Przyznam się szczerze, że lektura ta szła mi jak krew z nosa. Trochę dało już chyba znać o sobie zmęczenie tematem, ale też i język książki jest niełatwy - mnóstwo obcojęzycznych, nietłumaczonych sformułowań i powiedzeń, sporo też polskich starodawnych słów, bardzo pięknych i dźwięcznych, ale dziś już nieco zapomnianych...
Tym niemniej jednak bardzo pozytywne odniosłam wrażenia z lektury. Podobały mi się te "barwne" słowne kompozycje, które, jak strojne suknie ówczesnych pań, może nieco ciężkie i niewygodne, ale jakże piękne, bogate i plastyczne... Nieco inaczej spojrzałam również na postać Wojciecha Kossaka. Po wcześniejszych lekturach imaginowałam go sobie jako kosmopolitę i beztroskiego hulakę, który swój talent często rozmieniał na drobne. Wspomnienia pokazały mi przede wszystkim człowieka z ogromną życiową pasją, malarza, który do swojej twórczości potrzebował tych wszystkich wrażeń, bo z nich właśnie rodziły się nowe pomysły i wrażliwość z jaką później artysta oddawał ruch i komponował sceny zbiorowe.
Niewiele wiem o malarstwie, ale to, co w pracy Kossaka zrobiło na mnie ogromne wrażenie, to sposób w jaki przygotowywał się on do swoich przedsięwzięć. Każde pole bitewne, zanim zostało namalowane, było wcześniej przez Kossaka dokładnie obejrzane. Świadkowie wydarzeń wysłuchani, czy to w formie bezpośrednich rozmów, czy poprzez badanie źródeł historycznych. Zawsze miał ogromną wiedzę o wydarzeniach, które utrwalał na swoich płótnach. To nie były romantyczne fantazje, to zatrzymane w kadrze, jak najwierniej oddane, fragmenty minionej rzeczywistości.
Czytając Wspomnienia mogłam się przekonać, że doskonale Kossak posługiwał się nie tylko pędzlem, ale również piórem. Opisuje sceny ze swojego życia piękną, elegancką polszczyzną, w sposób barwny i pełen humoru. (Teraz nie mam już wątpliwości po kim Magdalena Samozwaniec dostała swój talent - w wielu miejscach Wspomnień odnajdywałam ten sam styl, tak charakterystyczny dla narracji tej autorki). Mnie urzekł szczególnie opis Zakopanego - osady wówczas niemal nieznanej, a ze względu na swoje położenie, tak niedostępnej, że była prawdziwą enklawą polskości, do której nie trafili zaborcy ze swoją agresywną polityką. Dzięki temu opisowi dopiero zrozumiałam jakie znaczenie miało Zakopane dla ówczesnych artystów polskich, cenzurowanych i ograniczanych przez władze.
Jeśli ktoś dziś lubi literaturę podróżniczą, to myślę, że z pewnością polubiłby Wspomnienia Kossaka. Mnóstwo tu opisów jego podróży, ciekawych obserwacji z innych kultur i krajobrazów. I wszędzie daje się odczuć niepohamowany zachwyt nad różnorodnością i pięknem świata, niewyczerpany entuzjazm i radość życia. Nie ma ocen, żadnego europejskiego szowinizmu... Wszystko jest inspiracją! Jedyne negatywne treści odnoszą się do nowoczesnych kierunków w sztuce. Awangardy Kossak prawdziwie nie znosił. I artystycznych klik. I snobizmu, choć moim zdaniem, sam artysta również się przed nim nie uchronił...
I jednego mi tylko brakło we Wspomnieniach Kossaka - jego rodziny. Jest tylko Wojciech Kossak, pełen pasji artysta malarz, admirowany przez wielkich ówczesnego świata, zapalony żołnierz, kochający konie ułan polski, szczery patriota. Nie mąż, nie ojciec... Trochę tylko syn. I trochę brat...
Ale i tak polecam. Bo to niezwykła podróż w czasie. Świadectwo z pierwszej ręki o czasach i warunkach, których sami nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. Wojciech Kossak, urodzony gdy Polska nie istniała, dla którego Powstanie Styczniowe, zdarzenia wrzesińskie i wóz Drzymałły są najprawdziwszymi wydarzeniami, a nie tylko historycznymi hasłami; Polak, który w I Wojnie Światowej musiał walczyć w armii austriackiej, przeciwko Polakom z armii rosyjskiej; przeżył cud odzyskania przez Polskę niepodległości, a potem kolejny koszmar - wybuch II Wojny Światowej....
Jedno życie, a tyle doświadczeń, tyle zmian... Nie zazdroszczę, ale chętnie i z uwagą w głos tego świadka historii się wsłuchuję...
Jedno życie, a tyle doświadczeń, tyle zmian... Nie zazdroszczę, ale chętnie i z uwagą w głos tego świadka historii się wsłuchuję...
Aż chce się czytać! Bardzo zachęcająca recenzja.
OdpowiedzUsuńCieszę się:)
UsuńInstytut Wydawniczy Pax 1971. Mam, czytałam, super wrażenia:)
OdpowiedzUsuńZawsze ogarnia mnie szczególne uczucie, gdy widzę tak odległy rok wydania... Zastanawiam się, ile osób przede mną trzymało tę książkę w rękach, jakie były ich wrażenia z lektury... Czuję satysfakcję, że takie starocie wciąż są w obiegu i dla czytelników stanowią wartość, i to wcale niekoniecznie kolekcjonerską:)
Usuńkocham Twoje recenzje, tak soczyste jak brzoskwinie! mniam :-)
OdpowiedzUsuńuściski!
Dziękuję!
UsuńI smacznego:)
Kiedyś czytałam wspomnienia Kossaka. Czyta się świetnie. Fajna recenzja.-pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:) Fajnie wiedzieć, że kossakowskie losy nie tylko mnie wciągnęły:)
UsuńCiężki przypadek jak każdy artysta, który potrzebuje nietypowego jak na człowieka paliwa żeby się napędzać. No właśnie malarstwo jest mi również obce, choć w dzisiejszych czasach albo się mówi, to co wypada bo inaczej sie nie znasz albo mówisz, że to głupie, bo często jest głupie widzieć coś w niczym. Dzisiaj Kossak nie byłby Kossakiem.
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację, teraz malarstwo spełnia zupełnie inną funkcję niż kiedyś... Może dzisiaj, żeby zaistnieć, Kossak musiałby się przeprosić z awangardą:)
Usuń