Ubiegłoweekendowy pobyt we Wrocławiu upłynął w miłej, rodzinnej atmosferze i, jak zwykle, dostarczył mnóstwo pozytywnych wrażeń. Stał się też pretekstem do przedstawienia siedmiu faktów związanych z
moją osobą, w ramach zabawy Versatile Blogger, do której zaprosiła mnie
Lena - bardzo dziękuję!
To moja druga runda (pierwsza była
tutaj) więc pozwolę sobie zagrać po swojemu. Bez zasad i bez nominacji. Tylko fakty. Ale za to tematyczne - wrocławskie:)
1. Kocham Wrocław.
Jest to jedyne duże miasto, o którym mogę tak powiedzieć. Darzę je ogromnym sentymentem i bezkrytycznie
podziwiam. Nie potrafię narzekać nawet na brukowane chodniki i deptaki,
które zmuszają do ciągłego patrzenia pod nogi, skutecznie odwracając
uwagę od architektonicznych atrakcji. Kocham Wrocław za wiele rzeczy - za malowniczy Rynek, Ostrów Tumski,
ogrody, parki i niebieskie tramwaje... Ale chyba szczególnie za to, że urodził się tu i wychował mój tato oraz za niezwykłe doświadczenia,
które stały się moim udziałem za sprawą zupełnie nietypowej babci.
2. Babcia Nie z Tej Ziemi.
Moja wrocławska babcia może nie była tą ulubioną, ale na pewno była wyjątkowa. Nawet z wyglądu. Przypominała wiedźmy z bajek. Odkąd pamiętam zawsze była stara i miała długie siwe włosy. Wierzyła w czary i moc natury. Kąpała mnie w mleku, a włosy płukała w piwie - pod jej opieką naprawdę mogłam poczuć się jak księżniczka:) Miała zwyczaj spacerowania latem boso po porannej rosie (dla zdrowia rzecz jasna), a wszystko, co pochodziło z jej ukochanego ogródka, miało lecznicze bądź upiększające właściwości. Nawet banalna marchewka, czy szpinak. Może i rzeczywiście miało, bo babcia w zdrowiu przeżyła 94 lata, choć przed demencją jednak nie udało jej się uchronić... Odziedziczyłam po niej wyraziste brwi, worki pod oczami oraz skórę - cienką i suchą jak pergamin, w której pomarszczę się jak rodzynka, o ile, jak się spodziewam, odziedziczę również babciną długowieczność;) Mam tylko nadzieję, że demencja mnie ominie.
3. Pierwsze własne pieniądze.
Swoje pierwsze, prawdziwe, pieniądze zarobiłam sprzedając kwiaty z babcinego ogrodu. Miałam wówczas kilka lat i nawet nie pamiętam dokładnie, czy umiałam już liczyć, ale babcia i tak zostawiła mnie samą z bukietami przy ulicznym kramiku. Pamiętam, że trochę się bałam, ale głównie byłam bardzo podekscytowana. W niedługim czasie sprzedałam wszystkie kwiaty i z pieniędzmi w ręku pobiegłam do mieszkania. A babcia powiedziała mi, że mogę je sobie zatrzymać, bo zarobiłam. Chyba nigdy w życiu nie byłam z siebie bardziej dumna, jak wtedy.
4. Ogród Botaniczny.
Choć na roślinach się nie znam, to uwielbiam je oglądać, dlatego wizyta w Ogrodzie Botanicznym jest obowiązkowym punktem każdego mojego pobytu we Wrocławiu. Mają naprawdę imponującą kolekcję. Najbardziej Ogród Botaniczny podoba mi się w maju, ale i tym razem było na co popatrzeć. Moją uwagę przykuły szczególnie sukulenty (w osobnych pawilonach afrykańskie i meksykańskie, moim zdaniem meksykańskie ładniejsze) oraz kwiaty-suszki, które doskonale pamiętam z babcinego ogródka - Aster chiński i Miechunka rozdęta - koniecznie muszę posiać u siebie, są idealne do suchych bukietów.
5. Panorama Racławicka.
Jestem wielką fanką rodziny Kossaków więc Panoramę Racławicką od dawna już chciałam obejrzeć, szczególnie po przeczytaniu, w ubiegłym roku,
Wspomnień Wojciecha Kossaka, gdzie autor szczegółowo opisuje kulisy powstawania malowidła. Spodziewałam się wielkich wrażeń, ale rzeczywistość jeszcze przerosła moje oczekiwania - prawdziwy dziewiętnastowieczny spektakl 3D! Żałowałam tylko jednego - że nie można podejść bliżej płótna i naocznie przekonać się, że to naprawdę ręcznie malowany obraz!
6. Most Tumski.
Kiedyś znałam to miejsce, jako most pająków. To był zarazem straszny (dla mnie, bo pająków się boję) i piękny widok. Szczególnie wieczorem, gdy pajęcze sieci były wyeksponowane specjalnym oświetleniem. Dziś Most Tumski kojarzy się bardziej z kłódkami, które zakochani zapinają na znak swojej wiecznej miłości. Nawet Małgorzata Musierowicz wspomniała o tym zwyczaju w swojej
ostatniej powieści. Jakoś nie jestem przekonana do takiego manifestowania swoich uczuć... Wolałam Most Tumski w grubych, pajęczych sieciach. Kłódki, to dla niego wątpliwa, moim zdaniem, ozdoba.
7. Za daleko mieszkam miły...
Mój miły Wrocław ma tylko jedną wadę - jest za daleko od mojego miejsca zamieszkania. Dzielące nas kilometry (ponad 400) skutecznie zniechęcają mnie do częstszych odwiedzin. Dawno temu, gdy dostałam prawo jazdy, uwielbiałam jeździć i robiłam wszystko, byle tylko móc usiąść za kółkiem. Teraz robię dokładnie na odwrót - wszystko, byle tylko nie musieć kierować samochodem. Po prostu nie chce mi się. Kierowanie autem jest jednocześnie nudne i wyczerpujące. Gorzej niż sprzątanie, którego również nie cierpię. Ale podczas sprzątania zawsze mogę coś obejść, skrócić, coś zostawić na potem, na coś przymknąć oko... Drogę muszę przejechać od początku do końca. Nic się nie da oszukać, ominąć albo zrzucić na kogoś innego.
O, i już:) I nawet rzeczywiście wyszło siedem, choć się specjalnie nie starałam:) Znaczy siedem punktów wyszło, bo samych faktów to przy okazji ujawniłam znacznie więcej;)