Moją eksperymentalną, wyjątkową, piękną spódnicę! Z włóczek z Allegro. Nie było na nich metki, ale jakiś szósty zmysł podpowiadał mi, że to wełna. Ale jeśli wełna, to jakaś wyjątkowo szlachetna, bo miękka, przemiła, w najmniejszym nawet stopniu nie gryząca. Dzianina z niej była po prostu genialna w dotyku. Spódnica po wielu przeróbkach zyskała wreszcie formę, która mi odpowiadała. Uznałam, że jest to jeden z moich najlepszych projektów. Cieszyłam się z niej ogromnie, już sobie wyobrażałam jak będę ją nosić... Ale zanim miało to nastąpić uznałam, że należy ją wyprać, żeby ostatecznie uformować na mokro. Wrzuciłam do pralki razem z innymi swoimi swetrami i... SFILCOWAŁAM :-((((((((
To było już z tydzień temu, ale jeszcze się z tym nie pogodziłam, nadal się nad nią użalam i nadal złoszczę się na swoją głupotę! Bo miałam ją wyprać ręcznie, naprawdę! Ale miałam też do prania tamte swetry i w chwili zamroczenia uznałam, że mogę wrzucić wszystko razem, bo przecież mam w pralce program Pranie ręczne... A poza tym przecież może to wcale nie wełna?.... Teraz mam już niestety pewność - to była WEŁNA. Oczywiście pozostałym swetrom nic nie dolega - akrylu nie da się sfilcować.
Sfilcowaną spódnicę z wielkim bólem założyłam dziś po raz pierwszy. Jest oczywiście mniejsza, niż była, bardziej sztywna. Niezbyt ładnie się układa i jest trochę krzywa... Na pewno jest cieplejsza, ale nie jest to dla mnie dostatecznym pocieszeniem. Włóczka niebieska nie była wełniana, tylko te brązy, więc te fragmenty dziergane brązem i niebieskim nieco ratują całą sytuację, bo brąz z brązem sfilcowane są w pełnym zakresie.
Nie wiem jeszcze, czy będę ją nosić ale za bardzo mi szkoda jej i całej mojej pracy, by od razu wyrzucić. Może nie jest tak całkiem stracona? Po prostu dla mnie obecny stan w porównaniu z tym, co było przed praniem wypada totalnie niekorzystnie:-(
Z całego koszyka włóczek z Allegro (prócz Puny, jej nie ruszyłam) zrobiłam spódnicę i czapkę dla siebie, oraz dwie czapki i golfik dla Florka. Czapki są podwójne. Czapka w paski i jej wewnętrzna strona powstała w całości z resztek, bardzo jestem z niej zadowolona:-)
Zestaw dla Florka jeszcze nie był prany, więc nadal mogę się z niego cieszyć i z tego, jak fajnie Florkowi pasuje:-). Póki nie wyprałam swoich rzeczy byłam szalenie zadowolona z tego, jak ładnie udało mi się wykorzystać włóczkową paletę...
Teraz czym prędzej chciałabym zapomnieć o porażce, pilnie potrzebuję jakiegoś pozytywnego wzmocnienia, bo strasznie mnie bolą podcięte skrzydła:-(
A co poza tym w Nowym Roku? Otóż wczoraj moja Mama, wracająca sobie spokojnie ze sklepu chodnikiem, została uderzona przez samochód, który brał udział w drogowej kolizji. Wypadek wyglądał bardzo poważnie, samochód, który uderzył moją Mamę zatrzymał się na ogrodzeniu i betonowym słupie elektrycznym, który został poważnie uszkodzony i wymagał wymiany (przez co cała nasza ulica nie miała prądu aż do wieczora). Gdyby Mama była o jeden krok do przodu mogłaby nie wyjść z tego cało. Gdyby była o krok do tyłu, samochód nawet by jej nie dotknął. Ale była w miejscu, w którym była, więc została uderzona w kolana i odrzucona na bok kilka metrów dalej. Jest poobijana, na razie nie może chodzić, ale jest cała. Szczęście w nieszczęściu.
Florek wczoraj miał operację. Lekarz powiedział, że wada była skomplikowana, więc operacja trudna, ale udało mu się zrobić za jednym podejściem wszystko, co zaplanował i co trzeba było. Po operacji Florek, jako tlenozależny wcześniak z dysplazją, wymagał specjalnej opieki, ale też obyło się bez nieprzewidzianych komplikacji. Teraz trzymać kciuki, żeby się dobrze goiło. Jest już na chodzie, dopisuje mu apetyt i humor. Szczęście w nieszczęściu.
Zawsze mówiłam, że jesteśmy SZCZĘŚCIARZAMI. Choć złe rzeczy nas nie omijają, to jakoś zawsze wychodzimy z nich obronną ręką. Czego i Wam życzę z całego serca.