnie na zlecenie - to dobry pretekst, by trochę odetchnąć od robót podwórkowych;-).

1. Makramowe bransoletki - to ubiegłoroczne zlecenie, ale dopiero teraz ogarnęłam zdjęcia;-)







2. Pudełeczko z przegródkami - Niezbędnik dla Zakochanych (wym. 16x16x8) - prezent z okazji ślubu:






3. Flopy dwa. Pierwszy prototypowy, dla Florka, zrobiłam na zbyt grubych drutach, nie mam doświadczenia w dzierganych maskotkach. Szydełkowa dzianina jest w tym celu lepsza - bardziej zwarta. Drugi Flop - już na zamówienie - powstał na całkiem cienkich drutach. Jest mniejszy i mniej prześwitujący, ale mimo, że robiłam naprawdę ciasno, to miejsca zamykania oczek wciąż są zbyt dziurawe. Paradoksalnie dużo mniej widoczne są miejsca dodawania oczek. Dziergałam wg oryginalnego opisu ze strony Binga.



Mam zrobionych jeszcze kilka pudełek, spódnicę, którą dziergałam przez rekordowe 8 tygodni (!), a na urlopie przeczytałam nawet 3 książki:-). W miarę coraz dłuższych wieczorów ogarnę i mam nadzieję, że powoli będę już wracać do blogowego światka:-)

Dobrego weekendu dla wszystkich! 

(W realiach społeczno-politycznych jest totalny kanał, ale są też i dobre wieści - Margot zwolniona z aresztu, a zielonogórska drukarnia odmówiła zlecenia ONR-owi tłumacząc, ze nie drukuje materiałów zawierających treści dyskryminujące lub nawołujące do przemocy i niezgodnych z prawem. Brawo!)