Książkę Stephenie Meyer "Drugie życie Bree Tanner" dostałam od
koleżanki, która uznała, że uzupełni w ten sposób moją "Zmierzchową"
kolekcję. I bardzo słusznie, bo po pierwsze jestem fanką Sagi o losach
Belli, Edwarda i ich przyjaciół (taką już okrzepłą fanką, która co
prawda dostrzega mankamenty w powieści i bohaterach, ale przywiązała się
do nich przez sam fakt długiego z nimi obcowania), a po drugie jestem
też fanką samej autorki, która intryguje mnie, jako osoba i pisarka po
prostu.
Wymyślanie i opowiadanie historii nie jest łatwą sztuką. Przekonałam
się o tym na własnej skórze, gdy próbowałam, dawno temu, opowiadać mojej
córce bajki, które kiedyś opowiadała mi babcia. Niby je znałam, niby
pamiętałam, a jednak okazało się, że bajanie nijak mi nie idzie. Co
chwilę urywałam, zastanawiałam się, co dalej, nie umiałam wypełnić
szczegółami opowiadanej historii. W moim wykonaniu opowieści były
krótkie, pozbawione płynności oraz wszelkiej fantazji. Nic więc
dziwnego, że od tamtego czasu osoby z fantazją strasznie mi imponują. A
właściwie to myślę, że imponowały mi od zawsze, bo niby z jakiego innego
powodu moimi trzema ulubionymi postaciami literackimi są: Ania z
Zielonego Wzgórza - w przyszłości pisarka, Sara Crewe (Mała Księżniczka)
- miłośniczka książek i opowiadaczka historii oraz Laura Shane (Grom) -
pisarka?
Być może warsztat pisarski Stephenie Meyer nie charakteryzuje się
szczególnymi walorami artystycznymi, a jej styl nie jest specjalnie
wyszukany, jednak z pewnością nie można odmówić jej wyobraźni.
Stworzenie tak obszernej historii, jaką jest Saga Zmierzchu, w której
każdy wątek z czegoś wynika i do czegoś prowadzi, i wszystkie wydarzenia
łączą się w logiczną całość, to, jak dla mnie, jest naprawdę wielka
rzecz. Na dodatek ma się poczucie, że autorka swoje opowieści snuje z
wielką łatwością, lekkością i naturalnością; tak, jakby opowiadała coś,
czego naprawdę była świadkiem. Jej bohaterowie naprawdę żyją i mają
swoją historię, nawet tacy, którzy pojawiają się tylko na chwilę i zaraz
znikają.
Na przykład Bree Tanner.
W Sadze Zmierzchu pojawia się jedynie na okamgnienie. Przestraszoną,
zdezorientowaną, boleśnie spragnioną krwi, młodą wampirzycę poznajemy
tylko po to, by po kilku stronach być świadkiem jej śmierci - niełatwo
jest być wampirem; ten świat rządzi się swoimi własnymi, okrutnymi
prawami i zgodnie z nimi Bree musiała zostać unicestwiona. Ale w tym
miejscu wyobraźnia podpowiedziała autorce, ze przecież Bree nie pojawiła
się znikąd, że zanim stała się wampirem była osobą, czyjąś córką, a
zanim została zabita, była nowonarodzoną wampirzycą, miotały nią różne
uczucia, wątpliwości i pragnienia.
Co doprowadziło Bree Tanner do miejsca, w którym straciła życie? O
tym właśnie opowiada, oparta na trzeciej części zmierzchowego cyklu,
powieść pt. "Drugie życie Bree Tanner" i choć zakończenie od początku
jest wiadome, to w żaden sposób nie zmniejsza to frajdy i ciekawości
podczas czytania.
Drugie życie Bree Tanner to porywająca opowieść na motywach trzeciej
części sagi „Zmierzch”. Doskonale łączy tajemnicę, suspens i
romantyczną intrygę. Wielbicieli Stephenie Meyer z pewnością zafascynują
niezwykłe losy tytułowej bohaterki. Bree stawia pierwsze kroki w
złowrogim świecie nowo narodzonych wampirów. Jej zmysły są wyostrzone,
ma nadludzkie zdolności, nieograniczoną siłę fizyczną i dręczy ją
nieustające pragnienie ludzkiej krwi. Wcielona do przerażającej armii
nowo narodzonych przygotowuje się do decydującej walki. Wynik starcia
może być tylko jeden…
Komentarze
2011/10/27 19:29:22
Tak, powieści S.M są dobre do
czytania. Wchłonęłam - chyba tak to można określić - jej sagę. Kiedy
zobaczyłam "Drugie życie..." kupiłam bez namysłu. Z tym, że sama nei
wiem czego się spodziewałam po tej części. Też szybko przeczytałam, też
zaciekawiła mnie historia, ale po przeczytaniu jakos tak "zniknęła" z
mojej głowy, prawie nie zostawiając po sobie śladu.
Anka
Anka
2011/10/28 08:50:05
Rzeczywiście jest jak mówisz: czyta
się z ciekawością i przyjemnością, ale nie jest to historia, która by na
dłużej zawładnęła wyobraźnią i myślami czytelnika.
2011/10/30 13:43:43
Mnie niestety akurat tematyka "młodocianych sampirów" jakoś nie wciągnęła.
2011/10/31 21:10:27
Myślę sobie, że czytelnik musi być w
jakiś sposób "kompatybilny" z pisarzem, żeby mu się jego książki
podobały. Bo to nie tylko o to chodzi o czym jest książka.
2011/10/31 22:27:14
Rzadko książka jest ciekawa jeśli
zakończenie jest z góry wiadome a jeśli tak jest to znaczy, że jest
dobra a utrzymać wysoki poziom trudniej niż raz zabłysnąć.
2011/11/02 14:00:38
Bardzo lubię historie o wampirach,
zarówno jako książki, jak i te zekranizowane, a nawet nie mające swych
literackich protoplastów. Coś jednak z tą kompatybilnością, o której
napisałaś musi być na rzeczy, bo na Meyer chyba jestem uczulona ;) Nic
to, tyle fajnych wampirów dookoła :)
2011/11/03 15:27:53
Fakt, wampirów mamy urodzaj, nawet w naszej rodzimej kinematografii pojawił się niedawno stosowny film;D
A co do Meyer, to jej opowieści nie bez powodu skojarzyły mi się z babcinym bajaniem - ten sam klimat, przesłanie i dziecięca ciekawość po każdej przeczytanej stronie: "i co dalej..." :)
A co do Meyer, to jej opowieści nie bez powodu skojarzyły mi się z babcinym bajaniem - ten sam klimat, przesłanie i dziecięca ciekawość po każdej przeczytanej stronie: "i co dalej..." :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz