niedziela, 19 marca 2023

Melanż(l)owe cz.2

Bordowo-beżowa sukienka zaliczyła pierwsze oficjalne wyjście i została zaakceptowana. Przynajmniej na razie;-). Bardzo dobrze się w niej czuję. Jest luźna i niesamowicie miła w dotyku - daje się nosić na podkoszulek i już samo to sprawia, że się będziemy lubić:-)

PONIEDZIAŁEK







Pozostałe rzeczy z galerii już były na blogu, ale załapały się na ponowną sesję - wszystkie je łączą melanże i przeróbki:

WTOREK





Sweterek z baskinką - prawdę mówiąc od razu, gdy go zrobiłam wiedziałam, że baskinka będzie do poprawy - za mało się falbaniła. Wtedy robiłam narzuty co dwa oczka, teraz zrobiłam co 1 oczko. Jest też nieco dłuższa. No i oczywiście wydłużałam rękawy. Nie wiem, co ja z tymi rękawami, bardzo często w noszeniu okazuje się, że są za krótkie... Lubiłam go w pierwszej wersji, ale teraz to już w ogóle uwielbiam. Chusta - prezent od Lenarda 

ŚRODA





Melanżowy sweter i spódnica po raz pierwszy w zestawie pojawiły się TUTAJ. Od tamtej pory nic w nich nie zmieniałam, są idealne takie jakie są, nadal je lubię i chętnie noszę zimą, ale warto zaznaczyć, że powstały z udziałem włóczek z bardzo starych sprutych dzianin:-)

CZWARTEK



Za to z tą sukienką... Była poprawiana już dwa razy. Niby jest w porządku, a jednak nie czuję się w niej komfortowo, więc pewnie za jakiś czas doczeka się kolejnej przeróbki;-)

W piątek nie zdążyliśmy rano ze zdjęciami, ale myślę, że i tak pokazałam ich tu ostatnio sporo, przy okazji dając dowód, że noszę swoje dzianiny:-) Mam nadzieję, że Was sobą nie przebodźcowałam;-). 

Wczoraj skończyłam mały (mam nadzieję po praniu uzyskać nieco większy rozmiar) sweterek z Baby Alpaca Silk. W robocie włóczka wydawała się idealna, ale podczas mierzenia okazało się, że jednak gryzie. Delikatnie, ale uporczywie, jak prądy na fizjoterapii. Więc do noszenia tylko z czymś pod spodem. Tym bardziej muszę uzyskać ten większy rozmiar!

Sobotę i niedzielę spędziłam na pracach porządkowych w ogrodzie. Jestem wykończona i wszystko mnie boli, a zrobiłam może z pół... Ale było FAJNIE:-D. I tymczasem nie mam nic, ale to zupełnie nic na drutach. Ciekawe jak długo wytrzymam...


niedziela, 12 marca 2023

Melanż(l)owe cz.1

Dziergam od dziecka, ale dopiero niedawno odkryłam swój ulubiony dziergalniczy obszar - to tworzenie własnych melanżowych włóczek z połączenia różnych kolorowych cienkich nitek. Odkryłam to dzięki włóczkom na cewach - część z nich dostałam, część kupiłam w IMISklep i zaczęło się szaleństwo. Przestałam prawie zupełnie dziergać z gotowych opisów - szukam swoich własnych fasonów. Zupełnie przestały kręcić mnie fantazyjne wzory - dziergam najprościej: dżersejem, ściągaczami, kratkami, ryżami, czasem francuskim, zwykle od góry.

Pod ostatnim moim postem Maria spytała czy noszę wszystkie swoje dzianiny. Tak, te, które są naprawdę moje, tak. A są moje, gdy nie tylko sama je zrobię z autorskiego melanżu, ale także, albo przede wszystkim wtedy, gdy czuję się w nich jak ja:-). Dlatego właśnie, jeśli tylko coś mi nie gra, to poprawiam do skutku, bo wiem, że jeśli nie gra, to nie będę nosić, a nie ma nic smutniejszego w dzierganiu niż nienoszone dzianiny...

PONIEDZIAŁEK







WTOREK







ŚRODA




Ta suknia już się co prawda pojawiła na moim blogu, ale pasuje do wpisu - autorsko melanżowa i poprawiana: wykończenie dołu spasowało mi chyba dopiero za trzecim razem, no i rękawy przedłużałam.

W czwartek lało, więc bez zdjęć. Piątek miałam wolny (od pracy zawodowej) - poprawiałam bordową sukienkę z ostatniego wpisu i teraz chyba jest już OK:-). Ale nie było kiedy sfotografować - w sobotę waliło śniegiem (zaczęłam nowy sweterek, bo dziwnie tak jakoś nic nie mieć na drutach), a dziś choć słonecznie, to zimno i wieje, zresztą Gina kuleje, więc i tak nie było motywacji do wyjazdu do lasu.

O i taki to był ten tydzień...

niedziela, 5 marca 2023

Nic dwa razy?

... No chyba, że moje dzianiny. Ostatnio każdą jedną robię po dwa lub więcej razy. Wygląda to tak: mam jakiś plan. Robię zgodnie z planem do końca, mierzę, coś jest nie tak, ale liczę, że może po praniu lepiej się ułoży, więc wykańczam, zaszywam nitki... Mierzę, bo może za pierwszym razem pomyliłam się w ocenie, może drugie wrażenie będzie jednak lepsze...

I nie, jednak nie będzie. Kiedyś rzuciłabym w kąt, ale teraz mam manekin. Zawieszam więc na nim rozczarowującą dzianinę i biorę się za dzierganie czegoś innego. Dziergam, ale co chwilę rzucam okiem na manekin. Aż wpada mi pomysł na zmianę. Więc rzucam to, co mam aktualnie w robocie, rozbieram manekina, pruję, na szczęście maksymalnie do pach, bo zwykle karczek i rękawy są OK (o ile nie są za krótkie, zwykle są, więc rękawy też wydłużam) i robię od nowa. Mierzę... Wydaje się dobrze, więc wykańczam, zaszywam nitki, mierzę... I, jeśli mam szczęście, jest efekt ŁAŁ:-D. Tak było ze szmaragdową tuniką:



Tak było również z melanżem różowo-szarym. To miał być sweter z długimi, rozciętymi po bokach ściągaczami, no ale kompletnie się nie układał - długie ściągacze sprawiły, że dzianina naprawdę mocno się ściągnęła, liczyłam na blokowanie po praniu, ale zanim wyprałam, wpadłam na taki pomysł i teraz jest sukienka z obniżonym stanem:-)



Bordowo-beżowa sukienka nadal jednak nie robi ŁAŁ. Podniosłam jej stan, bo wcześniej wypadał za nisko, ale teraz problematyczny wydaje mi się ściągacz. Mimo, że wykańczałam igłą, metodą elastyczną (prawie 300 oczek! Zeszło mi ponad 3 godziny!), to i tak się falbanił. W końcu wciągnęłam gumkę no i teraz niby jest OK, ale sama nie wiem... Może za nisko w ogóle ten ściągacz zaczęłam?

Nie ma zdjęć na ludziu, bo pogoda mnie zniechęca do wyjazdu do lasu i pozowania, ale postaram się na tygodniu, przed pracą, tak jak szenilowe:-)

Spokojnego nowego tygodnia:-)