Same trudne tematy się skumulowały na koniec czerwca, ale TAKIE wydarzenie, w Rzeszowie, nie mogłam opuścić, nie mogę przemilczeć.
Człowiek nie rodzi się rasistą, szowinistą, fundamentalistą, kseno- czy innym fobem. Rodzimy się pełni ufności i ciekawości świata, z naturalnością, i otwartością przyjmując dominujące w naszym otoczeniu idee i postawy. Z biegiem czasu (szczególnie, gdy nie mamy okazji skonfrontować się z "innym") nasze przekonania kostnieją i nabierają cech dogmatu. Bywa, że jesteśmy z nimi tak zżyci, iż nie potrafimy oddzielić naszych poglądów od nas samych, nie potrafimy dostrzec, gdzie przebiega granica pomiędzy naturą, kulturą, a tożsamością. Nie potrafimy zauważyć, jak opresyjne bywa społeczeństwo wobec "innego". Na krzywdę wykluczonych jesteśmy ślepi lub obojętni tym bardziej, im mocniej należymy do grupy uprzywilejowanej, a ponieważ człowiek jest gatunkiem wyjątkowo kreatywnym, potrafimy znaleźć całe mnóstwo racjonalnych powodów, dlaczego tak właśnie jest świat urządzony i uparcie bronić niesprawiedliwego porządku.
Człowiek nie rodzi się rasistą, szowinistą, fundamentalistą, kseno- czy innym fobem. Rodzimy się pełni ufności i ciekawości świata, z naturalnością, i otwartością przyjmując dominujące w naszym otoczeniu idee i postawy. Z biegiem czasu (szczególnie, gdy nie mamy okazji skonfrontować się z "innym") nasze przekonania kostnieją i nabierają cech dogmatu. Bywa, że jesteśmy z nimi tak zżyci, iż nie potrafimy oddzielić naszych poglądów od nas samych, nie potrafimy dostrzec, gdzie przebiega granica pomiędzy naturą, kulturą, a tożsamością. Nie potrafimy zauważyć, jak opresyjne bywa społeczeństwo wobec "innego". Na krzywdę wykluczonych jesteśmy ślepi lub obojętni tym bardziej, im mocniej należymy do grupy uprzywilejowanej, a ponieważ człowiek jest gatunkiem wyjątkowo kreatywnym, potrafimy znaleźć całe mnóstwo racjonalnych powodów, dlaczego tak właśnie jest świat urządzony i uparcie bronić niesprawiedliwego porządku.
Jestem białą kobietą. Heteroseksualną. Umiarkowanie zdrową, o przeciętnych dochodach. W pewnym sensie należę do grupy uprzywilejowanej. Ale! Jednak TYLKO kobietą. Na dodatek ateistką i zdeklarowaną feministką. Wiem, jakie to uczucie być wykluczoną, niewidzialną, nieistotną. Gorszą. Moje doświadczenia otwierają mnie i uwrażliwiają na krzywdę, i wykluczenie innych grup społecznych. Nawet jeżeli w pierwszym momencie ich potrzeby i argumenty wydają mi się absurdalne (bo przecież wyrosłam w innym porządku świata i należąc do uprzywilejowanej większości mogę nie znać i nie rozumieć wszystkich problemów mniejszości), to jednak za sprawą własnych przeżyć z łatwością potrafię wczuć się w ich sytuację. Później wystarczy tylko trochę refleksji i szczerości wobec siebie samej/samego, żeby postulaty "innych" przestały brzmieć wywrotowo i niedorzecznie, by okazało się, że tak naprawdę ich potrzeby są IDENTYCZNE jak moje - poczucie bezpieczeństwa, szacunku, możliwość samorealizacji, własnej ekspresji, spełnienia w związku... Jeśli ja, jako człowiek i obywatelka mogę je realizować (jako kobietę wciąż dotykają mnie ograniczenia, choć nieco innego rodzaju), to dlaczego przed innymi ludźmi prawo stawia bariery? Naprawdę nie potrzeba wiele wysiłku intelektualnego, by dojść do wniosku, że za ograniczeniami praw mniejszości stoją: trywialny lęk o utratę władzy, pozycji i wpływów, szkodliwe uprzedzenia oraz nieuzasadniony prawny i moralny paternalizm. A także, z jeszcze szerszej perspektywy, szowinizm gatunkowy, w przypadku lekceważenia, a wręcz pogardy dla zagadnień z dziedziny ekologii i praw zwierząt.
Gdy popatrzy się na walkę o prawa człowieka, o prawa obywatelskie z perspektywy czasu, wyraźnie widać, jak w ciągu lat zmieniał się ich zakres podmiotowy. Na przestrzeni wieków kolejne wykluczone grupy domagały się równości. Każda z nich w swoim czasie napotykała na bezwzględny opór. Wobec każdej uprzywilejowani ludzie i obywatele wytaczali ciężkie działa przemocy, pogardy i śmiechu. Dziś argumenty broniących ówczesnego porządku wydają się pozbawione sensu, nieracjonalne i kompletnie szalone. Tak samo będzie kiedyś z obecną dyskryminującą narracją. Głęboko w to wierzę.
Gdy popatrzy się na walkę o prawa człowieka, o prawa obywatelskie z perspektywy czasu, wyraźnie widać, jak w ciągu lat zmieniał się ich zakres podmiotowy. Na przestrzeni wieków kolejne wykluczone grupy domagały się równości. Każda z nich w swoim czasie napotykała na bezwzględny opór. Wobec każdej uprzywilejowani ludzie i obywatele wytaczali ciężkie działa przemocy, pogardy i śmiechu. Dziś argumenty broniących ówczesnego porządku wydają się pozbawione sensu, nieracjonalne i kompletnie szalone. Tak samo będzie kiedyś z obecną dyskryminującą narracją. Głęboko w to wierzę.
A tymczasem wzięłam udział w Pierwszym Marszu Równości w Rzeszowie. Rodzinnie - z mężem, córką i wnukiem (zięć miał obowiązki zawodowe). Bo dla nas wszystkich ważne było wyrażenie swojego poparcia dla walki o równe prawa dla każdego. Florek jeszcze nie wie o co chodzi, ale mam nadzieję, że w przyszłości zrozumie, że prawa człowieka, prawa mniejszości, to nie są żadne lewackie fanaberie. Tak samo jak wrażliwość ekologiczna i troska o los zwierząt. To naturalna konsekwencja przyjętego systemu wartości opartego na szacunku, tolerancji i rzetelnej wiedzy. Nie na mitach, uprzedzeniach i nieuzasadnionym przekonaniu o własnej wyższości nad innymi (ludźmi czy gatunkami).
30 czerwca spotkaliśmy się w Rzeszowie przy tęczowym Moście Narutowicza o godzinie 14, było nas sporo, pewnie ponad tysiąc ludzi, różnych, kolorowych, także z niepełnosprawnościami. Widziałam też jedną rodzinę z wózkiem, jak my. Mieliśmy wątpliwości, czy to bezpieczna impreza dla naszych dzieci, szczególnie, że organizatorzy ostrzegali, że z grup przeciwników mogą polecieć kamienie, butelki, worki z farbą i jaja... Jednak pod koniec pochodu mimo wszystko dołączyliśmy. Ludzie z kontrmanifestacji próbowali powstrzymać nasz marsz, ale na szczęście im się to nie udało. Wyglądali przerażająco. Spodziewałam się łysych głów ze środowisk kibolskich i młodzieży wszechpolskiej, ale szokiem była dla mnie obecność starszych pań, które z różańcami w dłoniach wykrzykiwały do nas nienawistne hasła. W ogóle szokujące było to zderzenie wesołego, pokojowego, kolorowego tłumu ludzi, którzy domagali się między innymi prawa do zalegalizowania swojej miłości, z pełnym nienawiści szpalerem osób z krzyżami i różańcami w rękach, wykrzykujących tak karygodne hasła, że włosy dęba stawały. Trzymaliśmy się blisko chroniących nasz pochód policjantów i przeszliśmy naszą drogę bezpiecznie.
To było wyjątkowe doświadczenie, cieszę się i jestem dumna, że mogłam wziąć w nim udział w towarzystwie swoich Najbliższych.
30 czerwca spotkaliśmy się w Rzeszowie przy tęczowym Moście Narutowicza o godzinie 14, było nas sporo, pewnie ponad tysiąc ludzi, różnych, kolorowych, także z niepełnosprawnościami. Widziałam też jedną rodzinę z wózkiem, jak my. Mieliśmy wątpliwości, czy to bezpieczna impreza dla naszych dzieci, szczególnie, że organizatorzy ostrzegali, że z grup przeciwników mogą polecieć kamienie, butelki, worki z farbą i jaja... Jednak pod koniec pochodu mimo wszystko dołączyliśmy. Ludzie z kontrmanifestacji próbowali powstrzymać nasz marsz, ale na szczęście im się to nie udało. Wyglądali przerażająco. Spodziewałam się łysych głów ze środowisk kibolskich i młodzieży wszechpolskiej, ale szokiem była dla mnie obecność starszych pań, które z różańcami w dłoniach wykrzykiwały do nas nienawistne hasła. W ogóle szokujące było to zderzenie wesołego, pokojowego, kolorowego tłumu ludzi, którzy domagali się między innymi prawa do zalegalizowania swojej miłości, z pełnym nienawiści szpalerem osób z krzyżami i różańcami w rękach, wykrzykujących tak karygodne hasła, że włosy dęba stawały. Trzymaliśmy się blisko chroniących nasz pochód policjantów i przeszliśmy naszą drogę bezpiecznie.
To było wyjątkowe doświadczenie, cieszę się i jestem dumna, że mogłam wziąć w nim udział w towarzystwie swoich Najbliższych.