czwartek, 3 maja 2012

Zapętliłam się

Zapętliłam się i zafiksowałam. Nie waham się również użyć stwierdzenia, że ogarnęła mnie obsesja. No bo jak inaczej nazwać działania, podejmowane już chyba od czterech tygodni, z pasją, zaangażowaniem i upartą nadzieją, że tym razem wreszcie się uda, gdy tymczasem w rzeczywistości efekty są równie niezadowalające, jak za pierwszym razem?

Pierwsze koty za płoty, pierwsze śliwki robaczywki, do trzech razy sztuka...  Wiadomo, że na początku nie wszystko się udaje, że trzeba być wyrozumiałym wobec siebie i cierpliwym. Talent jest darem kapryśnym, dlatego to wytrwałość decyduje o sukcesie... Chcieć to móc... Bla, bla, bla... Dyrdymały! Bo gdy kolejne próby są równie czasochłonne, co nieskuteczne, to może warto byłoby porzucić nieefektywne przedsięwzięcie? Może trzeba by odpocząć, nabrać dystansu? Przeczytać książkę, obejrzeć film, zająć się czymś innym...

Nie mogę tego zrobić! Im bardziej mi nie wychodzi, z tym większą zaciekłością próbuję znowu... Ale prawdę mówiąc zaczyna mnie to już do szału doprowadzać. Choć dostrzegam też zabawne aspekty tej sytuacji - dziergam i szydełkuję, szydełkuję i dziergam... a włóczki mi nie ubywa;). Moje hobby stało się bardzo oszczędne:)

... A skoro już wiadomo, czego dotyczy moja obsesja - żadna niespodzianka, bo czegóż innego mogłaby dotyczyć;) - przedstawiam źródło mojej frustracji, materiał, który od Świąt Wielkanocnych uparcie przerabiam oczko za oczkiem, by w parę dni później całą swoją pracę obrócić w niebyt - cholerna Sissy marki Elian:




Naprawdę fajna włóczka. Akryl, ale wygląda jak bawełna. Dość cienka, z lekko skręconymi kolorowymi nitkami. Aż się prosi, by przerobić ją w coś lekkiego i ażurowego. Na przykład w jakąś narzutkę w sam raz na chłodny wiosenny wieczór... Wiem, że można. Innym się udało. Na przykład Izuss1 wydziergała proste, a jakże praktyczne bolerko, zaś w albumie Bean znalazłam przepiękną szydełkową bluzkę. Także na stronie producenta marki Elian podejrzałam ciekawe propozycje...

A mnie nie wychodzi!

Robię według własnego planu. Założenia były banalne - prosto, szybko, falbankowo i powiewnie...
Obiecałam sobie, że to już ostatnie podejście. Jeśli i tym razem wdzianko nie będzie takie, jak bym chciała, to przysięgam, że odeślę włóczkę w robótkowy niebyt. Zakopię na dnie najstarszego pudła, w najgłębszym zakamarku pawlacza. I nie zajrzę tam przez dekadę co najmniej!

(I tak mam nadzieję, że do tego nie dojdzie... Chyba jednak jestem optymistką;)...)




Komentarze
2012/05/04 09:58:43
Podobno Mozart nie był geniuszem tylko ilość godzin jaką spędził na treningu była ogromna i każdy miałby takie same albo nawet lepsze efekty gdyby tyle pracował, więc próbuj, pruj, gniewaj się i gódź z jak w szalonym związku. Wczesniej czy później efekt zamierzony musi zostać osiągnięty. Każdemu z nas coś pasuje bardziej lub mniej.
2012/05/04 10:18:34
Bułhakow aż do śmierci poprawiał "Mistrza i Małgorzatę", więc zapętlenie jest zjawiskiem występującym w każdej dziedzinie. Może dopaść każdego z nas.
Życzę powodzenia w nadawaniu kształtu włóczce. Po kłębku, przez nitkę, do satysfakcji! :)
2012/05/04 19:30:37
Hihi, skąd ja to znam. Życzę powodzenia! Za którymś razem na pewno się uda :)
2012/05/06 17:44:21
Gdybym umiała zrobić coś więcej niż szalik na drutach (a i to musiałabym sobie przypomnieć :)), to mogłabym Cię pocieszyć i zachęcić.
A tak ... czuję się zupełnie niekompetentna :)
2012/05/06 17:58:58
Dla znalezienia się w tak doborowym towarzystwie warto się było zapętlić;)

Przy okazji donoszę, że wdzianko jest gotowe i czeka na pranie i blokowanie. Mierzeniu towarzyszyły dość mieszane uczucia, ale...
.... póki co zostaje w tej formie:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz