niedziela, 31 stycznia 2021

Mała rzecz

 ... Bo do dużych i tak ostatnio nie mam werwy. Od dawna chciałam Florkowi zrobić kamizelkę. W Dropsie znalazłam TAKĄ, spodobała mi się i jest, robótka weekendowa:






 

Ściągacze i kieszonkę dziergałam włóczką Elian Klasik, reszta to dropsowe Baby Alpaca Silk+Kid Silk. Przerabiałam drutami 3,5 mm oraz 4,5 mm.

Przez całą robotę wydawało mi się, że kamizelka wychodzi za duża, że się Florek w niej utopi, nawet zrobiłam krócej niż w opisie, a gdy wreszcie mu przymierzyłam gotową, to okazała się idealna (ciągle mi się wydaje, że to mały chłopczyk, a on jednak rośnie!),  a jeśli idealna, to znaczy, że za mała, bo zaraz z niej Florek wyrośnie... Chyba, że ją Dominika wypierze w pralce jak ten sweterek z Baby Merino, zrobiony jesienią 2019, który teraz wygląda tak:



Nie dość, że się wyciągnął jak nie wiem co, to jeszcze popruł... Nic, tylko spruć i zrobić jeszcze raz. Swojego z tej samej włóczki nie noszę, bałam się go prać, teraz boję się jeszcze bardziej. Chyba się pożegnam z takimi włóczkami, za dużo mam z nimi prania ręcznego:-(.

Na poprawę humoru kotek z Florkiem i sam kotek:-)




Mnie na ten widok robi się przyjemniej. Na chwilę.

czwartek, 28 stycznia 2021

To jest wojna!

A więc mamy to - prawnie obowiązujący zakaz aborcji. Kobiety w ciąży przestały być w Polsce podmiotem praw obywatelskich. Stały się przedmiotem - inkubatorem, albo trumną, na dziecko poczęte. "Ciężkie schorzenia płodu nie naruszają dobrostanu kobiety". No bo czy można naruszyć dobrostan wylęgarki??? Śmieszne! To jak "zgwałcić prostytutkę" - niemożliwe, he, he, he.

Episkopat polski właśnie rozpoczął nowy etap ewangelizacji - ewangelizację prawem. Co dalej? Zakaz antykoncepcji? Zakaz rozwodów? Kamienowanie za cudzołóstwo? Niemożliwe? No to czytajcie:

"Czujesz się zagubiona, zagubiony w tym, co się dzieje z naszą rzeczywistością? Zaskakuje cię to, jak bardzo się upodabnia do świata „podręcznych” z powieści Margaret Atwood? Masz rację, od kilku lat dzieje się coś bez precedensu. Czytasz wiadomości z Polski, Argentyny, ze Stanów Zjednoczonych czy Włoch i widzisz te same średniowieczne pomysły, krążące niebezpiecznie szybko po całym globie. Ktoś chce ci odebrać prawo do decydowania o intymności, o twoim ciele, o tym, jak kochać i kogo, i w ogóle jak żyć.

Ta książka opowiada o źródłach tego ciemnego, fundamentalistycznego nurtu, śledzi, kto za nim stoi. Klementyna Suchanow, autorka m.in. głośnej biografii Witolda Gombrowicza, dowodzi, że tu nic nie dzieje się przypadkiem, a kobiece ciała stały się dziś przedmiotem wielkiej politycznej rozgrywki o losy świata. Równolegle „To jest wojna” opowiada historię międzynarodowego buntu kobiet. To pisany na gorąco dziennik protestów, najnowsza historia feminizmu, który narodził się na nowo w Czarny Poniedziałek 3 października 2016, kiedy Polki, przerażone pomysłem karania za aborcję, wyszły na deszczowe ulice, by walczyć o swoje prawa. A potem szybko okazało się, że muszą tak naprawdę walczyć o wszystko."

Skończyłam czytać akurat kilka dni temu. Jestem porażona skalą tej średniowiecznej rewolucji. Zanim zdążyły opaść emocje z lektury... BUCH! - trybunał uzasadnił, a rząd opublikował wyrok na kobiety. Chce mi się krzyczeć. Mogłabym to zrobić na rzeszowskim proteście, który ma się zacząć lada chwila. Ale nie pojadę. Zwyczajnie się boję. Kto będzie jeździł z moją Mamą po lekarzach jak mi się coś stanie. Kto będzie ze mną jeździł??? No więc krzyczę w Internecie, na grupach na FB, na blogu... Jestem odurzona emocjami, wściekłością, lękiem, odrazą wobec tych wszystkich fanatyków religijnych, lub pospolitych oportunistów, albo tylko "pożytecznych idiotów", którzy być może naprawdę wierzą, że bronią "wartości chrześcijańskich", a w rzeczywistości działają na szkodę własnego kraju i wszystkich jego obywateli. I są z tego dumni! I sama nie wiem, co gorsze - czy że robią to nieświadomie, ale jednak w dobrej wierze, czy cynicznie i z wyrachowania dla osiągnięcia swoich doraźnych politycznych celów. Jedne i drugie motywy prowadzą bowiem do takiej samej katastrofy.

W książce Suchanow przytacza słowa Chorwackiej aktywistki: "Ci ludzie rozwalają społeczeństwo. Próbując wprowadzić ideologię porządku naturalnego, który dany został rzekomo przez Boga, niszczą poczucie wspólnoty. To jest bardzo niebezpieczne. Nie pozostawiają miejsca na żadne negocjacje. To jest totalitarny koncept społeczeństwa. Demonizują kolejne grupy społeczne, uchodźców, homoseksualistów, feministki, dziennikarzy, transseksualistów. Nie wiesz, kto będzie następny. Dlatego musimy stawiać opór, musimy walczyć, musimy rozmontowywać ich kłamstwa. Wojna dzisiaj, to wojna informacyjna, nie będzie w niej bomb." 

I dalej: "Gdy pracujesz na rzecz pokoju, musisz znaleźć jakiś wspólny punkt, który łączy ludzi po obydwu stronach frontu. Ale ja zdehumanizowałam fundamentalistów. Nie mam ochoty widzieć w nich ludzi. Widzę już tylko wroga, nie człowieka. Również dlatego mówię, że to jest wojna. (..) To jest dla mnie bardzo trudne, ale nie potrafię ich szanować. (...) Wojna to stan umysłu. Czujesz, że musisz kogoś unicestwić, albo musisz się bronić".

I dokładnie to dziś czuję.

środa, 27 stycznia 2021

Jadalnia

Między świętami, a Nowym Rokiem położyliśmy w jadalni nowe panele i to mnie zmobilizowało, by wreszcie ogarnąć tę przestrzeń i zagospodarować w niej dawno zrobione rękodzieła (ich pierwsze zajawki pokazywałam jeszcze w październiku - TU). Miałam urlop, nic ważnego na głowie, więc działałam bez pośpiechu i z przyjemnością. W nowej przestrzeni zawsze jest fajnie, efekt nowości robi swoje:-). Widziałam to na własne oczy, ale na zdjęciach jakoś nie. Ciasne kadry pozbawiały kontekstu, szerokie wydawały się przeładowane i chaotyczne. Odpuściłam. Odłożyłam na później, licząc na lepszą wenę i światło. Ale nic się nie zmieniło i chyba lepiej nie będzie, więc żeby nie przeciągać tematu... 

Poduszki i skarpetki na krzesła w jadalni wyglądają tak:








 

Po paru tygodniach użytkowania widzę, że dziergane poduchy na oparciach chyba nie przetrwają długo... W ogóle u mnie wszelkie poduszki to poroniony pomysł. Te na oparciach krzeseł są przywiązane, więc przynajmniej zawsze na swoim miejscu, choć wiecznie zmiętoszone nie wyglądają szczególnie reprezentacyjnie. Ale te na siedziskach oraz na kanapie są luzem, więc ciągle są wyrozrzucane i rozbebeszone. Wiem, że dla świętego spokoju powinnam się ich pozbyć, szkoda nerwów i czasu, by je bez przerwy zbierać, poprawiać i układać, ale... Ja tak lubię poduszki...


niedziela, 17 stycznia 2021

Kiszka

Sweterek w stylu lat osiemdziesiątych oraz wełnianą spódnicę (przerobioną z TEJ tuniki) planowałam sfotografować jak zwykle przy okazji niedzielnego wyjazdu do lasu. Niestety, wyjazd nie doszedł do skutku, gdyż okazało się, że w jednym kole mam kiszkę. Koło zapasowe jest, owszem, ale to takie małe kółeczko-dojazdówka, którym strach jechać w ekstremalnych, zimowych warunkach. Szkoda, bo właśnie spacer w tych zimowych warunkach w lesie mógł być naprawdę magiczny... A bardzo mi teraz trzeba choćby takiej magii, bo tytułowa kiszka dokucza mi ostatnio na zbyt wielu polach mojej aktywności.

Ale cóż, trzeba było plany skorygować. Spacer odbył się lokalnie. Nie był ani trochę magiczny - miejscowe śnieżne krajobrazy nie zapewniły dostatecznych wrażeń estetycznych i nie odwróciły swoim urokiem uwagi od tego, że jest zimno. Zdjęcia podwórkowe. Mogłabym pomarudzić jeszcze chwilę odnośnie zepsutych planów, trudnych warunków i ogólnego niezadowolenia ze wszystkiego, ale się powstrzymam.









 

Sweterek powstał z:

3 motków Tiftik Natura (Opus) - 100g/270m - 95% akryl, 5% moher

pewnej ilości Angora Gold (Alize) - 100g/550m - 80% akryl, 10% moher (przerabiałam podwójną nitką)

pewnej ilości fantazyjnej trawki Rio (Opus) - 50g/90m - 100% poliester

Spódnica to 2 motki Landscapes (Rozetti) - 100g/200m - 100%wełna - gryzie jak diabli. Do założenia tylko na grube rajstopy i halkę. Dziergałam bezpośrednio po spruciu tuniki, nie prostowałam nitki. Wyprałam dopiero gotową spódnicę. Tym razem RĘCZNIE. Po praniu nadałam spódnicy odpowiednią formę, a wszystkie oczka pięknie się wyrównały:-) 

Żeby z taką łatwością udawało się formowanie i wyrównywanie innych rzeczy!

środa, 6 stycznia 2021

Zepsułam ją!

Moją eksperymentalną, wyjątkową, piękną spódnicę! Z włóczek z Allegro. Nie było na nich metki, ale jakiś szósty zmysł podpowiadał mi, że to wełna. Ale jeśli wełna, to jakaś wyjątkowo szlachetna, bo miękka, przemiła, w najmniejszym nawet stopniu nie gryząca. Dzianina z niej była po prostu genialna w dotyku. Spódnica po wielu przeróbkach zyskała wreszcie formę, która mi odpowiadała. Uznałam, że jest to jeden z moich najlepszych projektów. Cieszyłam się z niej ogromnie, już sobie wyobrażałam jak będę ją nosić... Ale zanim miało to nastąpić uznałam, że należy ją wyprać, żeby ostatecznie uformować na mokro. Wrzuciłam do pralki razem z innymi swoimi swetrami i... SFILCOWAŁAM :-((((((((

To było już z tydzień temu, ale jeszcze się z tym nie pogodziłam, nadal się nad nią użalam i nadal złoszczę się na swoją głupotę! Bo miałam ją wyprać ręcznie, naprawdę! Ale miałam też do prania tamte swetry i w chwili zamroczenia uznałam, że mogę wrzucić wszystko razem, bo przecież mam w pralce program Pranie ręczne... A poza tym przecież może to wcale nie wełna?.... Teraz mam już niestety pewność - to była WEŁNA. Oczywiście pozostałym swetrom nic nie dolega - akrylu nie da się sfilcować.

Sfilcowaną spódnicę z wielkim bólem założyłam dziś po raz pierwszy. Jest oczywiście mniejsza, niż była, bardziej sztywna. Niezbyt ładnie się układa i jest trochę krzywa... Na pewno jest cieplejsza, ale nie jest to dla mnie dostatecznym pocieszeniem. Włóczka niebieska nie była wełniana, tylko te brązy, więc te fragmenty dziergane brązem i niebieskim nieco ratują całą sytuację, bo brąz z brązem sfilcowane są w pełnym zakresie.






 

Nie wiem jeszcze, czy będę ją nosić ale za bardzo mi szkoda jej i całej mojej pracy, by od razu wyrzucić. Może nie jest tak całkiem stracona? Po prostu dla mnie obecny stan w porównaniu z tym, co było przed praniem wypada totalnie niekorzystnie:-(


 

Z całego koszyka włóczek z Allegro (prócz Puny, jej nie ruszyłam) zrobiłam spódnicę i czapkę dla siebie, oraz dwie czapki i golfik dla Florka. Czapki są podwójne. Czapka w paski i jej wewnętrzna strona powstała w całości z resztek, bardzo jestem z niej zadowolona:-)







 

Zestaw dla Florka jeszcze nie był prany, więc nadal mogę się z niego cieszyć i z tego, jak fajnie Florkowi pasuje:-). Póki nie wyprałam swoich rzeczy byłam szalenie zadowolona z tego, jak ładnie udało mi się wykorzystać włóczkową paletę...


 

Teraz czym prędzej chciałabym zapomnieć o porażce, pilnie potrzebuję jakiegoś pozytywnego wzmocnienia, bo strasznie mnie bolą podcięte skrzydła:-(

A co poza tym w Nowym Roku? Otóż wczoraj moja Mama, wracająca sobie spokojnie ze sklepu chodnikiem, została uderzona przez samochód, który brał udział w drogowej kolizji. Wypadek wyglądał bardzo poważnie, samochód, który uderzył moją Mamę zatrzymał się na ogrodzeniu i betonowym słupie elektrycznym, który został poważnie uszkodzony i wymagał wymiany (przez co cała nasza ulica nie miała prądu aż do wieczora). Gdyby Mama była o jeden krok do przodu mogłaby nie wyjść z tego cało. Gdyby była o krok do tyłu, samochód nawet by jej nie dotknął. Ale była w miejscu, w którym była, więc została uderzona w kolana i odrzucona na bok kilka metrów dalej. Jest poobijana, na razie nie może chodzić, ale jest cała. Szczęście w nieszczęściu.

Florek wczoraj miał operację. Lekarz powiedział, że wada była skomplikowana, więc operacja trudna, ale udało mu się zrobić za jednym podejściem wszystko, co zaplanował i co trzeba było. Po operacji Florek, jako tlenozależny wcześniak z dysplazją, wymagał specjalnej opieki, ale też obyło się bez nieprzewidzianych komplikacji. Teraz trzymać kciuki, żeby się dobrze goiło. Jest już na chodzie, dopisuje mu apetyt i humor. Szczęście w nieszczęściu.

Zawsze mówiłam, że jesteśmy SZCZĘŚCIARZAMI. Choć złe rzeczy nas nie omijają, to jakoś zawsze wychodzimy z nich obronną ręką. Czego i Wam życzę z całego serca.