poniedziałek, 31 października 2011

Renowacja - reaktywacja

Zainspirował mnie wpis Doroty, w którym napomknęła ona o ruchu wyzwolenia ubrań. W skrócie chodzi o to, by przywrócić emocjonalny stosunek do swoich strojów. Nie wyrzucać ich tylko dlatego, że w sklepie pojawiły się nowe modne fasony, lecz recyklingować. Projektować, przerabiać, poprawiać... nadając im w ten sposób szczególny, indywidualny charakter.

Podoba mi się ta idea. Pewnie dlatego, że nigdy nie lubiłam wyrzucać swoich rzeczy. Wbrew wszystkim filozofiom głoszącym potrzebę oczyszczającego wyzbywania się nadmiaru (ciekawe w którym momencie zaczyna się nadmiar?) dóbr oraz wyższości wartości duchowych nad materialnymi, moje rzeczy (i wcale w tym momencie nie mówię już tylko o ubraniach) są dla mnie w jakimś sensie naprawdę ważne. Nie lubię się ich wyzbywać. Ponadto, odkąd obejrzałam u Agnieszki rezultaty prac nad pociętymi starymi swetrami (tu i tu), sama miałam ochotę coś pociąć. Wybór padł na ażurową tunikę, podstarzałą i dość już opatrzoną, w której jednak oczami wyobraźni dostrzegłam całkiem przyjemny żakiecik. Pomysł urzeczywistniłam w ten sposób:


Rozcięłam tunikę z przodu i brzeg, dookoła (a wiec razem z dołem i kołnierzem), obrobiłam szydełkową koronką. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności (albo dzięki moim skłonnościom do gromadzenia dóbr;)) miałam w swoich zasobach włóczkę w niemal identycznym rodzaju i kolorze (Gucio/Opus, szydełko nr 4).


Kołnierz był dość szeroki, więc musiałam ściągnąć go w dekolcie sznureczkiem, żeby całość się nie rozłaziła, ale w przyszłości być może załatwię sprawę gumką.


Dwa sznurki zawiązywane z przodu jakoś mi nie pasowały, więc tymczasem pasek do przewiązywania w talii zostaje z tyłu.


Komentarze
2011/10/31 19:27:02
Przeróbka bardzo, bardzo udaną. Zyskałaś nowy, niekonwencjonalny ciuszek.
2011/10/31 21:18:53
Żakiecik wyszedł Ci wielce fikuśny, ale najbardziej mi się podobają Twoje nogi w pełnej krasie:D
Po prostu modelowe!!!
I całość pięknie skomponowana, łącznie z butami:)
2011/10/31 22:00:54
Sowo, he, he, ten żakiecik miał być właśnie po to, żeby nogi trochę zasłonić połami ściągniętymi w pasie sznurkiem, a tu się okazało, że sznurkiem trzeba ściągnąć przy dekolcie i nogi dalej na wierzchu...
Mój Wewnętrzny Krytyk truje mi w głowie, żem już za dojrzała na taki strój, zaś Wewnętrzny Luzak zachęca: chrzanić Krytyka! Łamać konwenanse!
Na razie słucham Luzaka. Może to kryzys wieku średniego?

Antonino, dzięki:) Przyjemnie jest kupić nową rzecz ale odnowić starą - to dopiero super doświadczenie i wielka satysfakcja!
2011/10/31 22:06:01
I pięknie wyszło!!!

Anka
2011/10/31 22:20:44
Piękna rzecz, co prawda osobiście nie czuję się dobrze w obszernych i dość długich rzeczach, ale to coś jest świetne a ten brąz przepiękny. Wyglądasz super a nogi masz na szóstkę z plusem.
2011/11/01 09:00:01
Ren-ya, kryzys wieku średniego to mają faceci; my mamy "życie się zaczyna po czterdziestce"!!! I tego się trzymajmy:D
A pokazywanie nóg jest Twoim patriotycznym i narodowym obowiązkiem! Czyje mamy oglądać, jeśli nie Twoje?:)
2011/11/02 12:33:54
Kochana! Aaaaależ Ty masz piękne nogi!!! Popieram poprzedniczkę - pokazywanie ich jest Twoim obowiązkiem wobec ojczyzny! :D

Co do przeróbki sweterka, to pomysł pierwsza klasa. Efekt oszałamiający - więcej takich poproszę :)
2011/11/02 13:54:08
Wyszło bardzo ładnie! Ja bym nazwała nowo powstały egzemplarz romantycznym jesiennym płaszczykiem. Podoba mi się ogromnie ! Tak na marginesie, to masz super nogi, pokazuj je częściej :)
Nie sądziłam poza tym, że ktoś oprócz mnie pamięta jeszcze o moich swetrowych przeróbkach ;)
2011/11/03 15:53:10
Dziękuję serdecznie za pochwały i zachęty! Mimo lekkiej niepewności i zażenowania pt. "czy w moim wieku jeszcze wypada?", nogi pokazywać będę, bo od zawsze jestem fanką kolorowych i wzorzystych rajstop, czy innych porciąt, a tych wszak nie da się inaczej wyeksponować:), więc póki mam nogi, to będę na nich nosić swoje ulubione rzeczy...

... Kto wie, ile mi jeszcze takiego noszenia zostało? - westchnęłam sobie przy okazji filozoficznie;)

A tymczasem, by skrócić sobie oczekiwanie na początek życia po czterdziestce;), zakupiłam kolejnych kilka par ażurowych rajstop do planowanych dzierganych sukienek:).

Agnieszko, oczywiście, że pamiętam Twoje swetrowe przeróbki. Tak mi się one spodobały, że kupiłam w lumpkach kilka swetrów do pocięcia, tylko wciąż jeszcze nie wymyśliłam w co je przekształcić. Ale to nic, bo jak przyjdzie wreszcie pomysł, to przynajmniej mam już swetry;).
2011/11/07 12:41:52
Żakiecik jest cudowny, taki bardzo kobiecy, już wcześniej zwróciłam na niego uwagę (ach jak Ja bym chciała umieć zrobić taki). I zgadzam się z poprzedniczkami, że stylizacja bardzo udana. Z drugiej strony, jak się ma tak swietną figure to i pewnie worek po kartoflach będzie na Tobie dobrze wyglądał:))
Pozdrawiam,
BlueBlue

czwartek, 27 października 2011

"Drugie życie Bree Tanner"

Książkę Stephenie Meyer "Drugie życie Bree Tanner" dostałam od koleżanki, która uznała, że uzupełni w ten sposób moją "Zmierzchową" kolekcję. I bardzo słusznie, bo po pierwsze jestem fanką Sagi o losach Belli, Edwarda i ich przyjaciół (taką już okrzepłą fanką, która co prawda dostrzega mankamenty w powieści i bohaterach, ale przywiązała się do nich przez sam fakt długiego z nimi obcowania), a po drugie jestem też fanką samej autorki, która intryguje mnie, jako osoba i pisarka po prostu.

Wymyślanie i opowiadanie historii nie jest łatwą sztuką. Przekonałam się o tym na własnej skórze, gdy próbowałam, dawno temu, opowiadać mojej córce bajki, które kiedyś opowiadała mi babcia. Niby je znałam, niby pamiętałam, a jednak okazało się, że bajanie nijak mi nie idzie. Co chwilę urywałam, zastanawiałam się, co dalej, nie umiałam wypełnić szczegółami opowiadanej historii. W moim wykonaniu opowieści były krótkie, pozbawione płynności oraz wszelkiej fantazji. Nic więc dziwnego, że od tamtego czasu osoby z fantazją strasznie mi imponują. A właściwie to myślę, że imponowały mi od zawsze, bo niby z jakiego innego powodu moimi trzema ulubionymi postaciami literackimi są: Ania z Zielonego Wzgórza - w przyszłości pisarka, Sara Crewe (Mała Księżniczka) - miłośniczka książek i opowiadaczka historii oraz Laura Shane (Grom) - pisarka?

Być może warsztat pisarski Stephenie Meyer nie charakteryzuje się szczególnymi walorami artystycznymi, a jej styl nie jest specjalnie wyszukany, jednak z pewnością nie można odmówić jej wyobraźni. Stworzenie tak obszernej historii, jaką jest Saga Zmierzchu, w której każdy wątek z czegoś wynika i do czegoś prowadzi, i wszystkie wydarzenia łączą się w logiczną całość, to, jak dla mnie, jest naprawdę wielka rzecz. Na dodatek ma się poczucie, że autorka swoje opowieści snuje z wielką łatwością, lekkością i naturalnością; tak, jakby opowiadała coś, czego naprawdę była świadkiem. Jej bohaterowie naprawdę żyją i mają swoją historię, nawet tacy, którzy pojawiają się tylko na chwilę i zaraz znikają.

Na przykład Bree Tanner.

W Sadze Zmierzchu pojawia się jedynie na okamgnienie. Przestraszoną, zdezorientowaną, boleśnie spragnioną krwi, młodą wampirzycę poznajemy tylko po to, by po kilku stronach być świadkiem jej śmierci - niełatwo jest być wampirem; ten świat rządzi się swoimi własnymi, okrutnymi prawami i zgodnie z nimi Bree musiała zostać unicestwiona. Ale w tym miejscu wyobraźnia podpowiedziała autorce, ze przecież Bree nie pojawiła się znikąd, że zanim stała się wampirem była osobą, czyjąś córką, a zanim została zabita, była nowonarodzoną wampirzycą, miotały nią różne uczucia, wątpliwości i pragnienia.

Co doprowadziło Bree Tanner do miejsca, w którym straciła życie? O tym właśnie opowiada, oparta na trzeciej części zmierzchowego cyklu, powieść pt. "Drugie życie Bree Tanner" i choć zakończenie od początku jest wiadome, to w żaden sposób nie zmniejsza to frajdy  i ciekawości podczas czytania.



Drugie życie Bree Tanner to porywająca opowieść na motywach trzeciej części sagi „Zmierzch”. Doskonale łączy tajemnicę, suspens i romantyczną intrygę. Wielbicieli Stephenie Meyer z pewnością zafascynują niezwykłe losy tytułowej bohaterki. Bree stawia pierwsze kroki w złowrogim świecie nowo narodzonych wampirów. Jej zmysły są wyostrzone, ma nadludzkie zdolności, nieograniczoną siłę fizyczną i dręczy ją nieustające pragnienie ludzkiej krwi. Wcielona do przerażającej armii nowo narodzonych przygotowuje się do decydującej walki. Wynik starcia może być tylko jeden…




Komentarze
 
2011/10/27 19:29:22
Tak, powieści S.M są dobre do czytania. Wchłonęłam - chyba tak to można określić - jej sagę. Kiedy zobaczyłam "Drugie życie..." kupiłam bez namysłu. Z tym, że sama nei wiem czego się spodziewałam po tej części. Też szybko przeczytałam, też zaciekawiła mnie historia, ale po przeczytaniu jakos tak "zniknęła" z mojej głowy, prawie nie zostawiając po sobie śladu.

Anka
 
2011/10/28 08:50:05
Rzeczywiście jest jak mówisz: czyta się z ciekawością i przyjemnością, ale nie jest to historia, która by na dłużej zawładnęła wyobraźnią i myślami czytelnika.
 
2011/10/30 13:43:43
Mnie niestety akurat tematyka "młodocianych sampirów" jakoś nie wciągnęła.
 
2011/10/31 21:10:27
Myślę sobie, że czytelnik musi być w jakiś sposób "kompatybilny" z pisarzem, żeby mu się jego książki podobały. Bo to nie tylko o to chodzi o czym jest książka.
 
2011/10/31 22:27:14
Rzadko książka jest ciekawa jeśli zakończenie jest z góry wiadome a jeśli tak jest to znaczy, że jest dobra a utrzymać wysoki poziom trudniej niż raz zabłysnąć.
 
2011/11/02 14:00:38
Bardzo lubię historie o wampirach, zarówno jako książki, jak i te zekranizowane, a nawet nie mające swych literackich protoplastów. Coś jednak z tą kompatybilnością, o której napisałaś musi być na rzeczy, bo na Meyer chyba jestem uczulona ;) Nic to, tyle fajnych wampirów dookoła :)
 
2011/11/03 15:27:53
Fakt, wampirów mamy urodzaj, nawet w naszej rodzimej kinematografii pojawił się niedawno stosowny film;D

A co do Meyer, to jej opowieści nie bez powodu skojarzyły mi się z babcinym bajaniem - ten sam klimat, przesłanie i dziecięca ciekawość po każdej przeczytanej stronie: "i co dalej..." :)

sobota, 22 października 2011

Tunika z karczkiem w paski

... to robótka, którą zaczęłam jeszcze wiosną. Ale potem zrobiło się letnio-ciepło i jakoś odechciało mi się kontynuować. Do napoczętej tuniki wróciłam dopiero teraz, a ponieważ niewiele mi jej pozostało do skończenia, to poszło szybko i oto jest:


I w sumie lepiej mi pasuje na jesień niż na wiosnę.


Wzór dołem mocno się ściąga, mimo zblokowania. Nie wiem, czy to  "zasługa" włóczki, czy kiepska jakość moich zabiegów blokujących. Liczę jednak, że po kolejnym praniu tunika lepiej się ułoży. A jeśli nie, no to spróbuję jeszcze podziałać gorącą parą z żelazka.


Tunikę zrobiłam wg opisu z Sabriny nr 1/2010.
Włóczka: Dalia (Anilux), druty nr 4.


Komentarze
2011/10/22 23:11:20
Ojjj, ale cudeńko! Wzór i kolorki świetnie dobrane - pięknie Ci wyszła ta tunika!!!
2011/10/22 23:49:15
Jakbym chciała umieć robić takie cudeńka... Fajny pies...
2011/10/23 08:13:04
Tunika rewelka, ale przede wszystkim razem tworzycie super duet!
Choć zastanawiam się, czy na Tobie cokolwiek źle wygląda;)
2011/10/23 10:41:15
Tunika niezwykle udana - ładny dobór kolorów. Świetnie w niej wyglądasz.
2011/10/23 17:59:53
Magoto, Antonino, dziękuję; kolory zainspirowane swetrem kolegi, już nie raz wykorzystywałam to zestawienie, mnie również bardzo się podoba:)

Jaga, to właściwie piesa - Brenda, uwielbia z nami spacerować i udzielać się w sesjach fotograficznych, i w przeciwieństwie do co poniektórych;) ZAWSZE dobrze wychodzi na zdjęciach:)

Sowo, hi, hi (uśmiechnęłam się skromnie), wszystko to zasługa PhotoScape'a... ale ściągający się wzór i tak wyeksponował wielką... ;)
2011/10/26 14:06:28
Żadnego ściągania ku dołowi nie widać wszystko jest w porządku. Tunika jest super i zapewne kawał roboty i czasu trzeba żeby stworzyć coś takiego. Super ciuch na idącą wielkimi krokami porę roku zwaną zimą.
2011/10/27 19:10:30
O tak, Kraszynko, zima i dzianina bardzo się lubią, a tuniko-sukienki to ostatnimi czasy moje ulubione robótki:)

niedziela, 16 października 2011

Trójkątna chusta

Z chustami zazwyczaj jest tak, że wydaje się, iż to szybka robótka. Zaczyna się od małego trójkącika, którego z każdym rządkiem wyraźnie i szybko przybywa. Tymczasem, gdy chusta osiągnie już średni rozmiar, jej brzegi stają się na tyle długie, że przerobienie jednego rzędu zajmuje naprawdę sporo czasu i ma się wrażenie, że włożona praca nijak nie przekłada się na przyrost długości.

Z tą chustą było dokładnie tak samo. Zaplanowałam sobie robótkę na weekend, a wyszło... jak zwykle... Może nawet nie byłoby tak długo, gdybym w międzyczasie, znudzona, nie rozpraszała się innymi przedsięwzięciami, ale... Tak czy inaczej, nareszcie jest i to w sam raz na dzisiejsze pierwsze przymrozki (oj, zimno było rano pozować!):


Moja chusta ma jakieś 170 cm w podstawie i około 135 cm długości ramion. Jest się czym otulić:).


A przy tym jest miękka i lekka; naprawdę milusia:)


Model wykonany wg wzoru z gazety: Sandra Extra. Szydełkowe trendy. Nr 4/2011.
Przerabiałam szydełkiem nr 4 i zużyłam około 1,5 motka Sasanki (Anilux).


Komentarze
2011/10/16 18:50:01
Chusta wygląda niezwykle pięknie. No i jest inna - wszyscy robią obecnie chusty na drutach, a te szydełkowe także mają wiele uroku.
2011/10/17 07:55:54
Ja nie odróżniam prac na szydełku i na drutach, ale chusta jest świetna w pięknym kolorze. i jeszcze porcięta masz bardzo ciekawe. Ładny byłby z nich papier do oklejania a z tymi butami po prostu super zestaw. Oryginalnie i sportowo.
2011/10/17 20:33:54
piękna chusta -pozdrawiam
2011/10/18 09:25:13
Antonino, ja też bardzo lubię chusty dziergane na drutach, ale te szydełkowane mają jeszcze tę zaletę, że jednak szybciej ich przybywa w robocie;)

Kraszynko, rozbawiłaś mnie niemal do łez... Nigdy nie spojrzałam na swoje porcięta z tej strony, naprawdę, prawdziwa z Ciebie dekupażowa pasjonatka! Ale masz rację, wzór jest idealny do dekupażu:)

Eve-jank, bardzo mi miło, dziękuję:)


wtorek, 11 października 2011

Moja Lista Książek Do Przeczytania

Jakiś czas temu u Magoty, podczas wymiany komentarzy na temat książki, której opis szczególnie mnie zainteresował, padła propozycja, bym napisała o swojej Liście Książek Do Przeczytania. Chętnie podejmuję temat, bo po pierwsze: lubię pisać o książkach, a po drugie: w tym wypadku chodzi o książki nieprzeczytane, a więc tym ciekawsze, że jeszcze nieznane, a bardzo oczekiwane. Zupełnie jak z rozpakowywaniem prezentu - niespodzianki, któremu towarzyszy uczucie przyjemnej niepewności co do tego, cóż to za atrakcje znajdziemy w środku.

No to zaczynam. Kolejność najzupełniej przypadkowa.

1. Zofia Kossak i jej cykl o wyprawach krzyżowych, obejmujący trzy tomy: "Krzyżowcy", "Król Trędowaty" oraz "Bez oręża". Fascynujące czasy i miejsca historyczne, ekspansja chrześcijaństwa, konflikty religijne i oczywiście niezwykli bohaterowie. Dziś można przeczytać o nich w encyklopediach, że żyli..., walczyli... i zginęli... Ale na kartach powieści historyczne postaci nabierają charakteru i naprawdę żyją, a wydarzenia z przeszłości stają się równie realne, jak teraźniejszość. Podobno. Wyczytałam w Biblionetce. Bardzo chciałabym się sama o tym przekonać.

2. Ken Follett, "Filary Ziemi"; poleciła mi bratowa. Według opisu z okładki jest to saga historyczna, opowieść o kilku pokoleniach bohaterów żyjących w XII, których łączy budowa katedry w Kingsbridge. Lubię sagi i lubię średniowieczne klimaty; z pewnością książka w sam raz dla mnie.

3. Markus Zusak, "Złodziejka książek" - tę pozycję znalazłam na blogu Magoty i niemal natychmiast zapałałam chęcią jej przeczytania. Z kilku powodów. Po pierwsze, znów jest to książka osadzona w ciekawych czasach historycznych, które dla wielu ludzi były sprawdzianem ich człowieczeństwa; zawsze z wielką otuchą, czytam historie o tym, że nawet w "czasach nieludzkich" jest miejsce na ludzkie odczucia i druchy, na współczucie i pomoc prześladowanym. Po drugie główna bohaterka jest miłośniczką książek; książki pozwalają jej dostrzec piękno i radość życia pomimo tego, że żyje ona w ciężkich, pełnych strachu i terroru czasach hitleryzmu.

4. Dziennik, Anne Frank. Z podobnych powodów jak wyżej, a także dlatego, iż jest to dziennik. Anne Frank zginęła, nie udało jej się przetrwać w ukryciu do końca wojny, choć brakło tak niewiele. Jakiś "życzliwy" sąsiad doniósł na ukrywających się Żydów. Ale jej zapiski stanowią jedno z ważniejszych literackich świadectw minionego czasu.

5. Warłam Szałamow, "Opowiadania Kołymskie". Również z podobnych powodów, jak wyżej. Przeczytałam już sporo literatury łagrowej, ale i tak wciąż ciągnie mnie do tego tematu i za każdym razem jestem równie wstrząśnięta tym, że to "ludzie ludziom zgotowali taki los". Myślę, że potrzebna jest pamięć o tych wydarzeniach. Potrzebna jest tym bardziej w bezpiecznych czasach, kiedy to zaskakująco łatwo zapomina się o zagrożeniach. Potrzebna jest po to, by nie dopuścić do powtórki.

6. Jochen Bohler, "Najazd 1939. Niemcy przeciwko Polsce", bo jestem ciekawa innej perspektywy kampanii wrześniowej, a ponadto w opisie na Biblionetce można przeczytać, że jest to "rzetelna wiedza historyczna i zarazem pasjonująca lektura". Nie mogę się doczekać, kiedy się o tym przekonam. Tymczasem liczę na obniżkę ceny w księgarniach.

7. Łukasz Modelski, " Dziewczyny wojenne", bo zawsze jestem ciekawa kobiecych historii; tak mało ich jest w zbiorowej świadomości. Historia ludzkości jest historią mężczyzn, a już opowieści wojenne szczególnie. A tu właśnie jest inaczej. Dziewczyny wojenne to nie tylko matki i żony żołnierzy. I właśnie o tym chcę przeczytać w tej książce.

8. Ewa Kondratowicz, "Szminka na sztandarze"; książka o kobietach, które pracowały w podziemnej "Solidarności". Z podobnych powodów, jak wyżej. Kobiety stanowiły niemal połowę osób zaangażowanych w działalność opozycyjną w Polsce. Trudno w to uwierzyć, bo niemal jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zniknęły one nagle ze sceny politycznej w demokratycznej już Polsce. Dlaczego tak się stało? Jak one same oceniają swoją pracę i swoją sytuację w strukturach opozycyjnej organizacji? Jak ułożyło się ich życie w odrodzonej RP? Bardzo chcę się tego dowiedzieć.

9. Tracy Chevalier, "Dziewczyna z muszlą". Tracy Chevalier to bardzo ciekawa autorka. Swoje fikcyjne historie opowiada tak, jakby zdarzyły się naprawdę, a to dlatego, że w fabułę wplata prawdziwe wydarzenia i historyczne postaci. Jej książki stanowią wariację o tym, jak ludzie, z naszej perspektywy ważni dla rozwoju różnych dziedzin kultury i nauki, wpływali na życie ich współczesnych. Tym razem (wcześniej czytałam "Płonął ogień twoich oczu", w której jednym z bohaterów był William Blake) powieść osnuta jest wokół wydarzeń z życia Mary Anning - jednej z pierwszych zbieraczy skamieniałości i paleontologów. Ta książka jest dla mnie interesująca także dlatego, że przedstawia kobietę podejmującą się nietypowych, w tamtych czasach dla jej płci, zajęć, pełną pasji i niezależności. Wciąż za mało się słyszy o takich kobietach i nigdy nie jest mi dość takich historii.

10. Magdalena Samozwaniec, "Maria i Magdalena". Rodziny, w których występuje takie nagromadzenie osób utalentowanych zawsze mnie fascynowały i budziły podziw, dlatego ze szczególną ciekawością mam ochotę spojrzeć za kulisy życia sławnych sióstr, dowiedzieć się czegoś jakby z "pierwszej ręki" o środowisku intelektualnej bohemy Młodej Polski (w liceum była to moja ulubiona epoka literacka), której przecież częścią były młode Kossakówny.

11. Dorota Terakowska, "Córka czarownic"; to właśnie ta książka przyczyniła się do powstania tego wpisu. Przeczytałam o niej u Magoty i poczułam się mocno zaciekawiona. Z opisu wysnułam wniosek, że książka ta wpisuje się w popularny od jakiegoś czasu nurt afirmacji kobiecych wartości i cech, takich jak: m.in.: harmonia, miłość, instynkt..., które przeciwstawione są groźnym, powszechnie utożsamianym z męskością atrybutom: przemocą, nadużywaniem siły, zniewoleniem. Fajny New Age-owski klimat:).

12. Małgorzata Musierowicz, "McDusia". Tej książki jeszcze nie ma. Ale na pewno będzie. Może za rok. Widziałam już nawet okładkę. Jako fanka sagi rodu Borejków oraz wszystkich ich krewnych i przyjaciół, czekam sobie cierpliwie:). A po "McDusi" z pewnością czekać będę na kolejne Jeżyckie historie.

13. Jacek Piekara i jego cykl o Mordimerze Madderdinie - polecił mi kolega, który był serią zachwycony (opisuje ona świat z alternatywną wizją chrześcijaństwa), choć lojalnie uprzedził mnie, że krew leje się tu strumieniami, a opisy okrucieństwa i brutalności wyzierają z każdej niemal strony. Przyznam szczerze, że zaciekawia mnie jego zainteresowanie przygodami okrutnego Inkwizytora Mordimera, lecz z drugiej strony zniechęca pełna przemocy treść. Nie wiem, czy zdecyduję się na czytanie... Wprawdzie ostatnio nie raz już usłyszałam, że zdrowo jest wyjść czasem poza swoje strefy komfortu, żeby doświadczyć czegoś nowego, co przypadkiem może okazać się dla nas bardzo pozytywnym doświadczeniem, ale... Skoro jest tyle książek, które naprawdę chcę przeczytać, to czy warto poświęcać czas na coś, do czego nie mam przekonania? Nie wiem. W każdym razie nie mówię stanowczego NIE, dlatego te pozycje nadal znajdują się mojej liście. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Uff, wszystko. Na dziś. Bo jutro może pojawić się całkiem nowy tytuł, który zawładnie moją wyobraźnią i sprawi, że te znajdujące się na dotychczasowej liście staną się mniej pociągające. Tym niemniej jednak warto było spisać te tytuły w jednym miejscu. Za rok o tej porze spróbuję swoją listę zweryfikować. Ciekawe ile książek z niej uda mi się przeczytać...

Ale jeszcze bardziej ciekawe, co pojawi się nowego:).


Komentarze
 
2011/10/11 19:55:45
No i jest lista! Tak jak się spodziewałam - bardzo ciekawie i różnorodnie :)

1. Jeszcze nie słyszałam o tych książkach, ale dopisuję do swojej listy, bo odkąd przeczytałam zbeleteryzowaną opowieść o życiu królowej Elżbiety (świetna pozycja, swoją drogą: "Najcenniejszy klejnot" G. Bidwell) bardzo chętnie sięgam po tego typu lektury.
2. "Filary ziemi" znam w formie filmu. Rewelacja! Tak nam się on spodobał, że nawet kupiliśmy sobie grę planszową na podstawie książki Folletta-przednia zabawa w zimowe wieczory. U mnie w biblioteczce czeka za to "Upadek gigantów", czyli najnowsza powieść/saga tego autora.
3. "Złodziejkę książek" polecam z całego serca!!! Już dawno żadna książka mnie tak nie poruszyła...
4. Koniecznie ląduje na liście życzeń. Uwielbiam dzienniki, a tym bardziej o takiej tematyce.
5. Święte słowa.
6. Ja chwilowo mam przesyt tego tematu, ale może kiedyś...
7. I mnie zaintrygowała ta książka. Poczekam jednak na jakieś obniżki, bo wiadomo ile kosztują nowości...
8. i 9. Hmmmm, brzmi na prawdę ciekawie. Muszę poczytać coś więcej o tych autorkach.
10. O tej książce już pisałyśmy, więc wiesz, że i ja jestem jej niesamowicie ciekawa. Z resztą chyba będzie to moja kolejna lektura - idealna na jesiennie wieczory przy herbatce.
11. Bardzo sympatyczna lektura i jest dokładnie tak jak piszesz!
12. Ojj ta Jeżycjada! Moim marzeniem jest uzbierać całą serię.
13. Coś już mi się obiło o uszy na temat Jacka Piekary. Muszę dowiedzieć się czegoś więcej.

Dzięki wielkie za tą listę! Przeczytałam z wielką przyjemnością i znalazłam kilka inspiracji, więc biorę się za przeglądanie biblionetki :)

Pozdrawiam cieplutko!
 
2011/10/11 21:48:57
Ad.12. A ja mam całą serię:). Trochę to trwało, ale uzbierałam. Kupowałam znane z nastoletnich czasów książki i sama przed sobą usprawiedliwiałam się, że to dla córki. Ale ku mojej rozpaczy jakoś jej Jeżycjada nie wkręciła (!). Więc przestałam się usprawiedliwiać: kupuję dla siebie, bo gdy wracam teraz czasami do Idy Sierpniowej, czy Kwiatu Kalafiora, to czuję się tak, jak wówczas, gdy czytałam je po raz pierwszy. To moje osobiste wehikuły czasu:).
 
2011/10/12 14:24:44
Punktem pierwszym, czyli książkami Zofii Kossak bardzo mnie zainteresowałaś i postaram się też do nich dotrzeć :) Co do wspaniałych, plastycznych i postaci historycznych, to zawsze stają mi przed oczyma fabularyzowane biografie pisane przez Irvinga Stone'a. Zachwyca mnie w nich to, jak potrafił tchnąć życie w płaskie, suche fakty encyklopedycznych żywotów :)
Natomiast z Twojej listy czytałam "Marię i Magdalenę" i bardzo mi się podobała. Wartko opowiedziana historia życia dwóch sióstr, z przymrużeniem oka ukazująca koloryt życia towarzyskiego ówczesnego Krakowa i jego elit, a działo się wtedy wiele :) Książka tak mi przypadła do gustu, że zapragnęłam jej na własność - no i jest :)
 
2011/10/12 14:53:07
Długą i ambitną kolejkę masz przed sobą. Zainspirowała mnie pozycja 2 i 3 i o ile historia to wartościowe źródło wiedzy na tematy wszelakie to zwykle czytając coś historycznego zadaję sobie pytanie o zawartość zła w człowieku, ale gdyby nie zło to historia ludzkości byłaby o wiele uboższa. Czasami mnie to przytłacza i nie kończę książki i podsumowując możemy powiedzieć, że mimo wszystko żyjemy w przyjaznych czasach.
 
2011/10/12 15:46:22
Agnieszko, a jeśli o Irvingu Stone'ie mowa, to właśnie niedawno, gdzieś w sieci, mignęła mi jego autorstwa biografia Darwina. Mignęła tak szybko, że moja świadomość nie zdążyła nawet tego zarejestrować. Na szczęście Twój komentarz wywołał to nieuświadomione wspomnienie z otchłani umysłu i oto moja lista wzbogaca się o kolejną pozycję:).

Kraszynko, no właśnie, dobrze, że mi przypomniałaś. O banalności zła bardzo często wspominał Jacek Hołówka w swojej "Etyce w działaniu" powołując się na pracę Hanny Arend "Eichmann w Jerozolimie: Rzecz o banalności zła" - tę książkę też chcę przeczytać i nawet sprawdziłam, że występuje w naszej bibliotece:).
 
2011/10/14 19:50:51
Cóż za imponująca lista. Bravo, bravo... Ja, nałogowa czytaczka (smutek na twarzy) z powyższego katalogu, nie przeczytałam ani jednej ... :(
 
2011/10/16 12:49:17
No i fajnie, wszystko jeszcze przed nami, Jago:)

środa, 5 października 2011

Bez jesienny?

Niepowszedni widok przez okno objawił się wczoraj moim oczom. W miejscu, w którym do tej pory występowały jedynie zielenie i brązy, niespodziewanie mignęło mi coś kolorowego. Zaskoczona zatrzymałam się, przyjrzałam lepiej... W pierwszej chwili nie uwierzyłam, że to, co widzę jest tym, na co wygląda, zeszłam więc na podwórko, by tę osobliwość obejrzeć z bliska... I...?

Z bliska nie było już żadnych wątpliwości: bez zakwitł!

Jako pogodowa kronikarka po prostu musiałam sfotografować i zapisać to niecodzienne zjawisko:)


No i jak tu nie wierzyć, że wszytko się może zdarzyć?


Komentarze
 
2011/10/05 20:08:09
rzeczywiście ciekawe zjawisko. zapewne bez "pomyślał", że może takie ciepło, to już wiosna.
 
2011/10/05 20:14:18
Biedny, naiwny bez... Szkoda mi go, bo już od piątku jesień ma ukazać swoją brzydką, zimną i deszczową stronę. Zmarznie, nieboraczek:(
 
2011/10/05 21:56:08
Mi też się zrobiło szkoda drzewka :( Pewnie nie on jedyny dał się nabrać...
 
2011/10/08 17:07:19
No niestety przyroda ma rozdwojenie jaźni. Byłam służbowo na zachodzie polski a tam kwitnące maki. Szkoda roślin, bo cały ten wysiłek na marne pójdzie.
 
2011/10/08 18:58:29
To chyba coś w stylu, jakbyś znalazła czterolistną koniczynę...
 
2011/10/11 17:19:11
Niniejszym uprzejmie donoszę, że pan Bez Jesienny ma się dobrze i nadal kwitnie w najlepsze, nie bacząc na dżdże i chłody.
Zupełnie odwrotnie niż ja. W gardle drapie, z nosa kapie...
Eh, jesień...

poniedziałek, 3 października 2011

Wazon w szydełkowym kubraczku

Kupiłam ten wazon, bo spodobało mi się, że jest prosty i szklany. Po kilku miesiącach użytkowania, jego prostota podoba mi się nadal, ale odnośnie właściwości materiału, z którego został wykonany, nabawiłam się w ostatnim czasie pewnych wątpliwości. A konkretnie to o jego przeźroczystość mi się rozchodzi, o to, że gdy kwiatki postoją jakiś czas w wodzie, to ona taka nieświeża się robi i w przeźroczystym wazonie wygląda to cokolwiek nieestetycznie. (Wiem, wiem, ale dopiero od niedawna, że kwiatkom wodę należy zmieniać codziennie i teraz robię to codziennie (prawie), ale wcześniej robiłam to co... cokolwiek rzadziej).

Żeby nie folgować swoim skłonnościom do przydługich wstępów, powiem krótko: wyszydełkowałam wazonikowi wesoły, zdobny kwieciem (bo przecież idzie jesień i kwiatów coraz mniej, i coraz częstsze mogą zdarzać się chwile, gdy będzie on stał na stole zupełnie samodzielnie) kubraczek. I teraz, jeśli nawet zdarzy mi się nie wymienić wody na czas, nie będzie nam to psuło wrażeń estetycznych.


Kwiatki po obwodzie są różnokolorowe i każdy, choć identyczny, jest niepowtarzalny (kolorystycznie; wreszcie mogłam dać upust swojemu zamiłowaniu do kolorów, którego jeśli nie kontroluję choć troszkę, zamienia się w otaczającą mnie pstrokaciznę).


Kubraczek powstał z pozostałej po firankach bawełny Maxi, natomiast kwiatki dziergałam zwykłym kordonkiem, szydełko 1,5 mm.


Komentarze
2011/10/03 20:24:19
Jak zwykle nieustające : wow!!! :)
2011/10/03 20:39:28
Świetny pomysł! Tak jeszcze z technicznej strony - a jak wygląda dno?
2011/10/04 07:52:39
Nie wierzę, że masz zamiłowanie do pstrokacizny a jeśli już to zapewne w szczegółach a to podobno jak najbardziej dozwolone i gustowne zresztą we wszelkich programach modowych zachęcają do używania kolorów i to takich, że aż bije po oczach. Wazon wygląda pięknie i bardzo oryginalnie w tym kubraczku.
2011/10/05 09:02:12
Ponieważ ubranko dla wazonu miałam okazję zobaczyć w realu, więc mogę dodać, że w rzeczywistości jest jeszcze bardziej delikatne, te wzorki są naprawdę drobniutkie!
Można się zachwycić:)
2011/10/05 19:50:43
Dziękuję za miłe słowa i kłaniam się nisko:).
Wzorek tak naprawdę jest prosty: same łańcuszki, słupki i oczka ścisłe.

Rebecca.fierce, dno też jest zrobione na szydełku, słupkami, w okręgu. Gdy okrąg miał już odpowiednią średnicę (nieco mniejszą niż wazon, żeby później robótka ładnie się na wazonie naciągnęła), przestałam dodawać oczka i po prostu zaczęłam przerabiać wzorem.

Kraszynko, ja mam zamiłowanie do wzorów i kolorów, które często okazuje się zdradliwe i zdarza mi się popadać w przesadę. Ale wciąż nad tym pracuję:).
2011/10/05 19:55:00
Ale mnie blox załatwił... Na własnym blogu gościem zrobił.... Niedobry blox!
2011/10/12 07:59:23
Śliczny kubraczek na wazonik. Zapraszam do mnie evejank.blogspot.com
2011/10/17 12:06:48
Prosty a zachwyca. Chyba właśnie przez prostotę, właśnie przez wielobarwne kwiatki. Chętnie bym ten pomysł kupił do swej kuchni... gdyby nie moja Negrita, dla której każda doniczka czy wazon z kwiatami jest celem niezwykłego wprost zainteresowania...
Z tysiącem serdeczności
Zygfryd
2011/10/17 16:34:12
Eve-jank, dziękuję za miłe słowa i za zaproszenie - z przyjemnością skorzystałam:). Piękne rzeczy tworzysz! Szczególnie zauroczyła mnie Afrykanka:).

Zygfrydzie i Tobie również dziękuję za odwiedziny. Bardzo mi miło:) Tym bardziej, że Twoje prace oglądałam już wcześniej i nie raz uzasadniałam nimi przekonanie, że szydełko jest dla każdego:)
A co do Negrity, to z pewnością oswoi się ze sprzętami i pewnie z wiekiem spoważnieje... zresztą, wiesz jak to jest... Ja z naszymi kotami nie mam problemu, na szczęście moje robótki ich nie interesują. Choć pamiętam, że jednego razu, gdy Fredzia była jeszcze małą kocinką, z pozostawionego wieczorem na wierzchu, nowiuśkiego motka, na drugi dzień został mi jedynie bezładny kołtun poplątanych nitek:).